Rozdział 42
Nie sprawdzany! 🤣❣️
---
No i zacząłem te tortury Maca. Musiałem od niego wyciągnąć dosłownie wszystko. Nie chciałem, aby spotkała mnie taka sytuacja, w jakiej była Kelly. Postanowiłem, że pocisnę gnojka. Ale w bardzo delikatny sposób. Krzykiem nie dało się nic załatwić. Szczególnie z Hiltonem, który tak szybko robił się agresywny. Musiałem go ogarnąć. Bo mi na nim zależało. I nie chciałem, aby wpakował się jakiekolwiek kłopoty przez własną głupotę. Bo to była taka chodząca głupotka.
Wdrapałem mu się na kolana, a raczej uda i usiadłem na nim okrakiem. Złapałem go za policzki i pogładziłem czule. Byłem wściekły, ale... Nie. Nie potrafiłem sie na niego złościć.
- Mac, powiedz mi co się dzieje. - wplątałem dłoń w jego włosy i pogłaskałem go po tej pustej głowie.
- Nic... - odwrócił wzrok. Wyglądał zupełnie jak mały gówniak, który chciał ominąć odpowiedzialności za swoje wybryki. Właściwe... To on właśnie chciał to zrobić.
- Nie będę się złościć. Obiecuję. Najwyżej strzelę cię w ten głupi łeb i mi przejdzie, dobra? - posmyrałem kciukiem jego policzek. Poczułem delikatne drapanie. Oj, chyba zarościk mu odrastał. Ale to było przyjemne uczucie. Jego skóra i tak była miękka. I gładka. Na swój sposób gładka.
- Mam ochotę na seks i dlatego się złoszczę.
- Nie kłam, głupia pchło.
- Rene... - spojrzał w moje oczy i zagryzł wargę. - Nie powiem ci.
- Dlaczego mi nie ufasz? - posmutaniałem. Bo to naprawdę było przykre. Zawsze powtarzałem sobie, że związek buduje się na zaufaniu. On nie miał do mnie zaufania. A ja byłem gotowy zrobić dla niego wszystko.
- To nie tak, Rene... Ja po prostu nie chcę cię zawieźć. - położył dłonie na moim biodrach i objął mnie dość niepewnie.
- Teraz mnie zawodzisz. To przykre, że mi nie ufasz. Wolę usłyszeć prawdę. I zająć się tobą, idioto. Gadaj, w co się wpakowałeś? - spojrzałem w jego oczy. A on odwrócił ode mnie wzrok. I spojrzał gdzieś w dół. Na mój brzuch najprawdopodobniej. Nie chciał gadać.
Wyjątkowe sytuacje wymagały drastycznych środków.
- Misiu... - nie wierzyłem, że przeszło mi to przez gardło. Cudem, no ale przeszło. Pogłaskałem go po policzku i złapałem go za brodę, unosząc jego głowę. - Nie mam zamiaru ciągnąć cię za język. Po prostu się martwię.
- Poradzę sobie. Jestem już doro...
- Zamknij się. To, że masz osiemnastkę nie znaczy, że jesteś dorosły. Ewidentnie głupszy ode mnie. - cmokmnąłem go w nos. A on uśmiechnął się słodko. Aż zrobiło mi się ciepło. Idiota.
- To słodkie, że się martwisz, ale nie. Nie powiem ci. Sam muszę to załatwić.
- Mac jesteś ostatnio agresywny. Zrobiłeś mi siniaki na rękach. - totalnie ignorowałem to, że nie chciał mi nic powiedzieć. I szedłem w zaparte. - Dlaczego?
- Rene, daj spokój.
- I znowu. Zaraz zaczniesz krzyczeć. - burknąłem jak dziecko.
- Rene... - westchnął. - Wszystko jest dobrze.
- Mac, czy ty zacząłeś ćpać?
No i trafiłem. Jak cholerka. Bo mina Hiltona mówiła sama za siebie. Może Kelly była suką. No i wiedziała o nas, a udawała, że nic nie wie. Może chciała delikatnie mi powiedzieć, że Hilton ma takie skłonności... Do ćpania. I dała mi dobry trop. Może była suką, ale teraz byłem jej naprawdę wdzięczny. Bo możliwe, że zapobiegła idiotycznemu błędu Hiltona.
- R-rene... - otworzył szerzej oczy i rozchylił usta.
- Wiedziałem. - położyłem mu dłonie na karku i westchnąłem tylko. - Idioto... Co ty sobie myślisz, kurwa? Jesteś pierdolnięty? - byłem wściekły, ale mój ton był spokojny. Nie mogłem na niego krzyczeć, mimo że cholernie chciałem. Musiałem być spokojny, aby jakkolwiek się z nim dogadać.
- Ja... To było... Ja... Przepraszam. - mówił cicho. Naprawde nie miałem siły do tego faceta. Ale go kochałem. I chuj. Musiałem coś zrobić. Tak. Ja. W końcu praktycznie nie miał rodziców. Miał mnie. I tylko mnie.
- Cicho bądź. Nie obchodzi mnie to. - westchnąłem. - Masz po prostu przestać. Od dzisiaj siedzisz przy mnie dwadzieścia cztery na siedem.
- To nie takie proste, Rene. Jak mam ochotę to... Dlatego jestem taki agresywny. Nie potrafię.
- Już raz to rzuciłeś. - spojrzeliśmy sobie w oczy. - Jak... Jak wcześniej dawałeś sobie z tym radę? Może trzeba zabrać cię na odwyk? Jakiś lekarz? - pytałem zmartwiony. Nie miałem pojęcia co z tym zrobić. Ale musiałem działać szybko. I skutecznie.
- Ja... Chłopaki mnie z tego wyciągnęli. Ale nie było łatwo. Cholera, byłem dla nich podły. - złapał się za głowę i spojrzał w bok. - Staram się tego nie brać, ale robię się agresywny i denerwuje mnie wszystko wokół, bo tak cholernie tego chcę. Nie wiem co zrobić. Ale chcę to rzucić. To po prostu trudne.
- Okey, Mac... Spójrz na mnie. - powiedziałem spokojnie. On natychmiast wykonał moje polecenie i wlepił swoje niebieskie oczy w moje. Może to było spontaniczne. Może głupie. Ale chciałem zrobić wszystko, aby Mac się z tym nie męczył. I nie zrobił sobie krzywdy.
- Masz oficjalne pozwolenie.
- Na co?
- Na wyżywanie się na mnie. - tak to było głupie. On był uzależniony od narkotyków, a pierwsze co przyszło mi do głowy, to uzależnienie ode mnie. Tak. Chciałem, aby się ode mnie uzależnił. I rzucił tamto cholerstwo.
- O czym mówisz? - zmarszczył brwi.
- Pamiętasz naszą umowę? Tą kiedy jeszcze nie byliśmy razem, a byłeś napalony i chciałeś mnie bzykać? - rozluźniłem się. Złapałem go za brodę i przejechałem dłonią po jego szczęce, kierując się do jego policzka. Złapałem za niego i pogłaskałem czule. Wyglądał jak dzieciak, ale był cholernie przystojny. Naprawdę na niego leciałem. Totalnie był seksi.
- No wiem. - kiwnął mi.
- Możesz robić ze mną wszystko na co będziesz mieć ochotę. Ale tym razem nie ma ograniczeń. Totalnie wszystko Hilton. Będziesz zły, to wyżyj się na mnie, ale nie dotykaj się do tamtego syfu. -
- Rene... - spojrzał na mnie jak na ósmy cud świata i przełknął głośno ślinę. - To brzmi mega seksownie, ale... Nie mogę ci tego zrobić.
- Nie masz wyboru. Nie dam ci się stoczyć. Jeżeli nie będzie ci to pomagać, możemy przerwać. Ale nie musimy... To taki układ Hilton. Lepiej korzystaj. - ugryzłem go w nos, a on zamknął oczy i głośno zamruczał. Złapał mnie za biodra i delikatnie je ścisnął. A ja się uśmiechnąłem. Lubiłem kiedy był agresywny w ten sposób. Właściwe czułem, że się dogadamy.
- Kocham cię, Rene... Z minuty na minutę coraz bardziej. Jesteś jakimś cholernym ideałem. - a teraz złapał mnie za pośladki. I zrobiło się bardzo ciekawie. Cholernie ciekawie.
- Ah, tak? - zamruczałem. - Kontynuuj... - uniosłem się na kolanach i wypiąłem chętnie do jego dłoni.
- Akurat mam taką ochotę... - złapał za guzik od moich spodni i rozpiął go jednym ruchem. - Żeby trochę cię posłuchać.
- Jakby to powiedzieć? - udałem zastanowienie. - Jestem twój, Mac.
***
Obudziliśmy się rano. A raczej to ja się obudziłem, bo mój chłopak leżał tyłkiem do góry smacznie sobie pochrapując. Trochę mnie w nocy wymęczył... Bo, jakby to on ujął, dał mi trzy orgazmy. Czy coś... W każdym razie byłem bardzo zadowolony. On chyba też. Potem pół nocy trajkotał, jak to uwielbia mnie słuchać. I każda z jego pochwał była naprawdę przyjemna.
Pocałowałem idiotę w skroń, a on uśmiechnął się przez sen. Wyślizgnąłem się zwinnie z łóżka z zamiarem pójścia do łazienki. Byłem cały w malinkach i ślinie Hiltona. No i miałem jakąś wazelinę, czy coś w tyłku. W każdym razie niekoniecznie się wchłonęło. Potrzebowałem pilnie wziąć prysznic, bo czułem jakbym miał dwie warstwy. Plus, idiota przytulił się do mnie w nocy i przez niego się wypociłem. I to za dwóch! Czułem się pusty w brzuszku, ale ciężki ciałem. Okropne uczucie.
Wysunąłem się z łóżka i wstałem. Pochyliłem się, aby sięgnąć po moje bokserki, bo idiota oczywiście wybłagał mnie, abym spał bez i troszkę mnie wymacał, ale w sumie przyjemna sprawa... No i chciałem je podnieść. Ale zamiast ich podnieść, to przewróciłem się na łóżko. Hilton się obudził. Mocno mnie do siebie przyciągnął, w między czasie dał mi klapsa w tyłek, no i wlazł na mnie, szczerząc się jak idiota. No cóż... był idiotą. Pytałem sam siebie, dlaczego zaproponowałem mu ten głupi układ. Teraz Mac mnie dręczył. I naprawdę robił ze mną wszystko co chciał.
- Hej, skarbie. Jak się spało? - zamruczał jak kot. Mimo wszystko nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Patrzenie na niego z rana było dziwnie przyjemne.
- Zgniotłeś mnie i nie mogłem oddychać, ale tak poza tym świetnie.
- Skoczę zaraz po pączki i zrobię nam śniadanie. - musnął moje wargi. Kochany...
- A ja pójdę się umyć.
- Rene, a... Czujesz jakiś dyskomfort? - pogładził moje biodro i spojrzał na mnie dość zmartwiony. - Wczoraj chyba byłem mało delikatny.
- Trochę byłeś... Ale nie jest źle. - przeczesałem jego włosy i teraz to ja go pocałowałem.
- Przepraszam. Poniosło mnie.
- Ej, Mac. Zaspaliśmy do szkoły.
- Jebać. - machnął ręką. - Bardzo cię boli? - i znów się stał taki troskliwy i kochany. Mój Mac... Jednak moja terapia działała na niego świetnie.
- Zaboli, ale ciebie, jak moja mama da mi szlaban na wychodzenie z domu.
- Cholerka, to ja będę siedział u ciebie.
- Chodziło mi o to, że cię pierdolnę, Hilton. - złapałem go za pośladki i pogłaskałem je. Były takie sprężyste i w ogóle... Milutkie.
- Kocham cię, Rene. - znów mnie pocałował. A ja zacząłem się śmiać. Bo to idiota kochany był. Znów wydawał się spokojny, no przynajmniej narazie. Znów był delikatny i czuły... A ton jego głosu taki seksowny!
Chciałem mu odpowiedzieć.
,,Kocham cię, Mac". Ale chuj. Coś ścisnęło moje gardło i nie mogłem tego powiedzieć. W zamian po prostu go pocałowałem. No i tyle by było z naszego romantycznego poranka. Bo wyskoczył z łóżka i pobiegł dla mnie po te pączki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top