Rozdział 21

I już wiedziałem, że jesteśmy z Hiltonem w czarnej dupie. Bo to nie jest codzienny widok, że jeden facet mizia drugiego po policzku i ogólnie się do siebie kleją. No, a Natt nas przyłapał. I ogólnie było nieciekawie, bo miał nas w garści. My w sumie jego też. Bo nie wiedział, że wiemy, że kłamał w sprawie Chrisa, tylko po to, aby wyciągnąć od Hiltona trochę kasy. HA. HA. Zginiesz Natt. I to podwójnie.
W trójkę poszliśmy do kawiarni i siedzieliśmy tam jak na jakimś skazaniu, czy coś. A Natt świetnie się bawił, bo uśmiech nie schodził z jego ust i patrzył na nas, jakbyśmy byli jakąś dobrą komedią. Bo w sumie byliśmy. Może byśmy jeszcze jakoś wyszli z tej niefortunnej sytuacji, gdyby Hilton idiota, nie zapłacił za moje zamówienie w kawiarni. No. Byliśmy w czarnej dupie.
- A więc od kiedy jesteście razem? - zapytał rozbawiony, mieszając swoją kawę.
- Nie jesteśmy. - Mac od razu zaprzeczył. Był wściekły. A ja nie wiedziałem dlaczego. W sumie wisiało mi to, czy ludzie będą o mnie myśleć, że jestem gejem, czy nie. Bo ich zdanie mnie nie obchodziło. Tyle w temacie. Ale Mac musiał dbać o reputację. W końcu jego ojciec był sławnym aktorem i wszyscy o tym wiedzieli. Chyba. W każdym razie plotki rozchodziły się szybko.
- No weźcie! Nikomu przecież nie powiem! - zaczął się śmiać. - Zresztą nie da się zaprzeczyć... Widziałem na własne oczy. - spojrzał na nas wymownie.
- Jeszcze nie jesteśmy, Natt. - powiedziałem spokojnie, grzebiąc widelcem w szarlotce, na którą nie miałem ochoty. Wyjątkowo nie miałem ochoty na słodkie. Z nerwów. Tak.
- Czyli po prostu ze sobą kręcicie. - złapał się za brodę. - Mieliście zamiar nam powiedzieć?
- Jeżeli by wyszło, to tak. - zacząłem tańczyć, tak jak mi zagrał. Czy coś. Bo chciałem mieć już spokój i chuj. Hilton spojrzał na mnie, co dostrzegłem kątem oka. Jako, że siedział obok mnie, a Natt na przeciwko, miałem duże pole do popisu... Pod stolikiem. Ale chuj. Musiałem dać mu do zrozumienia, że tylko gram. Jakkolwiek.
Położyłem dłoń na udzie Maca i zacząłem je masować. Po prostu chciałem, aby się przymknął i dał mi pole do popisu.
- Ale wszystko jest na dobrej drodze, tak? - spojrzał na mnie jak pedofil. Hilton chciał coś powiedzieć i już nawet otworzył usta, ale uszczypnąłem go w udo. I się zamknął.
- Tak. Ale nie chcemy zapeszyć. Więc nie mów nikomu, Natt. - położyłem palec na ustach, dając mu znak, aby siedział cicho. Bo naprawdę nie chciałem, aby Hilton miał przez to problemy. Przeze mnie. Znów zacząłem pieścić jego udo, a on troszkę przysunął się do mnie. Przynajmniej mu się podobało.
- Ah, jasne. - kiwnął głową. - Będę siedział cicho.
- Dziękujemy. - uśmiechnąłem się jak aniołek.
- Będę się już zbierać. Wyszedłem z lekcji tylko na okienko. - Natt wstał po chwili i przeciągnął się. - Miło było.
- Tak. - zaśmiałem się sztucznie, ale wyszło całkiem prawdziwe, w sumie.
- Trzeba się gdzieś umówić w weekend. Napisze do was. - puścił mi oczko, bo w sumie to mówił tylko do mnie, a mój zajebisty plan podziałał. O tak. Rene królem strategów.
- Jasne. Cześć, Natt. - pożegnałem się, a on zrobił podobnie. Wyszedł z kawiarni i tyle go widzieli. No także wesoło. Spojrzałem na Maca. Był cały czerwony na buzi. Zakłopotany. Wyglądał jak najsłodszy pączek-szczeniak świata.
- Co ci? - uniosłem brwi.
- Dotknij mnie dalej. - odpowiedział natychmiast. A ja zrozumiałem o co mu chodzi. Bo w końcu Hilton był pieprzonym zboczeńcem. I to naprawdę zboczonym zboczeńcem. Na potęgę.
- Nie będę cię macać w kawiarni. - uśmiechnąłem się głupawo, bo spodobało mi się to, jak na niego działałem. I to bardzo. Ten jego wzrok był taki... Seksowny, że aż zrobiło mi się ciepło. Podwójnie.
- To chce do domu. Albo w samochodzie. - troszkę za mocno się podjarał, bo jego fantazje były za bardzo fantastyczne i nierealistyczne.
- Co. - powiedziałem to swoje ,,co" niepytające i uniosłem brwi wyżej. A Hilton złapał mnie za policzek i przysunął się do mnie.
- Nie. Kurwa. Dosyć. - wymruczał zadowolony. - Nie będę się już powstrzymać. - złapał mnie za podbródek. A moje serduszko zabiło szybciej.
- Co masz na myśli? - spojrzałem w jego oczy.
- Że twoje usta, powinny być tylko moje. - wymruczał jak kot, a mi w jednej sekundzie zrobiło się gorąco. I to jak. Znów. Bo po tamtym razie już ostygłem. Cholernie. Oj, Hilton.
- Moje usta są moje. - uśmiechnąłem się delikatnie. - I przestań, bo ludzie się gapią. - zaśmiałem się i spojrzałem w jego oczy.
- Chodźmy dzisiaj wieczorem do kina... I coś zjeść. - uśmiechnął się seksownie. I to jak. Myślałem, że spadnę z tej przewygodnej kanapy.
- Ale się nakręciłeś, Hilton. - sam zamruczałem. - Niech ci będzie...
- To randka, więc uważaj. - puścił mi oczko, a zaraz po tym mój policzek. A ja myślałem że zemdleje. Hilton był najbardziej seksowną istotą na ziemii. W całym wrzechświecie, kuźde!
- Yhm... - pokiwałem tylko głową, cały w skowronkach i... I nie mogłem przestać na niego patrzeć. Bo to była seksowna bestia. Matko, powtarzam się.
Na pożegnanie dziabnął mnie w nos. Znaczy... Nie żegnaliśmy się, ale mieliśmy wyjść z tej knajpki. No więc Hilton najpierw pocałował, a potem ugryzł mój biedny nosek. Ale ja cieszyłem się jak głupi do sera. Bo był taki delikatny i pieszczotliwy i... I w ogóle namieszał mi w głowie. Zrobił to tak słodko... a ja kochałem slodkie.
Miałem ochotę się rozpłynąć. Bo po oraz pierwszy zauważyłem, jak bardzo Mac jest atrakcyjny. I nie miałem zamiaru go nikomu oddawać. O nie. A tej Kelly to miałem ochotę wylać na łeb wiadro soku z buraków. Takich hot czerwonych.
Wychodząc, Hilton puścił mnie w drzwiach. Bycie kobietą naprawdę musiało być fajne, bo takie przywileje są dość przyjemne. Niezwykle miłe.
Wyszliśmy przed kawiarnie i padło pytanie. - Do ciebie, czy do ciebie? - z ust Hiltona. Pragnę przypomnieć, że był u niego jego nieznośny braciszek.
- Do mnie. - przewróciłem oczami, śmiejąc się. - A tak poza tym... Hilton. - spojrzałem na niego w górę.
- Tak? - posłał mi uśmiech.
- Chciałeś mi coś powiedzieć, zanim przyszedł Natt... - spojrzałem w dół, na swoje buty. Bielutkie reeboki. Nowe. Tatuś sponsorował.
- Ah, to... - jego głos jakby stracił... Hilton stracił pewność siebie. Spojrzałem na niego. Na jego twarzy były rumieńce, sratatata i w ogóle, a ja się niecierpliwiłem. Bo byłem ciekawy. I chuj mnie obchodziło to, że się zawstydził. Chciał powiedzieć mi to wcześniej, to mógł i teraz.
- Nie pamiętam. - powiedział nagle, jak idiota, drapiąc się po głowie.
- Serio? - burknąłem. Ściemniał, a ja liczyłem na trochę romantyzmu z jego strony. A tu dupa. Aczkolwiek to, że tak się wstydził, miało swój urok.
- Wieczorem. - dodał po chwili.
- Ok. - wzruszyłem ramionami.  - To wieczorem.

***

No i tak wyszło, że nigdzie nie poszliśmy. Tylko zamówiliśmy żarcie do domu. Pizzę tak dokładniej. Leżeliśmy na łóżku. I żarliśmy. A mi było jak w niebie. Bo brzuch Hiltona był najlepszą poduszką pod słońcem.
Leżałem na boku. Jadłem. I patrzyłem na niego. A on miział moje włosy. I też na mnie patrzył. A dokładniej w oczy. I było zajebiście. O wiele lepiej, niż w jakiejś knajpie, czy kinie czy czymś tam. Bo było intymnie. A on po raz pierwszy nic nie mówił. A cisza była bardzo przyjemna.
- Rene... - przerwał ją, ale jego głos był taki ciepły, że zdawał się lepszy od tej ciszy. - Jesteś piękny. - uśmiechnął się do mnie, ciągle głaszcząc moje włosy. Zawstydziłem się trochę. I chciałem schować głowę w jego brzuch. Tak też zrobiłem. Ale wyszedł z tego drobny pocałunek. Właśnie w jego brzuch.
- Powiesz mi to w końcu? - szepnąłem i dojadłem skórkę od pizzy. Znaczy tą dupkę. Znaczy to no... Wiadomo o co chodzi. Zacząłem drapać go po torsie. Delikatnie i tak o... Prędzej bawiłem się jego koszulką. Zbędną koszulką. Bo klatę to miał zajebistą. I odznaczały się jego mięśnie na tej koszulce. Zbędnej koszulce.
- J-ja... To ciężkie. - odwrócił wzrok. - Ale powiem... Znaczy w swoim czasie. Teraz tylko część.
- Nie lubię takich niejasności. Ale niech ci będzie. Masz specjalne przywileje. - przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się. Jego palce wsunęły się w moje włosy i zaczął masować skórę mojej głowy. Przymknąłem powieki i zamruczałem.
- Przyjemnie? - zapytał cicho.
- Bardzo.
- Właśnie o tym chciałem pogadać... O naszym układzie. - odchrząknął, a ja zacząłem uważnie słuchać.
- Wal.
- No więc... - zaczął. - Chcę robić z tobą, to na co mam ochotę. I... I myślę, że chcę zrobić krok w przód. - spojrzał w moje oczy.
- Co masz na myśli? - zmarszczyłem brwi.
- Mogę być szczery? - odpowiedział pytaniem. Był dziwnie poważny. Aż się wystraszyłem, że go podmienili.
- Mówiłem ci, że masz zawsze być szczery, więc... Po prostu mów. - odpowiedziałem, jakby znudzony.
- Rene. - złapał mnie za policzek i znów spojrzał głęboko w moje oczy. - Chce dać ci orgazm.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top