Rozdział 76

Obudziłem się rano przez falę telefonów od debila. Cillian dalej spał. Całą noc się przytulaliśmy. Teraz właściwie też, dlatego wymknąłem się z łóżka tak, aby go nie obudzić. Wyszedłem cicho z pokoju i zszedłem na dół. Nie miałem zamiaru pokazywać się w szkole, bo nie chciałem wiedzieć się z Hiltonem, no i i tak już było po czasie, bo lekcje zaczynałem o ósmej, a właśnie była dziewiąta. Mama najwidoczniej nie budziła mnie rano, bo się tego domyśliła i pewnie przez wczorajszą rozmowę było jej trochę głupio i właśnie w ten sposób chciała mi to wynagrodzić. No i jeszcze do tego dochodził śpiący ciągle Lautner.
Wskoczyłem na blat i oddzwoniłem do Maca, mimo że kompletnie nie miałem ochoty z nim gadać. Był moim misiem, ale obecnie byłem na niego wkurwiony.
- Rene. - odebrał momentalnie, a ja tylko przewróciłem oczami. - Dlaczego nie ma cię w szkole? - mówił szybko, ale starał się zachować spokój.
- Źle się czuję, Mac. - skłamałem bez skrupułów.
- Czegoś ci potrzeba? Kupić ci leki? Obiad? Przyjechać do ciebie? - zalał mnie falą pytań. Przymknąłem oczy i uśmiechnąłem się sam do siebie. To było urocze, że mimo naszej kłótni, wciąż się o mnie martwił i troszczył. Ale i tak byłem zły. Na niego.
- Nie. - odpowiedziałem krótko.
- Na pewno?
- Tak.
- Dalej jesteś zły?
- W chuj, Hilton.
Zapadła cisza. Ani ja, ani on nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Było mi bardzo miło, że zadzwonił bez pretensji, znaczy chyba, bynajmniej nie okazywał jej w prost. Był miły i kochany i właśnie takiego Maca pokochałem. Chciałem więcej, ale skoro tylko fochy działały na niego naprawczo, to ja się mogłem obrażać do woli, w pizdu i jeszcze dalej.
- Dowiedziałem się, że nie jedziesz na wycieczkę. - zmienił temat. Mówił spokojnie, ale był widocznie przejęty. Ostrożnie dobierał słowa. Było widać. Nie był pewny siebie, jak zawsze, wręcz przeciwnie. Przerażała mnie ta jego ostrożność. Wydawał się taki bezbronny, że... Miałem wrażenie, że mogę zrobić z nim wszystko.
- To dobrze się dowiedziałeś. - byłem oschły w chuj, ale mimo to gryzłem wargę. No, co jak co, ale uwagi Maca potrzebowałem, jak nikt inny. Może byłem pierdolonym atencjuszem, ale kurwa, to mój facet.
- Przeze mnie? - zapytał cicho.
- Tak. Jestem na ciebie cholernie wściekły, Mac. Czego jeszcze nie rozumiesz? - uniosłem się trochę.
- Cholera... Kotku... - nie mów tak do mnie, kurwa. Nie teraz, kiedy miałem być zły. - Przepraszam.
- I tak na nią nie jadę.
- Jedź. Wiem, że bardzo się na nią cieszyłeś. Jeżeli nie chcesz mnie widzieć, to ja zostanę. - CO.
- Boże, Mac, ogarnij się. To moja sprawa. - próbowałem dalej być oschły, ale to co powiedział było dla mnie... No mocne, kurwa. Nie spodziewałem się takiego poświęcenia z jego strony. Kiedyś tak, ale w obecnym stanie rzeczy... Może naprawdę sobie przemyślał i starał się zmienić? Ta. Ile razy już w to wierzyłem, a ciągle było tak samo.
- Pogadajmy... Przyjadę dzisiaj do ciebie wieczorem, dobrze niunia? - Nie Mac. Tylko nie zdrobnienia.
- Nie wiem czy mam ochotę...
- Chce cię przeprosić... I wytłumaczyć wszystko.
- Nie. Narazie nie...
- Skarbie. Błagam cię.
- Pogadamy po wycieczce. Przerwa dobrze nam zrobi. Ja przestanę być wkurzony, ty sobie przemyślisz... Po wycieczce pogadamy. - mówiłem wolno. Nie chciałem w ten sposób. Najchętniej kazałbym mu przyjechać tu i teraz, i wziąłbym go na podłodze. Ale po chuja mieliśmy się znów ranić?
- Przecież to prawie dwa tygodnie!
- No. Idealnie. - cmoknąłem. - Cześć, Mac. - rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź. To było naprawdę ciężkie. Nie potrafiłem być długo zły na Maca, ale czułem, że powinienem. Musiał czuć zagrożenie, że może mnie stracić, bo inaczej... Za bardzo by się rozpuścił, skurwysyn!
Minęło może z dziesięć sekund, a Hilton znów zaczął do mnie dzwonić. Nie chciałem z nim gadać, więc po prostu zablokowałem swój telefon. Nie zdążyłem złapać oddechu, a jakqś pocieszna mordka bardzo mocno mnie objęła.
- Dzień dobry, piękny. - Cillian chyba się troszkę zagalopował, bo mówiąc to, pocałował mnie w mostek. Zdziwiłem się trochę, ale wymiękłem, kiedy wtulił głowę w moją klatę i zamknął oczy. Ja siedziałem na blacie, on stał na ziemi, między moimi nogami. Kurwa, czemu nie mogłem tak z Hiltonem, tylko musiał odpierdalać te swoje, kurwa, dziwne akcje.
- H-hej... - zawstydziłem się trochę, jak nie ja, bo ja zazwyczaj byłem niezawstydziawalny, no ale tym razem nie wyszło. No pech.
- Co robimy na śniadanie?
- A na co masz ochotę?
- A jak myślisz? - zaśmiał się i wtulił we mnie mocniej, a ja tylko zagryzłem wargę.
- No... No nie wiem. - czerwieniłem się dalej.
- Może to i lepiej, bo Mac by mnie zabił. - zaśmiał się i odsunął ode mnie. Podszedł do lodówki i otworzył ją. Naprawdę wziął sobie ,,czuj się jak u siebie" do serca. - Może jajecznica? - zapytał niewinnie.
Ale ja już nie byłem tak niewinny.
- Cillian! - zaśmiałem się i rzuciłem w niego szmatką, leżącą obok mojej ręki, gdyż to był pierwszy przedmiot, znajdujący się obok mojej dłoni. Gdyby to była szklanka, dostałby szklanką w łeb.
- No co? - zaśmiał się, pokazując uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy. Oh to nie tak że nią był i przecież nie grał z moim facetem w jednym serialu. Absurd. Phi.
- Przestań, zboczeńcu.
- Naprawdę pytam o jajecznicę. To ty masz brudne myśli, myszko. - cmoknął w moją stronę i znów zaczął się śmiać. Ja tylko pokręciłem głową, niedowierzając temu, jak bardzo jest idealny. To było karalne.
Ah, ten Cillian Lautner. Taki słodki i niereformowalny. Grunt to być zawsze sobą. On był w tym świetny.
- Dobra, niech będą tę jajka.
- Ale ty trzepiesz.
- Boże, Cillian!
Zdecydowanie słodki.

*

Musiałem pogadać z Chrisem. Chris był kimś na poziomie Cilliana, tylko że tak bardziej po przyjacielsku. Wiadomo, Chris nie był gejem, szalał za Mery, ona za nim w sumie też, byli parą i tak dalej.
Chris był osobą, która potrafiła doradzić, a jego decyzje były zadziwiająco dobre. I to zawsze. Nawet kiedy kazał mi zerwać z Hiltonem, to wyszło to nam na dobre. I potem mój związek kwitł, ale znów się zjebało. Jeżeli chciałem dokonać odpowiedniej decyzji dotyczącej moich działań względem Hiltona, to musiałem mieć porady od trzech najbardziej zaufanych osób (nie wliczając Maca rzecz jasna, bo on był najbardziej zaufaną osoba ze wszystkich osób na całym świecie, ale chwilowo w niedyspozycji) - Kelly, Cilliana i Chrisa.
No i został tylko Chris.
Po Cilliana rano przyleciał helikopter, tak helikopter, ponoć właśnie w ten sposób znalazł się w Seattle, ale chyba coś mi umknęło. Byłem pewien, że takie rzeczy dzieją się tylko na filmach, ewentualnie w moich erotycznych fantazjach, a tu proszę. Sen na jawie.
Pomijając już ten temat, pojechałem do Chrisa po zakończeniu lekcji. Jego tata, jak zwykle kupił nam po browarku i kupił pizzę. To było kochane, że tak bardzo się starał. Chris miał zdecydowanie super tatę.
Rozwaliłem się na dywanie w pokoju Chrisa, a on siedział na łóżku i jadł pizzę. Wiedział, o czym chcę z nim gadać, jednak od dwóch godzin nie podjęliśmy tego tematu. Opowiadał mi o zdarzeniach w szkole. Jak Issacowi wpadł bidon do śmietnika na wfie, Mac próbował go wyciągnąć, ale kiedy zobaczył spleśniałą kanapkę wewnątrz, zaczął piszczeć, jak mała dziewczynka i ostatecznie bidon wyciągnął Natt. Zabawne. Szkoda, że nie widziałem, jak Hilton robi z siebie cipcie przy całej klasie. No kurde szkoda.
Sięgnąłem po kolejny kawałek pizzy i usiadłem w dziwnej pozycji na tym miękkim dywanie. Zacząłem go powoli spożywać i postanowiłem w końcu przerwać tę miłą ciszę trwającą od jakiś trzech minut.
- Chris... To pogadajmy o tym.
- Już się zdecydowałeś? - natychmiast odłożył telefon i na mnie spojrzał.
- No tak. - odgarnąłem włosy za ucho, bo troszkę szybko urosły, ale nadal wyglądałem seksi. Ale planowałem fryzjera, spoko.
- Okej. - kiwnął i po prostu zaczął mnie słuchać.
- Cillian mówi żebym jechał na tę wycieczkę, bo jak będę uprawiać seks z Hiltonem, to jest duża szansa, że się pogodzimy i będziemy dogadywać i... No i tak dalej. - mówiłem dość nieśmiało. Ostatnio zrobił się ze mnie taki cipeusz, ale nic dziwnego skoro Hilton mi wkładał i po prostu pokochałem być dominowany.
- Ryzykowne, skoro uprawianie seksu z nim cię męczy. To chyba nie rozwiązanie... Ale na wycieczkę bym pojechał na twoim miejscu. - mówił spokojnie i uśmiechnął się do mnie, bo chyba zauważył, jak rumienie się, jak dziewica. Ojej, seks, nie mówmy o tym, bo spale się że wstydu, fiutki i cipki są zakazanymi słowami, idę się spowiadać!
Ta, wstyd mi jest, że stałem się rumieniącą się kluską. Ale to tylko chwilowe! Znaczy chyba... Kurwa, chujowo, powoli traciłem resztki swojej męskości. A przynajmniej tak się czułem.
- Ale pojechanie na wycieczkę i seks z Hiltonem idą ze sobą w parze.
- Rene, ty chyba czegoś nie rozumiesz. - nagle jego ton spoważniał, a sam on wydał się taki... Zmartwiony. - Co ten Hilton z tobą zrobił...
- Co? - zmarszczyłem brwi.
- On nie może cię zmusić do seksu. Do niczego. To twoje ciało i ty nim rządzisz. Nie chcesz żeby cię dotykał, to ma cię nie dotykać. Nie jesteś dziwką do pieprzenia, a on nie ma do ciebie dostępu, kiedy tylko ma ochotę. - mówił spokojnie, a mi coraz jaśniej robiło się na bani.
- O kurewka...
- Nie bądź łatwy, Rene. - Chris miał rację w chuj.
- O-okej, chyba łapię.
- Mac myśli, że nie jedziesz na wycieczkę. Wiesz co bym zrobił? Nie zmieniałbym jego wiedzy na ten temat i zaskoczył go w dzień wycieczki. - uśmiechnął się trochę przebiegle. - Zrób tak, Rene. Usiądź z nim w autokarze, mniej z nim pokój, kuś go w chuj, dotykaj go, ale nie pozwól mu się szmacić. On będzie na ciebie napalony, a ty mu powiesz ,,nie". Będzie się nakręcać na ciebie jeszcze bardziej, a ty dalej będziesz grać niedostępnego.
- I co to da? - zmarszczyłem brwi. Jakoś nie mogłem rozkminić.
- Pokażesz mu, że ma się ciebie słuchać. Za bardzo ci wszedł na głowę, pozwala sobie na za dużo, bo wie, że jesteś tak dobry, że niczego mu nie odmówisz, a on ma świadomość, że może z tobą zrobić wszystko. - Chris był bardzo przekonujący.
- A jak puszczą mu hamulce i...
- Rene. - nie dał mi dokończyć. - Ja będę za ścianą.
O kurwa. Czy to był plan idealny?
Idealny w chuj.
Chris był moim bogiem.
Amen.

---

Skarby, nie dam rady zrobić tego maratonu, przepraszam :c
Troszkę się pochorowałam i przez te kilka dni było mi ciężko pisać cokolwiek i plany mi się sypły. Ale postaram się może coś wymyśleć do niedzieli. Chociaż taki krótki ten maraton bym strzeliła, że codziennie przez trzy dni rozdział i bajlando

Może być coś takiego? C: <3

+ Mała odpowiedź do wszystkich osób, które próbowały mnie pouczać co do treści książki w sprawie ukazywania relacji Maca i Rene, jako słodką, dobrą itp., przez co obraz związku mógłby zostać spaczony dla młodszych czytelników

Zaznaczam, że książka jest pisana z perspektywy Rene. Rene tak bardzo kocha Maca, że jest w stanie zrobić dla niego wszystko, nawet cierpieć.

W tym rozdziale Chris całkowicie uświadomił Rene, jak wygląda jego relacja z Hiltonem, jak Hilton go traktuje, nie szanuje w pewnych sprawach, że ma problemy ze sobą.
Jak wynika z tego rozdziału Mac w dalszych rozdziałach będzie ,,uczony", jak należycie traktować drugą osobę w związku.

Teraz pytanie do wszystkich tych osób, które nie dały szansy na rozwój fabuły i mimo moich tłumaczeń, oraz zadbanie o nie spoilerowanie w ich ramach, stwierdziły, że powinnam przyznać się do błędu, który polega na opisaniu złego traktowania w związku i kreowanie go na słodki i kolorowy, którego właściwie nie popełniłam.

Czy jeżeli książka jest pisana załóżmy o syndromie sztokholmskim, to ma nie być pisana, bo jest o syndromie sztokholmskim i ktoś może wpaść na pomysł, żeby postępować tak z drugą osobą?

Czy jeżeli książka jest pisana o gwałcie, to ma nie być pisana, bo jest o okrucieństwie i ludzie mogą przez nią stać się okrutni?

Czy jeżeli książka jest pisana o napadzie, to ma nie być pisana, bo napad to przestępstwo i przez to ludzie mogą stać się przestępcami?

To brzmi, jak żart. Przecież w życiu, jak i w książkach zawsze musi być pięknie, wesoło, kolorowo c:

Nie ukrywam swojego zirytowana i tego, że przez takie zachowanie straciłam kompletnie chęci do pisania tej książki. To dlatego dwa lata temu przez wakacje udało mi się napisać 30 rozdziałów, a w tym roku? Może jeden.

Ale wiecie co jest najgorsze? Że rozmowa z taką osobą, która wszystko wie najlepiej jest jak rozmowa ze ścianą. No nie da się rozmawiać bez kłótni, która i tak niczego nie wnosi.

Ale pamiętajmy w życiu i w książkach nie ma problemów.

Przepraszam za emocje i za to, że ta notka jest tak chaotyczna, ma zapewne błędy, ale mam nadzieję, że jest zrozumiała.

Nikt nie jest idealny, a ja nie uważam się za Bóg wie kogo, jeżeli chodzi o pisanie.

Do nexta

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top