Rozdział 33
2,4 k słów... Miał być wczoraj, ale usnęłam przy pisaniu i zdechłam xD ale żyje! I jest długi! I mam nadzieję, że się spodoba, Skarby 😘
Miłej lekturki!
---
Hilton był idiotą i każdy o tym wiedział. Ale nie sądziłem, że był aż tak głupi, aby potraktować mój żart z nagrodą na poważnie. Bo zajechał na stację po gumki, i mimo moich tłumaczeń on za bardzo się napalił, żeby mnie słuchać. Nie powiedziałem, że chcę z nim to zrobić. Nie byłem gotowy. Ale do niego nie docierało. I po chuja komu gumki. Chyba kupił z przyzwyczajenia. Aczkolwiek nie wiedziałem. Nie znałem się na gejowskim seksie. I tyle w temacie.
Weszliśmy do domu Maca. Zdążyłem zdjąć buty, a on już do mnie miział się jak kot. Wsunął mi dłonie pod koszulkę, dotykając namiętnie moich pleców i zaczął całować szyję. Nie mogłem zaprzeczyć, że nie było mi dobrze. Bo było. I to bardzo. Przymknąłem oczy i zamruczałem, starając się kontrolować to co miałem w spodniach. Było trudno, ale jakoś się udało. Z Hiltonem było gorzej. Zdecydowanie. Bo mu stanął.
- Mac... Mac, czekaj. - westchnąłem, odpychając go od siebie. On spojrzał na mnie jak zbity kundel. Okey. Przesłodki szczeniaczek. Nie mogłem się oprzeć. No ni chuja. Nie było mocnych. Wyglądał rozkosznie. I zmiękło mi serduszko.
- Rene, nie odmawiaj mi. - burknął jak obrażone dziecko. - Przecież sam powiedziałeś, że to zrobimy, a teraz się migasz.
- Nic takiego nie powiedziałem! - zaprzeczyłem od razu. Bo mówiłem prawdę. To on mnie zrozumiał opacznie. Idiota.
- Rene... Oszukałeś mnie? - wydął dolną wargę, a jego oczy zabłyszczały. No i jak miałem mu odmówić? Nie mogłem, ale nie byłem gotowy. Naprawdę nie byłem gotowy na taki krok.
- Nie oszukałem... Okey, idźmy na kompromis. - westchnąłem i spojrzałem gdzieś w bok. On przyparł mnie do ściany i złapał za moje nadgarstki, przytrzymując mi je nad głową. Zrobiło się gorąco. Uwielbiałem, kiedy był taki władczy... Ale to podchodziło pod gwałt, kurwa!
- Nie chce kompromisu. Chcę ciebie. - powiedział niemalże w moje wargi. A ja przewróciłem oczami. I tak by mnie nie wziął bez mojej zgody.
- Po pierwsze puść... Albo nie puszczaj. - zagryzłem wargę, bo to było podniecające. - Dasz mi... Chciałeś dać mi orgazm, tak? - spojrzałem w jego oczy. A on się zaciekawił.
- Tak. - kiwnął.
- Zrobisz ze mną wszystko, co zechcesz, bez rozdziewiczenia mojego tyłka. Jasne? - zaśmiałem się. Bo właściwie byłem szczęśliwy. I to bardzo. Hilton idiota mnie mocno uszczęśliwiał. Swoją głupotą. Po prostu tym, że był. Był przy mnie. Był mój. Cholera, tak naprawdę chyba też go chciałem.
- To ciekawa propozycja... Ale wolę całego cie...
- Chłopcy? - nie dokończył, bo przerwał mu głos. Gwałtownie ode mnie odskoczył. A mi serce zabiło mocniej. Kurwa, wtopa. Spojrzeliśmy w stronę głosu. Jak się okazało była to pani Bett z niemałym zadziwieniem wymalowanym na twarzy. Biedaczyna wyglądała, jakby miała zaraz dostać zawalu. A ja już wiedziałem, że Mac był trupem. Miało nikogo nie być. Obiecał zero wtop. Tymczasem...
- Dobry wieczór. - ukłoniłem się. - Mac, czekam w pokoju. - mruknąłem jak gdyby nigdy nic i ruszyłem w stronę schodów, zostawiając go samego z tą staruszką. Nie miałem zamiaru się tłumaczyć. Bo wkurwiłem się na niego. I te jego pierdzielone hormony. I już wiedziałem, że dostanie karę. I to porządną! A jej przedsmakiem było tłumaczenie całej tej sprawy pani Bett.
Wbiegłem po tych szklanych schodach, o mało co nie dostając oczopląsów, czy czegoś tam i w tempie ekspresowym znalazłem się w pokoju Hiltona. Jak miałem w zwyczaju zdjąłem z siebie spodnie i walnąłem się w wyrko. Nie lubiłem nosić spodni w domu. Bo po prostu było mi niewygodnie. No chyba, że jakieś dresiki. A dresików nie miałem, wręcz przeciwnie. Założyłem przecież na tę randkę najbardziej opinające spodnie jakie miałem. I wiedziałem, że Mac pożerał mnie wzrokiem. Byłem dla niego seksowny. Punkt dla mnie. He.
Przekręciłem się na brzuszek i wtedy coś zaszeleściło pod kocykiem. Oczywiście, jak to ja, musiałem sprawdzić co to było. Jak się okazało pisemko dla napalonych chłopczyków. Cycki z silikonu i rozłożone nogi na każdej stronie. Kopara mi opadła. Poczułem zazdrość, bo Hilton powinien oglądać mnie, a nie jakieś ohydne, stare baby z botoksem wciśniętym, gdzie się dało! Poczułem duże zniesmaczenie. Bo to było obrzydliwe. Przesrał sobie. I to porządnie. A miałem zgodzić się na wspólną kąpiel.
No i przyszedł. Wrócił pan idealny, kurwa, którego miałem ochotę zajebać. Tak. Byłem zazdrosny i zły w chuj. Bo ja mu nie wystarczałem. No i jeszcze ta wpadka. Sam sobie grób wykopał.
- Rene, zaraz będziemy mieć kanapki. - zaczął iść w moją stronę. Ale ja nie odpowiedziałem. Rzuciłem go tylko tą gazetą w tę głupią mordę i strzeliłem focha. A co, kurwa. Mi też wolno.
- C-co... - nie ogarnął.
- Porób sobie dzisiaj dobrze z tymi ślicznymi dziewczynami. - burknąłem obrażony. Naprawdę się obraziłem. - Mam nadzieję, że rozmowa z panią Bett była bardzo PRZYJEMNA. - dogryzałem. Oj byłem bardzo wredny. I wkurzony. Chyba nawet bardziej niż na rodziców. Ale nie potrafiłem krzyknąć na Maca. Bo był jak takie dziecko. Głupie, rozpuszczone dziecko.
- Rene... No co ty. - jęknął i podszedł do mnie. Usiadł obok na łóżku. A ja tylko odwróciłem się od niego.
- Idź sobie. Śpisz na dywanie. Albo won na kanapę. To obrzydliwe. Kupować gazety? Kto kupuje takie gazety w dzisiejszych czasach? - mowielm z wyrzutem.
- Skarbie, przecież... To nie moje!
- Nie wymigasz się, Hilton kurwa.
- Ja pierdolę, a ty swoje. - i on też się wkurzył. No i kłótnia bita.
- Chuj, mówisz mi, że jestem najpiękniejszy sraki i owaki, a jak przyjdzie co do czego, to walisz do jakichś lal na zdjęciach.
- Byłem ciekawy... To stara gazeta ojca. No co mam ci powiedzieć? - złapał mnie za udo. - Zobacz na rok wydania, jeżeli mi nie wierzysz. Nie okłamał bym cię. No przysięgam!
- No dobra, chodź tu. - no i wymiękłem. Nie dało się inaczej. Za bardzo mi na nim zależało, aby gniewać się na niego w nieskończoność. No idiota był moim idiotą. Nie potrafiłem się gniewać.
Mac w tempie przyspieszonym w czasie położył się obok mnie. Blisko. Za blisko, bo prawie nie mogłem na niego patrzeć. Ale ważne, że było romantycznie.
- Przepraszam, kotku... - zagryzł wargę, patrząc w moje oczy. - Nawaliłem.
- Dobra, zamknij się. Idziemy wziąć kąpiel? - wplątałem dłoń w jego ciemne włosy. I uśmiechnąłem się. Tak bardzo nie lubiłem, kiedy się smucił. W cholerę nie lubiłem. A przeze mnie to już w ogóle.
- Razem? - wyszczerzył się.
- Tylko zrób piankę. - musnąłem jego wargi. - Dużo pianki...
- Lecę! - no i tyle go widzieli. Wybiegł z pokoju, a raczej wbiegł do łazienki, która była łączona z pokojem. I miałem idiotę z głowy. A tak naprawdę to bardzo cieszyłem się z tej kąpieli. Bo właściwie też miałem ochotę się pomiziać, a złość przeszła szybciej, niż myślałem.
Powoli zwlokłem się z łóżka i ruszyłem do Maca. Mój nastrój wahał się jak jakaś huśtawka na wietrze. To było przerażające, bo zachowywałem się jak laska z okresem. Ale chuj. Ważne, że byłem z Hiltonem. I czułem się w tym momencie zajebiście. Po drodze zsunąłem z siebie bieliznę, zostawiając ją gdzieś tam za sobą. Już gotowałem się na wymęczenie moich dolnych partii ciała. Trochę się stresowałem. Ale chciałem być dla niego seksowny.
Stanąłem w progu, opierając się plecami o futrynę. Miałem fajne widoki. Bo Mac właśnie nalewał płynu i wypinał się do mnie. A dupę to miał dojebaną. No i był bez koszulki. A uwielbiałem jego pelcy. Bo były umięśnione. No w sumie jak cały on.
- Hej, Mac. Nie mam majtek. - dojebałem z grubej rury, bo kto mi zabroni. Napiął te swoje seksowne mięśnie i odwrócił się do mnie. Naprawdę mój słownik się jakoś ograniczył. Seksowny. Seksowny. Seksowny.
- To zaproszenie? - zagryzł wargę i zaczął powoli iść w moją stronę.
- No... Jak chcesz. - wzruszyłem ramionami. - W końcu robisz dziś ze mną wszystko to na co masz ochotę, więc...
- Nie będę cię zmuszać, jeżeli nie chcesz. Przepraszam. - no. Było dokładnie tak jak myślałem. No bo taki był Mac.
- Zamknij się. Przecież mówię, że możesz. Jesteś głupi. Naprawdę głupi. - zaśmiałem się. Zrobiłem krok w jego stronę, naciągając na uda za dużą bluzę. No bo była Hiltona. Ja nosiłem S, a on L, albo XL. No różnica była. Ostra.
- Kocham cię, wiesz? - ucieszył się, niczym Bestia po dostaniu ładnego kawałka kiełbasy. Złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- No wiem. - uśmiechnąłem się zadziornie. - To co? Mała rozgrzewka? - złapałem za jego dłoń i położyłem ją sobie na udzie. On zagryzł wargę, uśmiechając się. Właściwie to ciągle się szczerzył.
- Jak definiujesz rozgrzewkę? - zamruczał jak kot.
- No... Na przykład... - ułożyłem dłoń na jego udzie. Powoli posunąłem nią w górę. Naprawdę niepewnie. Nie miałem pojęcia skąd wzięła się we mnie ta odwaga. Chyba po prostu się podjarałem i chciałem tego chłopaka. Gdyby nie wyznaczona wcześniej granica na pewno już byśmy się pukali w tej wannie. Na szczęście potrafiłem myśleć mózgiem.
Złapałem go delikatnie za krocze. On syknąk i zadrżał. A ja je ścisnąłem. Moje ruchy były niepewne. Właściwie nie wiedziałem do końca na co mogłem sobie pozwolić. Dlatego nie chciałem przekraczać granic.
- Na przykład tak. - dokończyłem, szepcząc.
- R-rene... - westchnął. I to był najpiękniejszy raz, kiedy wypowiedział moje imię. Bo zrobił to w magiczny sposób. Nie rozumiem tego, ale było zajebiste. O tak, kurewka. Seksi w opór.
- M-mac... Wejdźmy do tej wody. - zabrałem dłoń. Bo się zawstydziłem. Jakby nie patrzeć byłem pierwszy raz w tak intymnej sytuacji z drugą osobą. Z osobą, na której mi zależało. I to tak na maxa. Chciałem wypaść dobrze i nie popełnić błędu. Trudny orzech do zgryzienia.
- J-jasne. - kiwnął. - To... To poczekam na ciebie. - odsunął się i odwrócił do mnie tyłem. A ja do niego. Szybko się rozbierał i wskoczył do wody. Nie chciałem wprowadzać go w większe zakłopotanie. Bo czułem, że w nim był. Tak samo jak ja. I było to beznadziejne uczucie. W chuj.
Upewniłem się, czy oby na pewno Mac nie patrzył. Siedział w wodzie, tyłem do mnie, grzecznie czekając aż dołączę. Zdjąłem z siebie bluzę i t-shirt, po czym ruszyłem w stronę wanny.
- Nie patrz się.
- Nie patrzę.
- Okey... - zaśmiałem się cicho. Bo Mac był zestresowany, przez co wydawał się niezmiernie słodki. Powoli podszedłem do niego. Oczywiście stałem tyłem, tylko patrzyłem na niego przez ramię. I tak jak myślałem, nie zamknął oczu. Złapał się za usta i cały zaczerwienił. Naprawdę wyglądał słodko. Idiota.
- Ł-ładne... Ładne pośladki.
- Robiłem specjalnie dla ciebie. - zażartowałem i nadal, będąc tyłem do niego, wszedłem do wody. Powoli usiadłem i oparłem się o jego tors, mrucząc głośno. Bo nie wiedziałem, czy Hilton dodał czegoś do wody, że było tak przyjemnie, czy to po prostu prostu przez jego obecność. Objął mnie niepewnie za brzuch, a ja wygodnie się o niego oparłem. Zamknąłem oczy i odetchnąłem. Bo to było zajebiście przyjemne.
- Rene... Zawstydzasz mnie. - powiedział w moją szyję. - Żadna laska nigdy mnie nie zawstydzała. Jakie to dziwne.
- Może dlatego, że jestem facetem. - odwróciłem głowę by spojrzeć na niego. Naprawdę był calutki czerwony. Słodki chłopak.
- Nie... Nie wiem. - zaśmiał się. - Stresuję się, cholerka.
- Ja też. - westchnąłem z delikatnym uśmiechem. - Wziąłeś mnie z zaskoczenia. Nawet się nie przygotowałem. - złapałem go za dłoń i złożyłem na niej czuły pocałunek.
- Przepraszam, Re...
- Zamknij się, idioto. Nie mówię, że źle się z tym czuje. Jeszcze raz mnie przeprosisz, to stąd wyjdę. - warknąłem ostro. Bo zachowywał się jak ciota. A ja lubiłem, kiedy był władczy.
- Dobra. Już nic nie mówię. - powiedział mi do ucha. I przeszły mnie dreszcze. Naprawdę przyjemne dreszcze. Cholercia.
- To... - to była najcięższa chwila mojego życia. Chuj. Chyba nigdy się tak nie stresowałem. Ale jednocześnie było mi dobrze. To przez Maca. Wszystko wina Maca. I to, że posunąłem się do takiej rzeczy też było jego winą. Bo tę jego dłoń, którą się wcześniej bawiłem, położyłem sobie na udzie. Powoli zacząłem sunąć nią pod taflę wody. Oddech Hiltona zadrżał. Chyba domyślił się, co chciałem zrobic. To było seksowne i podniecające. Cały on tak dziwnie na mnie działał. Ale uwielbiałem to. W cholerę.
Cały się zawstydzając, położyłem jego rękę na swoim kroczu, swoją wyciągając z wody. Odwróciłem ku niemu głowę. Z sekundy na sekundę stawał się coraz słodszy. Jak on to robił, kurwa.
- To... - zagryzłem wargę. - Słodko się wstydzisz, Hilton.
- Rene... Ja pierdolę. - wydał z siebie dziwny dźwięk podobny do jęku, jednak jękiem nie był. Ale był seksi. Bo trochę mnie podniecił. W dodatku jego dłoń mnie dotykała. Byłoby dziwnie, gdyby stało się inaczej.
- Dajesz, Hilton, głupia cioto. - zaśmiałem się i złapałem go za tył głowy, drapiąc go delikatnie w potylicę.
- Okey... Dobra. - wziął głęboki wdech. A ja tylko uśmiechnąłem się do niego. Rozłożyłem nogi bardziej, aby było mu wygodniej mnie dotykać i znów oparłem się o jego tors, przymykając oczy. Nie miałem pojęcia skąd wzięła się we mnie ta odwaga. Ale się wzięła.
Hilton w końcu przestał srać w gatki i zaczął całować mnie po szyi. Przymknąłem oczy i zagryzłem wargę. Bo jego język był bardzo sprawny. I usta takie delikatne. I wilgotne. Kochałem je.
Mac powoli poruszył na mnie dłonią. Złapałem się brzegów wanny i mocno je ścisnąłem, cicho przy tym sapiąc. Trochę się zdziwiłem, bo zrobił to dość nagle, ale naprawdę było mi dobrze. Cudownie. Chuj, nie chciałem przestawać. I chciałem ten orgazm od niego. Naprawdę mocno.
- M-mac... - westchnąłem. A on zaczął rytmicznie mnie masować. Złapałem się za usta, chcąc zdusić jęk. Bo było mi jakoś przyjemniej, niż zazwyczaj kiedy sam się dotykałem. Po moim ciele przechodziły cudowne dreszcze. Podbrzusze mi wariowało. I zrobiło się naprawdę poważnie. Bo nie traktowałem tego jako zwykłą przyjemność, a bardzo ważne zbliżenie się do siebie w związku. Bo naprawdę traktowałem Maca poważnie.
Masował moją męskość, najpierw powoli. Potem przyspieszał. Ściskał ją mocniej. A ja odlatywałem. Bo robiło się coraz bardziej przyjemnie. Nie potrafiłem stłumić odgłosów, które wychodziły z moich ust przy każdym ruchu Maca. Wyginałem plecy w łuk za każdym razem, kiedy zrobił to szybciej i gwałtowniej. Cicho wzdychałem i sapałem, kiedy uspokajał swoje ruchy. A kiedy znów przyspieszał naprawdę głośno jęczałem. Mimo zawstydzenia, czułem się cudownie. Każdy czułby się cudownie z takim facetem jak Hilton. Bo mimo swoich wad był dla mnie ideałem. I chyba zrozumiałem o co mu chodziło...
Jego obecność była w tym wszystkim kluczowa. Jego zapach wydał mi się teraz bardzo apetyczny. Jego szerokie ramiona, w których czułem się bezpiecznie. Jego niespokojny dech przy moim uchu. I ta niezwykła rozkosz. To wszystko było magiczne.
- M-mac... Mac ja... - zacisnąłem zęby, czując nieznośne wręcz pulsowanie.
- Dawaj, skarbie. - wyszeptał mi do ucha, przyspieszając ruchy dłonią na mnie. To słodkie uczucie rozeszło się po moim ciele. Wygiąłem się w łuk i wbiłem paznokcie w dłoń Maca, spoczywającą na moim brzuchu.
- Mac! - no i doszedłem. Zacząłem głośno oddychać. Oparłem się o jego tors. Wygodnie. I zacząłem cieszyć tym orgazmem od Hiltona. Bo chyba nigdy w życiu nie miałem tak zajebistego. Na pewno nie miałem. Ten zdecydowanie był najlepszym jaki kiedykolwiek czułem.
- Kocham cię, Rene. - szepnął mi do ucha. Uśmiechnąłem się na to wyznanie. Bo teraz zabrzmiało wyjątkowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top