Rozdział 79

Nie sprawdzany :p

---

Weszliśmy z Hiltonem do pokoju w hotelu, zajebistego hotelu swoją drogą i pierwsze co zrobiliśmy, to polecieliśmy ostro w ślinę.
Tak.
Mac zamknął za nami drzwi, wziął mnie na ręce, oparł o dużą, nowoczesną szafę, która stała tuż przy wejściu i zaczął mnie cholernie namiętnie całować. Nie protestowałem, podobało mi się, jednak pech chciał, że kolacja miała być za dwadzieścia minut i nie mogliśmy pozwolić sobie na zbyt wiele, bo zwyczajnie nie starczyło czasu. Poza tym nie chciałbym iść taki sfatygowany do ludzi. Mac, to jednak Mac i po niecałych trzech minutach ostrego całowania, położył mnie na łóżko, sam kładąc się na mnie między moimi nogami. Zacząłem się śmiać. Cóż, był słodki, kiedy był taki napalony i kiedy się nie złościł.
- Mac... - zachichotałem, obejmując go za szyję. On spojrzał mi w oczy, odsuwając się w końcu od moich ust.
- No?
- Powiesz mi? - pogładziłem jego policzek, uśmiechając się do niego czule. - Trochę się niecierpliwie. I stresuję... - zagryzłem wargę, odwracając na chwilę wzrok. Mac dziwnie posmutniał, a może spoważniał, cholera jego twarz była mega dziwna w tym momencie, nie wiem o co mu chodziło.
- Na pewno chcesz to usłyszeć... teraz? - zapytał dość niepewnie i zmieszany spojrzał mi w oczy.
- Tak. - odpowiedziałem bez zawahania. - To takie głupie pytanie, czekałem całą drogę i się niecierpliwię. To chyba logiczne. - zmarszczyłem brwi. Miałem ochotę go ugryźć. Mój facet miejscami naprawdę był debilem, a ja tego dnia miałem cholerne huśtawki nastrojów. Jakbym był w ciąży. I jeszcze byłem głodny, kurwa. Chciałem donuta z naszej piekarni obok szkoły. Albo z mojej ulubionej pączkarni, z której zawsze Hilton robił mi słodkie i to dosłownie słodkie prezenty.
- Okej... - westchnął widocznie niezadowolony i podniósł się ze mnie, siadając obok. Bardzo nie spodobało mi się to, że przestał mnie przytulać, jednak byłem gotowy mu wybaczyć, bo chyba rozmowa była dość poważna. Usiadłem obok niego z tą różnicą, że ja nie spuściłem nóg za łóżko, a położyłem je na jego udach, bo czułem potrzebę ciągłego dotykania Maca Hiltona. On złapał za moje stopy i zaczął je masować, co od razu poprawiło mi humor. Zaśmiał się cicho, kiedy zamruczałem, ale to było naprawdę przyjemne. I kochane. W końcu, żeby dotknąć czyjeś stopy trzeba mieć mocną psychę.
Mac nie miał, po prostu mnie kochał.
- Więc? - ponagliłem go, bardzo się niecierpliwiąc. - O co chodzi, Mac?
- Może... Nie wiem od czego zacząć. - mówił spokojnie, nie przestając mnie masować. - To trochę ciężkie... Szczególnie, że jestem jaki jestem.
- Wal prosto z mostu, kochanie. - pogłaskałem jego policzek, chcąc dodać mu otuchy. Cholerka, miał minimalny zarost, praktycznie nie było go widać, ale było czuć i to było najwspanialsze uczucie na świecie. Cóż, włosy rosły mu szybko.
- Em... To... Czy twoi rodzice wspominali ci coś o przeprowadzce? - przełknął głośno ślinę, a swoje spojrzenie wbił w podłogę. W ogóle się tym nie przejąłem, będąc zajęty naprawdę miłymi odczuciami przez masaż.
- Nie? - uniosłem brwi.
- B-bo... Twój tata mi powiedział... - zagryzł wargę, a jego oddech stał się dość nerwowy, ale tylko lekko.
- Mój tata? Tobie? Przecież on za tobą nie przepada. - zaniepokoiłem się i wbiłem niecierpliwe spojrzenie w Maca. - No mów do cholery o co chodzi.
- Pamiętasz, kiedy twój tata nas zaakceptował? - spojrzał na mnie, a swój wzrok wbił w moje oczy.
- Tak, oczywiście. Do czego zmierzasz? - jeszcze bardziej zmarszczyłem brwi i przgryzłem wargę z nerwów.
- Wtedy długo z nim gadałem. Przepraszam, że to powiem, ale jest totalnym chujem i... No kurwa, nienawidzę tego dupka! - uniósł się i złapał się za głowę. - Powiedział mi, że... Że będziecie się przeprowadzać do dziadków do innego miasta ze względu na twoją mamę. Nie radzi sobie po poronieniu, ciężko jej ze zwykłymi codziennymi sprawami, a jej rodzice chcą pomóc. - zacisnął dłoń na swoich włosach, mocno zaciskając oczy. - Twój ojciec powiedział, że akceptuje nas, tylko dlatego, bo... Nasz związek nie potrwa długo. - Mac był wściekły. Było widać po nim, że czuje się bezsilnie. Zresztą, tak jak ja. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Zdecydowanie cała sytuacja mnie przerosła. Nawet nie zauważyłem, że zacząłem płakać. Mac przytulił mnie, a ja schowałem twarz w jego koszulce. Sytuacja była naprawdę ciężka, bez wyjścia. Kochałem moją mamę, byłem gotowy zrobić dla niej wszystko, ale mój ojciec... Nie spodziewałem się, że zawiodę się na nim kiedykolwiek, aż tak bardzo. Mac miał rację. Był dupkiem. Zrobił takie świństwo swojemu synowi, za jego plecami i cieszył się z jego bólu, tylko dlatego, że kochał trochę inaczej od wszystkich? Nie tego się spodziewałem. Nie spodziewałem się kłamstwa, nie z jego strony. Po prostu się zawiodłem.
- Rene, nie płacz... Proszę. - Mac powiedział drżącym głosem, całując mnie w czubek głowy. Mimo że był takim samcem alfa, był bardzo wrażliwy. Zaczął lekko się trząść, prawdopodobnie dlatego, że płakałem.
- Kiedy to... Kiedy mam się przeprowadzić? - starałem się powstrzymać płacz, ale to było naprawdę ciężkie. Chciałem przestać dla Maca, aby nie musiał się tym przejmować i przeżywać razem ze mną. Chciałem mu oszczędzić, w końcu długo sam nosił ten ciężar. Widziałem, że nie powiedział mi o całej sprawie z troski o mnie. Nie musiał się tłumaczyć. Doskonale to rozumiałem.
- Pod koniec miesiąca. - powiedział cicho. - Nie martw się, skarbie. Coś wymyślimy. Mogę wynająć nam mieszkanie. Zarabiam dużo, więc to żaden problem. Nawet mogę kupić nam dom! - złapał mnie za policzek i uniósł moją głowę, patrząc mi w oczy. - Co tylko zechcesz, kochanie... Zrobię dla ciebie. - uśmiechnął się do mnie czule, gładząc kciukiem moją skórę na twarzy.
- Mac, wiesz doskonale, że to nie ma sensu. Nie utrzymany tego. Poza tym moi rodzice nigdy się nie zgodzą.
- Pozwól, że to ja z nimi porozmawiam. Twoja mama zrozumie. Kocha cię i chce, żebyś był szczęśliwy. Mój brat nam pomoże, jeżeli będzie źle. Już z nim o tym gadałem. - pocałował mnie w nosek, przez co lekko się uśmiechnąłem.
- A jeżeli się nie zgodzą? Co wtedy? - znów zagryzłem wargę z nerwów, patrząc mu w oczy.
- Będę przyjeżdżać. Co dwa dni. I na weekendy. A jeżeli będę mieć robotę, będę zabierać cię ze sobą na plan. O wszystkim już pomyślałem. - przeczesał dłonią moje włosy. - Nie martw się, skarbie. Naprawdę wszystko się ułoży. - znów mocno mnie do siebie przyciągnął, zamykając w szczelnym uścisku.
- Mac... Kocham cię, wiesz? Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego faceta. - też się w niego wtuliłem, zamykając oczy.
- A ja kocham ciebie. Nie pozwolę, aby cokolwiek przeszkodziło nam być ze sobą. Dla ciebie mogę rzucić wszystko. Zrobić wszystko. Nawet cię porwać i zamknąć w piwnicy. - zaczął się śmiać.
- Jesteś słodki, ale to zabrzmiało psychicznie.
- Cóż... Sam sobie wybrałeś takiego faceta. - pocałował mnie w szyję, nadal cicho chichocząc.
- Ja? To ty pierwszy zacząłeś się do mnie ślinić! - uderzyłem go lekko w ramie.
- Słucham? - uniósł brwi. - Widziałem, jak patrzysz na moją klatę... I wtedy, jak podziwiałeś mnie z Nattem na siłowni... I karmiłeś mnie! Jak mogłem nie wziąć tego za sygnały?!
- Ale ty jesteś głupi!
- Ty głupszy! Ale i tak cię kocham!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top