Rozdział 27

Nie sprawdzałam. Wybaczcie ❣️ Ale chora jestem i wiecie jak to jest... XD

---

Było... Fajnie.

Wróciliśmy do domu. Do mojego domu. Mama zrobiła dobrą kolację, a mianowicie sałatkę z kurczakiem. A Mac uwielbiał takie rzeczy. Bo to przecież był fit chłopak. Siłka, basenik, bieganko i te sprawy... I zdrowe odżywianie. W miarę. A ja byłem bardzo zadowolony, że mu smakowało. Atmosfera między nami się zmieniła, co nawet zauważyła mama, bo kiedy jedliśmy kolację zapytała, czy coś się stało. A my z Hiltonem tylko buchnęliśmy śmiechem. No bo nie mogliśmy nikomu o nas powiedzieć. A już na pewno nie moim rodzicom. Chyba spaliłbym się że wstydu. Ale nieważne. Ważna było to, jak zajebiście się przy nim czułem. Niby byłem zawstydzony, ale cholernie szczęśliwy. I nie potrafiłem przestać się uśmiechać.
Potem wzięliśmy czipsy i poszliśmy do mojego pokoju oglądać filmy. Właściwie to Hilton oglądał, bo ja byłem zajęty przytulaniem się do niego. I mizianiem jego brzucha. I wdychaniem jego zapachu.
Leżeliśmy razem na łóżku, tak apropo. On głaskał delikatnie moje ramię i od czasu do czasu całował czoło. A ja myślałem, że się rozpuszczę. Bo było mi jak w niebie. No ale... Zacząłem usypiać. I dostałem za to patryczka w nos.
- Posrańcu... - jęknąłem i otworzyłem oczy. Bo to naprawdę bolało. Była dwunasta w nocy, a on nie pozwalał mi iść spać na tak wygodnej poduszce, którą był jego brzuch. Mimo wszystko był wrednym dupkiem. A miał budzić mnie jak księżniczkę...
- Czego ty chcesz? - dodałem od razu po tym, jak go zwyzywałem. A on zaczął się śmiać.
- Daj mi jakąś piżamę, co? - powiedział cicho. Przekręciłem się na brzuch i spojrzałem w jego oczy.
- Piżamę... Śpij bez. - uśmiechnąłem się do niego. A on do mnie.
- To ty też.
- Rzucasz mi wyzwanie, głupi Hilton? - uniosłem brwi i pogładziłem jego pierś.
- Owszem. Jak nie podołasz, to rano robisz mi naleśniki. - przeczesał moje włosy, odgarniając je do tyłu. Patrzył prosto w moje oczy, a po moich plecach przechodziły ciarki, bo uwielbiałem, kiedy patrzył na mnie w taki sposób. Dziko, ale przytulnie. Trochę leniwie. Jednak seksownie.
- Stoi. - zamruczałem. - Ale jak ty przegrasz, to wisisz mi przysługę.
- Jasne. - uśmiechnął się łobuzersko. A ja nie wiedziałem co zrobić. Znaczy wiedziałem, ale nie mogłem nic zrobić. Bo Hilton kompletnie zawrócił mi w głowie. I miałem ochotę się rozpuścić. I nie mogłem myśleć. Był jak taki wirus, który wywoływał u mnie laga mózgu. Bardzo natrętny wirus...
Wdrapałem się na niego, przy okazji zsuwając z niego laptopa. Położyłem się na nim, jak na poduszce... Na łóżku i zamknąłem oczy. Naprawdę oszalałem na jego punkcie. I mimo, że związek dwóch facetów był dziwny, to mi bardzo odpowiadał. W sensie z Hiltonem. Bo chyba zrobił ze mnie geja. Czy innego takiego. W każdym razie bardzo mi na nim zależało. I nie miałem zamiaru oddać go komukolwiek innemu.
- Mogę już zacząć prawić ci komplementy? - wplątał dłoń w moje włosy i wyszeptał cicho. Wtuliłem się w jego dłoń i przymknąłem oczy.
- Jak będą głupie to cię pobije. - zamruczałem.
- Jak definiujesz słowo ,,głupie"? - złapał mnie za dół pleców i zaczął mnie głaskać. Naprawdę miałem ochotę iść spać. Bo to jak mnie miział było takie przyjemne, że aż odlatywałem. I nic nie mogłem na to poradzić. Nie dziwiłem się, dlaczego laski padały na jego widok jak muchy i tak biły się o niego. Był megazarąbiście seksi. W sumie byłem zazdrosny, że wszystkie się tak do niego kleiły. I to bardzo. Ale Hilton wybrał mnie. HA HA. Szach mat, szmaty.
- Wyjdzie w praniu.
- Rene... Skoro skradłem ci twój pierwszy pocałunek... To nie robiłeś jeszcze tego, prawda? - i strzeliłem sobie face palma. Ale tak w głowie. Bo jego pytania były naprawdę kretyńskie. Mój chłopak był seksi, ale jeszcze bardziej głupi. I nic nie mogłem na to poradzić.
- Nie, ruchałem się ze wszystkimi na prawo i lewo, tylko zawsze zakładałem sobie kłódkę na morde. - odpowiedziałem zirytowany, a on natychmiast zaczął się śmiać.
- Wolałem się upewnić.
- Bo co, chcesz mnie przelecieć przy pierwszej lepszej okazji? - spojrzałem na niego jak na idiotę, tudzież nim był. No... To co to znaczyło to ,,tudzież"?
- Aaa... No. - uśmiechnął się. Jak idiota. A dlaczego? Bo nim był. To takie niespodziewane. Mac Hilton po raz pierwszy mnie zaskoczył.
Nie.
- Mac... - złapałem go za policzek i pogłaskałem. - Możemy się z tym nie spieszyć? To dla mnie bardzo ważne i... - odwróciłem wzrok. - Muszę najpierw nad sobą popracować.
- Wiem... Właściwie ja też. Nigdy nie robiłem tego z facetem i muszę gdzieś o tym poczytać, czy coś. - uśmiechnął się jak dziecko. - Jak będziesz gotowy to mi powiedz.
- Powiem. Na pewno. - zawstydziłem się. I nie mogłem na niego patrzeć. Wiec spojrzałem gdzieś w bok. Na czipsy, których nie tknęliśmy. I właśnie naszła mnie na nie ochota. Paprykowe czipsy...
- Nie zrobię nic bez twojej zgody... A raczej zrobię, ale jeżeli mi zabronisz, to nie zrobię. - jego wypowiedź znów nie miała większego sensu, ale uznajmy, że zrozumiałem. Język Maca Hiltona był naprawdę trudny. I tylko nieliczni potrafili go zrozumieć. Tym nielicznym byłem ja.
- Dzięki. - mruknąłem cicho. - Ale wiesz, że nie potrafię ci odmawiać. - znów na niego spojrzałem. I znów zrobiło mi się gorąco.
- Naprawdę? Muszę zacząć to wykorzystywać.
- Nawet się nie waż, bo wylecisz stąd na kopach.
- Uwielbiam cię, Rene. - przeturlał nas, tak, że teraz ja leżałem na dole. A on się na mnie położył. A właściwie to tak wisiał nade mną... I prawie zgnietliśmy te niechciane czipsy. Biedne...
Zbliżył się do mnie i trącił mój nos, swoim nosem. A mi zrobiło się gorąco. A w chuj gorąco. Bo Mac był ode mnie większy. Był potężniszy, a ja drobniejszy. Jego ramiona były cholernie szerokie. Wąskie biodra. I... Ociekał zajebistością. Seksem. Wszystkim, co gorące. Przymknął oczy i prawie mnie pocałował. Jednak trzymał mały dystans. Mały.
- Tak źle ci pode mną? - szepnął w moje wargi. A ja zacząłem się topić. Znów. Halo pomocy.
- Czuje się jak w jakimś bunkrze... - odpowiedziałem i również przymknąłem oczy.
- Aż taki jestem gruby?
- Nie... Bezpiecznie mi tutaj. - uśmiechałem się na chwilkę. Bo rozbawił mnie. Ale szybko spoważniałem. Bo czekałem, aż mnie pocałuje. Chciałem tego cholernie. Po prostu całym sobą.
Położyłem dłoń na jego biodrze i powoli wysunąłem ją pod koszulkę Maca. Powodziłem palcami po tej czekoladowej skórze, za którą szalałem, bo już nie mogłem się powstrzymać. A ten cholernik nadal się nade mną znęcał.
- Rene... Obiecaj mi coś. - wyszeptał, a jego oddech zadrżał. Zrobiło się dość gorąco.
- Tak, Mac? - zapytałem łagodnie.
- Powiem ci o sobie wszystko, ale obiecaj, że nie uciekniesz.
- Już Issac i Chris cię wyręczyli. - złapałem go za policzek. - Wiem o wszystkim, co działo się z tobą w liceum. - mówiłem dość poważnie. - Nawet jakbyś kogoś zabił to bym do ciebie nie uciekł. Jesteś idiotą, nawet cię nie lubię, ledwo cię znoszę, a jednocześnie tak bardzo mi na tobie zależy i jesteś najważniejszy. - uśmiechnąłem się do niego. Jego policzki stały się trochę czerwone. Trochę bardzo. Schował twarz w moim ramieniu i przytulił się do mnie mocno. Idiota. Słodki idiota.
- Głupek... - objąłem go za szyję i pokręciłem głową. Pocałowałem go w czubek głowy i zacząłem się z niego śmiać. Bo to naprawdę był uroczy widok. Taki zawstydzony Hilton. Mój Hilton.
- Pójdziemy na randkę... We wtorek. I wszystko ci powiem. - powiedział w moją szyję, a mnie przeszły ciarki. Bardzo przyjemne. Bo to łaskotało. Uniósł się na rękach i znów spojrzał mi w oczy. A ja w jego. Zajebiste były. Piękne. Niebieskie. Świeciły. O tak. Zagryzłem wargę i spojrzałem na jego usta. A on zrozumiał w końcu. W końcu! Zamknął te swoje ślepka i pocałował mnie. A ja westchnąłem. Bo to było cholernie przyjemne uczucie. W moim brzuchu pojawiły się motylki. Słodkie uczucie przeszło całe moje ciało. A ja po prostu mu się oddałem. Ruchu jego warg były delikatne, ale stanowcze. Czułem go bardzo dobrze. Chciało mi się śmiać, bo przez myśl przeszło mi, że Mac znaczył swój teren, ale po chwili przestałem, bo zrozumiałem, że może naprawdę tak robił. Cholera go wie, co mu w tej łepetynie siedziało. Ważne, że po prostu było mi cudownie. Dłoń Hiltona wylądowała na moim udzie. W bardzo intymnej i wrażliwej części. Trochę się zestresowałem, bo dotknął mnie w ten sposób po raz pierwszy. W inny sposób... Bo odczuwałem dziwną przyjemność. Inną, niż ze zwykłego przytulania, czy innych pieszczot. Bardziej pewną i stanowczą. Ten dotyk po prostu podniecał.
Zaczął je delikatnie masować. Ściskać. I inne takie. A ja zaczerwieniłem się. Bo to naprawdę było przyjemne.
- Mac... - jęknąłem cicho, odsuwając się od niego. Bo nie mogłem już tego wytrzymać. Jednocześnie chciałem, aby nie przestawał, ale z drugiej strony jego ruchy były zbyt odważne.
- Tak? - trącił mój nos swoim i uśmiechnął się seksownie.
- Wyskakuj z ciuszków i idziemy spać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top