Rozdział 36
Wróciłem do domu o osiemnastej. Czas spędzony z Chrisem był naprawdę dobrze zagospodarowany. No, ale kiedy od niego wyszedłem moje myśli znów opanował Hilton. Serduszko znów bolało. Chciało mi się ryczeć. I czułem się jak kupa. Albo dwie. Może nawet trzy. Cztery.
Kłótnia z Hiltonem była czymś starszym. Całym sobą żałowałem, że tak na niego skoczyłem. Mogłem zachować spokój, ale z drugiej strony miałem nadzieję, że idiota się czegoś nauczy.
Wszedłem do domu, dość po cichu. No ale Bestia mnie wyczuł, bo przybiegł do mnie na swoich krótkich nóżkach i zaczął skakać wokół mnie, jak obok jakiejś pysznej kiełbaski ojca. Jak to źle brzmi.
Zdjąłem tylko buty i wziąłem go na ręce.
- Cześć, kulko. - pocałowałem go w główkę i mocno go przytuliłem. A on w odpowiedzi dziabnął mnie w nosek. Dzięki mój kochany piesku. Ale w sumie to było urocze.
Wszedłem w głąb domu, nadal mając plecak na ramionach.
- Hej... - mruknąłem wchodząc do kuchni. Mama jak zawsze krzątała się przy garach. Ale jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem Maca, siedzącego przy stole. Zdziwiłem się mocno. No bo... No Mac.
- O, Mac. - wyciągnąłem pięść w jego stronę, a on przybił mi żółwika. Musiałem dawać pozory, że wszystko jest ok. I że jesteśmy tylko przyjaciółmi. W końcu mama była obok. A ona głupia nie była.
- Skarbie, coś się stało? - podeszła do mnie i pocałowała mnie w czoło. - Nie poczekałeś na Maca po szkole, jak zawsze.
- Ah... Musiałem coś obgadać z Chrisem. - a więc to tak. Spojrzałem na idiotę. - Mówiłem ci Mac, żebyś dzisiaj na mnie nie czekał.
- Jakoś wyleciało mi z głowy. - warknął trochę zbyt chłodno. A mnie aż ciary przeszły. Bo wyglądał groźnie.
- Aha. - Puściłem kulkę na ziemię i przeciągnąłem się. - Mama, co na kolację? - uśmiechnąłem się uroczo. Naprawdę nie mogła nic wyczuć. Totalnie nic. A ja grałem. Zawodowo.
- To co zrobisz, kochanie. - puściła mi strzałeczkę. - Muszę niedługo wyjść do pracy pomóc tacie.
Przewróciłem tylko oczami. No najwidoczniej ja robiłem w tym domu za kucharza już na stałe.
- Nie powinnaś pracować. Jesteś w ciąży. - zwróciłem uwagę na bardzo istotny fakt, który mnie dobijał.
- Praca w domu, czy w firmie nie robi mi różnicy. - poklepała mnie po plecach. Trochę za mocno. Bo aż odgiąłem się w tył. Znaczy w przód. Ał.
- Dobra. Wygrałaś ze mną, mamo. - zaśmiałem się. No i jakoś się udało. Mamke nie ogarnęła. Teraz przyszedł czas na bardzo istotny element mojego życia. Na Maca. Oczywiście.
- Idziesz Mac? - kiwnąłem na niego, ruszając w stronę wyjścia z kuchni. W prawdzie byłem wściekły. Ale musiałem z nim pogadać. Totalnie tak.
On wstał i podbiegł do mnie jak posłuszny piesek. Nie to co Bestia.
Razem udaliśmy się na górę. I poczułem stresik. Bardzo duży stresik. Ręce mi się trzęsły. Nogi i dupa. Właściwe to już miałem kisiel w gaciach. Jakikolwiek to brzmi, nie, to nie było z przyjemności. Chciałem się z nim pogodzić. Ale byłem na niego wściekły. Co to miał być za cyrk, że wpieprzył mi się do domu i czekał na mnie tyle czasu? Przy mamie? No kurwa przesada.
Weszliśmy do mojego pokoju, a gdy tylko zamknąłem drzwi, rzuciłem plecak na ziemię. I miałem zacząć opierdalać gnoja z góry na dół. Ale mnie uprzedził.
- Co ty do cholery wyprawiasz, Rene? - powiedział z pretensją. A mnie aż wbiło w ścianę. Co.
- A ty, Hilton? - zmrużyłem oczy, mówiąc z wyrzutem. - Przyszedłeś sobie do mojego domu jak do siebie i siedziałeś z moją mamą?
- Twojej mamie nie przeszkadzała moja obecność. Wręcz przeciwnie. Pomogłem jej przy obiedzie. No i trochę poplotkowaliśmy. - uśmiechnął się wrednie.
- O czym jej nagadałeś? - serce mi przyspieszyło. Bo poczułem się zagrożony.
- Tylko parę pikantnych szczegółów.
- Gadaj, Hilton! - złapałem go za koszulkę i agresywnie spojrzałem w jego oczy. Ale to nie potrwało długo. Złapał mnie za nadgarstki i przyszpilił do ściany. Ścisnął je tak mocno, że bolało. No typowy Hilton. Ale teraz go nie poznawałem. Był agresywny i... Bałem się. Pochylił się do mnie i oblizał usta, po chwili przysuwając się do mojego ucha.
- Powiedziałem jej, że ostatnio dla mnie jęczałeś. - wyszeptał zmysłowo, a mnie przeszły ciarki.
- C-co?
- Powiedziała, że się domyślała. Widziała jak się do mnie kleiłeś i biegałeś cały w skowronkach po domu. A kiedy do ciebie pisałem... To już w ogóle traciłeś kontakt ze światem. - szeptał dalej. - To takie słodkie... Mój Rene.
- Zamknij się. - szarpnąłem się, ale poczułem jak tracę siły. To było takie dziwne. Bo te wszystkie emocje. To wszystko było... Nie rozumiałem. Bałem się, a jednocześnie tak bardzo chciałem tego chłopaka. Chciałem go dla siebie. Tu i teraz.
- Sama zaczęła wypytywać. A mi rozwiązał się język przy tym pysznym obiadku.
- To podłe, Mac. - szepnąłem. - Mieliśmy się ukrywać. Obiecałeś. - zagryzłem wargę i zamknąłem oczy. Miałem ochotę płakać. Ufałem mu, a on...
- Chuj mnie to obchodzi. Jesteś mój, rozumiesz? Tylko ja mam do ciebie prawo. Ty zrobiłeś mi na złość, ja tobie. Co do kurwy robiłeś u Chrisa? A może mam sam iść zapytać? - znów spojrzał na moją twarz. Był wściekły. Zazdrosny. Widziałem to w jego oczach, które płonęły żywym ogniem. Naprawdę zacząłem się bać. Ale teraz tak na serio. Hilton nigdy nie zachowywał się tak wobec mnie. To był pierwszy raz, kiedy był agresywny. Kiedy sprawił mi ból. Przykrość. Kiedy złamał obietnicę.
- P-przestań... - szepnąłem. On trącił mój policzek nosem. Potem przejechał nim do mojego nosa i potarł je o siebie.
- Rene... Jesteś tylko mój. Jasne? Nie masz prawa spotykać się z nikim innym, niż ze mną. Kocham cię, Rene. - powiedział niemalże w moje usta. I pocałował mnie. Bardzo namiętnie i agresywnie. Na początku było mi dobrze. Zamknąłem oczy. Stanąłem na palcach, aby mieć go bliżej. Przecież myślałem o tym cały dzień. Chciałem go poczuć. Znów. Przytulić się do niego. Rozpłakać. Przeprosić. Ale to co robiliśmy było chore. I szybko to przerwałem. Odwróciłem od niego głowę, przerywając pocałunek. Był przyjemny, tak. Uwielbiałem, kiedy Mac mnie całował. Ale to co zrobił... Za bardzo bolało.
- Wyjdź. - powiedziałem cicho pod nosem, cały drżąc. Ze strachu. Tak. Bałem się. I to bardzo.
- Co? Rene... - złapał moje nadgarstki w jedną dłoń, a drugą złapał mnie za policzek. - Przecież przepraszam. Skarbie...
- Wynoś się. - powiedziałem już pewniej. Bardzo bolało. Ale to co zrobił jeszcze bardziej.
- Co? Żartujesz? - chyba nie mógł zrozumieć co do niego mówiłem. Ale byłem asertywny. Po raz pierwszy mu odmówiłem. I czułem się z tym świetnie. Puścił moje nadgarstki a ja natychmiast złapałem się za prawy. Bolały oba. Ale to właśnie prawy bardziej.
- Jeżeli nie wyjdziesz z mojego domu za trzydzieści sekund, to koniec z nami. - nadal na niego nie patrzyłem. Nie potrafiłem. Bo wiedziałem, że gdybym to zrobił, to bym wymiękł.
- Rene, przepraszam...
- Wyjdź! - krzyknąłem. A on już się nie odezwał. Zacisnąłem oczy mocniej. A potem usłyszałem jego kroki i trzaśnięcie drzwi. Łzy natychmiast pociekły mi z oczu. Serce biło mi strasznie szybko. I coś rozrywało mnie w środku. Nie potrafiłem tego opisać, ale ból był straszny.
Doczłapałem się do swojego łóżka i usiadłem na nim. Wziąłem poduszkę i mocno się do niej przytuliłem. Zacząłem wyć, jak jakiś bachor. Bo Mac potraktował mnie jak jakąś... Szmatę. Miał jakąś chorą obsesję na moim punkcie. I to bardzo mnie krzywdziło.
Minęło może pięć minut, a usłyszałem pukanie do drzwi. Nie zdążyłem nic powiedzieć, a do środka weszła mama. Zamknęła je za sobą i szybko do mnie podeszła.
- Skarbie... - usiadła obok mnie. A ja natychmiast się do niej przytuliłem. I rozryczałem jeszcze bardziej. Potrzebowałem tego. Jej. Żeby w końcu zwróciła na mnie uwagę. Bardziej.
- Mamo... - wyłkałem ledwo słyszalnie. - Ja chyba się w nim zakochałem. P-przepraszam.
---
Wybaczcie, że krótki i tak późno, ale znowu mnie choróbsko bierze i mega się źle czuje 😭❣️
Hilton i jego nowa twarz? Co. Sama mam lag mózgu xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top