Rozdział 68

Poszedłem do szkoły bez książek, w bluzie Hiltona i wczorajszych spodniach, a bieliznę... Byłem bez bielizny, a mój chłopak był z tego powodu dziwnie pobudzony i zadowolony, jakby to miało coś zmienić. Nie miałem zamiaru dać mu się macać w szkole. Cieszył się, ale niepotrzebnie.
Za to ja byłem cholernie przygnębiony. Kto by nie był po takiej sytuacji. Po odrzuceniu przez rodzica. Mimo że nie miałem z tatą najlepszego kontaktu, jego reakcja bardzo mnie zabolała. Chciałem akceptacji. Żądałem jej od niego. Chciałem. Bardzo chciałem.... On jednak był przeciwny mojej miłości. I to bardzo mnie przygnębiało. Bałem się, że wymyśli coś złego. Że będę musiał zerwać z Hiltonem i nie będziemy mogli się spotykać. A ja go kochałem i nie wyobrażałem sobie życia bez tego idioty.
Jeszcze rok temu go nienawidziłem, dzisiaj był dla mnie całym światem.
Totalnie całym. Do takiego stopnia, że sprzeciwiłem się ojcu, któremu normalnie ciężko było się sprzeciwić.
Byłem totalnie pojebany. Ale taka była miłość. Bezwzględna. Po prostu ogłupiała człowieka, a mnie ogłupiła, aż za bardzo.
Siedzieliśmy na lekcji. Na jakiś tam warsztatach dla młodzieży tak dokładniej. O alkoholu, imprezach i seksie na raz. Cieszyłem się, że akurat wypadły tego dnia. Mogłem na spokojnie pomyśleć i nie dostać przy ty jedynki. Hilton, jak zwykle narobił dużo szumu i brał czynny udział w tych zajęciach. Opowiadał o swoich przeżyciach i doświadczeniach... Podbojach. Niby pytał o radę, ale ja doskonale wiedziałem, że chciał się pochwalić, jaki z niego ogier. Ewentualnie wzbudzić we mnie zazdrość. Poświęcałem mu tego dnia mało uwagi, a Mac był atencjuszem. Szczególnie, jeżeli chodziło o mnie.
Laski z naszej klasy robiły do niego maślane oczy, a on się z tego cieszył. W obecnej sytuacji postanowiłem mieć na to wyjebane. Ale tylko trochę. Miałem za dużo zmartwień, a idiota Mac Hilton mi tylko ich dokładał. Wiedziałem, że nie chciał zrobić nic złego, dlatego się nie złościłem. No może troszkę. W końcu był mój i żadna zdzira nie miała prawa tak na niego patrzeć. Żadna, kurwa.
Siedziałem na ławce z tyłu, patrzyłem jak Hilton się wydurniał z resztą klasy i obczajałem mu tyłek od czasu do czasu. Nie miałem pojęcia co zrobić z tatą. Bałem się wrócić do domu. Chciałem z nim pogadać, ale myśl o tej rozmowie mnie przerażała. Byłem w czarnej dupie, a Mac bawił się świetnie. Nie mogłem mu tego zabronić, ale jakąś pomocą bym nie pogardził. Szczególnie od niego, bo właściwe siedzieliśmy w tym razem. Tylko ja bardziej.
Martwiłem się. Bałem się. Ale Mac Hilton o mnie nie zapomniał. Kiedy wykładowca tłumaczył, jak dokładnie używać prezerwatyw, Mac spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Przygryzłem wargę, bo to było bardzo seksowne. On cały wyglądał tego dnia dziwnie seksownie. Tak, jakby... Lśnił. Tak. Jakby ktoś wypucował mu buźkę do połysku. Może ja i moje usta?
W każdym razie wyglądał seksownie i bardzo mi to pasowało. Czułem się dziwnie i miałem huśtawki nastrojów.  Z jednej strony miałem ochotę popatrzeć na błyszczącego Hiltona, a z drugiej zamartwiałem się sprawą z tatą. Zachowywałem się jak baba podczas okresu? Całkiem możliwe, choć właściwie do końca nie wiem, jak zachowują się baby podczas okresu. Baby, nie kobiety, zaznaczam. Wstrętne babiska rodem ropuchy Olsen.
Zadzwonił dzwonek. Natychmiast wstałem, biorąc swój plecak i ruszyłem do wyjścia z sali. Nie czekałem na Maca, bo on bawił się świetnie z wykładowcami, a ja chciałem po prostu coś zjeść.
Zszedłem schodami na dół, kierując się do stołówki. Myślałem, że ludzie mnie staranują. Chodzenie bez Maca po szkole było dla mnie dziwną odmianą i tak dużo osób nie zwracało na mnie uwagi, jak podczas szwędania się z nim.
Stanąłem w trzymetrowej kolejce do sklepiku w stołówce. Wyciągnąłem z plecaka portfel i zacząłem przeliczać pieniądze. Tak swoją drogą już dawno go nie używałem. W końcu płacił za mnie Hilton. Już miałem przeglądać pączuśki za ladą, kiedy poczułem na biodrze dłoń. Tylko jedna osoba miała tak silny uścisk i tak długie palce. Hilton oczywiście.
- Nie przy ludziach, idioto. - mruknąłem bez cienia emocji i straciłem jego rękę.
- Jesteś dzisiaj dla mnie chłodny, Rene. I mnie olewasz. Powiesz mi co się stało?
- Powinieneś wiedzieć. W końcu sam wczoraj byłeś przy tej sytuacji. - warknąłem trochę ostrzej. Tak, jak mówiłem, miałem wahania nastroju. I teraz naszedł mnie ten zły nastrój.
- Jesteś zły? - stanął przede mną i zmarszczył brwi. Spojrzałem na niego, a zaraz po tym z powrotem na pączki.
- Nie jestem. - wywróciłem oczami.
- Jasne. - mruknął niezadowolony, krzywiąc się. - Co ci kupić?
- Ja sobie kupię.
- A teraz powtórz, że nie jesteś zły.
- Jeżeli ktoś kogoś olewa, to ty mnie. - no i się zaczęło. Nasza mini kłótnia o nic.
- Przejdziemy się? - zmienił nagle temat i spojrzał gdzieś w bok.
- Za pięć minut kończy się przerwa i zaczynają się warsztaty. - powiedziałem, a mój ton zabrzmiał troszkę... Chamsko. Nawet bardzo chamsko. I chłodno. Spojrzałem na niego zwycięsko. Wygrałem tę kłótnie. A przynajmniej tak myślałem. Hilton skrzyżował ręce na klacie i uśmiechnął się łobuzersko, przez co wyglądał w chuj seksownie.
- Mam w to wyjebane. - powiedział głośno. Tak głośno, że kilka osób się na niego obejrzało. Uniosłem brwi i bez słowa ruszyłem w stronę wyjścia ze stołówki. Zaskoczył mnie. Skoro chciał gadać to okej. Zgodziłem się. On ruszył za mną. Bez słowa udaliśmy się na korytarz sali gimnastycznej i wyszliśmy przez okno, przez które wychodziliśmy zawsze. No... Dość często. Mimo wszystko podał mi rękę, kiedy zeskakiwałem na dół, a wcześniej nawet pomógł mi przez nie przejść. Nasza wędrówka nie była długa. Bo weszliśmy do samochodu Hiltona. Na tylnie siedzenia. Na szczęście miał przyciemniane szyby w samochodzie, bo gdyby ktoś nas zobaczył, to chyba bym się zajebał. Miałem już dosyć przypałów, i jeszcze ojciec... Było do dupy.
Mac spojrzał mi w oczy i położył mi dłoń na udzie, ale ja natychmiast ją zdjąłem. Nie miałem ochoty na żadne macanki. Nawet nie miałem ochoty na niego patrzeć. On westchnął ciężko i z impetem położył rękę na swoim udzie. Wkurwił się.
- Możemy się nie kłócić o byle gówno? - zapytał dość spokojnie, jak na stan, w którym się znajdował. Założyłem nogę na nogę i odwróciłem od niego wzrok.
- To ty mi wyjechałeś z jakimiś tekstami.
- Bo nie poczekałeś na mnie po lekcji.
- To muszę codziennie na ciebie czekać?! - uniosłem się i szybko na niego spojrzałem.
- Zawsze czekasz. - mruknął cicho. Zapadła cisza. Ja się uspokoiłem. On się uspokoił. I tak siedzieliśmy nic nie mówiąc z jakieś pięć minut. Byłem na niego zły za nic. To była prawda. A on na mnie, dlatego że ja byłem zły na niego. Wszystko było pojebane. Najwidoczniej to przez stres. Tak. To musiał być stres związany z tą całą sprawą z ojcem. Na pewno. Sto procent. Oj tak.
- Chodź tu. - odezwał się pierwszy. I te słowa miały wartość słowa ,,przepraszam". A to, że w trybie natychmiastowym teraźniejszym wkitrałem mu się na kolana było jak ,,przepraszam" z mojej strony.
Objąłem go za szyję i spojrzałem mu w oczy. On objął moje biodra. Jego uścisk był bardzo mocny. Myślałem, że zrobi mi siniaki. Najwidoczniej tak bardzo mnie kochał, że chciał mnie udusić z miłości.
Pocałowałem go czule w usta. W sumie to wyszło bardzo szybko. I krótko, bo potem mocno się w niego wtuliłem, chowając twarz w jego szyi.
- Hilton, ty debilu... - mruknąłem cicho i przymknąłem oczy, bo zrobiło mi się ciepło i bardzo miło.
- Rene, kotku. - zaśmiał się i cmoknął mnie w policzek.
- Co mam zrobić? - zacząłem drapać go po karku.
- Z czym?
- Z tatą... I z nami... Ze wszystkim. - westchnąłem cicho i spiąłem się, bo ten temat bardzo mnie stresował. Naprawdę bardzo. Cholernie. Aż miałem ciary na plecach.
- Mniej wyjebane, kochanie. Twojemu tacie przejdzie i w końcu nas zaakceptuje. - powiedział trochę niepewnie, ale mimo to zabrzmiał bardzo przekonująco.
- Skąd wiesz? - odsunąłem się trochę, aby spojrzeć mu w oczy. - A jak zabroni nam się spotykać?
- Spokojnie. Nie będzie źle. Damy radę. W końcu mamy siebie. - uśmiechnął się do mnie czule. Wplątał dłoń w moje włosy i pogłaskał mnie czule. Zamruczałem, bo... Uwielbiałem kiedy to robił.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - wyszczerzył zęby. No i ja też się wyszczerzyłem.
Może Hilton był głupi, a raczej na pewno był głupi, ale przejrzał mnie na wylot. Wiedział, cholernik po prostu wiedział, jak mnie pocieszyć, gdzie są moje słabe punkty i jak w nie nie uderzać. Kochał mnie i doskonale o tym wiedziałem. Nie musiał nawet mi tego powtarzać, chociaż... W sumie to uwielbiałem. I chciałem, aby to mówił. Codziennie. I tylko mi.
Teraz to ja pogłaskałem czule jego włosy i cmoknąłem go w nosek. Był kochanym idiotą. Naprawdę kochanym, który był gotowy zrobić dla mnie wszystko, aby rozwiązać moje problemy.

Totalnie wszystko.

---

Heeejka, Robaczki Misiaczki! <33

Wiem rozdziału dawno nie było...
To wszystko wina miłości...
Czy czegoś tam...
Bo mnie taki amorek walnął z łuku...

W każdym razie już trochę się ogarnęłam i teraz rozdziały powinny pojawiać się częściej! <33

Ah ta miłość (o ile to miłość) ... Nie wiedziałam, że aż tak potrafi wpłynąć na człowieka xD

W każdym razie... Mam nadzieję, że się spodobało! <33

Do nexta! <333

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top