rozdział 93

Razem z Victorem weszliśmy na plan przez duże, metalowe drzwi. Tak naprawdę nie interesowało mnie nic innego, niż Mac. Od razu zacząłem się rozglądać i uśmiechnąłem się czule, kiedy zobaczyłem go w tym wielkim pomieszczeniu. Akurat odgrywał scenę kłótni i głośno krzyczał, dlatego zlokalizowanie go nie było trudne. Zagryzłem dolną wargę, bo Hilton... Był cholernie seksowny, jako wampir. Uwielbiałem serial, w którym grał. Był po prostu ciekawy, a fabuła zaskakiwała. Jednak granie głównej roli przez Maca było największym powodem dlaczego go oglądałem. Kochałem go naprawdę mocno i wszystko co było z nim związane było dla mnie bardzo ważne.
Spojrzałem na Vicotra i nie mogłem powstrzymać uśmiechu. O dziwo, on też był wgapiony w jedną z osób, z którą Hilton właśnie odgrywał scenę. To był nie kto inny, jak Chase Cooper. Parsknąłem śmiechem.
- Wiedziałem, że się ruchacie. - powiedziałem pół szeptem w stronę Victora i trąciłem jego bok łokciem.
- Nic z tych rzeczy! - od razu na mnie spojrzał, a na jego policzkach pojawiły się wyraźne wypieki.
- Ale chciałbyś?
- N-nie... Nieważne. - zakłopotał się i odwrócił wzrok. - Lepiej poczekajmy na naszych... znaczy... Na twojego chłopaka bliżej sceny.
- Mam lepszy pomysł, Victor... Jest tu jakieś małe pomieszczenie?
- Garderoba pana Maca?
- Idealnie. - kiwnąłem głową. - Popilnuj Bestii i kiedy skończą grać, wyślij Hiltona do mnie. Chcę spędzić z nim trochę czasu sam na sam.
- Jeżeli chodzi o czułości nie ma potrzeby, aby je ukrywać. Nawet reżyser wie, że jesteście razem.
- Ta... Ale tu chodzi o coś znacznie głębszego. - uśmiechnąłem się do niego niewinnie. To nic złego, że chciałem pobyć z Hiltonem trochę sam na sam. Nawet na pięć minut.
- O-oh... Rozumiem. - kiwnął głową i złapał się za ramię.
Cieszyłem się, że Victor tak świetnie mnie rozumiał i nie zadawał dodatkowych pytań. Widziałem, jak dbał o to, abym dodatkowo się nie denerwował. Wiedziałem, że to sprawka Hiltona i jego nadopiekuńczości. Może byłem osłabiony, ale to nie robiło ze mnie emocjonalnej kaleki i wciąż miałem prawo się złościć.
Pocałowałem Bestię w główkę i przekazałem ją Victorowi. Od razu ją przytulił i uśmiechnął się od ucha do ucha. Było widać, że lubi zwierzątka.
Znów rozejrzałem się wokół. Nogi mi drżały słysząc kolejne krzyki Hiltona. Był kurewsko seksowny i już nie mogłem się doczekać aż w końcu weźmie mnie w ramiona i bardzo mocno przytuli. Mieliśmy siebie na co dzień, ale ja zdążyłem się za nim stęsknić podczas tej kilkugodzinnej rozłąki.
W pomieszczeniu rozbrzmiał się głośny krzyk 'cięcie' i zaraz po tym wszyscy zaczęli bić brawa. Mac uśmiechnął się szarmancko i zszedł ze sceny. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Uśmiechałem się, a nogi drżały mi ze słodkiego stresu. Zszedł metalowymi schodkami z podestu, na którym odgrywał scenę i w końcu nasze spojrzenia się spotkały. Hilton zatrzymał się na chwilę, jakby nie do końca pojmując co widzi. Po chwili uśmiechnął się szeroko i zaczął zmierzać w moją stronę.
- Niunia. - powiedział głośno z oddali i podbiegł do mnie. Od razu złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi w oczy i zaczął się śmiać. - Trzęsiesz się, jak gówno w przerębli.
- Mac, kurwa... Twoja wina. - objąłem go w pasie i mocno się w niego wtulilem.- Trzeba było mnie nie zostawiać.
- Nie miałem sumienia cię budzić.
- Kretyn.
- Słodko spałeś i Bestia też.
- Okej, Bestia to mocny argument. Wybaczam. - zaśmiałem się i zacisnąłem palce na jego plecach w tym miejscu, które tak bardzo uwielbiałem. - Idziemy do... Twojej garderoby, Mac? - szepnąłem cicho i przymknąłem oczy.
- Chcesz przetestować wytrzymałość toaletki?
- Kto wie. - zaśmiałem się i spojrzałem na niego figlarnie. On uśmiechnął się zadowolony i lekko przygryzł dolną wargę.
Hilton odsunął się nieco by złapać mnie za dłoń.
- Victor... Siema. - uśmiechnął się, patrząc w stronę mojego szofera.
- Dzień dobry, panie Mac.
- Cooper kazał ci przekazać, jeżeli będę cię widział, żebyś się u niego stawił zaraz po przyjeździe. Najlepiej w jego garderobie.
- Coś się stało? Jest na mnie zły?
- Wręcz przeciwnie, Victor. Jest z ciebie bardzo zadowolony. Mówił, że spisujesz się lepiej, niż jego meneger, a to coś znaczy. - poklepał go po ramieniu, niczym dumny ojciec z syna. - Tak na marginesie... Trzymam za was kciuki. - szepnął i puścił mu oczko. Zaczął ciągnąć mnie w stronę wyjścia.
- Ja też! - krzyknąłem szeptem, odwracając się przez ramię.
Victor uśmiechnął się lekko i spojrzał w dół. Miło było patrzeć, jak dumą rozpierała go od środka, ale wciąż w skromny sposób. To była prawda, że Victor był zajebisty i ogarnięty w wielu sprawach, bardziej niż nie jedna mama. Podziwiałem go za jego wszechstronność. Wiedział nawet, w którym McDonald's w Hollywood serwują najbardziej dorodnego kurczaka. Musiał mieć doświadczenie, a wyglądał tak dobrze. Skubany. Pozazdrościć metabolizmu i wątroby.
Wyszliśmy z planu filmowego. Mac ciągle prowadził mnie za rękę. Na korytarzu nie było okien, a światła były zgaszone. Było ciemno i nie miałem pojęcia gdzie idę. Wiedziałem, że kierujemy się do garderoby Maca, ale klimat niczym z horroru przyprawiał mnie o dreszcze. Nie było widać nawet koloru ścian.
- Kotku... - mruknąłem cicho, patrząc na jego plecy. - Masz dzisiaj jeszcze dużo pracy? - zapytałem, dorównując Hiltonowi kroku.
- Troszkę. Zejdzie się parę godzin. Jutro idziemy w teren. Mamy kręcić scenę w galerii handlowej i jakiś kamienicach.
- Czyli... Będziesz mieć mało czasu?
- Dla ciebie będę mieć dużo czasu, niunia. Co cię tak martwi?
- Tęsknię. No i te wszystkie kurwy patrzą na ciebie jakby chciały cię zerżnąć.
- Jak się pospieszymy to zdążymy się trochę pobzykać.
- Mac... - zatrzymałem się i pociągnąłem go za rękę. Stanął w miejscu i spojrzał na mnie w dół. Jego oczy lśniły. Był taki przystojny, że aż westchnąłem. Jebany, zidiociały ideał.
- Nie chcesz się pobzykać?
- Chcę! Oczywiście, że tak!
- Więc o co chodzi?
- Ja... Ja po prostu... Jestem zazdrosny!
- Zazdrosny? - uniósł brwi. - Skarbie...
- Spodziewałem się, że będziesz mieć dla mnie mało czasu, ale ta jebana czarownica to...
- Mac, jak dobrze cię widzieć! - damski głos przerwał moją wypowiedź.
W jednej sekundzie zesztywniałem. Ścisnąłem mocniej dłoń Hiltona i przesunąłem się do niego odruchowo. Wiedziałem kto przyszedł. To była ta jebana czarownica Morgana. W kolejnym sezonie dostała większą rolę i odjebała jej szajba. Myślała, że jest boginią, ale dla mnie była jedynie szmatą, która mogłem wypolerować sobie buty.
Odwróciłem się, a moje oczy spotkały się z wielkim dekoltem i jeszcze większymi cycami. Prawie było widać jej suty. Naprawdę była szmatą. Przynajmniej dla mnie, bo byłem kurewsko zazdrosny. Ciemna karnacja, długie czarne włosy i ładna twarz, brązowe oczy. Wysoka, figura modelki. Tak w skrócie ideał nie jednego faceta. Czułem jej wzrok na sobie. Suka, chciała pokazać, że jest lepsza ode mnie i co gorsza wychodziło jej to. Leciała na Maca i najwidoczniej zdawała sobie sprawę kim jestem. Ale chuj, Hilton był mój, więc miałem przewagę. Mogła się jebać.
-O hej... Roxanne. - powiedział bez większego entuzjazmu. -  Jak przygotowania do pierwszej, prawdziwej roli?
- Czuje się świetnie od kiedy dowiedziałam się, że mamy razem tyle wspólnych scen. - zrobiła krok w jego stronę i zatrzepotała doczepianymi rzęsami. - A to ten słynny Rene, tak?
- Tak, to moje słonko. Poznajcie się.
- Hej. - uścisnąłem jej dłoń.
- Miło cię poznać. Eva, dla przyjaciół Roxanne. Mac dużo o tobie opowiadał. Faktycznie jesteś piękny. Gdybyś był kobietą miałabym dużą konkurencję.
I tak ją miała. Jeżeli myślała, że tak łatwo zrezygnuje z Maca to grubo się myliła. Nie miałem zamiaru odpuszczaj jej tak łatwo, a byłem gotowy nawet interweniować gdyby przystawiała się do niego za bardzo.
- Całe szczęście, że jestem facetem.
- Tak, to zaskakujące, że Mac ciebie wybrał.
- To raczej Rene wybrał mnie, Roxanne. - wtrącił się Hilton. - Jedyna osobą, która nigdy nie leciała na mój hajs...
- I wygląd. - dodałem, przerywając mu wypowiedź.
- Tak... Nie wiem co w tym dziwnego, że starałem się o tak piękną osobę.
Może to zabrzmiało, jakby Mac prawił mi komplement odnośnie wyglądu, ale rzeczywistość była trochę inna. Hilton powiedział to w kontekście mojej osoby. Był słodki, że tak uważał, mimo że ciągle klnąłem, wyzywałem go od idiotów i czasem odpierdalałem totalne gówno. A raczej często.
- Zdaje się... Że rozumiem. - wzruszyła ramionami. - Ale kiedy poznałam cię pierwszy raz byłam pewna, że babiarz z ciebie. A przynajmniej tak słyszałam z historii. Ludzie mówią o tobie różne rzeczy.
- Zapewniam cię, że Mac woli mój tyłek od jakiejkolwiek cipki. Nie potrzeba drążyć tematu. - starałem uciąć tę rozmowę, ale ona nie dawała za wygraną.
Mac uśmiechnął się do mnie głupio, a ja tylko westchnąłem ciężko. Nie czułem się zbyt dobrze przez jej towarzystwo, a idiota jak zwykle we wszystkim widział coś zabawnego. W sumie to był słodki.
- Wiesz jacy są faceci, Rene. Sam nim jesteś. - zarzuciła włosami. - Pięknej kobiecie nawet gej się nie oprze.
- Największa głupota jaką słyszałem.
- Czyżby?
- Kochana, właśnie rozmawiasz z gejem i jakoś na ciebie nie lecę.
- Tak, ale twój facet nie do końca jest gejem.
- I co z tego?
- Przestań. - Mac w końcu wtrącił się do rozmowy i stanął między nami. - Przestań mówić o takich rzeczach. - spojrzał jej wyzywająco w oczy. - Mowiłem ci coś.
- I co z tego, Mac? - zaśmiała się wrednie.
Serce dziwnie mnie zabolało. Ewidentnie o czymś nie wiedziałem. Zdawałem sobie sprawę, że gdzieś w głębi duszy Macowi podobają się kobiety i obawiałem się, że któregoś dnia rzuci mnie dla dojebanej laski. Nie miałem cycków, ani juicy tyłka, o długich włosach i paznokciach nie było nawet mowy, a on to uwielbiał. Był babiarzem od zawsze. Wiedziałem to. I nawet do teraz nic się nie zmieniło w tej sprawie.
Mój oddech nieco przyspieszył. Zdenerwowałem się. Puściłem rękę Hiltona i zacząłem iść w przeciwną stronę.
- Rene. - zapytał, obracając się za mną. - Gdzie idziesz?
Nie odpowiedziałem. Bo nie wiedziałam gdzie idę. Logika. Chciałem po prostu nie widzieć tej szmaty na oczy. Zrobiła to specjalnie i z niewiadomych przyczyn doskonale wiedziała gdzie uderzyć, żeby zabolało najbardziej.
- Rene! - krzyknął, widząc że nie odpowiadam, ale mimo wszystko nie szedł za mną. Chyba wiedział, że chciałem pobyć sam.
Miałem wrażenie, że przegrałem tę małą bitwę z Roxanne. Victor kazał mi być spokojny, ale nie mogłem być, skoro ktoś chciał rozbić mój związek. Ewidentnie.

Jebana dziwka Roxanne. Miałem ochotę ja zniszczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top