Rozdział 67
Było... Niezręcznie?
Nie. To było coś bardziej w stylu zawstydzenia, ale jednak nie.
Mac wynajął nam pokój w hotelu i to właśnie tam mieliśmy spędzić noc. Nie mogliśmy jechać do domu Hiltona, bo był jego tata i Mac nie chciał, aby o mnie pytał. Nie byłem na niego za to zły. Już starczyło nam wrażeń z rodzicami. Chcieliśmy odpocząć od tego wszystkiego. Poza tym... Nie wymagałem od niego, aby przedstawiał mnie swojemu ojcu. Nie lubiłem go i Mac doskonale o tym wiedział. Chciałem nacieszyć się moim facetem, bo mimo że już od dwóch dni kilometry przestały nas dzielić ja nadal tęskniłem.
Poszedłem wziąć prysznic, jako pierwszy. Logiczne. Byłem cały w spermie i czułem się bardzo niekomfortowo. Ogoliłem się oczywiście, posmarowałem czekoladowym masłem, gdyby mój chłopak miał jeszcze ochotę na parę gorących pieszczot, i w seksownym szlafroczku, który dostaliśmy z hotelu, wyszedłem z łazienki. Ledwo co wyszedłem, ale wyszedłem. No cóż... Dupa mnie bolała i w sumie wszystko, ale jakoś dałem radę.
Mac siedział na łóżku. Były dwa pojedyncze i nadal nie rozumiałem dlaczego nie wziął pokoju z jednym małżeńskim. Może strzelił focha i nie chciał ze mną spać. Całą drogę powrotną milczeliśmy i jedne co ustaliliśmy to to, że idę myć się pierwszy. Więc może był obrażony. Chuj go wiedział. Mac Hilton miał gorsze humorki ode mnie, kiedy byłem w depresji.
Wzrok Hiltona był skupiony na smartfonie, na którym coś stukał. Chyba guglował. Chuj mnie to obchodziło, tak właściwie.
Oparłem się o ścianę i kusząco ugiąłem nogę w kolanie. Chciałem mu się po prostu podobać. Podobanie się Macowi było bardzo przyjemne. Naprawdę tego chciałem. Uwielbiałem jego wzrok, kiedy mnie pożądał. To była zdecydowanie jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w moim życiu.
Nie zauważył, że wróciłem, dlatego głośno odchrząknąłem i zacząłem rozmowę.
- Mac... - mruknąłem cicho i skrzyżowałem ręce na piersi. On natychmiast na mnie spojrzał. I obczaił mnie. Cholernie objechał mi uda i na chwilę się na nich zawiesił.
- Tak, skarbie? - odpowiedział natychmiast, a jego ton był bardzo poważny. Jak nie jego. Mac Hilton chyba zaczął dorastać i to bardzo mnie przerażało. Bo mimo że nienawidziłem, kiedy mi dokuczał, to te jego żarciki były nieodłączną częścią jego, którą mocno kochałem.
- Możesz już iść.
- Ah, jasne... - podrapał się po karku. - Rene przepraszam. - wypalił nagle. Nie wiedziałem o co mu chodziło, bo wyjechał z tym totalnie z dupy. Nic nie zrobił. Nie byłem zły. Może chodziło mu o te dwie godzinki milczenia między nami? Albo to, że... Kurwa.
- Za co? - zmarszczyłem brwi. Mac wstał i podszedł do mnie powoli. Stanął przede mną, ale nie nawet mnie nie dotknąć, choć odnosiłem wrażenie, że chciał. Spojrzał w bok, a potem w moje oczy.
- Teraz nie możesz zaprzeczyć, że zjebałem.
- Nadal nie rozumiem o co ci chodzi. - uśmiechnąłem się do niego i bardzo zadowolony zarzuciłem mu ręce na kark, przysuwając się do niego znacznie.
- No wiesz... - złapał mnie delikatnie za biodra. - Nie byłem zbyt delikatny. Nie wiedziałem, że tak bardzo mi odbije na twoim punkcie. Ześwirowałem i nie mogłem się powstrzymać. - zaczął nawijać i odwrócił ode mnie wzrok, patrząc gdzieś za mnie. Moje spojrzenie nadal było wbite głęboko w jego oczy. Zmarszczyłem brwi. Nie przypuszczałem, że chodziło mu o to.
- Myślałem, że... Zrobiłeś to specjalnie.
- Specjalnie? - uniósł brwi i spojrzał mi w oczy, a jego głos stał się głośniejszy. - Jak to specjalnie?
- Mac, robisz sobie jaja?
- Ja? - chyba nigdy nie byłem w takiej sytuacji z Hiltonem. Po raz pierwszy nie mogliśmy się... Dogadać? Zrozumieć? W każdym razie to było dziwne. Bardzo dziwne. Patrzyłem na niego, jak na idiotę, a on na mnie, jak na jeszcze większego idiotę.
Rozchyliłem wargi z zamiarem odezwania się, ale nie wiedziałem co powiedzieć. Poczułem się bardzo zażenowany. Było mi trochę przykro, bo ton Maca był trochę nieprzyjemny. W każdym razie nigdy nie mówił do mnie w taki sposób. Odsunąłem się od niego trochę i zdjąłem dłonie z jego karku, odwracając od niego wzrok. Ale on nie dał mi się odsunąć, nadal mocno obejmując moje biodra.
- Powiedz tylko, czy jesteś zły. - powiedział teraz bardzo łagodnie.
- Oczywiście, że nie, Mac. Jak mógłbym być zły... - spojrzałem mu w oczy. Mój głos też był łagodny. Nie rozumiałem go. Mac zdecydowanie za bardzo się obwiniał. Nie powinien. Był dla mnie cudownym mężczyzną. Szybko przy mnie dojrzał i rozumiał moje uczucia. Przede wszystkim je szanował. Był dla mnie ideałem. Dzięki niemu byłem szczęśliwy i nie potrafiłbym go obwiniać za... Namiętność.
- Przepraszam. Nie gadajmy o tym. Nie chce się kłócić. - powiedział pół szeptem, i odgarnął moje mokre włosy do tyłu. Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się do niego. On odwzajemnił gest i pocałował mnie czule w nosek. Bardzo czule. Myślałem, że się rozpuszczę.
- Wskakuj do łóżka, a ja zaraz wracam.
- Pewnie. - mruknąłem cicho. Stanąłem na palcach i pocałowałem go krótko w usta. On przymknął oczy i uśmiechnął się zaraz po tym.
- Będę się spieszyć. - puścił mnie niechętnie, a jego usta ułożyły się w seksownym uśmiechu. Złapał się pod bok i bardzo zadowolony zaczął się we mnie wpatrywać.
- Na to liczę. - przygryzłem dolną wargę i wyminąłem go, kierując się do łóżka. Mac odwrócił się za mną i ścisnął mi pośladek, na co jęknąłem cicho i bardzo zaskoczony odwróciłem się do niego. On zdążył wycofać się i już szedł w stronę łazienki. Mac Hilton był...
- Idiota.
Tak, idiotą. Ale idiotą, którego mocno kochałem.
Odwrócił się do mnie przez ramię i puścił mi oczko, zaraz po tym wchodząc do łazienki. Był najseksowniejszą istotą na ziemii. W całym wszechświecie, kurwa.
I miał zajebiste pośladki.
Wskoczyłem do łóżka i rozłożyłem się na nim wygodnie. Pozostało mi tylko poczekać na idiotę, a potem... Właściwie to on decydował o tym, co miało nastąpić potem. Nie potrafiłbym mu odmówić czegokolwiek. Byłem w nim zakochany. Bardzo zakochany. I to utrudniało jakąkolwiek stanowczość.
Wziąłem jego telefon do ręki, bo w sumie leżał obok i naciskając środkowy przycisk, odblokowałem go. Tak, Mac zrobił mój odcisk palca na swoim telefonie i miałem do niego ciągły dostęp. Zacząłem przeglądać jego galerię. Była tam masa naszych zdjęć. Uśmiechnąłem się, kiedy zobaczyłem serie zdjęć, na których spałem, a Mac mnie całował. Nie miałem pojęcia, że troszczy się o mnie nawet, kiedy tego nie potrzebuję. Chociaż w nocy czasem zimno i... I w ogóle.
Zrobiłem mu spam na telefonie i zmieniłem tapetę z mopsa na moje zdjęcie. Seksowne zdjęcie.
Zadowolony z siebie zacząłem przeglądać jego Instagrama. Potem snapa. Facebooka. Wszystko po kolei. Jednak moja zabawa nie trwała długo, bo Mac to szybki chłopak był i po siedmiu minutach wyszedł z łazienki. Uśmiechnąłem się na jego widok i natychmiast odłożyłem jego telefon na szafkę stojącą obok łóżka. Hilton był w samych bokserkach. Mokre włosy odgarnął do tyłu i podszedł do mnie szybko.
- Zmieścimy się? - zapytał, wciskając się obok mnie materac.
- Gdybyś tyle nie żarł, Hilton... - zaśmiałem się i natychmiast wtuliłem się w niego, kiedy leżał już obok. On objął mnie, kładąc dłoń na moim pośladku i czule pocałował mnie w skroń, kompletnie ignorując moją przycinkę.
- Rene... Jak myślisz, twój tata jest na mnie zły? - zapytał cicho, gładząc mój tyłeczek.
- Nie wiem, skarbie. - to wydało mi się kochane, że martwił się moimi problemami. Bo to były moje problemy. Nie jego.
- Wiesz, nie chce, abyście się przeze mnie kłócili. Wiem, że rodzina jest dla ciebie ważna i widzę, że to cię przytłacza. - mówił cicho i spokojnie. Westchnąłem, bo miał rację. Miał cholerną rację i... Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Pogładziłem jego brzuch, a zaraz po tym mocniej się do niego przytuliłem. Był moim skarbem. Tylko moim.
- Mac, jeżeli o to ci chodzi, to... Ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Wolałbym wyprowadzić się z domu, niż zrezygnować z naszego związku. Nigdy w nikim się nie... Nie zakochałem. Jesteś pierwszy. - mówiłem, jak trochę niedorobiony idiota, ale byłem zakochanym idiotą, więc miałem usprawiedliwienie.
- Jesteś słodki, Rene. - Mac znowu pocałował mnie w czoło i mocniej do siebie przyciągnął. Myślałem, że flaki wyjdą mi nosem, no ale jednak jakoś przeżyłem. Hilton zamachowiec.
- Mówię prawdę, Mac. Czuje się, ja ciota, bo takie wyznania... Są głupie. - przymknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. - Zamówimy pizzę?
- A jaką? - moja zmiana tematu była bardzo taktyczna i udana, bo Mac naprawdę przestał drążyć. Zamiast tego wziął telefon do ręki i zaczął wybierać numer, prawdopodobnie do pizzeri.
- Pepperoni. Z podwójnym serem. - zacząłem gładzić jego udo w dość intymnym miejscu.
- Już się robi. - przyłożył telefon do ucha i zaczął wyczekiwać na odpowiedź po drugiej stronie słuchawki.
Czy to nie był skarb?
To był prawdziwy skarb. Cholerny. Uszczelniał mnie, jak nikt. Robił wszystko, co chciałem. Spełniał każdą moją zachciankę. To był skarb. Wielki, w prawdzie trochę ograniczony skarb w moim małym świecie.
Naprawdę kochałem Maca Hiltona i nie miałem zamiaru z niego rezygnować z powodu taty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top