Rozdział 73

Mac spał, a ja szukałem jakiś przyzwoitych ciuchów. Byłem umówiony z Michaelem i Chrisem na piwko w barze. Hilton był u mnie i nie miałem zamiaru go budzić. I tak praktycznie u mnie mieszkał... Poza tym moje spotkanie miało trwać dosłownie dwie godziny, bo Michael był umówiony z Kelly, a Chris z Mery. Cieszyłem się, że byłem z facetem. Faceta położyć spać i jest święty spokój. Z kobietą już tak łatwo by nie było.
Chyba. W sumie nigdy nie byłem z dziewczyną, więc ciężko stwierdzić. Ale tak obstawiałem. Z opowieści kumpli, to cwane bestie, słodkie tylko z zewnątrz. Niestety.
Wskoczyłem w moje super dopasowane, pedalskie, białe rurki, które świetnie podkreślały moje pośladki i w jakąś bluzę czerwoną. Właściwie należała do Maca i wyglądałem w niej trochę śmiesznie, ale.... Ważne, że było seksi. Bo od kiedy byłem z Hiltonem zawsze starałem się ubierać seksi i być bajeczny każdego dnia.
- Zajebiście. - powiedziałem sobie pod nosem, przeglądając się w lustrze.
No i wyjebałem z pokoju.
A potem z domu. Po drodze dałem buzi Bestii i Logankowi, pomachałem mamie i ojcu, i tyle mnie widzieli.
Przed domem, w samochodzie, czekał na mnie Michael. Uśmiechnęłem się, widząc jak tańczy w samochodzie. Był zajebistym kolesiem, serio uwielbiałem go.
Wsiadłem do jego auta i bez słowa skleiliśmy. On nadal śpiewając nutkę Beyonce i tańcząc w miarę możliwości, odpalił silnik i już po chwili jechaliśmy do tego baru... Do którego mieliśmy jechać.
- Co ci tak wesoło? - zapytałem, śmiejąc się z niego.
- Stary, umówiliśmy się z Kelly na randkę w nocy.
- Czyli ruchanko? - zaśmiałem się.
- Nasze pierwsze ruchanko. - powiedział dumny z siebie i zciszył radio. - Nie mogę się już doczekać.
- Nie dziwię się. Seks jest fajny. - wzruszyłem ramionami i oparłem głowę o oparcie fotela.
- Tak, ale czuję, że się w niej zakochałem. Wyglądała na pustą laskę i szczerze liczyłem na płytką relacje, ale teraz... Kocham ją, stary.
- Mówiłeś jej? - uśmiechnąłem się szeroko.
- Dzisiaj mam zamiar. Wiem, że jesteśmy krótko, ale... Ja chyba chce się z nią ożenić. Nie znam drugiej takiej kobiety. Jest niesamowita. - zaczął nawijać. Przewróciłem tylko oczami i zaśmiałem się pod nosem. Miłość jest ślepa, jak mawiają, ale miłość Michaela była wyjątkowo ślepa. Kto normalny po tak krótkim okresie związku stwierdza, że chce wyjść za drugą osobę?
- A ty, Rene?
- Co ja?
- Kochasz Maca?
- No kocham. - wzruszyłem ramionami. - Chyba oczywiste. - dodałem.
- I między wami wszystko ok? - dopytywał. Spojrzałem na niego pytająco. Nie, to nie było tak, że nie chciałem gadać, po prostu nie było o czym mówić.
- Czemu miałoby być inaczej? - uniosłem brwi. Michael tylko uśmiechnął się nerwowo.
- Nie no, nie twierdzę, że jest inaczej. - zaśmiał się nerwowo. - Ale to trochę dziwne, że Mac... - zrobił krótka przerwę.
- Że co Mac? - zmarszczyłem brwi.
- Że Mac wpierdolił Chrisowi i kazał mu trzymać się od ciebie z daleka. - powiedział dość niepewnie. - Dla Kelly też nie był zbyt miły. Wiem, że nic nie zrobiłeś, ale... Co my zrobiliśmy tobie, że Mac się tak wkurwił?

Tego było stanowczo za dużo.

*

- Mac, ty pierdolony dupku. Posrało cię do reszty? Myślałeś, że się kurwa nie dowiem?! - nakrzyczałem na niego. Tak. Rene Beresford postanowił przeorać dupę Hiltona wzdłuż i wszerz i to nie w ten przyjemny sposob. Gnojek przesadzał, jego zazdrość była chora, a ja nie chciałem, aby ktokolwiek z moich znajomych miał przeze mnie problemy. On tylko uniósł brwi i kontynuował leżenie w moim łóżku, przeglądając Facebooka, albo Instagrama. Nawet na chwilę nie oderwał wzroku od telefonu, kiedy wpadłem do swojego pokoju, jak z armaty.
- Gdzie byłeś? - kompletnie zignorował temat, który chciałem poruszyć, a przy tym też mnie i zaczął swoje.
- A co cię to obchodzi? - prychnąłem. - Lepiej się wytłumacz, Hilton.
- Ty też lepiej się wytłumacz, kochanie. - zablokował smartfona i odłożył go obok siebie na materac łóżka. Spojrzał wyzywająco w moje oczy, bardzo agresywnie, a jego buzia przybrała bardzo niezadowolony wyraz. No wkurwił się. Ja wyglądałem podobnie, bo też się wkurwiłem.
- Znowu zaczynasz. Ogarnij dupę, Hilton.
- Twoją chętnie. - uśmiechnął się łobuzersko, chichocząc wrednie pod nosem. Ale on był bezczelny. I zboczony. I miałem go dosyć. Tak zdecydowanie za dużo Hiltona w moim życiu, kurwa, amen.
- Nie da się z tobą rozmawiać.
- Ale mnie kochasz.
- Ale cię kocham.
- Więc ogranicz swoje wszystkie znajomości do minimum, skarbie. - powiedział bardzo stanowczo. Jego barwa głosu była tak chłodna, że aż przeszły mnie ciarki. Mimo stanu emocjonalnego, w którym się znajdował, mówił do mnie dość spokojnie, ale w taki sposób, że nie byłem w stanie mu się sprzeciwić.
Spojrzałem tylko w dół. To ja chciałem tym razem z nim wygrać, jednak on miał nade mną całkowitą kontrolę i to wykorzystywał. Już nie chodziło o mój strach i obawy. Mac Hilton po prostu owinął sobie mnie wokół chuja, a ja skakałem wokół niego, tak jak mi zagrał.
Czy coś.
Po prostu byłem już totalnie jego. Co nie zmienia faktu, że nadal byłem wkurwiony.
- Wszyscy... - powiedziałem cicho. - Wszyscy, tylko nie Kelly i Chris. Trzymaj się od nich z daleka i w tym momencie wyjdź z mojego domu. Po prostu wypierdalaj, Hilton. Mam dość tego, jak jesteś bezczelny. - powiedziałem szybko, nie oddychając, bo na wydechu. - Jeżeli się nie zmienisz, to z tobą zerwę. Nie będę ryzykować zdrowiem przyjaciół. Po prostu... Po prostu, jak mogłeś pobić Chrisa, Mac? Czy cię do reszty pojebało? - trochę zacząłem się mazać i jęczeć, ale ta sprawa naprawdę mnie ruszyła. Isac i Natt nie byli mi tak bliscy, jak Chris. Cała sprawa była posrana, ale to tylko z nim trzymałem się najbardziej. Może to też przez Mery, a może po prostu wzbudził we mnie większe zaufanie. Chuj wie. Czasem tak po prostu jest i przyjaciół się nie wybiera.
- Znów zaczynasz kłótnie, Rene.
- Bo się kurwa zachować nie potrafisz.
- To ty robisz problem.
- To ty nie widzisz problemu. Wypierdalaj. - już nie byłem miły. Skończył się dzień dobroci dla chujów, takich jak Hilton. On tylko uniósł brew i prychnął kręcąc głową. Powoli, bardzo mnie lekceważąc, wstał z łóżka i ruszył w kierunku wyjścia, mijając mnie bardzo obojętnie.
A to skurwysyn.
- Ja, albo cała reszta. Wybieraj, Rene.
- Co ci znów odjebało?!
- Po prostu jesteś mój. Czego nie rozumiesz?
- To chyba ty, czegoś nie rozumiesz! Gdzie się podział twój mózg do chuja?! - krzyczałem. Ta jego bezczelność bolała. Z Hiltonem było coś nie tak. Zdecydowanie. Jego zazdrość była chora. Nie miał prawa wybierać mi znajomych, a raczej... Mieć mnie tylko dla siebie.
- Ja czegoś nie rozumiem?! - gwałtownie odwrócił się do mnie i trzasnął drzwiami, które otworzył sekundę temu. - Rene. - agresywnie spojrzał mi w oczy. - Jesteś...
- Znów ćpasz, tak? - przerwałem mu. - Stresujesz się czymś? - uspokoiłem się, ale mój oddech nadal był szybki i głęboki.
- Tylko tym, że mi ciebie zabiorą. - on już nie był tak spokojny, jak ja.
- Nikt mnie tobie nie zabierze, jedynie sam sprawiasz, że chce od ciebie uciec. - zrobiłem krok do tyłu.
Zapadła między nami cisza. Mac spojrzał mi w oczy. Kurwa, kochałem drania, ale jak mogłem z nim być, skoro nie dało się z nim nic normalnie robić. Nawet rozmawiać. Oczywiście nie wliczając w to seksu, bo Hilton, to kurwa król podbojów. Aczkolwiek był ten jeden raz, kiedy przesadził.
Spuściłem wzrok na ziemię, bo poczułem się w jego towarzystwie na tyle niezręcznie, że nie mogłem na niego patrzeć.
- Będzie lepiej, jeżeli wyjdziesz. - mruknąłem cicho. Musiałem przemyśleć to wszystko. Przemyśleć nas. Byłem gówniarzem, a musiałem  myśleć, jak dorosły. Bolał mnie od tego łeb.
Mac nic nie powiedział. Po prostu postał jeszcze chwilę i wyszedł, tak jak go poprosiłem. Chyba trafiłem w sedno. Musiałem zranić Maca i mimo że nie byłem tego do końca pewien, już czułem wyrzuty sumienia, bo mimo jak wielkim był dla mnie skurwielem, to kochałem go, jak nikogo innego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top