Rozdział 71
Nie sprawdzałam :p
---
Los robił sobie ze mnie jaja, albo coś w tym stylu, bo sytuacja z kiedyś znowu miała miejsce. A przynajmniej była podobna do tej z kiedyś. Zasłabłem na wfie, a Kelly mnie reanimowała.
Siedziałem w szatni, bo pielęgniarki znów nie było. W każdym razie po rozpoczęciu związku Kelly z Michaelem, Kelly stała się bardziej czuła, delikatna i troskliwa. I przestała nosić silikony. Wyglądała ślicznie w delikatnych strojach i pudrowych kolorach. Nadal nosiła krótkie spódniczki, ale nie wyglądała jak dziwka. Wręcz przeciwnie, a nawet powiedziałbym, że słodko. No ślicznie po prostu.
Kucała przy mnie i wachlowała mnie zeszytem, kiedy ja ledwo siedziałem na tej ławce. Serio czułem się słabo i nie miałem pojęcia, co jest tego powodem. Jadłem normalnie. Spałem też normalnie. Stresu jakoś za dużo nie miałem... Chuj wie co, tak naprawdę.
- Już lepiej się czujesz, Rene? - zapytała troskliwie i spojrzała mi w oczy.
- Tak. Dzięki, Kelly. - kiwnąłem, uśmiechając się przy tym.
- Jadłeś śniadanie? - zapytała, wstając. Sięgnęła do swojej torby po wodę i podała mi ją. Nieważne, że miałem swoją. Nie mogłem jej odmówić, kiedy tak bardzo się troszczyła.
- Tak i to całkiem duże. Mac zabrał mnie do naleśnikarni, a potem jeszcze zajechaliśmy do piekarni. - wzruszyłem ramionami.
- Czyli... Czyli Mac traktuje cię dobrze? - zmieszała się trochę. Jej mina zrobiła się dość poważna i zmartwiona. Naprawdę nie wiedziałem o co chodzi. I chyba nie chciałem wiedzieć. Ale to było nieuniknione.
- Bardzo dobrze... Jest... Jest troskliwy i takie tam. - mówiłem bardzo szczerze, prawdę i tylko prawdę.
- To dobrze. - uśmiechnęła się, ale dość smutno. Odwróciła wzrok i skrzyżowała ręce na piersi. - A twoje nadgarstki... To on? - zapytała bardzo cicho, prawie szepcząc. Spojrzałem odruchowo na swoje ręce i cholerka, nie zwróciłem uwagi na to, że nasz ostatni seks zostawił takie ślady. Moje nadgarstki były całe posiniaczone. To wyglądało strasznie. Jakby się ktoś nade mną znęcał. Sam byłem zaskoczony tym widokiem. Zdawałem sobie sprawę, że Mac nie ma poczucia siły, ale nie do takiego stopnia, aby zrobić... Mi krzywdę. Bo to podchodziło cholerka pod krzywdę.
- To nic. Ostatnio trochę się napalił... Wiesz, jaki jest. - machnąłem ręką, chcąc zmienić temat. Ale ona nie chciała go zmieniać.
- Rene, ja... Ja bardzo się o ciebie martwię. - wyznała, a mi, aż serce zabiło szybciej. - Właśnie, wiem jaki jest Mac. Kiedy z nim byłam... Nasze problemy też zaczęły się od głupich siniaków. Też tłumaczyłam sobie, że z jego strony to tylko namiętność, że to dlatego, bo tak bardzo mnie kocha...
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zmarszczyłem brwi, a moje serce zaczęło bić naprawdę głośno. Nie chciałem tego słyszeć, ale musiałem.
- Wiesz, Rene... - zaczęła bawić się palcami, co było ruchem spowodowanym nerwami i stresem. Też nie lubiłem gadać na takie tematy. Bardzo niewygodne tematy. - Musisz się zastanowić, czy wasz związek jest zdrowy. Jesteś chyba najlepszym chłopakiem na świecie i jeżeli ten dupek cię skrzywdzi... To sama rozbije wasz związek. - ostatnią część powiedziała bardzo stanowczo i pewnie. Jej dłonie zaczęły drżeć. Spojrzała mi w oczy, a jej oczy zaszły łzami. Rozchyliła usta, jakby sama nie mogła uwierzyć w to co powiedziała. Ja kurwa nie mogłem.
Jej słowa podziałały na mnie, jak kubeł zimnej wody. Może mówiła dość delikatnie, ale ja doskonale zrozumiałem o co jej chodziło.
Mac ją skrzywdził i teraz krzywdził mnie. A ona nie chciała na to pozwolić.
- Przepraszam, Rene. - rozpłakała się i wyszła z szatni, zostawiając mnie samego. Nie byłem na nią zły. Nie mogłem. Ona tylko się o mnie troszczyła.
*
Była wychowawcza, a pani mówiła o wycieczce kilkudniowej, która miała odbyć się za kilka dni. Mac trzymał mnie za rękę pod ławką i czule masował jej wierzch kciukiem. Myślałem o tym, co mówiła Kelly. Hilton był... Dbał o mnie, ale Kelly miała dużo racji. Bardzo dużo racji. Na pierwszy rzut oka między nami było wszystko dobrze i ja też tak myślałem, ale fakt faktem coś było nie tak. Mac czasami był agresywny i traktował mnie, jak rzecz. Mimo że go kochałem, to nie chciałem tego.
Czułem się poniżony? Owszem. W sprawach, w których powinienem być traktowany z czułością, byłem traktowany wręcz bez szacunku i to przez osobę, na której zależało mi najbardziej na świecie.
I to był chyba jakiś kurwa żart.
Musiałem z kimś pogadać.
Z Chrisem.
Puściłem dłoń Maca i sięgnąłem po telefon. On spojrzał na mnie niezrozumiale i zmarszczył swoje brwi. Spojrzałem mu na chwilę w oczy, ale zaraz po tym odwróciłem wzrok. Po raz pierwszy od rozpoczęcia naszego związku czułem się przy nim tak bardzo nieswojo.
Napisałem do Chrisa wiadomość. Oczywiście uważałem, żeby Mac niczego nie widział. Chciał spojrzeć na wyświetlacz, ale ja zasłoniłem go dłonią. Był zirytowany moim zachowaniem, co przyszło momentalnie. Było widać po jego twarzy. Nie dziwiłem się. Nigdy nie miałem przecież przed nim żadnych tajemnic.
Rene: Pogadajmy po szkole. Musisz mi pomóc, Chris.
Chris: Jasne. Co się dzieje?
Rene: Hilton się dzieje.
Hilton dział się naprawdę. Spojrzałem przez ramię na koniec sali, gdzie siedział Chris. On również spojrzał na mnie. Wydał mi się zmartwiony. W sumie też bym był gdyby to on wysłał mi wiadomość podobnego pokroju.
Mac skorzystał z chwili mojej nieuwagi i wyrwał mi telefon z ręki. Spojrzałem na niego natychmiast, ale nie zdążyłem nawet mrugnąć, a on już wszystko przeczytał.
No i się wkurwił.
Wziąłem głęboki wdech i bardzo powoli przeniósł wzrok na mnie. Zadrżałem, bo Hilton po raz pierwszy spojrzał na mnie w taki sposób. Agresywny i wściekły jednocześnie. Jego mięśnie na szyi mocno się spięły, podobnie jak jego dłoń, która zacisnęła się na moim telefonie.
- M-mac... - szepnąłem, bo nie chciałem zwracać na nas zbytniej uwagi, a w sali była cisza. Mówiła tylko Pani Parker a wszyscy słuchali jej z dużym zainteresowaniem. No oprócz nas.
- Chyba musimy sobie porozmawiać, Rene. - również szepnął, mówiąc spokojnie, ale ja wiedziałem, że za tym spokojem kryje się... No właśnie. Co?
- Nie chcę z tobą rozmawiać. - powiedziałem ostrzej, zaciskając pięści na końcu swojej bluzy. Hilton zmrużył oczy i zmarszczył brwi. Znowu się go bałem. Zauważyłem, że mój strach zawsze nadchodził z jego złością. Przeszliśmy razem dużo. Krzywdził mnie wiele razy. Dokąd to wszystko doszło? Bałem się osoby, na której zależało mi najbardziej na całej ziemi i jeszcze dalej. Dlaczego?
Mac odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na nauczycielkę. Uniósł rękę do góry, a ona niemalże natychmiast dopuściła go do głosu.
- Co się stało, Mac? - uśmiechnęła się pogodnie, patrząc w stronę mojego chłopaka.
- Rene źle się poczuł. Mogę iść z nim do pielęgniarki?
- Oczywiście.
Nie wierzyłem, że to zrobił. Nie wierzyłem do czego zdolny jest mój chłopak. Grał nieczysto. Doprowadzał mnie do obłędu. Wręcz przerażał. Może tak naprawdę wcale nie znałem Maca Hiltona. Ale naprawdę mocno kochałem. Mimo wszystko.
Mac wstał z krzesła i spojrzał na mnie wyczekująco. Zrobiłem podobnie. Właściwie nie miałem wyjścia. Gdybym wkopał go, że kłamie z pewnością wkurwił by się tylko bardziej. A tego nie chciałem.
Wzięliśmy swoje plecaki i spokojnym krokiem opuściliśmy klasę. Wychodząc spojrzałem na Chrisa, a jego mina mówiła tylko jedno - bał się tak, jak ja.
Mac zamknął za mną drzwi. Spojrzał mi w oczy, jakby łagodniejąc i delikatnie ujął moją dłoń, nie dbając o to, że na korytarzu czeka na lekcje inna klasa.
- Nie wiem co ty kombinujesz, ale boje się, Rene. - pocałował wierzch mojej dłoni i zaczął ciągnąć mnie w stronę schodów.
W takim razie baliśmy się oboje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top