Dwadzieścia trzy
W ciągu nocy cały internet zdążył rozgrzać do czerwoności. Na każdym forum pojawił się wpis o upadku Sirkel. Na kilku z nich zauważyłem swoje zdjęcie - dość niewyraźne z księgi pamiątkowej z końca liceum. Zostałem podpisany jako jedna z ofiar wydawnictwa. Gdy tylko to zobaczyłem, zamknąłem klapę laptopa z hukiem i schowałem się w sypialni.
Camilla musiała wyjść do pracy, ale co pół godziny wysyłała mi SMS'a z pytaniem, czy wszystko dobrze. Nie odpisałem na żadnego. Kiedy zaczęła dzwonić, odebrałem i odpowiadałem monosylabami.
Miałem dość. Oprócz kaszany związanej z wydawnictwem, wciąż gnębiłem się sprawą z Sophią. Kobieta nie odbierała moich telefonów. Myślałem nawet, czy nie pójść do niej osobiście. Ale kiedy byłem już ubrany, przestraszyłem się. Przestraszyłem się możliwością spotkania dziennikarza, kogoś z wydawnictwa, a nawet przebywania w jednym pomieszczeniu z Sophią.
Łzy zaczęły kapać niespodziewanie. Skuliłem się przed drzwiami wejściowymi, a całym ciałem zaczęły wstrząsać torsje. Czułem, jak powoli zapadałem się tam, gdzie nigdy nie chciałem powrócić.
To było silniejsze ode mnie. Ręka sama powędrowała do klucza przy szafce z zapasem papierosów i alkoholu, które trzymałem na kryzysowe okazje. Camilla starała się mnie przekonać, że jeśli naprawdę źle się będzie ze mną działo, to ostatnie, co powinienem zrobić, to sięgać do tamtej szafki. I tak, zdawałem sobie z tego sprawy. Nawet powiedziałbym, że jakaś część mnie próbowała zrobić krok w tył. Ale wszystko to, co zadziało się ostatnio w moim życiu, przeważyło.
Nagle całe mieszkanie wypełnił zapach petów, a dźwięk upadających butelek, stał się dla mnie na tyle miarowy, że przestałem się nim przejmować. Wszystko wydawało się takie mętne - powietrze coraz słabiej dochodziło do moich płuc, oczy traciły dawną ostrość, a dłonie stawały się cięższe. Miałem trudności, by sięgnąć po butelkę whiskey, stojącą na stole. Kiedy się sturlałem się z krzesła, nie próbowałem nawet wstać. Nogi wydawały się być zrobione z ołowiu, a kolana nieprzyjemnie chrupały przy najmniejszym ruchu.
Zanim odleciałem, usłyszałem tylko zgrzyt klucza w zamku i pisk Camilli. Potem ogarnęła mnie błoga cisza i miałem wrażenie, że już nic nie trzymało mnie na ziemi.
*
Otwarcie oczu było trudne. Najpierw spadłem z hukiem na ziemię. Wszystko bolało mnie niemiłosiernie. Wydawało mi się, że krew w żyłach na zmianę biegnie szybko i przystaje, testując moją wytrzymałość. Czy jeszcze zdołam powrócić, czy dam już sobie święty spokój. Ale coś ciągnęło mnie ku świadomości, jak dziecko ciągnie dorosłego za nogawkę.
Musicie wiedzieć, że nie wierzę w przypadki. Uważam, że wszystko, co przytrafia się w naszym życiu i ma realne wytłumaczenie. Jeśli nie od razu, to chociaż za kilka lat wyjaśni się, po kiego grzyba wkładałeś paluchy tego pracującego silnika.
Gdy tylko uchyliłem powieki, świat przekoziołkował, a ja chyba zrobiłem krok w tył. Oczy zaszły mi łzami i nic nie zapowiadało tego, by mój powrót był łatwy czy przyjemny.
Camilla siedziała na skraju łóżka. Płakała. Ryczała jak bóbr, choć bezgłośnie. Wiedziałem, że oznaczało to, iż było jeszcze gorzej, niż przypuszczałem.
Pomyślałem o Sophii - czy już ją zawiadomiła? Ale potem przyszło otrzeźwienie; z jakiej racji miałaby do niej dzwonić. Ale jeśli Sophia przyszła do mieszkania, to co wtedy? Czy opowiedziała Cam całą prawdę o naszym wyjeździe? Czy w ogóle można mówić o prawdzie w kwestii czegoś, co jest pełne niedomówień?
- Camilla, przestań, będzie dobrze.
Rozchyliłem powieki tylko na tyle, by nie przyznawać się jeszcze, że już odzyskałem przytomność, ale aby sprawdzić, jak miała się sytuacja w pomieszczeniu. A przedstawiała się następująco; w drzwiach do naszej sypialni stał Y. Był ubrany z jeden ze swoich najlepszych garniturów. Patrzył na Camillę jakoś dziwnie - jakby ze współczuciem, że musi sobie radzić z kimś takim jak ja.
- Gówno, a nie będzie dobrze. Nie znasz go. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co się teraz będzie działo. A będzie tylko gorzej i gorzej. Yngve, nie rozumiesz, że ta książka była dla niego wszystkim?!
- Jesteś pewna, że chodzi tylko o książkę?
Otworzyłem oczy i wyprostowałem się. Wszystko to stało się zbyt szybko, więc świat znowu zawirował, a ja omal nie spadłem z łóżka. Mógłbym poznać tamten głos wszędzie, ale też nigdzie nie chciałbym go już więcej słyszeć.
Ingrid spojrzała na mnie z „a nie mówiłam", wypisanym na twarzy. Wiedziała zdecydowanie za dużo i wcale nie była taka naiwna, za jaką ją miałem.
- Kenneth, mój Boże, tak się martwiłam. - Camilla objęła mnie mocno i jeszcze mocniej przyciągnęła do siebie.
Jeśli chcecie wiedzieć, to tak, czułem się jak śmieć. Pewnie dziewczyna nie przypuszczała nawet, że w ciągu tych paru poprzednich dni działo się to, co faktycznie miało miejsce. Nienawidziłem siebie jeszcze mocniej za każdym razem, gdy przyłapywałem ją na patrzeniu się na mnie z troską albo kiedy przytulała się do mnie. Wciąż żyła w złudzeniu, że wszystko było w porządku, a ja byłem na tyle wielkim konformistą, że nie miałem ochoty wyprowadzać jej z błędu.
- Nie możesz robić takich rzeczy, słyszysz? - wyszeptała mi ucha i pocałowała czule w czoło.
Ingrid wpatrywała się we mnie z jeszcze wyżej uniesionymi brwiami. Oczywiście, że liczyła, iż wszystko wyjaśnię. Teraz, w tamtym momencie miałem do tego idealną okazję. Ja jednak milczałem, ciesząc się resztką normalności. Bo wszystko to, co dotyczyło Sophii i wydawnictwa, wydawało się wisieć kilka metrów na ziemią.
- Kenneth, musisz zacząć ze mną współpracować. - Y wszedł do pomieszczenia, poruszając się bezgłośnie, i usiadł na łóżku. - Rozumiem, że to ciężki dla ciebie czas, ale tylko sam sobie go utrudniasz.
Nie odezwałem się, więc Y wziął to za wyraz mojej aprobaty.
- Śledztwo oficjalnie zostanie wszczęte dopiero jutro, ale to tylko lepiej dla nas. Sirkel na razie nie spodziewa się problemów - zresztą sam dobrze wiesz, co było w tym mailu, który ci przysłali.
Uniosłem brwi. Nie miałem pojęcia, o czym gadał mój dawny przyjaciel. Powinienem nie dać mu dojść do słowa. Los stwarzał mi tyle idealnych sytuacji na wyjaśnienie całej sprawy. Tyle razy mogłem powiedzieć stop i mieć wszystko z głowy.
Jednak mój język stawał kołkiem. Ja sam chwiałem się na krawędzi i nie widziałem żadnej pomocnej dłoni wyciągniętej w moją stronę. Nie było blisko nikogo, choć gdzieś pode mną majaczyły sylwetki Camilli i Y. Czy fakt, że czułem się taki opuszczony, oznaczał, że już znalazłem się na szczycie?
- Sirkel czuje nad wszystkimi władzę, bo wie, że ma wszystko to, na czym wam zależy. Ale spokojnie, nie mają nas w szachu. Co prawda są w posiadaniu umowy z twoim podpisem, ale nie widnieje on we wszystkich miejscach. Stary, wiesz, jakiego miałeś farta, że nie czytałeś jej całej?
Umowa.
Myśli zakołowały wokół mojej głowy, a potem nagle zwaliły mi się z impetem na sam środek czaszki. Nie wierzyłem, że chodziło o umowę, którą dała mi do podpisania Sophia. To po prostu nie wchodziło w grę, nawet biorąc pod uwagę to, w jaki sposób kobieta się do mnie odnosiła.
- Jakim cudem tak właściwie podpisałeś tę umowę, skoro na samym szczycie pierwszej strony widniał napis sprzedaż praw autorskich? Przecież trzeba być wyjątkowym cymbałem, żeby nawet tego nie przeczytać!
- Ingrid! - upomniała siostrę Camilla i chwyciła mnie za rękę. - Kenneth po prostu nie był sobą. Ale nic się nie martw, kochanie. Sophia odpowie za wszystko.
- Co?! - Odskoczyłem od Cam, jak oparzony. - O czym ty mówisz? Przecież Sophia...
- Doskonale zdawała sobie ze wszystkiego sprawę. Jestem tego pewna, Kenny. Ona współpracowała z tym wydawnictwem.
Pokręciłem głową.
- Nic o niej nie wiesz.
Camilla spojrzała na mnie z powątpiewaniem. Zawsze tak robiła, gdy się jej wydawało, że prawda jest całkowicie inna i leży po jej stronie. Ale tym razem w jej oczach dostrzegłem coś jeszcze. Jakby ból czy rozczarowanie tym, że w tak ważnej sprawie nie stanąłem po jej stornie.
- To może, Kenneth, oświecisz nas, co jest takiego w Sophii, że jesteś pewien jej niewinności? - Ingrid skrzyżowała ręce na piersiach i posłała mi wyzywający wzrok. - No chyba, że to nie jest najlepszy czas na takie rzeczy.
Powietrze nie chciało uciec mi z płuc. Im silnej próbowałem zaczerpnąć oddechu, tym bardziej ból promieniował w całym ciele. Czułem, jak Ingrid obserwowała każdy mój ruch. Jak delektowała się momentem mojej nieporadności. Oboje już wtedy czuliśmy unoszącą się w powietrzu woń mojej sromotnej klęski.
Wtedy zadzwonił telefon. Y poklepał się po kieszeniach i z tej przy sercu w marynarce wyciągnął urządzenie.
Gdy mruczał monosylaby pod nosem, czułem już, że sprawa dotyczyła mnie. Byłem pewien, że to, co miałem za chwilę usłyszeć, może być tylko kolejnym uderzeniem w twarz do kolekcji, co tylko strąci mnie z pantałyku i zagrzebie dziesięć stóp pod ziemią.
Kiedy Y rozłączył się, w całym pokoju zapanowała cisza. Nawet Ingrid wstrzymała oddech, a Camilla, miałem wrażenie, że nawet powstrzymała serce przed kolejnymi uderzeniami, byle tylko nic nie zagłuszyło słów Y.
- Znajomy z policji dzwonił.
Yngve westchnął, a nerwowe dreszcze przebiegły mi przez całe ciało. Mimo że w pokoju było ciepło, ja nagle poczułem się, jakbym dopiero co wysiadł z samochodu pod domem w Harran albo wyszedł na pomost z Sophią. Kiwnąłem ręką, aby zmusić Y do mówienia.
- Powiedział, że dzisiaj rano zatrzymali Sophię.
Niby to mój prezent dla Was na Wielkanoc, ale patrząc na to, co tu się dzieje, to nie wiem, czy dobrze zrobiłam ;))))))
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top