Rozdział 38

Nie sprawdzany, skarby 😂♥️
#typowaflo

--

Ten cały Cillian Lautner był jakiś dziwny. Nie ogarnąłem. Totalnie. Poszliśmy do kawiarni, ale siedzieliśmy przy stoliku na zewnątrz. Bo Bestia.
Postawił mi kawę i wuzetkę. Wybłagał o numer telefonu... Instagrama, snapa i w ogóle wszystko. A ja byłem zmieszany. I dziwnie się czułem. Bo człowieka nie znałem, a on bardzo nalegał na naszą znajomość. I chciał się umawiać! Grał w otwarte karty. Wyznał mi miłość. Cholera co.
Podrapałem się w tył głowy i spojrzałem na tego całego Cilliana. Był słodki i przystojny i... I w ogóle. No, ale miałem chłopaka. A do niego to nie docierało. Bo próbowałem mu to uświadomić przez dobre pół godziny. I kazałem mu się odkochać! Ale to nic nie dało. Gorszy idiota, niż Hilton.
Dopiłem swoją kawę, czując na sobie jego wzrok. Wzrok, który mnie pożerał. Miałem ochotę uciec. Gdziekolwiek! Przeskoczyć przez ogrodzenie i dzida do domu! Ale było mi go szkoda. Cholernie. Bo wydawało mi się, że mówił prawdę.
- Czyli masz szesnaście lat? - uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę. Dotknął palcami mojej dłoni i pogłaskał ją opuszkami. A ja nie chciałem być niemiły, więc się nie wzbraniałem. Był skazany na porażkę i cierpienie, bo byłem zajęty. Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. No co.
- No tak. - wzruszyłem ramionami.
- Urocze. - wyszczerzył się jak idiota.
- Słuchaj, nie chce ci robić nadzieji na cokolwiek. Mam chłopaka, okey? - powtórzyłem po raz kolejny. Ale nadal nie docierało.
- To co? - zaśmiał się. - Przecież w każdej chwili możesz się we mnie zakochać. Nikt nie powiedział, że to ten jedyny. - wziął łyka kawy nie odrywając ode mnie wzroku.
- Narazie to jest ten jedyny. - burknąłem jak dziecko. - I nie mam zamiaru być z nikim innym. - zaczerwieniłem się ze złości. A on zaczął się śmiać. W dość uroczy sposób. Ale to nie znaczyło, że przestał mnie irytować!
- Mamy czas... I swoje numery! - wyszczerzył się. A ja tylko westchnąłem. Ten facet zaczął działać mi na nerwy. Wyglądał jak jakiś koleś z telewizji. Drogie ubrania, najnowszy iphone... Ale był głupszy od Bestii.
- A ty ile masz lat? Nic o tobie nie wiem, a ty chyba znasz już połowę mojego życiorysu. - wbiłem w niego wzrok.
- Osiemnaście. - a więc tyle co Hilton.
- Mówiłeś, że przyjechałeś do Seattle. - podparłem policzek na ręce. - Po co?
- Przyjechałem po mojego współpracownika! - powiedział bardzo entuzjastycznie. Aż Bestia szczknął pod stołem.
- Pracujesz? Czyli nie chodzisz do szkoły? - wypytywałem.
- Chodzę do prywatnej. - sięgnął pod stół i wziął kulkę na ręce. A ona polizała go w nosek. A ta mała cholera mnie gryzie! - Ale słodki. - zaśmiał się.
- A gdzie pracujesz? - odruchowo zacząłem bawić się serwetką.
- Jestem przyszłym aktorem. - znów się wyszczerzył. On naprawdę był słodki. - Będę teraz debiutować w serialu dla młodzieży. - zaraz. Co?
- Wow. To nieźle. - polowałem głową. Ale coś tu śmierdziało...
- No. - zaśmiał się. - Przyjechałem tu, bo brat mojego współpracownika nie mógł... No i...
- Czekaj! - przerwałem mu. - Brat? - żaróweczka mi zamrugała.
- Tak. - kiwnął głową.
- To jak się nazywa ten twój współpracownik?
- Mac Hilton.
- Co.
Co jest kurwa.
No to się wjebałem.
No zajebiście.
- Co? - podrapał się po głowie. A ja miałem ochotę się zastrzelić. Gorszego pecha w życiu to miały chyba tylko świnki trzy. No bo były świniami. A ja siedziałem w gównie po uszy. Takie przypadki były niemożliwe. A jednak. Ja byłem żywym dowodem, że jednak były kurwa! Chciałem umrzeć. Mieć z głowy wszystkie problemy. Tak. Brzmi jak raj.
- Ja... Jak to możliwe?! - złapałem się za głowę.
- Ale co? - spojrzał na mnie jak na idiotę. No cóż... Może trochę tak wyglądałem.
- Mac Hilton to mój chłopak. - powiedziałem powoli, czując dziwne młodości. Mój brzuszek już też miał tego wszystkiego dość. Idziemy skoczyć z mostu, mój brzuszku?
- Co?! - gwałtownie się wyprostował i prawie zrzucił Bestię na ziemię. - Ten dupek?!
- Dupek? - zmarszczyłem brwi.
- Tak! - pokiwał dynamicznie głową. - Dupek! Gdzie ty masz gust?!
- Wiem, że jest dupkiem i w ogóle, no ale serce nie sługa. - wzruszyłem ramionami.
- Rene, naprawdę nie chciałem rozwalać ci związku, ale w tej chwili musisz go zakończyć. - powiedział poważnie. Naprawdę poważnie. Aż poczułem ciarki na plecach. Bo zabrzmiało to jak groźba. I to jaka groźna!
- O co ci chodzi? - burknąłem. - Kocham go. Nie obchodzi mnie to co inni sobie myślą i w ogóle. Ja go chcę. Ja go kocham. Jest mój. - skrzyżowałem ręce na piersi i zrobiłem obrażoną minę. Bo to była prawda. I tak. Zakochałem się w Macu. Byłem pewien. Przyznałem się sam przed sobą. W końcu się w nim zakochałem. I chuj. Mogłem cierpieć.
- Wiesz jestem gejem, no nie? - wziął głęboki wdech. - Kiedyś spotkaliśmy się na imprezie... I pobił mnie, bo uważał, że podrywam mu laskę. A nie podrywałem mu laski tylko jego kumpla! - emocjonował się. A ja spojrzałem na niego jak na idiotę. Właściwie to wiedziałem, że Mac potrafił być chorobliwie zazdrosny. Nie pozwalał nikomu się do mnie zbliżać. Był nadpobudliwy. I za bardzo przypakowany. I za bardzo pewny siebie. Ale to niczego nie zmieniało. No może... Powielało nasze kłótnie. Ale z dnia na dzień stawał się dla mnie coraz ważniejszy i ważniejszy. Naprawdę go kochałem. I chciałem mu o tym powiedzieć. Ale najpierw musiał mnie przeprosić.
- Mac jest zazdrosny i w ogóle... Pokłóciliśmy się ostatnio o to. Obecnie się do siebie nie odzywamy i... Cillian! Dostaniesz buziaka jak coś dla mnie zrobisz! - teraz to ja się wyszczerzyłem jak idiota. Bo wpadłem na świetny pomysł. Mając Lautnera miałem informatora. A przynajmniej chciałem mieć.
- Okey, kontynuuj. - wydał się bardzo zainteresowany.
- Słuchaj, no bo... Wiesz, jestem teraz pokłócony z Hiltonem. Ale to nie znaczy, że przestałem się nim interesować. - zacząłem dość niepewnie. - Nie zapowiada się, że pogodzony się przed weekendem no i... Mógłbyś pisać mi, jak mu idzie? I różne takie rzeczy. Jaką dostanie rolę w serialu, jak się czuje... I takie tam. Dobra? - zagryzłem wargę i zarumieniłem się trochę. No bo prosić o takie rzeczy obcego chłopaka... To naprawdę było zawstydzające! Tym bardziej, że ukrywaliśmy nasz związek. A ja gadałem z Cillianem o bardzo wstydliwych i intymnych dla mnie sprawach.
- A w co dostanę tego buziaka? - uśmiechnął się. I znowu wydał mi się taki słodki. Naprawdę. Turbo słodki Cillian Lautner.
- Policzek. - złapałem się za ramię i spojrzałem w jego oczy.
- W usta. Zadbam o to, abyśmy mieli razem pokój. I powysyłam parę fotek.
- Cillian...
- Bardzo dużo fotek.
- Ale jego nagiej klaty też! I nagroda po fakcie dokonanym! - zaznaczyłem. Nie mogłem dać się robić w idiotę. Miałem wymagania. I to bardzo wysokie wymagania.
- Stoi. - kiwnął mi. - To co, Rene? Jeszcze po ciasteczku?

***

Cillian był naprawdę pocieszną mordką. Kochany chłopak. Śpiewał mi komplementy jak nakręcony. A po rozejściu się od razu zaczął do mnie pisać. I to naprawdę urocze wiadomości. Nie. Nic do niego nie czułem. Ale taki niewinny flirt był przyjemny. A łatwo się mu poddałem, bo brakowało mi Maca. Jego głupiego ryjka. I dłoni, które wiecznie pchały się tam gdzie nie powinny. I całego go. Kurwa.
Wszedłem do domku. Bestia usnął mi na rękach. Bo to szczeniaczek był i pięciogodzinna wycieczka była dla niego była męką. No ale przynajmniej był grzeczny, jego mordka nie szczekała na wszystkie strony świata. No i nie gryzł. Zdążyłem zdjąć buty, a głos mamy już mnie przywitał. I sama ona. W korytarzu.
- Skarbie, gdzie byłeś? - była dziwnie smutna. Podeszła do mnie i pocałowała mnie w czubek głowy.
- Hej, mamo. Co się stało? - zapytałem od razu. Bo strasznie się martwiłem. Ona tylko odwróciła wzrok i westchnęła. Jej czerwone od szminki usta na chwilę się otworzyły, a oddech zadrżał. Coś było ewidentnie nie tak.
- Mamuś? - złapałem ją za rękę. - Powiedz mi.
- Chyba tylko tata nic nie zauważył. Narazie mu nie mów, dobrze? - pogłaskała mnie po głowie, uśmiechając się do mnie czule.
- Nie mam zamiaru. - burknąłem. - Ostatnio jakoś nie gadamy, więc nawet nie miałbym okazji. - burknąłem jak obrażone dziecko. Ona objęła mnie za szyję i zaczęła prowadzić do kuchni.
- Dobrze. - kiwnęła. - Tatuś poszedł z Loganem na plac zabaw, więc... Na razie możemy głośno rozmawiać. - zakomunikowała. Odłożyłem w międzyczasie kulkę na mięciutki, misiowy dywan w korytarzu. Nawet się nie obudziła. Taka padnięta kulka brzmi jak marzenie.
- Dobrze. - kiwnąłem i usiadłem na krześle. Ona stanęła na przeciwko mnie i oparła się o blat kuchenny. Zagryzła wargę i spojrzała w dół.
- Wiesz... Byłam na USG brzucha i takich tam badaniach. - złapała się za ramię. W jej oczach pojawiły się łzy. A ja wiedziałem, że to oznacza coś naprawdę złego.
- Mamo, co z dzieckiem? - zapytałem dość niepewnie. Bałem się odpowiedzi. Bardzo się bałem. Przez chwilę się wahała. Myślała co powiedzieć. A ja się martwiłem. Te sekundy ciągnęły się jak dni... Lata! Lata w bardzo dużym stresie. W końcu zebrała się w sobie...
- Jeżeli nie poronię, dziecko prawdopodobnie urodzi się niepełnosprawne. - powiedziała szybko i złapała się za usta, a łzy same pociekły jej po policzkach. Otworzyłem szerzej oczy. Byłem tak zazdrosny, a to dziecko... Mogło się w ogóle nie urodzić?
- Mamusiu... - natychmiast wstałem i mocno ją przytuliłem. Pocałowałem ją w czoło, a ona się rozpłakała. Była tylko pięć centymetrów wyższa ode mnie, dlatego to nie było jakieś wyzwanie.
Ale byłem w szoku. Logan był dla mnie skarbem. Kiedy pomyślałem, że mogłoby go nie być... To tak jakby świat miałby się zaraz zawalić. Nie wyobrażałem sobie tego.
- Dlaczego? - wyszeptałem.
- To wiąże się też z tym, że Logan jest niemową. Nie wiem do końca o co chodzi... Byłam w szoku, kiedy to usłyszałam. - dalej łkała. A ja poczułem się naprawdę źle. Mama mi się wygadała. Teraz ja nosiłem ten ciężar. I też potrzebowałem się wygadać. Ale komu, skoro byłem pokłócony z Hiltonem, a miałem tylko tego idiotę?
- Mamo, na pewno wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. - mówiłem uspokajająco. - Weźmiesz urlop. Przerzucimy się na super zdrowe jedzenie. Pojedziesz do spa. Będziesz ciągle odpoczywać. Damy radę. Przyrzekam, że damy radę. - mocniej ją przytuliłem. W końcu poczułem się jak facet. Poczułem, że mam obowiązki. I nie mogłem zawalić. Byłem gotowy zrobić wszystko, aby ciąża mamy przebiegła spokojnie i aby wszystko dobrze się skończyło. Chciałem siostrzyczkę. Moją małą księżniczkę.
- Rene, jesteś moim skarbem. - wyszeptała. - Byłam młoda, kiedy zaszłam z tobą w ciążę. Tak się bałam, że nie dam rady... A teraz jesteś moim największym wsparciem. Dziękuję ci skarbie. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego synka.

---

Co tu się porobiło 😱 sama jestem zaskoczona xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top