Rozdział 94

Victor odwiózł mnie do naszego apartamentu. Nie pokłóciłem się z Hiltonem, ale byłem zły. Wściekły. Miał przede mną kolejne sekrety. Z jakąś dziwką. I nie chciał mi o tym powiedzieć. Wyglądało to jednoznacznie. Bzykali się, jak chuj. Byłem pewien.
Miałem ochotę wyskoczyć przez okno, ale nie samochodu, tylko naszego apartamentu. Czułem się skrzywdzony. Chyba nic dziwnego. Każdy by się tak czuł, gdyby był świadkiem jednoznacznej sytuacji.
I cóż... Nie wiedziałem co zrobić. Otworzyłem wino i nalałem sobie cały kieliszek, a Victor przyniósł mi lody czekoladowe.
W skrócie przytulałem się do bestii, piłem wino, objadałem się lodami i oglądałem jakieś romanse. Chciało mi się płakać. Komu by się nie chciało. Nie byłem pewien tego co między nami było. Wątpliwości znów zaczęły mnie męczyć, a ja... Zwyczajnie już nie miałem siły.
Związek z Hiltonem to była najlepsza rzecz jaka spotkała mnie w życiu i czułem, że całe moje szczęście może zostać mi zabrane przez kogoś innego.
Przez jebaną dziwkę Roxanne.
Miałem ochotę rozjebać jej nos, żeby musiała znów robić sobie operacje plastyczną. Czemu wszystkie kurwy na tym jebanym świecie chciały odebrać mi Maca? On był mój i tyle. Nikt nie miał prawa go tknąć.
Położyłem się do łóżka o pierwszej w nocy, oglądałem tiktoki do drugiej, a o trzeciej usnąłem. Mac Hilton nie wrócił. Domyślałem się co właśnie robił. Zapewne jebał się z tą dziwką. Każdy ma swoje słabości, a ja... Popłakałem się. Tuliłem śpiąca Bestię i płakałem. Najgorsze scenariusze przychodziły mi do głowy. Napisałem mu dziesiątki, jak nie setki wiadomości. Nie odpisywał. Nie odbierał. Zero kontaktu.
Strasznie zgłupiałem i zasnąłem przez ból głowy i naprawdę duże zmęczeniem.
No i przez dwie butelki wina.

*

Było mi gorąco w chuj. Tak gorąco, że aż chciało mi się rzygać. Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą niebieskie tło. Zmarszczyłem brwi, bo nie rozumiałem co do cholery się dzieje.
- Victor? - odsunąłem się i otworzyłem szeroko oczy, widząc Hiltona tulącego się do mnie, jak małe dziecko.
- Co?
- Myślałem, że to Victor.
- Dlaczego Victor miałby spać z tobą w jednym łóżku.
- Bo wolałeś jebać dziwkę Roxanne.
- Co?
Westchnąłem ciężko. Mimo że to było dziwne, to naprawdę nie spodziewałem się Hiltona obok mnie. Byłem pewien, że rano wpadnie na chwilę powiedzieć, że zabiera rzeczy i od teraz będzie rżnąć Roxanne i wszystkie laski, które wskoczą mu do łóżka.
Może nie byłem tego pewien, ale zdecydowanie dramatyzowałem.
Wczoraj nie myślałem trzeźwo. Przecież Hilton kochał mnie najmocniej na tym jebanym świecie, jak mógłby mnie skrzywdzić w tak podły sposób.
Pacnąłem się w głowę i schowałem twarz w dłoniach. Naprawdę miałem dość tego wyjazdu. Miałem dość Roxanne. Miałem dość, że wszystko wokół chciało nas rozdzielić.
A my chcieliśmy tylko miłości.
- Rene, co jest? - Hilton usiadł obok mnie, od razu przekraczając moją przestrzeń osobistą. Był tak blisko, że praktycznie na mnie wszedł. Czułem jego erekcję na swoim udzie.
- Przepraszam... To przez wczoraj.
- Przez Roxanne?
- Tak, przez tę kurwę. Powiedziała coś... To wyglądało jakbyś mnie zdradzał.
- Nigdy bym cię nie zdradził.
- Wiem...
- Dlatego wczoraj wypiłeś te dwie butelki wina?
- No...
- I wypłakałeś trzy opakowania chusteczek?
- Może...
- Rene. Pierdolę to. Kiedy wrócimy do Seattle, zabieram cię do psychologa. Załatwię ci zwolnienie ze szkoły i zdalne nauczanie. Musisz odpocząć. Jesteś... Zmęczył ci się mózg od tego wszystkiego.
- Przesadzasz, Mac.
- Boisz się, że cię zostawię, bo zostawił cię twój ojciec. Wiem, jak to działa. Trochę mówili o tym na... Terapii.
- Cieszę się, że się leczysz, Mac.
- Nie zmieniaj tematu.
- Goń się. I idź się umyć, bo śmierdzisz.
- Wczoraj zostałem dłużej na planie, żebyśmy mieli dzisiaj cały dzień tylko dla siebie. Myślę, że przyda ci się odrobinę relaksu.
- Twój smród mnie nie relaksuje.
- Ale mój kutas to potrafi... - szepnął mi do ucha i polizał je.
Moja buzia zrobiła się cała czerwona. Mac chyba nigdy nie rzucił do mnie tak sprośnym żartem. Był zboczony i kochał seks, ale teraz przeszedł samego siebie.
- M-mac... Muszę wziąć kąpiel. - powiedziałem cicho. - Więc... Masz zakaz dotykania mnie, dopóki się nie umyje.
- Rene, o czym ty mówisz. Jesteś dla mnie czyściutki i pachnący.
- Idź zrobić nam kąpiel.
- Nam?
- Nie nastawiaj się na nic. Nie mam siły. Nie spałem przez ciebie pół nocy.
- Przepraszam.
- Nie odbierałeś. I wysłałem ci milion esemesów.
- Telefon mi padł. Niunia... Nie złość się.
- To powiedz mi o czym mówiła ta dziwka. O czym miała mi nie mówić? - spojrzałem mu w oczy. Zacisnąłem dłonie na pościeli. Znów zrobiło się między nami poważnie.
- Rene... Nic takiego. Miała cię nie denerwować. Sam widziałeś jaką jest osobą. - westchnął i pogłaskał mnie po ramieniu.
- Nie kłam.
- Rene... Odpuść.
- Nie. Powiedz.
- Nie chce, żebyś znienawidził świata jeszcze bardziej. Nie każ mi tego robić. Tym razem po prostu odpuść i mi zaufaj.
Chciało mi się płakać. Nie miałem pojęcia skąd Mac wiedział, jaki mam stosunek do wszystkiego co ostatnio nas otacza. Miałem wrażenie, że wszyscy nas atakują i on wiedział doskonale co czuję. To wszystko robił tylko dlatego, bo bardzo się o mnie troszczył. Dlatego był tak podejrzany. Dlatego kazał mi iść do psychologa. Dlatego mnie tu zabrał.
Położyłem głowę na jego ramieniu i zamknąłem oczy.
- Kocham cię, Mac... Pośpimy jeszcze? - powiedziałem już spokojnie, zmęczony głosem. Hilton nie mylił się nawet przez chwilę co do mojego stanu. Może próbowałem znosić ciężar problemów, które ciągle rosły i rosły, ale on doskonale wiedział, że nie tędy droga. Wystawił przede mnie znak z napisem 'RESET' i kazał mi przestać myśleć o czymkolwiek, zostawiając w głowie tylko to co najlepsze.
Nas.
- No jasne, że tak. - objął mnie mocno i przyciągnął do siebie. - A potem zrobię nam kąpiel w jacuzzi.
- A twój penis?
- Co?
- Stoi.
- Dam sobie radę. - parsknął śmiechem. - Odpocznij. - pocałował mnie w skroń.
- Przed chwilą chciałeś się kochać.
- Zawsze chce, ale... Jesteś zmęczony. Potem.
- Za godzinę. - ziewnąłem w jego szyję.
- Za godzinę cię ostro zerżnę, bo napalę się jeszcze bardziej, niż jestem napalony teraz.
- Mogę ci obciągnąć, Mac.
- Śpij. Zabawy będą potem.
- Kocham cię, Mac.
- A ja ciebie, Rene.
Oboje ułożyliśmy się wygodnie na łóżku. Tuliłem się do Hiltona całym sobą. Wdychałem jego zapach. Tak bardzo mnie uspokajał. Czułem się przy nim bezpiecznie, bo wiedziałem, że nie pozwoliłby nikomu mnie skrzywdzić. Mimo naszej ciężkiej przeszłości, walczyliśmy o siebie i teraz nie wyborażalismy sobie życia bez siebie. Mac Hilton był całym moim światem i nie wyobrażałem sobie życia bez niego.

*

Mieliśmy kochać się cały dzień, ale obudziliśmy się o siedemnastej i jedyne na co mieliśmy ochotę to jedzenie. Uznaliśmy, że jebiemy szkołę w poniedziałek i nigdzie nie idziemy, dlatego teraz spacerowaliśmy po mieście. Trzymaliśmy się za ręce, ale Hilton założył kaptur, aby nikt go nie poznał. W Hollywood ludzie prosili go o autografy, bo zdawali sobie sprawę, że to właśnie tam jest kręcony ten słynny serial o wampirach, w którym grał mój mężczyzna.
Bestią zajął się Victor, a Victorem zajął się Chase. Domyślaliśmy się, że między tą dwójką istnieje relacja związku, z którego nie zdają sobie sami sprawy, ale nie mieliśmy dowodów. To były bardziej nasze domysły, teorie spiskowe i kibicowanie im z całych sił, bo cholernie na siebie lecieli. Ale miło było się łudzić.
Trzymałem rękę Maca naprawdę mocno i opowiadałem mu o moich ulubionych pączkach, mimo że doskonale to wiedział. Słuchał i nawet na chwilę mi nie przerwał. Ciągle się uśmiechał, a kiedy chodnik robił się węższy i musieliśmy zbliżyć się do siebie, wykorzystywał okazję i przytulał mnie. W zasadzie nie pamiętam, kiedy ostatni raz było między nami tak... Romantycznie. Polubiłem Hollywood za to, że właśnie tu mogliśmy uciec od naszych problemów i cieszyć się swoją miłością. Mac Hilton był dla mnie ideałem. W mojej głowie zaczęły krążyć myśli, jak bardzo chciałbym spędzić z nim przyszłość, jako... Jego mąż.
Tak, kurwa marzyłem o tym, aby mi się oświadczył! Ale wiedziałem, że muszę jeszcze na to trochę poczekać.
Było już ciemno, a na ulicach zrobiło się naprawdę mało ludzi. Weszliśmy do knajpy z hamburgerami i zajęliśmy najbardziej intymny stolik jaki się dało, czyli taki z dala od obcych ludzi. Usiedliśmy obok siebie na chwilę, ale Hilton zaraz wstał. Wyciągnął z kieszeni portfel i spojrzał na mnie.
- Chcesz burgera z kurczakiem, tak?
- Tak i z frytkami.
- I colą.
- Tak, ale... Wiesz co. Może lepiej, żebym ja poszedł to zamówić. Wiesz o co chodzi... Jeszcze ktoś cię rozpozna i popsuje nam wieczór.
- Okej. - Mac bez gadania oddał mi portfel. - Potem musimy iść jeszcze do monopolowego po jakieś gumki.
- Gumki?
- Skończyły się.
- Już?
- Już.
- Okej. To kup zapas.
- Był zapas.
- To kup dwa zapasy.
- Okej.
Przygryzłem lekko dolną wargę i zaśmiałem się cicho. Mac spojrzał na mnie tym swoim seksownym spojrzeniem i usiadł przy stoliku. Już nic nie mówiłem i poszedłem do kasy z jego portfelem w ręku.
Stanąłem przed sprzedawcą i lekko uśmiechnąłem się do niego.
- Poproszę dwa te największe burgery. Jeden z kurczakiem, a drugi z wołowiną. I frytki do tego. Bardzo duże frytki. - złożyłem szybko zamówienie, ale o dziwo sprzedawca nic nie notował. Wbił we mnie swój zielony wzrok. Jego blond włosy były obcięte na wzór młodego DiCaprio. Jego nos był zgrabny, a buzia była pokryta uroczymi piegami. Coś ewidentnie mi nie pasowało, a wzrok sprzedawcy zaczął mnie krępować.
- No co?
- Rene?
Zmarszczyłem brwi i zrobiłem krok do tyłu. - A ty to kto?
- To ja! Twój kumpel z gimnazjum! Liam!
- Co do cholery?!
- To ja Liam! - sprzedawca przeszedł przez blat, otwierając jego górną część i szybko do mnie podszedł. Rzucił mi się na szyję i mocno mnie przytulił.
- To ty do cholery?! Jak ty schudłeś! Nie poznałem cię! - ucieszyłem się i to bardzo. Też mocno go przytuliłem.
- Trochę ćwiczyłem... Dla Rose... No wiesz... - zawstydził się lekko i odsunął się ode mnie. - Rene, wyglądasz rewelacyjnie. - spojrzał na mnie z góry do dołu.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się szczerze. - Ale... Co ty tu robisz?
- Kumpel brata otworzył tu knajpę i zgodził się mnie zatrudnić. Zawsze chciałem przeprowadzić się do Hollywood. A ty, Rene? Co tu robisz?
- Cóż, ja... Jestem tu z moją drugą połówką. Na weekend. - podrapałem się po karku i odwróciłem wzrok. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Wow... Myślałem, że twoja miłość do Harriet będzie wieczna. - zaśmiał się.
- Ah, nie... No co ty. To tylko gówniarskie zauroczenie. Teraz jestem w bardzo poważnym związku.
- Bardzo?
- Bardzo, bardzo.
- A więc chcesz się jej oświadczyć?
- Cóż... Jakby...
- Muszę ją poznać! Jest tu z tobą? Ah, wiem! To dla niej ten burger z kurczakiem! Idę do kucharza i przekaże zamówienie! Wróć do stolika, a ja zaraz tam będę!
- Nie fatyguj się...
- Idź, idź! Zaraz wracam z pysznymi burgerami! - Liam odwrócił się do mnie plecami i ruszył biegiem na zaplecze knajpy. A ja cóż... Byłem w dupie. Wróciłem do stolika bardzo szybko i złapałem Maca za rękaw.
- Mac, wychodzimy. - powiedziałem stanowczo.
- Co? - zmarszczył brwi i podniósł na mnie wzrok, który wcześniej wbił w telefon.
- Sytuacja alarmowa. Spierdalamy. Już.
- Bo?
- Mój przyjaciel z gimnazjum zaraz nam przyniesie do stolika burgery, bo bardzo chce poznać moją dziewczynę.
- Ale ty nie masz... Aaa, więc to tak, niuniu.
- Tak, Mac. Mój przyjaciel połączył fakty i teraz myśli, że chce się oświadczyć mojej drugiej połówce i to dla niej jest ten burger z kurczakiem!
- Cóż, wiele się nie pomylił. Role są odwrócone.
- Ale przecież nie jestem babą!
- Ale ci wkładam, więc w sumie... Można tak o tobie powiedzieć. Wyluzuj, kicia i siadaj. - Mac zaczął się śmiać.
ALE MI DO ŚMIECHU NIE BYŁO. Hilton w końcu był sławny. To było logiczne, że Liam go znał, jako osobistość. Nikt z jego fanów nie mógł dowiedzieć się, że spotyka się z drugim facetem.
Ale było już za późno.
Nie dość, że Liam już gnał w naszą stronę z dwoma burgerami, to Hilton zdjął kaptur ze swojej głowy. Trzasnąłem się w głowę i zakryłem oczy. Nie mogłem na to patrzeć.
- Rene, jestem z burgerami. To na koszt firmy. Gdzie siedzi twoja dziewczyna... Oh... A ty to... Mac Hilton?! - wrzasnął.
- Siema! Jestem chłopakiem Rene! Miło cię poznać, Liam! - powiedział dość głośno i wstał, aby uścisnąć jego dłoń.
- Rene, o co chodzi?! - wrzasnął. - Mogę twój autograf?! Moja mama cię uwielbia! Ja też! I mój tata! Wszyscy! - Liam się zapowietrzył.
- Okej. - Mac wzruszył ramionami. - A ten burger z kurczakiem to dla Rene. Zdecydowanie woli kurczaka od wołowiny.
- Czyli... Czyli... - Liam znów się zaciął. Zdjąłem dłoń ze swojej buzi i spojrzałem na niego zrezygnowany.
- Tak, Liam. Mac Hilton to mój facet. I tak, Liam, jestem tym na dole.
- A więc dlatego kurczak!
- Nie wiedziałem, że to jest jakaś różnica!
- Dziewczyny zawsze biorą kurczaka! Zaobserwowałem to!
- Rene, jest o wiele lepszy od wszystkich dziewczyn, z którymi byłem. - dodał Hilton i mnie objął. - Może wyskoczymy jutro na jakąś kawę? Dopiero wieczorem mamy samolot do Seatlle.
- Tak! Bardzo chętnie! Mam tyle do powiedzenia! - podskoczył w miejscu. - A te burgery na koszt firmy!
Popatrzyłem na Hiltona. Myślałem, że go udusze. Chyba gorzej nie dało się załatwić tej sprawy. Myślałem, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Liam się szczerzył, Mac macał mnie pod stołem, a ja umierałem z zażenowania.
Pięknie.

---

Hejooo!

Lecimy z fabułą 😘😎

Mam nadzieję, że się wam podobałoooo

Liam to taki pocieszny gość, nie?

Do nexta!

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top