Rozdział 85
Szczerze mówiąc nie wyspałem się w chuj, bo Hilton nie mógł się ode mnie odkleić nawet na moment i całowaliśmy się praktycznie całą noc. Byłem cholernie wymęczony, miałem wory pod oczami i bardzo czerwone, obolałe usta. A Mac kurwa lśnił, jak zawsze.
Z samego rana wyskoczył z łóżka, tylko po to aby przynieść mi ze sklepu jeszcze ciepłe pączki. Sklep był blisko naszego hotelu, dlatego bez problemu mógł się na chwilę wymknąć pozostając niezauważonym. Od rana Hilton był cały w skowronkach, prawdopodobnie przez to, że poświęciliśmy sobie wczoraj bardzo dużo czasu. Cóż, on kochał seks, a wczoraj zabawiliśmy się mocniej i dłużej. Bo tak naprawdę w nocy na samych pocałunkach się nie skończyło...
Nie chciało się iść nam na śniadanie, mieliśmy pączki i jogurty, dlatego postanowiliśmy zostać w pokoju. Oparłem się wygodnie o ramię Maca zajadając kolejnego pączka i musiałem przyznać, że był całkiem niezły, ale nie tak wspaniały, jak w Seattle z mojej ulubionej pączkarni.
- To co mamy dzisiaj w planach? - Mac przerwał ciszę między nami, która była spowodowana przez spożywanie śniadanka.
- Nie wiem, jakieś muzeum chyba... Basen? Coś chujowego. Wolałbym zostać tu z tobą cały dzień. - dojadłem pączka i wtuliłem się w jego klatkę piersiową, przymykając oczy.
- No, chujowe to jest, że nie możemy zostać. - westchnął i złapał za mój pośladek. - Idziemy się myć? Zbiórka za godzinę.
- Nie chce mi się, Mac. - jęknąłem zmęczony. - Chcę spać.
- Ej skarbie, a pobzykamy się kiedyś u mnie w jacuzzi? - Hilton nagle zadał pytanie z dupy, co bardzo mnie zdezorientowało. Zaśmiałem się cicho i przewróciłem oczami.
- Czemu ty gadasz ciągle o seksie od wczoraj?
- Bo byłeś wspaniały i chcę więcej. - Hilton musnął moje usta i spojrzał mi w oczy.
- Boli mnie tyłek i... W sumie to wszystko mnie boli. Wiedziałeś, że można mieć zakwasy na twarzy? O ile to są zakwasy...
- Naprawdę byłeś wczoraj niesamowity, Rene. Czuję się teraz, jak wtedy, kiedy pierwszy raz powiedziałeś mi, że mnie kochasz. - Hilton uśmiechnął się nieśmiało i odwrócił wzrok. Szczerze nie miałem pojęcia, że Mac podchodził do seksu, jak do ważnej bliskości i czułości, a nie tylko zabawy i przyjemności. To było cholernie słodkie. Może dlatego po naszej kłótni nie potrafił się ode mnie oderwać. W końcu byłem jego jedyną bliską mu osobą, którą szczerze kochał. Nasza kłótnia to musiał być dla niego potworny cios. Zachowałem się, jak skurwysyn. Nie mogłem tak więcej z nim postępować. Mimo kurewsko seksownego wyglądu, Mac był delikatnym chłopcem, który potrzebował dużo czułości.
- Jesteś słodki, Mac. - teraz to ja go pocałowałem, mrucząc przy tym cicho. Hilton nie dał mi się odsunął i ponownie złączył nasze usta, tym razem na dłużej. Zamruczałem cicho, rozchylając je, a on wsunął do nich język. Zaczęliśmy się powoli całować. Bardzo powoli. Miałem motylki w brzuchu, jak na początku naszego związku. Przez tę kłótnie coś się między nami zmieniło. Może zaczęliśmy się bardziej doceniać i szanować. Może zrozumieliśmy, że aby nasz związek był długi i szczęśliwy musieliśmy bardziej dbać wzajemnie o swoje uczucia. Nie miałem pojęcia. Byłem zbyt słaby w tych sprawach, ale cieszyłem się, że jest myszy nami lepiej.
*
Sama wycieczka w sobie była fajna, przez osoby, które tu były, szczególnie przez Maca i Chrisa, ale ten dzień był zjebany w chuj. Do szesnastej chodziliśmy po muzeach, a ja niestety nie byłem miłośnikiem historii. Nudziłem się cholernie, a jedyną rozrywkę dostarczały mi głupoty, które gadał Maca z jakimiś nowymi kolegami. Nie znałem ich, dlatego trzymałem się trochę z tyłu, ale byli całkiem zabawni. Na tej wycieczce był też Nick, który czysto teoretycznie wiedział o naszym związku. Widział nasze czułości podczas gry w kosza pewnego dnia w szkole, ale chyba nie ogarniał co się dzieje. Okazał się spoko typem, który z niewiadomych przyczyn ciągle nosił mi plecak.
Mac w ogóle nie odstępował mnie na krok. Wszędzie mnie ze sobą ciągał, tak że nawet nie miałem czasu pogadać z Chrisem, a musiałem go przeprosić.
Wróciliśmy do pokoju tylko na chwilę, żeby odłożyć rzeczy, bo mieliśmy urządzić ognisko, a raczej grilla, mimo że na zewnątrz piździło w chuj.
Hilton ze swoją tymczasową, obozową paczką kupił dla każdego po dwa piwa i trzy wódki dla całości, czyli dla ośmiu osób. Tak, ja też byłem w to wliczony, mimo że nie piłem praktycznie w ogóle i może byłem spiętą dupą, ale nie miałem zamiaru chlać na wycieczce szkolnej.
Wszyscy siedzieliśmy już na zewnątrz, przy stolikach w jakimś parku niedaleko naszego hotelu. Mac razem z Chrisem pomagał nauczycielom rozpalać grilla, a ja przyglądałem się wszystkiemu z boku, drżąc z zimna. Z całego pośpiechu zapomniałem wziąć ze sobą grubszej kurtki i miałem na sobie tylko jeansową, która była naprawdę cienka. Ciągle patrzyłem na pośladki i ramiona Maca. Był seksownym facetem i ciągle zastanawiałem się dlaczego ktoś taki jak ja mógł mu się spodobać. Może w jakiś sposób przypominałem mu dziewczynę, byłem w końcu drobniejszy od niego i miałem delikatniejsze rysy twarzy. A może nic nie mógł na to poradzić i po prostu się zakochał, bo byłem dla niego dużym wsparciem, a przynajmniej się starałem.
Nagle ktoś usiadł obok mnie. Odwróciłem głowę w stronę ów osobnika. Był to jeden koleś z tymczasowej bandy Hiltona, z którym Mac tak dużo gadał. Usiadł okrakiem na ławce, tak że siedział do mnie przodem. Jego buzia była całkiem przystojna, to trzeba było przyznać, ale nie dorastał Macowi do pięt. No może troszkę.
- Co się tak trzęsiesz, Rene? Zimno ci? - zapytał z lekkim uśmiechem. Odgarnął swoje blond kosmyki do tyłu, które wyszły z bardzo malutkiego kucyka. Nie miał długich włosów, ale mógł je bez problemu złapać gumką na te kilka centymetrów.
Byłem w lekkim szoku, bo nie spodziewałem się, że nowy kolega Maca będzie chciał ze mną pogadać. Może wszyscy na tym obozie wiedzieli, że się przyjaźnimy i miałem trochę follow na Instagramie, ale w żaden sposób nie byłem ciekawą osobą.
- Mógłbyś przypomnieć mi swoje imię? - zapytałem grzecznie. - Zawsze mam problem z zapamiętaniem, kiedy poznaję dużo osób na raz. - wytłumaczyłem gryząc wargę.
- Alan. - zaśmiał się. - Chcesz moją kurtkę?
- Dzięki, ale nie trzeba. Wezmę od Maca, jeżeli będzie mi zimno w chuj.
- No okej. - znów zaczesał swoje włosy do tyłu, przez lekki wiatr. - Długo się przyjaźnicie? - spojrzał na Hiltona, sugerując mi, że to właśnie o niego chodzi. Mac dorwał kawałek kija, tak jak Chris i zaczęli się nimi bić. W żartach oczywiście. Cieszyłem się, że się pogodzili i znów jest między nimi okej.
- W sumie to... Od marca zaczęliśmy więcej gadać. Mac dawał mi korki z matmy. - uśmiechnąłem się na wspomnienie naszej niewinnej relacji. Pamiętam, jak nieświadomie miałem przy nim motylki w brzuchu, a on ciągle szukał pretekstu, aby się do mnie przytulać. Oczywiście, to było mu potrzebne, chciał bliskości i miłości od drugiej osoby, ale za tym stała też ta jego zboczona strona. A ja byłem niczego nie świadomy.
- Szczerze to... Nie powiedziałbym, że dwójka tak odmiennych osób może się przyjaźnić. - zaśmiał się, nie odwracając wzroku od Maca, który właśnie prawie wypierdolił się do rowu.
- Co nie? Jesteśmy z innej planety. On by ciągle wyciskał na siłowni i się ruchał, a ja ciągle chcę spać i jeść... No i grać w kosza. Jesteśmy zestawieniem samca alfa i cioty.
- W sumie... Coś w tym jest, co nie znaczy, że ciota nie może być fajny.
- Fajny? Wypraszam sobie. Jestem zajebisty. - zażartowałem, udając oburzenie. Nagle zrobiło się między nami cicho, jakby Alan urwał rozmowę. Tak też zrobił. Przeniósł wzrok na mnie, a ja na niego i po prostu się na siebie patrzyliśmy.
- Co? - zapytałem, bo poczułem się trochę niezręcznie.
- Wiesz... Właściwie pewna rzecz nie daje mi spokoju. - zaczął, zmieniając ton na bardziej poważny, a ja poczułem lekki stres. Jego słowa trochę mnie zaniepokoiły, ale przecież nie mógł niczym mnie zaskoczyć. Przecież mnie nie znał. Chyba.
- Ostatnio gadałem o was z Nickiem i on powiedział, że wy... Że wy chyba jesteście trochę bliżej... - powiedział nieśmiało i odwrócił wzrok. - Nie chcę się pakować w sprawy między wami, ale nie ukrywam, że gdyby okazało się, że Mac jednak woli chłopców bardzo by mnie to ucieszyło. Jeżeli chodzi o laski jest dla mnie dużą konkurencją, chyba wiesz o co chodzi. Sam nazwałeś go samcem alfa, więc rozumiesz... - mówił cicho. Znieruchomiałem. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Alan coś wiedział, ale nie do końca wiedziałem, jak nas odbierał. Serce zaczęło walić mi jak głupie. Musiałem kryć Maca szczególnie teraz, kiedy zrobił się sławny. Bycie gejem mogło negatywnie wpłynąć na jego wizerunek i sławę, a ja nie mogłem do tego dopuścić. Przecież chciał zarabiać, stać się niezależnym, kupić dom i w końcu odciąć się od ojca i brata.
- J-ja...
- Nie chciałem być niegrzeczny!
- Wiem, ja tylko... Nie wiem co mam ci powiedzieć. Obiecałem Macowi, że nie będą poruszał tematu jego życia miłosnego z innymi i muszę dotrzymać słowa. - zacząłem kłamać i wymyślałem wszystko na bieżąco. - Ale mogę powiedzieć ci tyle, że możesz być spokojny. - zarumieniłem się lekko i odwróciłem wzrok.
- Jesteście razem, prawda?
- Cicho! - krzyknąłem szeptem.
- Nie potrafisz kłamać.
- Zamknij się, głupku!
- Nie powiem nikomu, obiecuje.
- Przysięgnij, kurwa!
- Okej, przysięgam! - położył rękę na sercu, a ja spiorunowałem go spojrzeniem. Byliśmy w czarnej dupie. Wiedziałem, że przytulanie się podczas gry w kosza przy niezaufanej osobie nie było dobrym pomysłem. Jednak Hilton i te jego niepohamowane pragnienie ciągłego dotykania mojego ciała musiało wszystko spierdolić!
Zapadła chwila ciszy. Alan westchnął. Jego spojrzenie błagało o wybaczenie, mimo że nie było ku temu powodów. Ciągle był ciekawy, chciał pytać, było po nim to widać, ale nie miałem zamiaru powiedzieć czegokolwiek.
- Chyba na trzeźwo ze mną o tym nie pogadasz...
- Nie ma o czym gadać!
- Jestem ciekawy, no kurwa! - tupnął nogą. - Mac wygląda jak stuprocentowy heteryk! W dodatku ciągle gada ze mną o laskach... No serio to dla mnie dziwne. Nie rozumiem tego.
- Bo... Bo M-mac nie jest gejem. Sam tego nie rozumiem. Faceci mu się nie podobają, ale się we mnie zakochał. Nie wiem dlaczego akurat we mnie... Przecież są lepsi faceci... I lepsze kobiety. - złapałem się za ramię i trochę posmutniałem. To był jeden z moich największych zmartwień i kompleksów. Bałem się, że nie jestem wystarczający. Mac Hilton w końcu był idealny, a ja nie dorastałem mu do pięt. Wszyscy go uwielbiali, a mnie wręcz przeciwnie. Przecież nawet on swego czasu się do mnie przyczepił i wyrzucił mi spodnie za okno.
- Masz za niską samoocenę. Nie odbierz tego źle... Ale muszę przyznać, że jesteś śliczny. To na pewno pociąga Maca. No i z tego co mi mówił masz złote serce.
- Dz-dzięki... Czyli go też wypytywałeś? - zagryzłem wargę i spojrzałem mu w oczy.
- Trochę... Ale powiedział, że nic nie wie i że mam pytać ciebie. - wzruszył ramionami, uśmiechając się głupawo.
- Skurwysyn, jak zwykle całą odpowiedzialność zwala na mnie. - warknąłem cicho, praktycznie do siebie, patrząc teraz morderczo na tego idiotę, który dalej bawił się kijem z Chrisem.
- Widać kto rządzi w tym związku.
- Oczywiście, że ja. Przecież Hilton to tak naprawdę nieporadny idiota. Słucha się mnie, jak piesek. W sumie to słodkie, bo wiem, że chce mnie uszczęśliwiać. - teraz sie uśmiechnąłem. Mac akurat spojrzał w moją stronę i widząc, że na niego patrzeć puścił mi oczko. Oblizałem się. To było seksowne.
- To nieźle się ustawiłeś.
- Zajebiście. - pokiwałem głową. - Alan, a tak w ogóle... Powiesz Nickowi, żeby nikomu nie mówił, proszę? Nie chcę, aby Mac miał problemy. Wiem, że mu to obojętne, czy ludzie o tym wiedzą, czy nie... Ale ja tylko staram się o niego zadbać.
- Jasne. Powiem mu.
- Dzięki. - odetchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem się do tego blondwłosego kretyna. Był zbyt miły, zbyt sympatyczny i zbyt szybko go polubiłem. Wzbudzał zaufanie i czułem się przy nim swobodnie. Może dlatego, że uważał, że jestem w porządku i powiedział mi o tym otwarcie. I że jestem śliczny.
Kurewka, to było w chuj miłe.
- Czyli... - kontynuował. - To ty jesteś tym na dole?
- Nie poruszam tych tematów bez wódki.
---
Hejo!
Jest kolejny rozdział 😎❤️
Jak podoba wam się Alan? Zdrajca, czy nie? 😂
Mam nadzieję, że się podobało i do nexta!
Flo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top