Rozdział 92
Nie wierzyłem w to, że siedziałem w prywatnym samolocie z szampanem w pozłacanym kieliszku i ręką Maca Hiltona w majtkach przez całą drogę do Hollywood.
Zaparłem się mocno dłońmi o podłokietniki, czując jego palce głęboko w sobie. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu, mocno gryząc dolną wargę.
- M-mac... Dochodzę.
- Znów? Słodkie... - zaśmiał się seksownie i położył dłoń na mojej piersi. - Dasz radę tylko od tyłu?
- Może... Tak. - westchnąłem cały w skowronkach i chętniej usiadłem na jego dłoni. - B-boże, Mac... - jęknąłem poruszając nieco biodrami. - Nienawidzę cię. - wystękałem, wijąc się z przyjemności na tym pieprzonym fotelu z ekologicznej skóry.
- Uwielbiasz.
- Kocham.
Hilton zaśmiał się i mimo mojej deklaracji wsunął drugą rękę w moja bieliznę. Zaczął masować mojego penisa w dość szybkim tempie. Chyba zauważył, że jestem dość zmęczony i chciał, abym szybciej osiągnął spełnienie.
- M-mac... - jęknąłem i delikatnie załączyłem nasze wargi. Zamknąłem oczy pozwoliłem mu wsunąć język do moich ust. Zaczęliśmy powolny, ale namiętny pocałunek. Myślałem, że oszaleję przez tego drania.
- Oohhh... Mac. - wyjęczałem, przerywając nasz pocałunek i bardzo gwałtownie doszedłem.
- Słodki... - szepnął i nie przestawał poruszać palcami wewnątrz mnie, wciąż drażniąc to słodkie miejsce.
- Oh... Rób mi tak... - rozkazałem zaciskając dłonie na jego ramionach. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleję przez odczuwaną przyjemność. Hilton był cholernie dobry w sprawianiu rozkoszy. Bóg chyba pracował ze trzy dni nad siłą jego mięśni i długimi palcami, a kolejne cztery nad jego penisem i językiem. Nie miałem pojęcia skąd on potrafił takie fantastyczne rzeczy praktycznie od zawsze i wolałem trzymać się tego, że to bóg obdarzył go niezwykłym talentem do seksu, a nie nabył te umiejętności z kimś innym.
Ten orgazm trwał długo. Cholernie długo w porównaniu z poprzednimi. Nie miałem pojęcia dlaczego Mac nie namawiał mnie na loda, a zajął się tylko mną. Byłem podniecony i zastanawiałem się jak ta niewyżyta istota się kontroluje.
- Mh... - westchnąłem i oparłem głowę o ramię Maca, uspokajając się. On powoli wysunął ze mnie swoje palce i zaraz po tym zdjął z nich prezerwatywę, wyrzucając ją do małego kosza.
- Chcesz iść się trochę umyć, niunia?
- Tak... - mruknąłem z zamkniętymi oczami. Cholernie chciało mi się spać i przytulać. Wiedziałem, że Hilton zajmie się wszystkim dlatego przez dłuższą chwilę nie chciałem się ruszać.
Zaczął zapinać mi spodnie i zaraz po tym złapał mnie za rękę. Splótł nasze palce i po prostu czekał, aż nabiorę sił na naszą wędrówkę do toalety.
*
Obudziłem się w miękkim łóżku ze złotą ramą. Poduszki były miękkie, a koc bardzo miły w dotyku. Przeciągnąłem się i usiadłem. Był wieczór, a ja znajdowałem się w sypialni apartametu z przeszkolną ścianą.
- Co jest... - mruknąłem sam do siebie i rozejrzałem się wokół. Obok łóżka stało malutkie posłanko z Bestią w środku. Słodko spał i nie miałem zamiaru go budzić. Na szafeczce obok stało wino, kwiaty i czekoladki, a przy nich leżała karteczka z napisem ,,Jestem na planie. Zadzwoń, a ktoś po ciebie przyjedzie i podwiezie cię do studia. Kocham cię, niunia. ~ Mac"
Uśmiechnąłem się lekko i przygryzłem dolną wargę, powoli łącząc wszystkie fakty ze sobą. Musiałem usnąć w samolocie po tej zajebistej palcówce.
Powoli wstałem z łóżka i na paluszkach wyszedłem z sypialni. Po drodze zorientowałem się, że mam na sobie białą koszulkę Hiltona, która robiła za moją piżamę. Był słodki. Wiedziałem, że przebrał mnie, aby było mi wygodnie.
Zostawiłem uchylone drzwi na wypadek gdyby maleństwo chciało do mnie przyjść, a ja udałem się... Przed siebie. Wyszedłem na korytarz. Podłoga lśniła tak bardzo, że mogłem się w niej przeglądać. Było cholernie nowocześnie, ale też ciepło i przytulnie. Lubiłem takie klimaty i Mac Hilton doskonale o tym wiedział. Ominąłem salon, szukając łazienki. Musiałem się umyć i odświeżyć. Mogłem pokazać się ludziom dopiero w swojej pro wersji siebie. W końcu Hilton zadawał się z samymi osobistościami, a ja jako jego chłopak nie mogłem pokazywać się śmierdzący, jak menel.
- Kurde... - powiedziałem samo do siebie, rozglądając się na boki. - Gdzie ten kibel, kurwa..
- Już się pan obudził, panie Beresford? - usłyszałem głos za sobą. Odwróciłem się szybko i zrobiłem krok w tył widząc przed sobą obcego mężczyznę. Był trochę niższy od Maca. Miał ułożone blodn włosy z podkręconymi końcówkami. Kolor jego oczu przypominał naprawdę błyszczący bursztyn, a ich kształt był koci, ale mimo wszystko niewinny. Miał zgrabny nos i pełne usta, policzki były naprawdę mocno podkreślone. Był chudszy, niż Mac, ale po prostu nie był takim samcem alfa, jak on. Był zwykłym chłopakiem z dziecięcą twarzą. Miał na sobie czarny garnitur, krwat i pantofle, a ja za chuja nie wiedziałem co obcy typ robi w tym apartamencie.
- Co jest kurwa?! - wrzasnąłem i odskoczyłem w tył, naciągając koszulkę Hiltona, aby na pewno nie było widać moich intymnych części ciała. - Kim jesteś do chuja?!
- J-ja... - zakłopotał się i spojrzał na moje uda, za chwilę szybko odwracając wzrok. - Jestem Victor Hernandez. Jestem tu z polecenia pana Hiltona. Pan Chase zażyczył sobie, abym przyjechał po pana i w razie problemów panu pomógł.
Przymrużyłem oczy i zmarszczyłem brwi. No tak, byłem teraz w tym jednym świecie celebrytów, a wyglądało na to, że Mac był większą osobistością, niż myślałem.
- Kto to Chase, kurwa?
- Chase Cooper to mój pracodawca i serialowy przeciwnik pańskiego partnera, prywatnie jego dobry znajomy.
- Kurwa, skończ z tym panem. Jestem Rene. - wyciągnąłem rękę w jego stronę. On uśmiechnął się lekko i uścisnął ją.
- Victor.
- Musisz nosić garniak?
- Pan Chase tego ode mnie wymaga.
- Ten cały Chase cię rucha. - bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
- N-nic... Nic z tych rzeczy. - odchrząknął i spojrzał w bok, a jego policzki stały się nieco czerwone.
- Jesteś taki słodziutki, że jestem tego pewien. - parsknąłem śmiechem. - A tak poza tym to... Pojedziemy na pizze?
- Jeżeli chcesz to oczywiście.
- Spoko. Przypilnuj Bestii, a ja wezmę szybki prysznic.
- Pan Hilton nalegał, abyś wziął kąpiel, Rene.
- O-o... Okej. - podrapałem się po głowie. Naprawde nie miałem pojęcia dlaczego Mac tak bardzo chciał, abym wziął kąpiel, jednak domyślałem się, że chodziło o zwyczajną troskę o moją dupę. Słodki.
- Obok wanny stoją kule do kąpieli.
- Czy Mac nie mówił, abyś zwracał się do niego na ,,ty"?
- Owszem, jednak mój pan mi tego zabronił.
- Twój pan? O kurwa, co wy się bawicie w jakieś kinky sprawy? - parsknąłem śmiechem.
- N-nie. Po prostu... Płaci mi dużo i muszę stosować się do tego czego ode mnie chce. - podrapał się po karku, a zaraz po tym skrzyżował ręce na piersi.
- Żartuję, Victor. Wyluzuj trochę. Jesteś cholernie spięty.
- Bo mój...
- Co znów ten Chase?
- No... tak.
- Nie przejmuj się. Nie dowie się o niczym. - zaśmiałem się i poklepałem go po ramieniu. - Zróbmy sobie zajebisty dzień. Nasi mężczyźni na pewno są bardzo zajęci, więc my... Możemy iść na małe zakupy z kartą kredytową Maca Hiltona.
- Pan Hilton nalegał, abyś przyjechał na plan. Mówił, że tęskni.
- On tęskni nawet kiedy siedzę na klopie.
- Przepraszam, ale muszę wykonywać jego polecenia. Pan Chase mi kazał.
- Ja pierdole. Jebany Mac Hilton. - westchnąłem i wywróciłem oczami. W zasadzie też za nim tęskniłem, ale z niewiadomych przyczyn całą sytuacja mnie wkurwiała. Obcy typ w prywatnym apartamencie, ograniczenia i organizowanie czasu przez trzecie osoby. No kurwa. Chciałem trochę wolności. Przecież nie zgubiłbym się się w Hollywood. Chyba.
- Okej... Gdzie jest prysznic? Znaczy wanna?
- Za drzwiami za tobą.
- Oh, okej.
*
W sumie to Victor był śmiesznym typem. Reagował na wszystko w tak sztywny sposób, że nie mogłem przestać się z tego śmiać. Urocze i nie dziwiłem się, że ten cały Chase na niego leciał. Victor był otwarty, jak księga i wszystko dało się wyczytać z jego poddenerwowanego zachowania, kiedy tylko zaczynałem temat o tym facecie.
W zasadzie wiedziałem o nim tylko tyle, że pracuje dla Coopera i ma dwadzieścia lat, ale mimo to zdążyłem go polubić. Był dość otwarty i bardzo sympatyczny, ale nasze charaktery różniły się diametralnie. No i lubił Bestie, a Bestia lubił go.
Wjechaliśmy czarnym samochodem na parking studia, po zweryfikowaniu tożsamości u ochroniarza i zeskanowaniu karty Victora pracy bramce. Cały obiekt był otoczony pięknym i wysokim murem w kolorze delikatnego brązu, a może żółci. Fakt faktem, altany i wysokie łuki robiły wrażenie. Pięknie komponowały się z niskim, czarnym i mocno zdobionym ogrodzeniem, oraz zielonymi palmami. Naprawdę, nieźle.
Victor prowadził, a ja zajmowałem miejsce obok kierowcy. Rozglądałem się wszędzie gdzie było można. Byłem tu pierwszy raz i to miejsce robiło wrażenie.
- Wow... Nieźle. Nie wiedziałem, że mój idiota pracuje w tak wyjechanym miejscu.
- Przyzwyczaisz się. - uśmiechnął się lekko. - Twój mężczyzna jest bardzo popularny wśród... Aktorów.
- Chciałeś powiedzieć ,,aktorek".
- Chciałem. - zaparkował i wyjął klucze ze stacyjki. - Ale nie masz się czym martwić, Rene. Jest bardzo wierny i oddany. - uśmiechnął się ciepło, ale zaraz po tym znów spoważniał. - Jest jedna aktorka, która... Chciała ci go zabrać. - wyznał, mówiąc niepewnie. - Występuje dość epizodycznie w pierwszym sezonie. Myślę, że to jeden z powodów dlaczego tak bardzo pan Hilton chciał ciebie tutaj zabrać. - dodał i lekko przygryzł dolną wargę. Widziałem, jak bardzo się wahał, mówiąc mi to wszystko. Byłem wdzięczny, bardzo wdzięczny. Spokojny i jednocześnie rozgrzany do czerwoności. Czułem zazdrość i strach, że ta zdzira może mi zabrać Maca. W końcu była kobietą, a Hilton był babiarzem.
- Co, kurwa?
- Pan Mac czuje się przy tobie bezpiecznie, a ona jest nieobliczalna.
- Wiem co to za kurwa... Czarownica Morgana.
- Tak.
- Wyjebie szmacie.
- Spokojnie, Rene. Wystarczy, że zobaczy, że pan Mac jest twój i odczepi się.
- Skąd to wiesz?
- Pan Chase kazał mi cię uprzedzić.
- Co jeszcze wiesz?
- Wiem jeszcze, że rodzice pana Maca, a w szczególności ojciec chcieli zaaranżować ich małżeństwo dla interesów... Ale bądź spokojny. Proszę.
- Co kurwa?
- Mac i ona... To dobre geny. Ich dziecko to... Byłby z nich prawdziwy model.
- Po moim trupie, kurwa.
- Ostrzegam cię, ale wiem, że pan Mac nie chciał ci mówić... Po prostu bądź gotowy na wszystko, okej? - złapał mnie za przedramię i spojrzał mi w oczy. - Pan Chase w razie problemów też nam pomoże.
- W razie problemów?
- Gdyby Eva przesadziła.
- To wszystko brzmi, jak bardzo słaba komedia. - westchnąłem i zaśmiałem się nerwowo. - Jesteś jakimś randomem, który wpakował mi się do apartamentu, gadasz mi o dziwnych rzeczach w dodatku twój facet lubi zabawy w pana i niewolnika. - zacząłem dramatyzować i lekko uniosłem ton. - W dodatku od rana nie widziałem Maca. Odkąd jestem z nim spotkają mnie same dziwaczne rzeczy. Najpierw miłość od pierwszego wejrzenia, problemy rodzinne, a teraz jeszcze jakaś dziwka chce nam rozjebać związek. No pięknie kurwa, czemu nie możemy być po prostu szczęśliwi?
- Pan Chase i ja nie jesteśmy razem! - zaprzeczył szybko i złapał mnie za rękę. - Rene, wiem, że to dla ciebie dziwne, ale powiedzmy, że my znaliśmy cię wcześniej, niż ty nas. Traktujemy cię jak swojego. Pan Hilton jest bardzo dobrym człowiekiem, a pan Cooper traktuje go wręcz jak brata. - powiedział spokojnie gładząc moją skórę kciukiem. - Ja i pan Chase, a przede wszystkim pan Mac chcemy cię tylko chronić. To całe aktorstwo, to... jest dziwny świat i jako szary, zwykły człowiek przyznaję ci całkowicie rację. - uśmiechnął się do mnie ciepło. - Wszystko się ułoży. Po prostu zachowaj spokój i nie daj się zaczepkom Evy.
Nie miałem pojęcia dlaczego, ale słowa Victora były bardzo przekonujące. Może to przez jego czuły ton, albo to dziwne dobro, które biło od niego, jak promienie od słońca. Był miły i prawdomówny. W zasadzie nie miał powodu by kłamać. To że Mac miał za dużo klejących się do niego fanek było logiczne. Był w końcu najpiękniejszym mężczyzną jakiego widziałem w życiu. Ale tak poza tym wcale nie był tak idealny.
- Okej... Postaram się. Ale chcę już do Maca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top