Rozdział 19

To naprawdę koniec maratonu, bo dziś mam ostatni dzień majówki 😂❣️

---

Leżeliśmy w łóżku. A raczej to Mac leżał, a ja siedziałem. Bo jadłem już trzeci kawałek pizzy, a on wsunął resztę i wiązał sadełko. A kolejna miała dojść za piętnaście minut, więc mieliśmy trochę czasu. A raczej ja, bo tego wieczoru to mi przypadła rola kelnera.
- Rene. - jęknął Mac i wyciągnął rękę w moją stronę. - Chce się przytulić.
- Spierdalaj. Jem. - odpowiedziałem spokojnie, kończąc swoją pizzę. - Poza tym jak się położę to już nie wstanę po pizzę.
- To ja pójdę... - położył dłoń na moim udzie, a ja westchnąłem tylko i uśmiechnąłem się. Bo bardzo polubiłem jego dotyk. I nie miałem siły bronić się przed głupim mizianiem. Może nie głupim...
- Ok... - dojadłem swój kawałek i położyłem się obok. Spojrzałem na niego, a on szerzył się do mnie jak idiota.
- Mac... Może pogadajmy, co? - zapytałem. On wziął głęboki wdech i podrapał się po głowie. - O czym?
- Znowu jesteśmy bliżej, niż powinniśmy. - westchnąłem. - A gadaliśmy o tym zaledwie godzinę temu.
- Wiem... To moja wina. Ale kiedy tu jesteś, nie potrafię się oprzeć. - przekręcił się w moją stronę, kładąc na boku. Był tak jakby nade mną, ale nadal obok. Skubany. Północny wschód.
- I co? - droczyłem się.
- Rene. Naprawdę musimy pogadać. Tak poważnie. - położył dłoń na moim brzuchu. Zrobiło mi się cieplej. Ale stabilnie.
- Słucham ciebie, Mac. - klepnąłem go w policzek i chyba trochę za mocno, bo zrobił się czerwony. Ale Hilton to twarda sztuka.
- Nie podoba mi się, kiedy rozmawiasz z innymi. - zaczął mnie delikatnie głaskać, a ja przymknąłem oczy. Miałem łaskotki na brzuchu, ale on robił to w taki sposób, że...
- Przecież z nikim nie gadam. Bo nawet nie mam z kim. No chyba, że z bestią, albo Loganem. - posłałem mu delikatny uśmiech. Chyba dobiłem sam siebie. Przyjaźniłem się ze swoim wrogiem... Bo to przez Hiltona zaczęło się dręczenie mnie w szkole. I wiedziałem, że byłem idiotą, ale mimo to nie potrafiłem się oprzeć.
- Wiesz, że nie o tym mówię. Jestem zazdrosny. Natt za bardzo się tobą interesuje. Chciał nawet twój adres, kiedy nie było cię w szkole, aby przynieść ci lekcje. Zrozumiałem, że kłamie, bo jest w innej klasie. - jego dłoń zsunęła się na moje biodro. - Chcę żebyś był mój. - pochylił się do mnie. A mi serce zabiło szybciej. Ale zachowałem spokój.
- A ja chcę wygrać w totka. Nie ma w życiu łatwo. - prychnąłem, kręcąc głową. Wyciągnąłem się na łóżku jak kot, wyginając się delikatnie w
- To inaczej. - złapał mnie mocno za nadgarstek, aż mnie zabolało. Spojrzał w moje oczy. Zadrżałem. A ten ból wydał się przyjemny. Bo wiedziałem, że to nie sen. Wiedziałem, że Mac tu jest naprawdę.
- Rene. - zaczął. - Masz być mój. - rozkazał stanowczo, a ja zadrżałem. Poczułem się bezbronny. Bo on tak na mnie działał.
- Chyba znów chcesz narobić mi siniaków. - nie mogłem oderwać wzroku od jego oczu. Po prostu patrzyłem. Bo były hipnotyzujące. Dzikie i... Tak pięknie pociemniały.
- Chcę układ. - jego dłoń mocniej zacisnęła się na mojej ręce. To naprawdę bolało. Ale nawet nie drgnąłem. Magia tej chwili zawróciła mi w głowie. A raczej Mac Hilton, który wydawał się teraz najpiękniejszą istotą na ziemii. Nie licząc kulki. Logiczne.
- Jaki? - szepnąłem, nadal leżąc pod nim, ale tak z boku. Cwana pozycja. Grawitacja nie pomoże.
Cały zadrżałem. Bo czułem, że zrobi coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Bo Hilton był nieobliczalnym idiotą, z psychopatyczycznymi zapędami.
- Bądź mój. - powiedział po raz kolejny, odpowiadając mi natychmiast. - Chcę robić z tobą wszystko na co mam ochotę. Kiedy i gdzie chcę. - powiedział twardo. Mocniej przycisnął moją rękę do materaca. Nie rozumiałem tego do końca. Nie wiedziałem do czego zmierzał. Ale ten układ był kuszący.
- Co to ma znaczyć? - dopiero teraz odwróciłem od niego wzrok. - Że będziesz przytulać się do mnie na każdym kroku, jak malutka sunia? - uśmiechnąłem się wrednie, chcąc się z nim troszkę podroczyć. Aczkolwiek to było prawdą. Bo właśnie tak widziałem Hiltona, kiedy miał ochotę na przytulanie. Jak taka malutką sunia. - A może zrobimy odwrotnie? - uniosłem brwi. A moja wolna dłoń powędrowała na jego plecy. Pod bluzeczkę. I na czekoladkową skórkę Hiltona. Zacząłem go delikatnie miziać. To miejsce było tak zajebiste w dotyku...
- A ty co? Będziesz molestować moje plecy? - dogryzł, ale wyraz jego twarzy był łagodny. Przymknął oczy i zamruczał po chwili. Wyglądał jak naprawdę uroczy szczeniak. Albo ta malutka sunia.
- Jakie są warunki, Hilton? - zagryzłem wargę i odwróciłem wzrok. Przejrzał mnie na wylot. Skubany.
- Z tygodnia na tydzień robimy odważniejsze rzeczy. A ty jeżeli czegoś nie chcesz masz powiedzieć hasło. - teraz tak konkretnie nade mną zawisnął, bo nawet gdybym chciał, to bym nie wstał. No ni chuja. Nie ma mocnych. Jakbyś nie patrzył.
- Hasło? W sensie hasło, że brzmi tak, czy że co? - zacząłem rozkminiać, ale zbytnio mi to nie szło, bo mój mózg wystarczająco się przegrzał przez Maca Hiltona, największego idiotę roku.
- Miś.
- Co?
- Masz powiedzieć do mnie ,,miś". - zaśmiał się. - Jeżeli to wyjdzie... Spróbujemy. - odwrócił wzrok rumieniąc się delikatnie. Może i był idiotą, ale naprawdę słodkim. I cholernie przystojnym. Bo teraz wyglądał jak najpiękniejsza istota na ziemii. Znów. Może nią był?
- Czego spróbujemy? - zmarszczyłem brwi.
- Związku. - znów na mnie spojrzał, a ja... Nie wiedziałem co powiedzieć. Chciał durnego układu zamiast od razu spróbować, skoro wszystko miało taki bieg. Ale nie potrafiłem mu odmawiać.
- Oh, czyli pedalskie zapędy ci się udzielają i tak naprawdę ci się podobam? - uśmiechnąłem się wrednie, mimo że byłem w tak samo gównianej sytuacji.
- To twoja wina! - burknął, jak obrażone dziecko. - Czyli zgadzasz się? - i nastała dłuższa chwila ciszy. Znałem odpowiedź, ale nie potrafiłem tego powiedzieć. Wstyd przed nim był czymś nowym, związanym z naszymi uczuciami. Cieszyłem się, że go mam. Bo był mój w każdym kawałeczku, a on nawet o tym nie wiedział. Robił to co chciałem, a on chciał tylko mnie. Układ doskonały.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. I normalnie w tym samym momencie zaczęliśmy się czerwienić. Bo to naprawdę było zawstydzające. A ja musiałem się przełamać. On się przełamał, ale ja...
- Hilton. - zacząłem niepewnie i odworciłem wzrok.
- Tak? - puścił mój biedny nadgarstek i złapał mnie za kark.
- Pizza się jara.
- O chuj. - zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju jak głupi. A na odetchnąłem i usiadłem. Bo Mac naprawdę mnie zestresował i zawstydził. Mimo jego tłumaczeń, nie wiedziałem tak naprawdę, na co się piszę. I trochę się bałem. Bo nie byłem gotowy na te wszystkie rzeczy. Ale z drugiej strony było to niesamowicie kuszące. Mac Hilton był cholernie kuszący.
Nie miałem doświadczenia w sprawach sercowych. Nigdy z nikim nie byłem. Nawet się nie całowałem. Może to był odpowiedni czas... Ale Hilton był facetem. I to budziło we mnie wątpliwość. Bo związek dwóch mężczyzn nie był dla mnie normalny.
Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na swój nadgarstek. Był cały fioletowy i trochę bolał. Ale nie byłem zły.
Mac szybko wrócił z talerzem pizzy. Jak się okazało była tylko dobrze podpieczona i była zjadliwa.
Usiadł na przeciwko mnie. Był z siebie dumny. A ja nie wiedziałem co zrobić.
- Mam siniaka przez ciebie. - położyłem swoją dłoń na jego kolanie, a on po chwili złapał za nią i zaczął oglądać.
- Zgódź się, Rene. - naciskał.
- Muszę to przemyśleć. Będziesz chciał mi coś zrobić, a ja nawet nie będę mógł się sprzeciwić, bo przecież ,,nie robisz mi krzywdy". - westchnąłem i odwróciłem wzrok.
- Wtedy masz powiedzieć hasło. Poza tym... Będę ograniczał się tylko do pocałunków.
- Żadnego całowania! - warknąłem. - Nigdy się nie całowałem i nie mam zamiaru oddawać swojego pierwszego pocałunku niepewnej osobie. - odwróciłem od niego głowę, robiąc obrażoną minę.
- A w ten sposób? - szepnął. Poczułem jego usta na swoim nadgarstku. Szybko na niego spojrzałem, bo zdziwiłem się niezmiernie. Całował moją dłoń delikatnie, zostawiając na niej wilgotne ślady. To było tak przyjemne, że nie potrafiłem myśleć o niczym innym, niż o nim. Zawrócił mi w głowie równo.
- Niech będzie... - szepnąłem, przymykając oczy. - Ale wara od moich ust. Bo dostaniesz w jaja. - zagroziłem, bo Hilton to obrzydliwy zboczeniec. Byłem pewien, że i tak będzie chciał to zrobić. Ale ja nie miałem zamiaru mu się dać tak łatwo. Właściwie to w ogóle.
Mac wyszczerzył się i puścił moją dłoń, a ja poczęstowałem się pizzą. Bo zawsze jadłem jak ojciec, kiedy byłem w stresie. Zgodziłem się, ale tak naprawdę nie wiedziałem na co. Pozostało mi tylko ufać Hiltonowi.

A potem poszliśmy w kimę, bo jedząc bardzo się zmęczyliśmy. I gitara.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top