Rozdział 83

Hilton chyba leciał sobie w kulki.
Byliśmy w związku, przeprowadziliśmy ważną rozmowę, a on traktował mnie, jak zwykłego kumpla. W sumie ja go też, bo miałem ochotę mu przyjebać za to, jak bardzo ignorował to, że chciałem od niego czułości już od dwóch dni. Rano nie dał mi buzi na dzień dobry, nie zaprosił pod prysznic, ani nie zaproponował mi swojej bluzy. Jedynie przytulił mnie na chwilę, choć to dużo nazwać objęcie talii przytuleniem, w dodatku kiedy zamykał drzwi, a ja mu wadziłem, bo stałem w progu i chciał mnie tylko przesunąć. Za to był miły w chuj. Naprawdę cholernie miły i nie wiedziałem co się dzieje. Może jednak mnie zdradził i najpierw chciał mnie udobruchać, a potem przyznać się do winy? Cóż, nadal miałem wątpliwości, w końcu bardzo mi na nim zależało i bałem się go stracić. To normalne, że miałem obawy. Między nami się psuło i nie potrafiliśmy tego naprawić.
Jechaliśmy autokarem na kajaki i w zasadzie tego dnia tylko tyle mieliśmy w planach. Oczywiście miałem płynąć z Hiltonem w jednym i trochę się stresowałem, bo... Nigdy nie pływałem na czymś takim, ale on już tak. Całe szczęście.
Na spływ dojechaliśmy szybko. Mac mało ze mną gadał, właściwie wcale, ale nie odstępywał mnie na krok, a gdy tylko gdzieś znikałem, szukał mnie z gadką ,,Znowu mi uciekłeś, Rene". Jego zachowanie było cholernie dziwne, ale nie miałem już siły w to wnikać. Byłem zmęczony naszymi cichymi kłótniami, ciagłym rozmyślaniem co robię źle i obawianiem się. Miałem zwyczajnie dość.
Mieliśmy przepłynąć dwanaście kilometrów prostą drogą. Stałem na ala plaży z butami w ręku obok naszego kajaka, czekając na Hiltona i wiosła, które miał przynieść. Było trochę zimno, na tyle, że mając na sobie, uwaga SWOJĄ bluzę i kamizelkę, było mi chłodno i miałem dreszcze.
Mac wrócił po chwili, wręczając mi pomarańczowe wiosła, sobie zostawiając czerwone, a ja tylko zmarszczyłem brwi, bo cieszył się coś za bardzo.
- Są lżejsze od moich. Będzie ci łatwiej. - powiedział tak łagodnie, jakby był barankiem, a jego wełna była najmiększa na całej ziemii.
- Jasne... - odwróciłem się w stronę wody, patrząc jak uczniowie i nsuczycielki naszej szkoły już pływają na jeziorze. - Chodźmy już. Jesteśmy ostatni.
- To wsiadaj, skarbie. Wypchnę nas.
- Okej. - wzruszyłem ramionami i powoli usiadłem na przednim miejscu, starając się przy tym nie wywrócić. Mac złapał mnie za dłoń, pomagając mi w tym zadaniu, co nie ukrywałem było bardzo miłe... W zasadzie, jak cały on od tych dwóch pieprzonych dni. Powoli wypchnął nasz kajak ze mną do wody i bardzo sprawnie wręcz wskoczył na tylnie miejsce, chlapiąc mi przy tym nieco plecy. Zagryzłem wargę, bo coś czułem, że to nasze pływanie może skończyć się kolejną kłótnią. Chyba wolałem się nie odzywać, aby tego uniknąć.
- Te kajaki są wywrtone? - zapytałem, czując się cholernie niestabilnie. Bałem się poruszyć, aby nie wpaść do wody, nie byłem jakimś wybitnym pływakiem i potrafiłem łatwo panikować. Czyli mogłem się łatwo utopić.
- Nie. Nie musisz się martwić. - odpowiedział od razu. - Płyniemy na skróty?
- Skąd wiesz, że tu są skróty, Mac? - uniosłem brwi, ale nie mogłem na niego spojrzeć, bo mimo jego słów bałem się wykonywać gwałtowne ruchy.
- Ja wiem wszystko. Twój chłopak to Mac Hilton.
- No tak. - westchnąłem. - Jak chcesz, Mac. - mówiłem bez cienia życia i chęci do niego. Naprawdę byłem przytłoczony, że mój facet zachowywał się tak sztucznie wobec mnie.
- Kochanie, nie będę decydować za nas oboje.
- Podobno wszystko wiesz najlepiej, bo jesteś Mac Hilton. - prychnąłem z kpiną. - A w szczególności to co czuję i czego chcę.
Już wyczuwałem kolejną kłótnie i to na kajaku. Mogłem sobie odpuścić... Chciałem siedzieć cicho, ale zależało mi na nim tak bardzo, że nie potrafiłem nic nie robić i po prostu czekać na Bóg wie co.
- Przecież tylko żartowałem... - powiedział cicho. - Rene, co się dzieje? Jesteś zły?
- Nie, kurwa, wszystko jest w zajebistym porządku. - powiedziałem z wyraźną pretensją, czując jak moje ciało spina się ze złości. - A dzisiaj pójdę przytulić się do Chrisa, bo trochę mi zimno w nocy. - dodałem, nie mogąc ugryźć się w język. Tak, przesadzałem. Zdecydowanie. Zachowywałem się, jak gówniarz, ale nie mogłem dłużej dusić w sobie złości, a raczej smutku, który przemienił się w agresję.
- Rene... - Mac westchnął i przestał wiosłować. - Mówiłem ci żebyś dał mi czas.
- Po chuja? - prychnąłem. - Chcesz się namyślić, czy wolisz pieprzyć mnie, czy znaleźć sobie jakąś dziewice do ruchania i mnie rzucić? - oparłem swoje wiosło i krawędzie dziury, w której siedziałem i złapałem się za skronie, czując rosnący ból głowy od zbyt dużego stresu.
- O czym ty mówisz? Oczywiście, że nie. Nawet tak nie myśl. - zaprzeczył, ale dalej był podejrzanie miły. Wcześniej już by się zezłościł, złapał mnie, nakrzyczał, a potem mocno przytulił i powiedział, jak mocno mnie kocha. Teraz miałem co do tego wątpliwości. Był po prostu cholernie sztuczny. Tak. To właśnie mnie niepokoiło.
- Masz rację. Nieważne. Nie wyspałem się dziś i mam zły humor. - skłamałem, nie chcąc dalej ciągnąć tego tematu.
- Może chcesz coś zjeść? Wziąłem ze sobą jedzenie.
- Nie. - warknąłem i znów zaczęłam wiosłować. - To gdzie ten twój skrót?
- W zasadzie to... Już. Odbijamy w lewo.

*

Płynęliśmy już dwie godziny. Byłem głodny, zmęczony, zmarźnięty i mokry, nie wspominając już o moim gównianym humorze. Nie miałem ochoty tu być, najchętniej położyłbym się w domu w swoim własnym łóżku, bez Hiltona. Byłem na niego tak cholernie zły, że nie chciałem nawet na niego patrzeć. Całe szczęście siedział z tyłu i musiałem tylko słuchać jego pieprzenia.
Odkąd skręciliśmy w skrót Maca nie spotkaliśmy nikogo. Prawdopodobnie ten skrót wcale nie był skrótem i tak naprawdę się zgubiliśmy. Byłem tego pewien, ale miałem to w dupie, bo było mi już wszystko jedno.
- Widzisz, skarbie, a po prawej rośnie wie...
- Mac, chcę siku. - przerwałem jakże edukującą wypowiedź mojemu facetowi i przestałem wiosłować. - Nie mam już siły. Ten skrót chyba jest dłuższy, niż zwykła droga.
- Jeszcze pięć zakrętów i będziemy na miejscu.
- A skąd to niby wiesz? - uniosłem brwi. - Byłeś tu kiedyś, Mac? - dodałem. Byłem już zirytowany. To było dla mnie dziwne, bo... Nigdy tak się przy nim nie czułem.
- Nie sądzę, aby mapy google kłamały. Nigdy mnie nie oszukały. - powiedział, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Ale ty jesteś debilem.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Może zatrzymany się na tamtej wysepce, przy lesie i tam zrobisz siku? - nagle zmienił temat. Mimo że byłem dla niego cholernie nieprzyjemny, on ciągle pozostawał miły. Aż miałem ochotę mu przyjebać.
- Obojętnie. - fuknąłem i odłożyłem wiosło, bo moje ręce były już wystarczająco zmęczone.
- W takim razie już zapierdalam, skarbie. - wciąż był miły, ale jednak gdzieś z tyłu jego tonu, właściwie dość wyraźnie, bo zabrzmiało to dość ironicznie, dało się wyczuć złość. Nie. Wkurwienie. Na mnie. Może w końcu postanowił się normalnie zachowywać, jak na mojego faceta przystało.
Podpłynęliśmy do brzegu. Mac wszedł do wody i przyciągnął nasz kajak na piach, a mi podał rękę i pomógł mi wyjść na ląd. Od razu wszedłem w głąb lasku, kompletnie nic nie mówiąc, wręcz ignorując Hiltona. Byłem wściekły i nie potrafiłem inaczej. Ale on mimo to poszedł za mną.
- Chcę się wysikać w spokoju, Hilton. - odwróciłem się gwałtownie, piorunujące go spojrzeniem.
- Myślisz, że wpuściłbym cię samego do lasu? Przecież tu mogą być niebezpieczne zwierzęta... I takie tam. - skrzyżował ręce na piersi, uśmiechając się do mnie z nutką wredności. Uniosłem brwi, patrząc na niego, jak na idiotę, bo cóż był nim.
- Aha? Może mi jeszcze chuja potrzymaj, żebym się nie obszczał? - prychnąłem. On zmrużył oczy, a ja ruszyłem przodem. Całe szczęście został w miejscu. Mimo że byłem na niego wściekły uszanowałem to, że się martwił i pozostałem ciągle na widoku. Stanąłem za niewysokim krzaczkiem, który zasłaniał mnie od pasa w dół. Hilton nie spuszczał ze mnie wzroku, to było trochę krępujące, że ktoś obserwował mnie tak dokładnie kiedy sikałem. Szybko załatwiłem to co miałem i wróciłem do tego debila.
- Okej, możemy już i...
- Dlaczego taki dla mnie jesteś? - Mac przerwał mi wypowiedź, praktycznie na mnie krzycząc. Uniosłem wysoko brwi i podparłem się pod bok. Nie mogłem uwierzyć, że Mac... Znów zachowuje się, jak Mac i w to, że obwinia o wszystko mnie.
- Słucham? - zapytałem, nadal niedowierzając temu, co właśnie się dzieje.
- Próbuje być dla ciebie miły, a ty... Chcę wszystko naprawić, a ty masz do tego pieprzony problem. Chcę ci dawać, to czego nie miałeś wcześniej, a...
- To czego nie miałem wcześniej?! Czyli czego do cholery?! Sztucznego ciebie?! Beznadziejnie wyidealizowanego Maca Hiltona, na którego już nie mogę patrzeć?! - i wybuchłem.
- C-co? - Mac jakby skulił się pod moimi słowami. Momentalnie złagodniał i uspokoił się. Ze mną było całkowicie na odwrót. - Więc czego ode mnie oczekujesz?
- Niczego. Czy to tak trudno pojąć? - zachciało mi się ryczeć, przez co mój głos znacznie ucichł. Już nie krzyczałem, tylko powstrzymywałem się od płaczu. - Po prostu cię k-kocham i...Bądź normalny. Po co cały ten dystans? 
- Po to, żebym nie mógł cię skrzywdzić... - zagryzł dolną wargę, a jego oczy zrobiły się szkliste. - Nawet nie wiesz do cholery, jakie to jest ciężkie...
- Rozmawialiśmy o tym. Obiecaliśmy sobie, że nie będziesz nosił tego sam. Oboje spieprzyliśmy, nie tylko ty i teraz oboje mamy to naprawić. Mieliśmy mówić sobie prawdę, a kiedy udajesz kogoś kim nie jesteś to nierealne i psuje się między nami jeszcze bardziej. - skrzyżowałem ręce na piersi i odwróciłem od niego wzrok, bo naprawdę byłem już na skraju rozryczenia się. 
- Wiem. Przepraszam... To moja wina.
- Nie przepraszaj. Chcesz czasu, to ci go dam, ale nie odpierdalaj takich głupot, bo to na nic.
- Rene, ja tylko...
- Zamknij się. Już nie chce się więcej denerwować. To twoja decyzja co z tym zrobisz. A teraz płyńmy już. Jestem wystarczająco zmęczony. 
Tak. Zachowywałem się, jak skończony dupek. Po prostu odwróciłem się i zacząłem isć w stronę kajaka. Żałowałem swoich ostrych słów. Może powinienem po prostu pogłaskać go po głowie, przytulić i wytłumaczyć wszystko na spokojnie. Rozmową, nie kłótnią. Ale sam wariowałem i nie wiedziałem, co z tym zrobić. Nasz związek był poważny, może zbyt poważny dla mnie, nie mogłem znosić już tego gorzkiego smaku miłości.

---

Cóż, najwidoczniej jedna rozmowa nie wystarczyła naszym misiom 🥺🤷‍♀️😭

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top