Dwa

Nie wiadomo, dlaczego wszystko na świecie zaczyna się w poniedziałek. Dałbym nawet sobie rękę uciąć, że Wielki Wybuch nastąpił w poniedziałek.

Woda na kawę jeszcze się nie zagotowała, a ja nadal tkwiłem w powyciąganym podkoszulku i bokserkach w szkocką kratę. Do mieszkania nie zdążyło wpaść świeże powietrze przez otwarte na oścież okna, gdy dzwonek do drzwi wydał krótki dźwięk. Camilla stęknęła coś z sypialni, naciągając na siebie kołdrę, bo znając życie, odmarzały jej stopy, a ja, nie wiedzieć czemu, ruszyłem do drzwi z łyżeczką w lewej ręce.

Nie zawracałem sobie głowy patrzeniem przez judasza, bo odwiedzali mnie zwykle albo rodzice, albo Camilla, a jedni i drudzy widzieli mnie w o wiele gorszym stanie. Gdy otwierałem drzwi, przeciągle ziewnąłem, tak, że musiałem zamknąć oczy, ale nie fatygowałem się, by zakryć dłonią usta. Dopiero przewiercające spojrzenie niebieskich tęczówek oświeciło mnie, że osoba stojąca na mojej wycieraczce w idealnie wyprasowanej koszuli, nie była moimi rodzicami. Nie była też Camillą, ani nikim bliskim. Co więcej, była postacią, która jak później się okazało, odegrała jedną z kluczowych ról w moim życiu.

Przełknąłem głośno ślinę i w uniosłem w zdziwieniu brwi. Wydawało się, że kojarzyłem mężczyznę z siwymi włosami, który przede mną stał, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd.

— Pan Kenneth Gangnes?

Pokiwałem głową. Wtedy dostrzegłem też młodszego chłopaka za plecami starca, który patrzył się na mnie, próbując ukryć śmiech. Nadął usta i wbił rozbawiony wzrok w podłogę. Starszy obrzucił go karcącym spojrzeniem, ale byłem niemal pewny, że w kąciku jego ust błąkał się niemały uśmiech.

— Dzień dobry, Jonas Granat, naczelny wydawca wydawnictwa Sirkel. Mógłbym zająć panu chwilę?

Prawa ręka zatrzymała się w połowie drogi do mojej twarzy. Siłą woli powstrzymałem się przed starciem z twarzy śliny mężczyzny. Facet niebywale pluł i trochę przypominał mi moją nauczycielkę geografii, mówiącą „Big Bang". W innej sytuacji pewnie poprosiłbym, aby powtórzył po mnie te dwa słowa, ale wtedy, gdy zdałem sobie sprawę, z kim miałem do czynienia, cholerna łyżeczka wyślizgnęła mi się z ręki, a sam sięgnąłem po pierwszy sweter z wieszaka. Podczas gdy ja próbowałem się wcisnąć w różową bluzę Camilli, metalowy przedmiot uderzył z łoskotem w podłogę. Czułem się jeszcze bardziej zawstydzony niż wcześniej i najpewniej moja twarz przybrała barwę buraka, zważywszy na fakt, jaki miała jasny odcień.

Jonas przyglądał mi się już z lekkim zniecierpliwieniem, a w tym cholernym swetrze wyglądałem jeszcze gorzej. Zaprosiłem obu do kuchni i korzystając z ich chwilowej nieuwagi, zrzuciłem z siebie sweter i poprawiłem włosy, które jak zwykle sterczały w każdą stronę. Rozpaczliwie rozglądałem się za spodniami, ale żadnych nie widziałem.

Mężczyźni zajęli miejsce przy stole. Pech chciał, że poprzedniego wieczoru urządziłem libację alkoholową, przez co na blacie stał równiutki szereg butelek po piwie. Jonas zanim usiadł, wyłączył elektryczny czajnik i zalał kubek z kawą wodą. Potem starł z krzesła niewidzialne okruchy i dopiero po tym zajął swoje miejsce. Z młodszym chłopakiem nie było żadnych problemów.

— Podać coś do picia? Kawę, herbatę? — Próbowałem uratować swoją reputację, przetrząsając szafki w poszukiwaniu ciastek, ale znalazłem tylko kilka papierków z okruszkami. Kiedy przyjąłem do wiadomości, że byłem beznadziejnym panem domu, ze spuszczoną głową usiadłem przy stole.

— Nie, dziękujemy, my tylko na chwilę. — W trakcie wypowiedzi mój stół zdążył się pokryć kropelkami śliny, ale dobrze wiedziałem, że nie prezentowałem się lepiej, więc postanowiłem trzymać gębę na kłódkę. — Zapewne zastanawia się pan, dlaczego zdecydowaliśmy się pana odwiedzić. W końcu zwykle to autor musi zabiegać o uwagę wydawnictwa. Jednak w tym wypadku jest zgoła inaczej. — Westchnął, rozglądając się po pomieszczeniu.

Dopiero teraz dostrzegłem, że nie był tak stary, na jakiego wyglądał. Miał co prawda siwe włosy, ale nazbyt gęste, by być klasyfikowanym do staruszków. Oczy były przepełnione ciekawością, a niżeli oskarżycielską reprymendą, i wydawał się mieć koło czterdziestu lat. Młodszy natomiast musiał być mniej więcej w moim wieku. Podobnie jak Jonas, jego oczy były niebieskie, ale raczej znudzone. Sam też był trochę przygarbiony i nie miał ani jednego włosa na głowie.

— Sprawa wygląda tak: pańska książka jest naprawdę dobra. A jeżeli ja mówię, że coś jest naprawdę dobre, to musi być cholernie perfekcyjne.

Otworzyłem w zdziwieniu usta. Pewnie nie dodało mi to uroku ani charyzmy, jednak nigdy nie spodziewałem się usłyszeć takich słów. Tym bardziej, że zaczynałem zdawać sobie sprawę, kim był Jonas Granat.

— Nasz wydawnictwo, Sirkel, jest jednym z najbardziej renomowanych w Norwegii. I w tym tkwi cały problem. — Rozparł się na krześle i przeczesał dłonią włosy. Nigdy nie widziałem, aby osoba w jego wieku poprawiała swoją fryzurę (może dlatego, że większość nie miała już czego poprawiać).

— Ale jest jakiś problem z książką? Chodzi o to, że nie wydajecie tego typu literatury?

Jonas energicznie pokręcił głową.

— Nie, nie o to chodzi. Wydalibyśmy nawet powieść erotyczną, gdyby była dobrze napisana. Problem tkwi w panu. — Wycelował we mnie wskazujący palec.

Nie powiem, trochę mnie to zdenerwowało, a przede wszystkim zasmuciło. Już zacząłem tworzyć w głowie scenariusze, w których otwieram drzwi w cholernym garniturze i z krawatem, a Jonas z chłopakiem rzucali się do moich stóp. Popatrzyłem na swoją koszulkę i bokserki. Mężczyzna miał wiele racji, więc nie mogłem go za nic obwiniać.

— Ale niech się pan nie wygłupia. Nie widzę problemu w pańskim ubraniu. — Wydawał mi się czytać w myślach. Na jego twarz zakwitł uśmiech. — Mam na myśli pańskie wykształcenie. A właściwie jego brak.

Przygarbiłem się na te słowa. Czyli jednak studia miały odgrywać większą rolę w moim życiu, niż przypuszczałem.

— Nie wymagam, aby zgadzał się pan na nasze warunki. A może inaczej – nie wymagam, aby wydawał pan swoją powieść w naszym wydawnictwie. Chodzi mi jednak o to, że jeśli pan zdecyduje się to zrobić, będzie pan zmuszony dokonać kilku formalności. A najważniejszą z nich jest wykształcenie.

Nastała cisza. Nie taka zwykła cisza, gdy nie wiecie, co powiedzieć, ale ta, kiedy w filmach słychać świerszcze, a wam wydaje się, że los całego świata spoczywa na waszych barkach.

— Mam zmarnować pięć lat życia, tylko po to, aby mieś jakiś świstek? — wydusiłem w końcu.

— Nie! Zwariował pan? — Jonas złapał się za głowę. — Nie chcemy, by zaliczał pan całe studia. Wystarczy nam roczny kurs kreatywnego pisania. Zresztą, w ciągu tego roku może pan poprawić swój warsztat, a gdyby tak było, pańska książka stałaby się arcydziełem! —  Wyrzucił ręce w powietrze. —  A tak się składa, że teraz zaczyna się taki na uniwersytecie tu, w Oslo. Oczywiście pokrylibyśmy wszelkie koszty. Co pan o tym sądzi?

Zastanowiłem się chwilę. Zdawałem sobie sprawę, że wydawnictwo dobrze zadba o reklamę mojej książki. Poza tym, nie było wiadome, czy inne zainteresowałyby się jej wydaniem. Pracowałem w sklepie odzieżowym i wierzcie mi lub nie, nie była to moja wymarzona praca. Sny o wydanej książce, która dumnie stałaby na półce w sklepie, wydawały się bliższe niż kiedykolwiek wcześniej, więc rok zwłoki nie wydawał się tak złym pomysłem. W dodatku jeżeli miałbym studiować za czyjeś pieniądze, to wydawało się to jeszcze lepszą koncepcją.

— Dobrze, zgadzam się. Co mam teraz zrobić?

Jonas klasnął w ręce ze szczęścia. Odwrócił się do młodszego chłopaka, który jak dotąd nie był w ogóle zainteresowany przebiegiem rozmowy, jednak pod spojrzeniem mężczyzny, chwycił w dłonie notatnik i pokiwał nerwowo głową.

—To mój syn, Andreas. Na razie się szkoli, ale wiem, że za kilka lat zajmie moje miejsce. — Wypiął dumnie pierś i poklepał chłopaka po ramieniu. Andreas skulił się po uderzeniu ojca i ledwo słyszalnie syknął. Gdy tylko Jonas odwrócił się w moją stronę, syn rozmasował obolałe ramię, a ja nie mogłem wyjść ze zdumienia, jak na pierwszy rzut oka ci mężczyźni się różnili. — W każdym razie Andreas zajmie się wszelkimi formalnościami i za kilka dni przekaże panu wszelkie potrzebne informacje. Prosiłbym tylko o podanie numeru telefonu do łatwiejszej komunikacji.

Gdy tylko napisałem ostatnią cyfrę, Andreas niemal wyrwał mi notatnik z rąk. Bez słowa wyszedł z mieszkania, a zaraz za nim zniknął Jonas, opowiadając, jak będzie mi się dobrze powodziło u jego boku. Dopiero kiedy zniknął za drzwiami, mogłem wytrzeć twarz, biorąc przy tym oddech –chyba pierwszy od czasu dzwonka do drzwi. Oparłem czoło o ścianę i po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że tak naprawdę, wcale nie musieli to być przedstawiciele wydawnictwa. Szybko starałem się zmienić podejście, ale idea zawsze znajdowała się gdzieś z tyłu głowy.

— Dlaczego mój różowy sweter leży na podłodze? I kim była ta dwójka, która zachowywała się co najmniej dziwnie?

Camilla stanęła ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i popatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem. Miała na sobie jedną z moich koszul i muszę przyznać, że wyglądała o niebo lepiej, niż ja wtedy.

Sam nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć, bo wydawało mi się, że od czasu pobudki minęły lata, a nie pół godziny. Przyciągnąłem dziewczynę bliżej do siebie i pocałowałem w czubek głowy. Cholernie dobrze pachniała i miałem ochotę spędzić z nią tak cały dzień.

— Nie wiem, Cam, ale wydaje mi się, że nasze życie może nas zaskoczyć, nawet jeśli mamy na sobie starą koszulkę i szkockie gacie.





Możemy świętować - Johansson zgolił brodę i wygląda jak człowiek! 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top