Rozdział 45

Mac: Jestem już w domu. Przyjdziesz do mnie?

Rene: Zaraz idę całować się z Cillianem, więc będę wieczorem.

Miałem na niego focha. Dupek naprawdę mnie zdenerwował. I nie miałem zamiaru przebaczać mu tak szybko. Nie pisał do mnie, ani nie dzwonił przez cały weekend. Generalnie miał mnie w dupie, za to z Cillianem pisałem dwadzieścia cztery na siedem. Hilton oczywiście znów poleciał do Hollywood i był zajęty pracą. Wiedziałem, że żyje, bo Lautner o wszystkim mi mówił. W dodatku Mac nie był jakoś szczególnie przejęty naszą kłótnią i bawił się przednio. Z jakimiś trzema zdzirami, które świeciły przed nim cyckami. Zawiodłem się. I było mi cholernie przykro. Miałem dosyć tych ciągłych niedomówień i kłótni. No i hipokryzji Maca. Nie pozwalał mi rozmawiać z kimkolwiek, komu mógłbym się spodobać. Tymczasem... Flirtował sobie z jakimiś laskami. Za moimi plecami. A potem pisał jak gdyby nigdy nic. Podły dupek.
Siedziałem w szkole. Z Chrisem. Była historia. Znaczy ,,była"... Wiadomo jak to jest pod koniec roku. Miałem się w budzie nie pokazywać, ale obiegówka i te sprawy... A tak naprawdę musiałem się czymś zająć.  Przepłakałem cały weekend. I tyle wystarczyło.
Trzymałem telefon na ławce, a Chris widział wszystkie wiadomości, które właśnie wymieniałem z Hiltonem. Przytulał mnie, głaskał po główce... Po prostu wspierał. I gdyby nie on, to chyba dostałbym jakiejś depresji, czy coś.

Cillian: Jestem już pod twoją szkołą! <33

- Spierdalam po tej lekcji. - po przeczytaniu wiadomości od tej pociesznej mordki, aż uśmiechnąłem się sam do siebie. Ten chłopak naprawdę był miły. I bardzo się mną interesował. Nie rzucał słów na wiatr, a przede wszystkim był szczery.
- Jasne... Tylko uważaj na tego Cilliana. Mac może być zły, jeżeli coś ci zrobi. - Chris pogłaskał moje ramię i uśmiechnął się do mnie. - Chociaż wydaje się spoko gościem.
- Jest bardzo spoko. Nigdy nie zrobiłby czegoś, czego bym nie chciał. - powiedziałem radośnie. Po chwili znów poczułem wibracje telefonu. Jak się okazało dostałem wiadomość od mojego chłopaka. O ile nim jeszcze był...

Mac: O czym ty mówisz? Rene co się dzieje? Jak to z Cillianem? Miałeś się z nim nie spotkać.

Rene: Spierdalaj.

- Nie za ostro? - Chris uniósł brwi i spojrzał na mnie niepewnie.
- Niech ma za swoje dupek. - burknąłem. - Dla mnie był bardzo ostry. Za bardzo.
- Wiesz, że jest idiotą i nie domyśli się, co zrobił źle. - złapał mnie za rękę i uśmiechnął się głupio.
- No dlatego w domu czeka na niego awanti. Wypierdolę mu wszystko na ten głupi ryj. Idiota mnie denerwuje. Przesadza. - wywarczałem, jak wściekły kot. Chris zrobił taką dziwną minę. Niby się uśmiechał, ale jednak był smutny. Nie miałem pojęcia co mu chodziło po tej głowie. Ale chyba się o mnie martwił. Kochany chłopak.
- Tylko nie rób niczego głupiego. Pod wpływem emocji...
- Wiem, Chris. Nie zrobię. - uśmiechnąłem się do niego. - Dziękuję, że mnie wspierasz.
Chciałem mu podziękować. Totalnie. Zakumplowaliśmy się. I był moim drugim przyjacielem, licząc Hiltona. Chciałem mu podziękować. Nie... Odwdzięczyć się. I okazja nadeszła bardzo szybko. Bo do sali weszła Mery. Ta Mery. W której Chris się zakochał. Od razu się na nią zapatrzył. A ja uśmiechnąłem się pod nosem. Idealna okazja, aby ich poznać. Wcześniej nie powinienem go słuchać. Rozumiałem, że się wstydził, ale cholerka, pasowali do siebie. No i teraz miałem zamiar postawić na swoim.
- Nawet o tym nie myśl, Rene.
- Nie myślę. Ja robię. - zaśmiałem się, a po chwili krzyknąłem. - Mery!
- Nie. Rene, umrzesz. - Chris krzyknął szeptem i cały się zarumienił. A ja byłem z siebie dumny. Jak cholera.
Rudowłosa odwróciła się od nauczycielki i spojrzała na nas. Od razu mi pomachała, a ja jej odmachałem. Gestem ręki przywołałem ją. Ona kiwnęła głową, wymieniła dwa słowa z nauczycielką i podeszła do nas.
- Hej, Mery! - wstałem i pocałowałem ją w policzek, po chwili mocno przytulając.
- Hej! - zachichotała dźwięcznie, odwzajemniając gest. - Co tam chciałeś?
- Idziesz ze mną i Chrisem na pizze po szkole? - zaproponowałem, obejmując ją w talii.
- Chrisem? - zmarszczyła brwi i zrobiła dziubek. Naprawdę była słodka. Nie dziwiłem się, że Chris się w niej zakochał. Totalnie słodka. I śliczna.
Spojrzałem na niego. I był bardziej czerwony, niż burak. Poderwał się na równe nogi i wyciągnął rękę w jej stronę.
- Jestem Chris. - zadrżał jak cziłała.
- Mery... - uścisnęła ją niepewnie. A on zachował się zajebiście. Pochylił się i pocałował ją w rękę. Zajebisty facet. Nie to co Hilton.
- To co? Idziesz z nami? - wyszczerzyłem się. Bo to było ich pierwsze spotkanie. I zaiskrzyło. Jak chuj. Spojrzeli sobie w oczy na dłuższą chwilę. Ona się zacięła i odpowiedziała mi dopiero po paru sekundach.
- P-pewnie. - kiwnęła. I też się zarumieniła.
- Super. Bardzo się cieszę, ja... - powiedział Chris, nie odrywając od niej wzroku. Wyglądał jak słodki buraczek. Totalnie słodki buraczek. - Będziemy czekać.
- Kończę o piętnastej. - dziwnym trafem patrzyła tylko na Chrisa. Byłem zajebisty. I wyczuwałem, że to wyjdzie. Rene najlepszym swatką świata. Tak. Totalnie byłem zajebisty.
- Poczekamy!
- Mery, chodź na sekundkę. Znalazłam te papiery. - no i tyle było Mery widać i słychać. Bo zawołała ją nauczycielka. Machnęła nam i podbiegła do niej. Stojąc przy biurku jeszcze raz na nas spojrzała i uśmiechnęła się. Na nas... Na Chrisa. Znów usiedliśmy przy ławce. On ciągle na nią patrzył, a ja byłem z siebie dumny. W cholerę. Bo miałem plan.
- Zaraz wychodzę, a ty poczekasz na Mery po szkole i powiesz jej, że coś mi wypadło. Potem kupisz pizzę i zabierzesz ją do kina. I dasz jej do zrozumienia, że ci się mega podoba.
- Kocham cię, Rene.
- No wiem.
- Jesteś zajebistym kumplem.
- No dzięki.
- Kocham cię, Rene, ja pierdolę!

***

Znalezienie samochodu Cilliana nie było trudne. Sportowy, żółty samochód przy bramie szkoły, jakoś nie specjalnie wtapiał się w tłum. Wsiadłem do środka dość sprawnie, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo zostałem przytulony. I to było cholernie słodkie, bo w tym całym geście dało się wyczuć tęsknotę. Cillian mnie nie znał, ale najwidoczniej serio się zakochał od pierwszego wejrzenia. We mnie, oczywiście. I to było zajebiście słodkie.
- To są te twoje odsetki? - zaśmiałem się i również go objąłem, przymykając oczy.
- No tak... Cześć, myszko. - pocałował mnie w policzek i nadal mocno tulił. Myszko. Myślałem, że od tej słodkości wystrzelił mnie w kosmos. Zrobiło mi się ciepło na serduszku. To na serio było kochane. Poczułem się naprawdę miło. Zdecydowanie uwielbiałem, kiedy ktoś mówił do mnie pieszczotliwie.
- Cześć, Cillian. - uśmiechnąłem się. - Mam nadzieję, że pamiętasz, że mam chłopaka?
- Gadałem z nim.
- Z Hiltonem?!
- Jest wkurwiony na mnie.
- Za co?
- Bo powiedziałem mu, że traktuje cię, jak szmatę. To mnie tak denerwuje... Bo nie docenia tego, co ma. - burknął jak dziecko. A ja coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że Lautner to jakiś anioł. Nie był idealny, był głupi. Ale tak pozytywnie głupi. Z jednej strony to było w nim pociągające. W sumie z każdej, bo w ten sposób był naprawdę pozytywną osobą.
- Jesteś kochany, ale nie przejmuj się tym. - teraz to ja pocałowałem go w policzek. Bardzo czule. I bardzo delikatnie. Powoli odsunęliśmy się od siebie. I spojrzeliśmy sobie w oczy. No i zaczęliśmy się śmiać z niczego.
- Przepraszam, że wypaliłem z tym na dzień dobry. Nie mogłem dłużej w sobie tego dusić. To było takie męczące. - uśmiechnął się, będąc bardzo zakłopotanym. Spojrzał gdzieś w bok, a jego policzki pokryła czerwień. Nie ogarnąłem, że zacząłem się w niego wpatrywać. Podobał mi się. I chuj. Mogło podobać mi się wiele osób, ale to w Macu byłem zakochany. Cillian mnie po prostu pocieszał. Był jak przyjaciel... Nie. Był moim drugim wyborem.
I tak się na niego zapatrzyłem. Patrzyłem. Patrzyłem. I dopiero wtedy ogarnąłem, że przefarbował się na siwo.
- Cillian! Byłeś u fryzjera! - złapałem się z usta. - Super wyglądasz!
- No nie? - wyszczerzył się. - Mam jeszcze nowy kolczyk. - powiedział trochę nieśmiało, ale po chwili uśmiechnął się. I złapał mnie za rękę.
- Serio? Gdzie? - zerknąłem na jego uszy, ale w nich nie było więcej kolczyków, niż poprzednim razem. Spojrzałem też na nos i łuk brwiowy, ale tam też nie znalazłem różnicy. On zaczął się głośno śmiać. Najwidoczniej z tego, jak dokładnie przyglądałem się jego całej twarzy. Pocałował moją dłoń i położył ją sobie na udzie, przyciskając ją swoją dłonią. Nie robił tego mocno. Odczułem to w sposób... Po prostu chciał mojej bliskości.
- No gdzie masz tego kolczyka? - pogładziłem kciukiem jego udo. Widziałem, jak takie drobne gesty go cieszyły, więc nie żałowałem mu ich.
- Tu. - otworzył usta. A mi kopara opadła. Bo diamencik w języku wyglądał epicko. Niczym skarb we wnętrzu sezama. Czy coś... Gablota w centrum muzeum z najpiękniejszym skarbem!
- Jakie to zajebiste! - złapałem go za policzki i zbliżyłem się do niego, klękając na siedzeniu. Uniosłem się i wlepiłem wzrok w ten kolczyk. Byłem zachwycony. Wyjątkowo mu pasował. Wyglądał mega seksownie. Totalnie.
- Chcesz... Chcesz dotknąć? - złapał mnie jedną ręką w talii i spojrzał w oczy. Zmarszczyłem brwi. Że co.
- Co? - serio nie miałem pojęcia o co mu chodziło. Znaczy domyślałem się. Chciał się ze mną przelizać.
- W sensie... N-nieważne. - zakłopotał się.
- Jesteś słodki, Cillian, ale nie mogę. Mam chłopaka i nie chce go zadradzić. Nieważne jak zły bym na niego był, nie potrafię. Ale jesteś super. Mega super. Gdybyśmy poznali się tylko chwile wcześniej, to na pewno byłbym twój. - powiedziałem, patrząc w jego oczy.
- Będę o ciebie walczył. Ale nie zrobię nic bez twojej zgody. Mac sam dał mi do zrozumienia, że jestem jego rywalem. Nie będę go szczędzić.
- Tylko nie zrób niczego głupiego. - pogłaskałem go po policzku.
Był smutny. Cillian był smutny jak cholerka. Mimo tego co powiedziałem, nie potrafiłem się powstrzymać. Ni chuja. Raz się żyje, jak to mówią. I poczułem taki impuls i... Pochyliłem się do niego i musnąłem jego usta. Był to raczej sposób w jaki całowałem brata. Zwykłe cmoknięcie. Nic nie znaczący całus. Ale musiałem przyznać, że usta Cilliana były przyjemne.
Usiadłem na swoim miejscu i odchrząknąłem. Gościa wbiło w fotel i nie mógł się poruszyć. Po prostu patrzył na mnie. A po chwili się uśmiechnął.
- Rene...
- Trzymaj język z tym zajebistym kolczykiem za zębami. Hilton ma się nie dowiedzieć. A teraz jedźmy na ten obiad. Głodny jestem. - sam nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Bo naprawdę zrobiło mi się przyjemnie. I trochę podniecająco. Radośnie i... Lautner po prostu mnie uszczęśliwiał. I pozwolił zapomnieć na chwilę o Hiltonie i problemach. Uwielbiałem tego chłopaka. Zdecydowanie. Był jak taki słodki pączuś... Totalnie!
- Jasne. - zaśmiał się seksownie i zapiął pasy. Odpalił silnik i odjechaliśmy spod szkoły z piskiem opon. To sportowe autko naprawdę było zajebiste. Ale jego kierowca bardziej.

---

Czo ten Rene wyprawia 😂💘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top