Rozdział 80
Nie poszliśmy na kolację. I ja i Mac byliśmy za bardzo roztrzęsieni całą sytuacją, aby robić cokolwiek innego, niż leżeć i się przytulać.
Całe szczęście Hilton kochał mnie, jak idiota i na stacji benzynowej kupił chyba z dziesięć paczek moich ulubionych żelek i nie głodowaliśmy. Znalazła się też paczka czipsów i kilka rogalików, więc nie było źle. Na jedną noc wystarczająco.
Wszyscy wygłupiali się na korytarzach, a ja i Hilton cóż... Zamulaliśmy. Było mi dziwnie, bo dopiero co się pogodziliśmy, a słowa mojego ojca, o których powiedział mi Mac, przytłoczyły mnie tak bardzo, że nie potrafiłem cieszyć się tym moim idiotą. Byłem zamyślony i kompletnie nie skupiałem się na filmie, który Mac włączył na swoim laptopie. Wiedziałem, że to widział i wiedziałem, że się martwi, ale w tym momencie nawet nie potrafiłem udawać. Choć troszkę, aby nie było tak ponurej atmosfery.
Hitlon w pewnym momencie zrzucił mnie z siebie, bo leżałem na jego klacie, położył się na boku, objął mnie w pasie i zarzucił na mnie nogę, przy okazji zamykając laptopa.
- Wiem, że nie oglądasz... - powiedział w moją skórę na szyi i wtulił się we mnie, przymykając oczy.
- Oglądałem. - burknąłem cicho, co wcale nie zabrzmiało wiarygodnie. Pocałowałem go w czoło i oparłem głowę o jego głowę, przymykając oczy.
- Jasne. - mruknął, jak Bestia, kiedy jest niezadowolony.
- Przepraszam... Ale nie mogę skupić się na niczym innym, niż myśleniu, co z nami będzie. - westchnąłem i posmutniałem. Naprawdę wszystko było do dupy, a ja nie chciałem kończyć naszego związku. Miałem złe przeczucia i bałem się, że rzeczywiście się sprawdzą.
- Z nami będzie dobrze, Rene. Nie pozwolę na to, aby nasz związek się rozpadł. - Mac złapał mnie za udo i pogłaskał czule.
- My nie mamy na to zbyt dużego wpływu, Mac. - powiedziałem niezadowolony. Jego wyluzowanie mnie drażniło, a to że był bogaty nie oznaczało, że może wszystkim rządzić. W tym mną i zdaniem moich rodziców.
- Ja mam na to wpływ. Jestem dorosły, sam zarabiam, stać mnie na prawie wszystko...
- I nie skończyłeś szkoły. - wciąłem mu się w zdanie.
- Szczegół.
- Poza tym wiesz, że jeżeli moi rodzice coś powiedzą, to nie mogę się im sprzeciwiać. - mruknąłem niezadowolony i usiadłem, wyswobadzając się z jego objęć. Wszystko mnie denerwowało, on też. Nic nie było tak łatwe, jak mówił. Chyba po raz pierwszy tak czułem przy Macu Hiltonie. Że jest trudno, nie łatwo.
- Dopóki masz szesnaście lat. - Mac nie chciał mnie puścić. Objął mnie w pasie, nadal leżąc i wtulił się w dół moich pleców. - Jak już będziesz pełnoletni, wyprowadzimy się do mieszkania. Nie będą mieli nic do gadania. Musimy przemęczyć się tylko rok. - również usiadł, natychmiast mnie obejmując. - Nie przejmuj się tak tym. Jeszcze możemy się cieszyć sobą codziennie. Nie marnujmy tego. - pocałował mnie w ucho, a jego wargi natychmiast przeniosły się na moją szyję.
Zrobiłem się lekko czerwony, kiedy jego dłoń powędrowała na znacznie intymniejszą część mojego uda. Nie miałem ochoty uprawiać seksu, kiedy było mi tak przykro. Rozumiałem, że Mac miał potrzeby, był w końcu młodym i niewyżytym kundlem, w dodatku starszym ode mnie. Może jeszcze nie rozumiałem kilku spraw, może okres kiedy człowiek ma ochotę ruchać się jak króliki dwadzieścia cztery na dobę, był jeszcze przede mną, albo nie miałem go doświadczyć nigdy...
I chuj.
Nie chciałem, aby mój mężczyzna był nieusatysfakcjonowany, ale przypomniałem sobie, to co mówił Chris. Jeżeli czegoś nie chciałem, Mac nie miał prawa tego na mnie wymuszać. Mogłem być zafochaną księżniczką, a Hilton musiał to uszanować. I się mnie słuchać.
Halo, to ja byłem tym na dole, to ja robiłem za babę w tym związku i to ja powinienem mieć super przywileje, bo to mnie bolało podczas seksu.
Więc... Mac raz na jakiś czas powinien robić to co chcę. A przynajmniej tak wnioskowałem i chciałem, aby tak było.
- Mac, czekaj. - powiedziałem lekko nerwowo, ale bardzo cicho i mało asertywnie, aby Hilton posłuchał.
- Tak, skarbie? - powiedział w moją skórę nie przestając jej całować. Nagle mocno naparł na mnie ciałem, a jego ręka znalazła się na moim kroczu. Otworzyłem szerzej oczy, bo to co robił, mimo że było delikatne w ogóle nie sprawiało mi przyjemności. Nie byłem w nastroju. Nie po takiej wiadomości.
- Mac, ja nie chcę. - powiedziałem szybko i położyłem dłonie na jego ramionach, odsuwając go od siebie. Hilton spojrzał mi pytająco w oczy i zmarszczył brwi.
- Co? - zapytał zdezorientowany.
- Nie chcę. Zejdź. - odwróciłem twarz w drugą stronę. Nie miałem pojęcia dlaczego odmowa wywołała we mnie tak duże emocje, ale moje dłonie zaczęły lekko drżeć. Zrobiłem się mocno zestresowany i jedną rzeczą, której teraz potrzebowałem to ewakuować się, jak najszybciej z tego pokoju. Sam.
- Niunia, ale dlaczego? - nie wykonał żadnego z moich poleceń, ale też nie posunął się dalej. - Będę delikatny... Obiecuję. Nigdy więcej nie potraktuję cię, tak jak... Tak jak wtedy. - odwrócił wzrok i przygryzł wargę. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale w mojej głowie powstała teoria, że Mac... Powie wszystko i złoży masę pustych obietnic, aby teraz mnie zaliczyć.
- Zejdź. - powiedziałem trochę głośniej i bardziej nerwowo.
Mac bez słowa ze mnie zszedł, siadając obok. Delikatnie ujął moją dłoń, ale ja wyrwałem mu się i wstałem z łóżka. Po prostu wyszedłem z pokoju. Nie rozumiałem tego co robię i dlaczego to robię, ale musiałem po prostu zobaczyć się z Chrisem. Wiedziałem, że on... Wszystko mi wytłumaczy. Potrzebowałem wsparcia, ciepłego objęcia, aby ktoś mnie uspokoił i po raz kolejny nie mógł być to Mac.
Sam nie rozumiałem siebie, ale nie mogłem kontrolować swoich emocji. Po prostu wybuchły, zestresowałem się obecnością mojego chłopaka i musiałem uciec.
W pokoju obok znalazłem się momentalnie. Miałem farta, bo Chris był sam i akurat wychodził z łazienki po prysznicu. Miał na biodrach tylko ręcznik, ale to nie przeszkadzało mi w tym, aby mocno się do niego przytulić.
- Chris... - zamknąłem oczy i momentalnie się uspokoiłem. Wiedziałem, że Chris nie da mnie skrzywdzić. Dodatkowo uspokajał mnie fakt, że był przyjacielem Maca, wiedział o nim wszystko, również to, jak go uspokoić, kiedy odpierdalał, jako skutek uboczny po narkotykach.
Chyba. Sam do końca nie byłem już tego pewien, czy to były narkotyki, czy jego prawdziwa twarz.
- Czy Mac coś...
- Nie. - przerwałem jego wypowiedź i zamknąłem mocno oczy. - Nie mogłem... Ja nie rozumiem. Nie mogłem po prostu z nim być w jednym pokoju. - mocno zacisnąłem oczy. Już po chwili poczułem dłonie na swoich łopatkach. Przytulił mnie do siebie. Odetchnąłem z ulgą, po prostu nagle zrobiło mi się lżej. Staliśmy w ciszy dłuższą chwilę. Serce dalej biło mi szybko, ale powoli zwalniało do normalnego tempa.
- Co się stało? - zapytał cicho. Powoli odsunąłem się od niego i usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Zachowywałem się, jak nieszczęśliwie zakochana i skrzywdzona nastolatka z amerykańskich filmów.
Nieszczęśliwie zakochana i skrzywdzona. Zajebiście.
- Jestem debilem. - powiedziałem szybko i złapałem się za włosy, patrząc mu w oczy. - Nic się nie stało, a ja... Odtrąciłem go.
- Tak po prostu? - usiadł obok mnie i spojrzał mi w oczy, ale tylko na chwilę, bo zaraz znów przeniosłem spojrzenie na dywan.
- Zaczął się do mnie dobierać i... Kazałem mu przestać. Posłuchał, ale mimo to... Ja się wystraszyłem. Albo zdenerwowałem. Kurwa! Nie wiem co to za jebane uczucie! Mam tego dość, Chris! - rozkleiłem się, jak baba. Ostatnio zachowywałem się pipowato, ale to dlatego, że Mac mi wkładał. Normalna kolej rzeczy. Przynajmniej tak wynikało z moich obserwacji.
Chris zagryzł na chwilę wargę i podrapał się po głowie, intensywnie o czymś myśląc.
- Czyli po prostu źle się czułeś w jego towarzystwie? Tak jakbyś się bał? - zapytał spokojnie, ciągle na mnie patrząc.
- Nie wiem... Chyba tak. Musiałem po prosty wyjść. Poczułem stres i zdenerwowanie. Nigdy tak nie miałem. Nie przy Macu.
- Kurwa. - mruknął. - Wiesz, nie jestem psychologiem, ale... To wygląda dość niepokojąco. - podrapał się po głowie i westchnął ciężko.
- Jakby psuło się między nami. Kocham go i nie chce zakańczać naszego związku. Jest dla mnie wszystkim. - podkuliłem nogi do klatki piersiowej i położyłem na kolanach brodę. - W dodatku ta kłótnia... O ile to jest kłótnia, to moja wina. Zawsze to Mac był tym, który odpierdalał. Ja tylko raz, jak sprzedawca ogórków chciał, abym zrobił mu loda, ale przecież i tak odmówiłem, więc debil złościł się na mnie nie wiadomo dlaczego. - schowałem twarz w spodniach. - Ale jestem do dupy. - i zaczęła się faza użalania nad sobą.
- Nie jesteś, Rene. Gdyby był wobec ciebie w porządku nie reagowałbyś tak. Wiem, że go kochasz, ale jego zachowanie źle na ciebie wpłynęło. - westchnął i zarzucił mi rękę na ramię. - Może powiedz mu to...
- Mam mu powiedzieć, że chyba... Że chyba się go boję? Przecież złamię Hiltonowe serduszko. Nie chcę tego. Wytrzymam. Jestem pewien, że to pierwsza i ostatnia taka sytuacja. W dodatku mam się wyprowadzić i są marne szanse, że nasz związek się utrzyma i...
- Masz się przeprowadzić? - przerwał mi i zmarszczył brwi. No tak. Zapomniałem powiedzieć mu o najważniejszej kwestii, która w dużej mierze przyczyniła się do mojego obecnego nastroju. Brawo Rene brawo.
- Tak... Właściwie dowiedziałem się od Maca. - spojrzałem mu smutno w oczy i westchnąłem. - Akurat teraz kiedy w szkole zaczęło się układać i ją polubiłem... I znalazłem przyjaciół. - uśmiechnąłem się smutno i westchnąłem. Czułem się do dupy. Zdecydowanie do dupy. Nie chciałem kończyć mojego dotychczasowego życia. Wszystko zaczęło się w nim układać. W miarę... Ale było lepiej, niż wcześniej i to doceniałem. Nie licząc mojego związku i rodziny, oczywiście, bo w tych kwestiach nie było kolorowo. I to właśnie one psuły moje szczęście.
Nieszczera akceptacja ojca, poronienie mamy i... Agresja Maca.
---
Jest rozdział hehe
Taka mała przerwa w nauce, bo czemu nie hehehe ^^
Miłego dzionka, kluseczki <33
UpoŚledzik Flo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top