Rozdział 81

Byłem debilem i zachowałem się, jak ostatni tchórz. Żałowałem, że wyszedłem z pokoju, nie dałem się dotykać Macowi i że ogólnie spierdoliłem sprawę. Mimo że Chris twierdził inaczej i uważał, że postąpiłem odpowiednio, ja nie czułem się z tym dobrze. Ani trochę. Miałem wyrzuty sumienia, w końcu zostawiłem Hiltona samego z mętlikiem w głowie, a nie zrobił nic złego. To był najwyższy czas, aby naprawić nasz związek, który oboje spierdoliliśmy.
Spałem w pokoju Chrisa, bo idealnie się złożyło, że jeden koleś spał w pokoju swojej dziewczyny i miałem całe łóżko tylko dla siebie. Nie chciałem wrócić do pokoju, ale przecież musiałem. Nie mogłem paradować cały dzień w piżamce, z brzydkim oddechem, śmierdzący i... Ogólnie ,,niewyjściowy". A przede wszystkim nie mogłem unikać Maca. Musiałem się z nim pogodzić i to najszybciej, jak się dało. Dręczyło mnie sumienie, on z pewnością się zamartwiał i obwiniał, a to była całkowicie moja wina. On nie zrobił nic złego.
Wróciłem do pokoju o szóstej, nie mówiąc nic Chrisowi. Miałem farta, że Mac nie zamknął się na noc. Nadal spał, kiedy wszedłem do środka, ale nie miałem zamiaru go nie budzić. Kiedy zobaczyłem go, tak słodko śpiącego, wyglądającego jak aniołek, przytulającego się do poduszki, na której powinienem spać, zachciało mi się płakać. Byłem takim kretynem i zachowałem się, jak gówniarz. Cholernie żałowałem i chciałem go jak najszybciej przeprosić.
Podbiegłem do niego, głośno tupiąc, naprawdę nie zważałem na to, że powinienem być cicho, przecież chciałem go obudzić. Usiadłem mu na biodrach i mocno się do niego przytuliłem. Zamknąłem oczy i schowałem twarz w jego szyi. Pachniał cudownie. Tak, kochałem jego zapach do tego stopnia, że mógłbym go wdychać dzień i noc i tak ciągle, bez przerwy.
- Co jest kurwa... - miauknął, jak dziecko, od razu się przeze mnie budząc. Położył dłonie na moich plecach i nadal nie wiedział co się dzieje, a ja z całych sił starałem się nie rozpłakać.
- Mac... - powiedziałem cicho i mocno zacisnąłem oczy.
- R-rene? - Hilton usiadł gwałtownie, przez co ja też usiadłem, bo w zasadzie leżałem na nim i gdyby było inaczej, to nie byłoby zgodne z prawami fizyki. Logiczne.
- Mac, przepraszam. - mocno przytuliłem się do niego, obejmując ramionami jego szyję. - Zachowałem się jak dzieciak... Przepraszam! -  powiedziałem szybko na jednym wdechu. On nic nie powiedział. Nawet się nie ruszył, chyba był w małym szoku. Najwidoczniej budzenie go tak rano i dostarczenie mu nowych informacji również rano nie było dobrym pomysłem. Nie nadążał przetwarzać. Dlaczego o tym nie pomyślałem wcześniej.
Powoli poluzowałem uścisk, ale nie odsunąłem się. Pogłaskałem jego włosy, wplątując w nie palce i zamknąłem oczy, przyciskając jego głowę nieco do siebie. Mac był dziwnie sztywny i dopiero po dłuższej chwili objął mnie w pasie, ale zrobił to bardzo wolno i niepewnie.
- H-hej, skarbie... - powiedział cicho i pogłaskał moje plecy. - Nie było cię na noc. - zaczął od razu temat mojego zniknięcia. - Znaczy... nie jestem zły. - dodał szybko. - Chris mi napisał, że śpisz w jego pokoju. Tak tylko się martwiłem... - mówił dziwnie i bardzo ostrożnie dobierał słowa. Zupełnie jakby nie był sobą. Odsunąłem się od niego, aby spojrzeć mu w oczy, bo jego zachowanie bardzo mnie zaniepokoiło. Jego wzrok był spuszczony na kołdrę, dopiero po chwili przeniósł go na mnie i moje oczy.
- Nie bądź na mnie zły. - powiedziałem ponownie i przejechałem dłonią po jego policzku, głaszcząc go bardzo delikatnie.
- Nie jestem zły. - odpowiedział od razu, ale ja widziałem, że coś jest nie tak.
- Przecież widzę, że jesteś. - burknąłem niezadowolony.
- Nie jestem.
- Więc o co chodzi?
I nagle zapadła cisza. Mac posmutniał i zagryzł wargę. Nie wiedziałem co się dzieje, ale czułem, że... To nic dobrego. Chciałem natychmiast nas pogodzić i pozbyć się tej dziwnej atmosfery. Miałem wyrzuty sumienia po tym, jak się zachowałem. To przeze mnie powstała kolejna kłótnia, a raczej seria niedomówień i kupa niezrozumienia. Po prostu syf, którego ciężko było się pozbyć.
Mac nie chciał mówić. Może nie wiedział jak. Mimo to lekko się uśmiechnąłem i zszedłem z niego by położyć się obok na plecach. Poklepałem miejsce obok siebie, dając mu do zrozumienia tym gestem, aby położył się obok. Od razu zrozumiał przekaz i ułożył się na boku, nieco nade mną wisząc. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja znów złapałem go za policzek. Czułem pod palcami jego zarost. Zdecydowanie kochałem to poranne drapanie i tęskniłem za nim. Kłóciliśmy się tyle czasu, że zwyczajnie miałem dość. Chciałem znów żeby wszystko było dobrze i byłem gotów zrobić wszystko, aby tak się stało. Nawet naiwnie mu wybaczyć każdą krzywdę, jaką mi wyrządził.
Mac nagle otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale uprzedziłem go.
- Mac... Pocałujesz mnie? - zapytałem i nie miałem pojęcia dlaczego, ale poczułem się lekko podniecony od wypowiedzenia tego zdania. Cóż, w końcu cieszyłem się, że Mac znów był blisko i... Wystarczył jeden krok, aby znów beztrosko się kochać.
Ale Mac Hilton chyba miał inne zamiary.
- Musimy pogadać, Rene. - powiedział smutno i odwrócił ode mnie wzrok.
- Nie, nie musimy, Mac. Po prostu przestańmy się kłócić. Zapomnijmy o tym wszystkim. Jesteśmy tu na kilka dni, możemy robić co chcemy, całować się, dotykać, pić razem alkohol, palić, uprawiać seks całą noc... Możemy zrobić wszystko. Chcę się tobą cieszyć, Mac. W czym jest problem...
- Rene. - nagle mi przerwał i znów na mnie spojrzał. - My nie możemy tego robić.
- Dlaczego? - spojrzałem na niego wystraszony, bo słowa Maca brzmiały bardzo niepokojąco. Nie miałem pojęcia o czym mówi... I chyba nie chciałem wiedziec.
- Rene... - Mac przełknął głośno ślinę i spojrzał mi głęboko w oczy. - Bo... Ty się mnie boisz.
Otworzyłem lekko usta i zamarłem na chwilę. Poczułem lekkie ukucie w sercu, a mój oddech załamał się. Byłem po prostu w szoku. Nie przypuszczałem, że Mac kiedykolwiek powie coś takiego... Nie po tym co robił.
- Mac, nie. - zaprzeczyłem szybko, głaszcząc jego policzek w nieco spragniony sposób. - Nie... Kocham cię i ufam ci najbardziej ze wszystkich osób na świecie. Jak mogłeś o tym pomyśleć? To, że czasem coś odpierdole nie świadczy o tym... Mac, ty jesteś dla mnie wszystkim. Nie myśl tak. Proszę... - oparłem nasze czoła o siebie i zamknąłem oczy. Mac jednak nic nie mówił. - Kocham cię, Hilton, rozumiesz? Przepraszam za wczoraj, ja... Zachowałem się, jak gówniarz.
- Rene, nie oszukuj samego siebie. Jestem... Jestem najgorszym człowiekiem, jaki mógł wejść do twojego życia. Wiem, że się mnie boisz. Nawet kiedy łapię cię za rękę, albo udo, ty cały się trzęsiesz, a twoja mina... I jeszcze ta sytuacja z wczoraj. Nasz związek nie jest zdrowy przeze mnie...
- Mac, gdyby tak było nie pozwoliłbym ci tak leżeć. - przerwałem mu, bo nie mogłem dłużej tego słuchać, poza tym naprawdę pominął ten istotny fakt.
- Jak?
- Praktycznie na mnie.
Wyczułem, jak ciało Hiltona się spina, a jego oddech nieznacznie przyspiesza. Był napalony i nie zdawał sobie sprawy z tego, że... Chciałem robić z nim teraz wszystkie intymne rzeczy, jakie się dało. Mimo tego, jak mnie krzywdził, potrzebowałem tego, bo kochałem go całym sobą. Dlatego też złapałem za jego dłoń i położyłem ją na swoim ciele. Zacząłem powoli wodzić nią w dół, zaczynając na szyi, a kończąc na brzuchu. Patrzyłem mu głęboko w oczy, nie chciałem przerywać tego spojrzenia. Chciałem go tu i teraz.
- Mac... - szepnąłem cicho, praktycznie w jego usta. - Kochaj się ze mną.
Mac patrzył na mnie, jak zaczarowany. Czułem, jak podniecenie w nim narasta. Zrobiło się gorąco, a atmosfera między nami zgęstniała. Chciałem tego. Cholernie się za nim stęskniłem. On chyba... Nie był pewny. Nie wykonał żadnego ruchu w moją stronę. Po prostu patrzył na mnie zamglonym spojrzeniem, jakby zastanawiając się co dalej.
Powoli zacząłem sunąć jego dłoń w dolne partie mojego ciała. Liczyłem na to, że tego właśnie chce. Bo ja bardzo tego chciałem. Tęskniłem za nim i za tą beztroskością naszego związku.
On zachował się całkowicie inaczej, niż tego chciałem. Zdjął ze mnie dłoń, a ja spojrzałem na niego niezrozumiale, marszcząc przy tym brwi. Nie spodziewałem się, że Mac Hilton przerwie naszą intymną chwilę. Naprawdę się tego nie spodziewałem.
- M-mac... - chciałem coś powiedzieć, ale Hilton natychmiast mi przerwał.
- Rene, przepraszam... Ale ja nie mogę.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top