Rozdział 98

JAMES DAVIES?!

JAMES DAVIES STAŁ PRZEDE MNĄ WE WŁASNEJ OSOBIE.

Kurwa. Nie miałem pojęcia dlaczego zgodziłem się, aby Liam wziął go ze sobą. Zmienił się po tych kilku latach. Pofarbował końcówki włosów na siwo, schudł i zrobił rzeźbę. Już nie był tym uroczym szatynem co wcześniej, a jego miodowe oczy świeciły w bardzo wyzywający sposób. No i urósł. Był tylko troszkę niższy od Hiltona. Pieprzyk, który miał na kości policzkowej nie powiększył się, mimo że kiedyś bardzo się o to martwił. Pasował mu i jego kocie oczy wyglądały jeszcze seksowniej. Podkreślał je i nadawał swego rodzaju... Pociągającej arogancji.
Davies patrzył na naszą grupkę, jak na kretynów. Nic dziwnego skoro Liam naopowiadał mu, że jest to wypad z aktorami, o których jest głośno, a zastał pijanych przebierańców. Zmrużył oczy i podrapał się po głowie. Staliśmy w kolejce do klubu na samym końcu dlatego było dużo czasu na rozmowy. Niestety.
- Okej to... Który z was to Rene? - zapytał na dzień dobry, bo żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć.
- Ja. - westchnąłem.
- Kopę lat. - objął mnie i uśmiechnął się. - Ale się zmieniłeś, Rene. - odsunął się i spojrzał na mnie. - Jesteś... Emo?
- To tylko przebrania. Liam cię nie wtajemniczył?
- Miał być tu Mac, Chase i Victor, a jest... - spojrzał na pozostałą trójkę, która w tym momencie nie odzywała się, jedynie stała i obserwowała całą sytuację. - Kim jesteście?
- To oni, James. Nie mogli przyjść po cywilu.
- A ta la... Znaczy pani?
- To Victor.
- To facet? - uniósł brwi.
- Hej, James. Miło poznać. - zaśmiał się Victor i uśmiechnął się uroczo. - Mamy trochę szalony wieczór... Jeżeli wytrzymasz z nami do rana pewnie zobaczysz nas w zwyczajnych strojach.
- O okej... Faktycznie, jak przyjrzę się bardziej to jesteście całkiem podobni. - był zdezorientowany. Atmosfera była całkiem niezręczna.
- Okej to... To jest James mój dawny przyjaciel.
- Dalej jestem twoim przyjacielem.
- Nie jesteś!
- Rene, daj mu szansę. - wtrącił się Liam. - James na serio się zmienił.
- Kochanie, co ten zjeb ci zrobił?
- Nic.
- Kochanie? - zdziwił się. - Jesteście parą? W sensie geje?
- I co z tego? Dalej uważasz, że to powód do żartów? - spojrzałem na niego gniewnie. - Chcesz znowu pobawić się w podłego homofoba? - zapytałem z wyrzutem.
- Ej chłopaki nie kłoćcie się, okej? - Liam starał się nas uspokoić. Jedynie Chase nie uczestniczył w całej rozmowie. Po prostu stał i palił. I patrzył się na dupkę Victora.
Hilton się wkurwił, czułem to. Jego oddech za każdym razem się zmieniał, kiedy robił się zły, jednak hamował swoje emocje. Wiedziałem, że chciał być miły, ale nawet ja nie potrafiłem być miły w tej sytuacji.
- Jasne, sory. - mruknąłem cicho. - To już nie gimnazjum.
- Rene, zmieniłem się. Myślałem, że to okej zobaczyć się po paru latach...
- Jest okej. - kiwnąłem głową.
- Jest okej? - dopytywał Hilton.
- Jest okej. - potwierdziłem.
- Jestem w szoku, że masz chłopaka po tym jak szalałeś za tą... Blondi. - podrapał się po głowie. - Nie chciałem was urazić.
- Hilton zrobił ze mnie geja.
- Nie prawda. To Rene zrobił ze mnie geja.
- Nie pierdol. Nie oglądasz się za innymi facetami. Jesteś jebanym babiarzem.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Jestem twój. Grzeczny aż po grób.
- Spróbowałbyś nie...
- Okej to może zanim wejdziemy napijemy się jeszcze? - zaproponował James i wyjął z kurtki małą wódkę.
- Wziąłeś do klubu alkohol? - zdziwił się Liam.
- Mam jeszcze kilka schowanych. - wzruszył ramionami i odkręcił ją. Podał mi małą buteleczkę i puścił mi oczko. - Zaczynasz kolejkę.
Ciągle byłem podejrzliwy, ale cóż... Dzielenie się swoim alkoholem należało do szlachetnych czynów. Wziąłem łyka cytrynówki i skrzywiłem się połykając procenty. Podałem ją dalej Chaseowi, który napił się jej jak wody. Victor zrobił minę podobną do mojej, a Mac cóż... Jak to Mac musiał coś odpierdolić i przed napiciem się powiedział coś w stylu 'To na jedną nóżkę, panowie' i prawie zalał sobie bluzkę. Liam i James, podobnie jak Chase nie zareagowali w żaden sposób na smak alkoholu. Davies wrzucił pustą butelkę do kosza na śmieci i poprawił kurtkę.
- To co? Jeszcze na drugą nóżkę? - podłapał tekst Hiltona.
- Kurwa, pytasz? - odpowiedział zadowolony Mac, a ja już bałem się, co wydarzy się dzisiejszego wieczoru.

*

- O kurwa.
- Ja pierdole, nie wierzę.
- W końcu, kurwa.
- Kurwa, no nareszcie.
Nie mogliśmy oderwać wzroku od Victora i Chasea, którzy się całowali. NIE MOGŁEM W TO UWIERZYĆ, OKEJ. W końcu coś w nich pękło. Siedzieli na pufie przy stoliku z dala od baru i obściskiwali się w najlepsze. W dodatku Chase bezwstydnie pchał mu ręce pod sukienkę. Ja i Mac byliśmy z nich dumni, a James i Liam byli w szoku. Cóż, tylko oni byli hetero z naszej paczki.
Mac złapał mnie w pasie i pochylił się do mojego ucha.
- Może powinniśmy pójść w ich ślady, niunia? - szepnął i posłał mi figlarny uśmiech. Był pijany w chuj i ja też.
- Chcesz iść potańczyć i się poprzytulać, tak? - przygryzłem dolną wargę.
- Może...
- Od kiedy jesteście razem? - naszą rozmowę przerwał głos Jamesa, który dziwnie się w nas wpatrywał. Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na Maca.
- W sumie... Chyba w marcu będzie rok?
- A nie w maju? - zmarszczyłem brwi. - Nie mam głowy do pamiętania dat. Ale czuję się, jakbyśmy znali się od małego.
- Rene rozumie mnie, jak nikt inny. - Mac posłał mi lekki uśmiech.
- Chciałbym zobaczyć was bez tych przebrań. - odparł nagle i oparł się ręką o blat baru. - Jakoś nie mogę uwierzyć, że mój Rene Beresford umawia się z tym młodym Hiltonem.
Mój Rene Beresford. Jak po tym wszystkim co mi zrobił mógł tak mnie nazywać?
Kumplowaliśmy się w szkole. Ja, Liam i James. Byliśmy praktycznie nierozłączni. Kiedy James dowiedział się o moim wyjeździe do Seattle zaczął odpierdalać. Przez mój wzrost i budowę, zaczął szydzić ze mnie i rozpowiadał całej szkole, że jestem pedałem. Bolało. Trzymałem się z nim bliżej, niż z Liamem. Widziałem, że starał się być miły i żałował, ale... Nie przeprosił mnie do tej pory.
- Może jakoś uda mi się wynająć jakiś hotel z pięterkiem dla tamtej dwójki na już, a my posiedzimy w salonie.
- Myślisz, że się ze sobą prześpią? - Liam uniósł wysoko brwi.
- Znając Chasea, to tak. - parsknął śmiechem. - Niby spokojny gość, a jednak... Cicha woda brzegi rwie.
- A ty skąd masz takie informacje, kochanie? - w moim głosie dało się usłyszeć nutkę zazdrości.
- To mój kumpel z pracy.
- Cillian to też twój kumpel z pracy, a jednak nie wiesz, jaki jest w łóżku.
- Bo Cillian się do ciebie przystawia, skarbie. - burknął niezadowolony.
- Myślałem, że już sobie kogoś znalazł. Taki śliczny chłopak z niego.
- Ej!
- No co? Przecież wiesz, że to prawda. - wzruszyłem ramionami. - I ma dobre serce... Jego druga połówka będzie czuć się, jak księżniczka. Albo książkę.
- Nie wiem, Rene. Masz w sobie coś takiego co przyciąga facetów... Nawet hetero. - stwierdził Liam. - Zrobiłeś się delikatniejszy?
- No, bo Hilton mnie rucha. - wzruszyłem ramionami. - Tak to już jest, kiedy się zakochasz... Pewne rzeczy przychodzą same.
- Miałem raczej na myśli twój wygląd. Sorry, Mac, ale trzeba przyznać, że twój chłopak jest atrakcyjny. - zaśmiał się.
- I to bardzo. - przyznał James.
- Moja była też na niego leci. Spoko. - westchnął Mac i objął mnie. - Całe szczęście moja niunia jest mi bardzo wierna i tylko moja.
- W końcu nie zareagowałeś zazdrością. Brawo, Hilton.
- Staram się. - zaśmiał się uroczo. - I jestem najebany w chuj.
- Poza tym Kelly jest z Michaelem. Będzie chciał się jej oświadczyć.
- Tak szybko?
- No wiesz, on jest dość stary. - wzruszyłem ramionami.
- Okej, to przenosimy imprezę do hotelu? - zapytał Mac, zmieniając temat.
- Spoko. - wzruszyłem ramionami.
- To pójdę zadzwonić do znajomego. Może coś nam ogarnie na szybko. - Hilton wstał, a Liam zrobił to samo.
- Pójdę z tobą. Zapalę sobie.
- Spoko. Niunia, zostań tutaj. Bądź grzeczny.
- Nie pierdol, tylko idź. - parsknąłem śmiechem.
Mac i Liam pokierował się w stronę palarni, która znajdowała się na zewnątrz. Ja i James zostaliśmy sami. Westchnąłem, bo zrobiło się dość niezręcznie.
- Postawić ci drinka? - zapytał nagle i usiadł na miejscu Maca.
- Tego z twojej kieszeni? - zażartowałem.
- Jak chcesz to chodź do kibla. - wzruszył ramionami.
- Okej. - zgodziłem się, mimo że Hilton kazał mi siedzieć na dupie. Wstaliśmy i pokierowaliśmy się do męskiej toalety. Akurat nie było kolejki, więc szybko wślizgnęliśmy się do jednej z kabin. Były małymi pomieszczeniami, dlatego nikt nie mógł usłyszeć o czym rozmawialiśmy. O dziwo było całkiem czysto, więc usiadłem na klapie od sedesu. James stanął na przeciwko mnie i odchrząknął. Zaczął rozpinać swoje spodnie, a ja uniosłem brwi. Do biodra miał przyczepioną setę. Parsknąłem na ten widok. To było całkiem zabawne.
- Trzeba być pomysłowy, żeby nie przepłacać. - odpowiedział na mój śmiech. Odkręcił butelkę i podał mi ją. Od razu zaczął zapinać swoje spodnie.
- No jasne. - wziąłem trzy duże łyki i znów skrzywiłem się czując niedobry smak. Oddałem mu alkohol, a on od razu się go napił.
- Rene w ogóle... Tęskniłem, wiesz? - oparł się o drzwi i spojrzał na mnie zamglonym spojrzeniem.
- Za wyzywaniem mnie od pedałów? - prychnąłem, patrząc mu w oczy.
- To było głupie. Byłem na ciebie wściekły za to, że wyjeżdżasz.
- Też nie byłem zadowolony z tego faktu. To nie była moja decyzja, tylko mojego ojca, który swoją drogą od nas spierdolił.
- Porobiło się trochę w twoim życiu? - zapytał i zmierzwił moje włosy dłonią.
- Mało powiedziane. - westchnąłem. - Może kiedyś ci opowiem, jeżeli nabiorę do ciebie zaufania.
- Rene... Na serio tego żałuję. Mogę cię przeprosić na kolanach jeżeli chcesz.
- Wierzę na słowo. - machnąłem ręką. - A tobie? Układa się?
- Cóż... Też nie było łatwo. Siostra miała nowotwór... złośliwy.
- Miała?
- Zmarła dwa miesiące temu. Rodzice są w rozsypce, a ja... Wszystko mi o niej przypomina, więc mam zamiar wyprowadzić się do Seattle. Chciałem zapytać do jakiej szkoły chodzisz i w ogóle... Chciałbym być znów z tobą w klasie. - wyznał i mocno zagryzł dolną wargę. Widziałem, że powstrzymywał płacz.
- Wow... To... Sporo zmian. W sumie mamy wolny pokój w domu. Mogę zagadać z mamą, jeżeli jakoś mogę Ci ułatwić przeprowadzkę. - nie miałem pojęcia dlaczego to powiedziałem. Chciałem wywołać uśmiech na twarzy Jamesa i się udało.
- Serio?
- Tak. - wzruszyłem ramionami.
- Zawsze byłeś dla mnie taki dobry. Za dobry...
- Zawsze staram się pomagać ludziom w potrzebie. To tyle. Przez to ja i Mac jesteśmy razem... Tak w sumie zakochał się we mnie, bo nie leciałem na jego hajs i takie tam.
- Nie dziwię mu się. - uśmiechnął się lekko. - Chce zobaczyć cie bez makijażu. - sięgnął do mojej twarzy dłonią i przejechał palcem po mojej dolnej powiece, próbując zmyć czarną kredkę. - Nie schodzi.
- Chyba tylko Victor wie jak to zmyć. - zaśmiałem się. - Poza tym... James.
- No?
- Czy ty na mnie lecisz?



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top