Rozdział 91

- Wszystko dobrze, Mac. To tylko zwykłe przemęczenie.
- I skierowanie do psychologa.
- Mac... To nic.
- Skarbie, ten fiut rozjebał ci psyche. Jak go zobaczę to go rozpierdolę.
- Mac... Będziemy chodzić razem. Poza tym jestem pewien, że nawet nie pójdę do tego psychologa, bo zapomnę. Najwcześniej termin jest na za dwa miesiące.
- To terapeuta.
- Jest drogi.
- Zapłacę.
- Mac!
Westchnąłem bezsilnie i oparłem głowę o jego klatkę piersiową. Hilton objął mnie mocno i pocałował mnie w czubek głowy. Nie obchodziło go to, że staliśmy na środku korytarza w przychodni. Martwił się i nie potrafił opanować swoich uczuć. W zasadzie ja też.
- Niunia... Damy radę, okej? - pogładził mój policzek. - Wrócimy do ciebie. Odpoczniesz, a ja spakuję ci walizkę na weekend.
- Jesteś głupi. Nie mogę jechać z tobą na plan. Kto zostanie z Kulką?
- Pani Bett może się zająć... To żaden problem. - wzruszył ramionami. - Albo weźmy Bestię ze sobą.
- I nikt ci nic nie powie? - uniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy. - Znaczy no wiesz... Nie wiem, jakie panują zasady na tym waszym planie.
- Rene. Jestem Mac Hilton. Wszyscy mnie kochają. Weźmiesz Bestię ze sobą? Będzie pić wodę i wcinać najlepsze potrawki ze złotych miseczek. - zaśmiał się. - A tobie zorganizuję masażystę... Jacuzzi, duże łóżko i bardzo dużo pączków. - zaśmiał się i złapał mnie za rękę. Splótł nasze palce i zaczął ciągnąć mnie w stronę wyjścia z przychodni. Naprawdę miał to głęboko w dupie, że wszyscy na nas patrzyli. Ja w zasadzie też, ale mimo to bałem się o reputację Maca. Może nikt ze starszych osób nie był w stanie go jeszcze rozpoznać, ale byłem pewien, że już niedługo stanie się naprawdę sławną osobistością. Miał w sobie tyle uroku. Po prostu czarował i wszyscy go uwielbiali.
- Wiesz, że nie musisz się tak o mnie martwić. - powiedziałem cicho, mocniej ściskając jego dłoń.
- Muszę.
- Mac.
- Zaufaj mi. Będzie wspaniale.
- Ale będziemy mieć razem pokój?
- Jasne.
- A kulka dostanie łóżeczko?
- Jakie zechcesz.
- Niech będzie. - westchnąłem. - Ale pamiętaj, że Cillian chce mnie dalej wyruchać.
- Zajebię mu, jeżeli tylko cię dotknie.
- Bądź dla niego miły i się zgodzę. To dobry chłopak.
- Nie lepszy ode mnie.
- Zgoda?
- Zgoda.
Zaśmiałem się cicho i pchnąłem drzwi przed nami. Wyszedłem na zewnątrz jako pierwszy, ale mimo to nie puściliśmy swoich rąk. Szybko doszliśmy do samochodu, ponieważ stał zaraz przy wejściu do przychodni. Mac otworzył mi drzwi, jak prawdziwy gentleman, a ja grzecznie wsiadłem do środka, uśmiechając się do niego dość figlarnie. Mac zajął miejsce kierowcy i już po chwili jechaliśmy w stronę domu.
Hilton złapał mnie za udo i zaczął delikatnie je gładzić. Ułożyłem się wygodnie na siedzeniu i zamknąłem oczy. Byłem cholernie zmęczony. Chciałem po prostu przestać myśleć i zwyczajnie odpocząć.
- Mac... - powiedziałem cicho i złapałem go za rękę, gładząc delikatnie jej wierzch kciukiem.
- Tak, kotku?
- Cieszę się, że jesteśmy razem.
- Coś się stało?
- Nic. Po prostu mocno cię kocham. Nie wiem co bym zrobił bez ciebie.
- Cóż... Pewnie chodziłbyś ciągle głodny. - parsknął śmiechem. - I pewnie byłbyś wredny w chuj, bo nikt tak świetnie by cię nie wyruchał.
- Pewnie tak. - uśmiechnąłem się lekko.
- Źle się czujesz?
- Trochę.
- Odpocznij. Zaraz będziemy w domu.
- Mhm...

*

Mac był kochany w chuj. Spakował mi walizki i Bestii też. Przygotował pyszne jedzonko, a łóżko pościelił tak wygodnie, że nie chciałem z niego wstawać. Nawet Bestie położył spać i grzecznie leżała w swoim małym łóżeczku, co było dość dużym wyczynem. Hilton zdecydowanie miał rękę do dzieci. Znaczy piesków.
Do tego chodził po całym domu bez koszulki i miałem niezłe widoki. Idealna gosposia. Szkoda tylko, że nie miałem siły spełnić swoich fantazji. Nie wytrzymałbym w tym stanie tak długo na kolanach.
Westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się sam do siebie. Hilton siedział obok mnie na materacu. Grzebał coś w telefonie i gładził mnie po brzuchu. Nucił cicho jakąś znajomą piosenkę, kompletnie mnie ignorując. Może mnie dotykał, jednak chciałem zdecydowanie więcej czułości.
- Mac... - jęknąłem cicho i złapałem go za bicepsa, zaciskając na nim palce.
- No? - spojrzał na mnie, ale nie odłożył telefonu.
- Co robisz?
- Szukam ci psychologa.
- Kurwa. Ogarnij się. - burknąłem. - Ty bądź moim psychologiem.
- Rene... Nie mam do ciebie siły. - westchnął. - Nie pozwolę na to, żebyś się męczył, jasne? A teraz mi powiedz czy wolisz panią, czy pana psycholog?
- Pana. Najlepiej przystojnego i z dużym fiutem.
- Rene. Mówię poważnie.
- Ja też.
- Kurwa.
- Olewasz mnie.
- Masz odpoczywać.
- I co z tego? To nie znaczy, że nie możesz mnie przytulić. - warknąłem i przekręciłem się na bok, odwracając się do niego plecami.
- Przecież jestem tu. - zaśmiał się. - Niunia... Jesteś słodki, ale masz odpoczywać.
- Mac?
- Co?
- Kiedy mi się oświadczysz?
- Skąd to pytanie?
- Po prostu.
- A chcesz?
- A nie widać?
- Mogę ci kupić milion pierścionków.
- Zadeklaruj się, a nie kupuj pierścionki.
- Okej, w takim razie... Jak skończymy szkołę?
- Okej. - wzruszyłem ramionami.
- A co tak nagle ci się wzięło?
- Jesteś idealną gosposią. - parsknąłem śmiechem. - Nawet niegrzeczne dziecko położyłeś spać. Muszę cię mieć na zawsze.
- Dziecko?
- Tak. Bestię.
- Oh... To słodkie, co mówisz, ale mam wrażenie, że się ze mnie nabijasz. - złapał mnie za biodro i lekko je poklepał.
- No widzisz, jaki twój chłopiec jest niegrzeczny.
- Mhm... Dlaczego to brzmi tak seksownie. - westchnął i ułożył się za mną. Objął mnie w pasie i docisnął biodra do moich pośladków. Uśmiechnąłem się lekko i przygryzłem dolną wargę. Lubiłem kiedy przytulał mnie w ten sposób. Czułem się cholernie dobrze i bezpiecznie.
- No nie wiem, Mac... - przymknąłem oczy i złapałem go za dłoń. Wsunąłem palce między jego palce i splotłem nasze dłonie ze sobą.
- Idziesz spać?
- No.
- Ej! Narobiłeś mi nadziei na ruchanie!
- Innym razem. Teraz chcę spać.
- A buzi?
- W czółko?
- Rene!
- Kocham cię, Mac. - zaśmiałem się i całkowicie zamknąłem oczy. Mój facet był zdecydowanie słodkim idiotą. Szalałem za nim. W dodatku był dla mnie taki dobry. Przyległem do niego całym tyłem i uśmiechnąłem się.
- Rene... - powiedział w moją szyję, jak obrażone dziecko i zaczął łaskotać moją skórę nosem. - Okej... Wiem. - westchnął nagle. - Twoje zdrowie jest najważniejsze, kicia. - położył brodę na moim ramieniu i wtulił się we mnie.
- Jak poczuję się lepiej to nie wypuszczę cię z łóżka.
- Chyba ja ciebie.
- Zobaczymy. Szkoda że w Hollywood nie będziesz mieć dla mnie czasu.
- Trochę się znajdzie. - zaśmiał się. - Szczególnie w nocy, kiedy będziemy całkiem sami... - zamruczał, jak kot i pogłaskał mnie po brzuchu.
- Mh... W jacuzzi.
- Z winem.
- I szlugami.
- Musimy pojechać na wakacje, Mac. Tylko we dwoje. Gdzieś gdzie będziemy mogli spokojnie odpocząć.
- Do Europy?
- A może ciepłe kraje?
- W zasadzie możemy jechać wszędzie gdzie zechcesz.
- Ale płacę za siebie.
- Daj mi się poczuć, jak facet. - zaśmiał się. - Wydawanie na ciebie pieniędzy to czysta przyjemność.
- Tak, a potem będziesz mi wypominać, jak będziemy już starymi dziadami! - zacząłem się śmiać i przekręciłem się na plecy. Złapałem go za policzek i pogłaskałem w bardzo czuły sposób. Na chwilę się zatrzymałem, bo właśnie zrozumiałem, że zaczęliśmy planować wspólną przyszłość. Może wyszło to z żartów, jednak oboje tego chcieliśmy. Nie potrafiłem żyć bez Hiltona. Byłem tego pewny. Gdyby mnie zostawił nie wiedziałbym co ze sobą począć. Byłem beznadziejnie zakochany, a jednocześnie w tak wspaniały sposób, że jego obecność mnie uskrzydlała. Już nie chodziło o to, jakim był przystojniakiem, on po prostu był dobrym człowiekiem. Popełnił masę błędów, ale jego serce było całkowicie czyste.
- Nie odważyłbym się. Dostałbym laską po plecach i skończyłbym w szpitalu.
- Albo wykręciłbym ci kółka z balkoniku i byś się wyjebał.
- No właśnie. Jesteś groźny, panie Beresford.
- Po prostu konsekwentny. - przejechałem dłonią po jego ramieniu w dół, aż w końcu położyłem ją na pościeli. - A teraz idź zobacz, czy dziecko nie płacze i czy nie musi iść zrobić siusiu w krzaczki.
- Jak sobie życzysz, mój piękny. - powiedział na wpół ironicznie, po czym pocałował mnie czule w czoło. - Śpij. - szepnął i powoli wstał z łóżka.
Uśmiechnąłem się delikatnie i zamknąłem oczy. Mac przykrył moje ramiona kocykiem i jeszcze raz mnie pocałował, ale tym razem w skroń. Był tak czuły i kochany, że zacząłem się zastanawiać, czym zasłużyłem sobie na takie szczęście.


----

Joł joł joł

Taki luźny rozdział o dojrzewającej miłości <3

Mam nadzieję, że się podobał <33

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top