Rozdział 82

Mac poszedł wziąć szybki prysznic, ale nie wychodził z łazienki już pół godziny. Ja cóż... Siedziałem załamany na łóżku w kącie pokoju i opierałem się o ścianę. Z całych sił starałem się nie rozpłakać, bo słowa, które powiedział Hilton uderzyły we mnie za bardzo. Za mocno. I zbyt w punkt. Mimo to nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że mogę bać się najważniejszej dla mnie osoby na całym świecie. Jeżeli się go bałem, oznaczało to, że też nie ufałem, a bez zaufania związek nie ma prawa bytu. Kochałem Maca i za nic w świecie nie chciałem z niego rezygnować. Chciałem dla niego walczyć, nawet jeśli wiązało się to z moim cierpieniem. Zależało mi na nim do tego stopnia, że byłem gotowy zrobić dosłownie wszystko, aby mieć go tylko przy sobie.
W mojej głowie pojawiły się też wątpliwości. Nie miałem wysokiej samooceny, bałem się, że znajdzie się ktoś lepszy, ktoś bardziej odpowiedni dla Maca i mi go zabierze. Bałem się tego. Potem zacząłem doszukiwać się błędu w sobie. Myślałem za dużo. Zdecydowanie za dużo. Byłem wściekły i roztrzęsiony. Wściekły przez swoje myśli, roztrzęsiony przez słowa mojego mężczyzny. Bałem się, że nasza relacja skończy się w przeciągu jednej chwili. Mogło tak być. Mogłem stracić Hiltona przez siebie i brak szczerej do bólu rozmowy.
Mac wyszedł w końcu z łazienki w samych bokserkach. Mój wzrok od razu zawędrował na jego seksowne ciało. Miałem na niego taką ochotę i po raz pierwszy Mac mi odmówił. Bałem się, że jestem niewystarczający, zbyt mało seksowny i przebojowy, zbyt delikatny, jak dla niego.
Hilton spojrzał na mnie na chwilę, bo zaraz jego spojrzenie powędrowało na szafę, do której podszedł. Była cholernie niezręczna cisza. Po raz pierwszy czułem się w ten sposób przy Hiltonie. Nawet dopiero co się poznaliśmy i byliśmy na swoim pierwszy spotkaniu w kawiarni, kiedy tak bardzo wstydziłem się i niechciałem powiedzieć czegokolwiek, było mniej niezręcznie i nieprzyjemne, niż teraz.
Nie potrafiłem siedzieć w ciszy i miałem za dużo myśli. Byłem spanikowany, bałem się, że go stracę, że... właśnie teraz go tracę. Nie chciałem tego. Miałem zamiar walczyć, nawet jeżeli moje ruchy miały być bardzo desperackie. Chciałem zrobić wszystko, aby go nie tracić.
- Mac... Powiedz coś. - zacząłem dość spokojnie. - Proszę cię.
- Jest mi ciężko powiedzieć cokolwiek. - założył na siebie szary t-shirt adidasa, nadal stojąc tyłem do mnie.
- Masz kogoś na boku? - zapytałem z lekką pretensją w głosie. - Nie wystarczam ci?
- O czym ty mówisz, Rene. - westchnął i odwrócił się do mnie przodem. - Niby kogo miałbym pieprzyć?
- Nie wiem. W Hollywood stale kręcą się przy tobie jakieś wywłoki. Wiem, że podobają ci się kobiety.
- Rene, jestem z tobą i nigdy bym cię nie zdradził. Poza tym... Cillian je ode mnie odciąga. Przestań wymyślać. - powiedział trochę lekceważąco i wsunął dresy na swoje biodra.
- Jesteś ze mną, ale już mnie nie kochasz, tak? - zadałem kolejne pytanie z wyrzutem.
- O czym ty mówisz, do cholery? Oczywiście, że cię kocham.
- To dlaczego mnie tak odtrącasz? Dlaczego nie chcesz mnie pocałować, przytulić... Nawet dotknąć. To wygląda jednoznacznie. - złapałem się za ramię i mocno ścisnąłem wargi w jedną linię. Naprawdę się bałem. Nigdy na nikim nie zależało mi tak, jak na Macu. To w końcu on był moją pierwszy miłością, w dodatku tak poważną.
- Ja... Rozmawialiśmy o tym wczoraj. Koniec tematu. I przestań wymyślać. W ten sposób nic nie zdziałasz. - w końcu odwrócił się i spojrzał na mnie w bardzo łagodny i zmęczony sposób.
- Mówię ci, że... Nie boje się ciebie.
- Nie kłam. To popierdolone, ale to moja wina. I ja to naprawię. Daj mi czas, a obiecuję, że nigdy więcej nie będziesz przeze mnie cierpieć. - mówił całkowicie poważnie. I... To mnie przekonało. Przekonało na tyle, że przestałem myśleć, a zacząłem wierzyć.
- Jesteśmy w związku, Mac. Musimy razem rozwiązywać problemy. Kocham cię i nawet... Jeżeli miałbyś codziennie na mnie krzyczeć, codziennie mnie bić j być brutalny w łóżku, to ja... Nigdy bym od ciebie nie odszedł. Zależy mi na tobie, jak na nikim innym. Nie zwalaj całej odpowiedzialności na siebie. Zamiast przyznać się przed sobą, że coś jest źle, ja... Ukrywałem to na siłę. To też moja wina. - złapałem się za ramię i mocniej zwinąłem w kulkę. Nie chciałem wyglądać, jak sierota, albo zbity szczeniaczek, ale prawdopodobnie właśnie tak wyglądałem. I potrzebowałem, aby Mac się mną zajął.
Ale on mnie odtrącał.
- Rene...
- Mac... - przerwałem mu. - Przepraszam, że gadam tyle głupot. Przepraszam, że kłamię. Przepraszam cię za wszystko. - mocno zagryzłem wargę starając się nie rozpłakać. - J-ja... Obiecuję, że od teraz będę ci mówić wszystko. Jeżeli tylko poczuję, że się boję, powiem ci o tym. - zaczął bawić się rękawem od bluzy Maca, którą miałem na sobie. Nie chciał mnie dotykać, to chciałem chociaż jego rzeczy i zapach.
- Rene... - Mac podszedł do mnie i usiadł obok, ale nie blisko, praktycznie na drugim końcu łóżka. Spojrzał w dół i zaczął mówić dopiero po chwili. - Dziękuję, ale mam nadzieję, że... Nie będziesz mi musiał tego mówić. - uśmiechnął się delikatnie. - Zachowujesz się, jak gówniarz. Ja też, ale ty większy.
- Niby czemu? - oburzyłem się trochę i zmarszczyłem brwi.
- Po prostu... Nasz związek to pokazuje. - wzruszył ramionami i spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając. - Ja... Też chciałbym ci coś obiecać... I... I przeprosić. - znów spuścił głowę i spojrzał w dół. Widocznie posmutniał, w zasadzie wyglądał, jakby miał się zaraz popłakać.
- Przeprosić? - zdziwiłem się i przysunąłem się trochę do niego. - Za co?
- Ja... Ja... - przełknął głośno ślinę i spojrzał głęboko w moje oczy. - Rene... - zrobił krótką przerwę i wziął głęboki oddech, po którym zaczął mówić. - Ja przepraszam. Ja... Nie do końca chodziłem na odwyk. - wyznał, a jego dłonie zaczęły drżeć. - To wszystko, to moja wina. Byłem pewien, że poradzę sobie z tym uzależnieniem sam. Chciałem być samodzielny. Przestałem brać, tak, ale byłem taki nerwowy właśnie przez to i... Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Wyżywałem się na tobie. Cholernie cię przepraszam, Rene. To nigdy nie powinno się stać. - zaczął mówić naprawdę szybko, co chwilę przenosząc wzrok to na podłogę, to na mnie. - Wybacz mi... To moja wina. Nie masz prawa o nic się obwiniać. Dlatego proszę cię, abyś po prostu dał mi czas. - złapał mnie bardzo delikatnie z rękę, a ja w odpowiedzi natychmiast splotłem nasze palce. Spojrzał na mnie pełen nadziei i słusznie. Mimo szoku, jego kłamstwa, mojego bólu nie potrafiłem inaczej postąpić, niż mu wybaczyć. Kochałem drania całym sobą. Chciałem walczyć do końca swoich sił.
- Mac... Obiecaj mi, że pójdziesz na odwyk, a ja będę chodzić razem z tobą na twoją terapię. Nie będę cię pilnować, ale chcę cię wspierać. - uniosłem jego dłoń do swoich ust i pocałowałem jego palce. - Kocham cię... - wyszeptałam i nie mogłem powstrzymać tej łzy, która pociekła po moim policzku. Po prostu cholernie się rozkleiłem i nic nie potrafiłem nic na to poradzić. Nasza rozmowa była zbyt intymna, szczera i piękna, abym mógł się powstrzymać. Pierwszy raz od tak długiego czasu. Rozmawialiśmy, bez pretensji, krzyku, po prostu rozmawialiśmy.
- Ja ciebie też kocham, Rene. Obiecuję ci to.
I po prostu uwierzyłem. Teraz czułem, że to nie były puste słowa. Nie miałem pojęcia jak, ale czułem to. Czułem, że teraz będzie tylko lepiej i że Mac... To znów ten Mac, którego tak kochałem.

---

Troszkę się wzruszyłam 😭❣️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top