Rozdział 64
Obudziło mnie przyjemne całowanie w szyję i zimna dłoń dobierająca się do moich dolnych partii ciała. Uśmiechnąłem się i odchyliłem nogę w bok, chcąc aby ta dłoń nie przerwała swoich odważnych wędrówek. Mój oddech zadrżał, kiedy jej palce mocno zacisnęły się na moim udzie, a moje powieki gwałtownie się uniosły.
Była... Piąta rano?
Mac Hilton najwidoczniej miał ochotę na więcej, bo już praktycznie na mnie leżał i mruczał seksownie. Chyba robił to nieświadomie, a raczej na pewno. Był taki... Z jednej strony uroczy, ale bardzo niegrzeczny. To chyba najlepsze określenie dla Hiltona z obecnego stanu rzeczy.
- M-mac... Co ty tak z rana? - położyłem dłonie na plecach mojego mężczyzny, si, mężczyzny, obejmując go czule.
- Jeszcze raz, Rene.
Robiliśmy to... Długo. Bardzo długo i namiętnie. To była najlepsza noc mojego życia. Nie mogłem zaprzeczyć. Byłem cały w spermie, cały spocony, śmierdzący i wszystko mnie bolało. Ale byłem szczęśliwy. Nikt nigdy nie sprawił mi tyle przyjemności, co Mac.
No, ale granice istniały. Granice mojej wytrzymałości, oczywiście.
- To... Boli mnie, Mac. - powiedziałem cicho. On natychmiast znieruchomiał, zaprzestając jakichkolwiek pieszczot. Uniósł się i spojrzał w moje oczy. Nawet w takich roztrzepanych włosach wyglądał, jak ósmy cud świata.
- Bardzo? - zmartwił się. Miałem wrażenie, że jego źrenice się zmniejszyły. Ale to było tylko wrażenie. A może powiększyły?
- No trochę. A musimy iść jeszcze dzisiaj do szkoły. - położyłem dłoń na jego policzku i pogłaskałem go czule. - Gdyby to był weekend to...
- Pierdolona szkoła. - przerwał mi, strzelając focha, jak dziecko. Spojrzał gdzieś w bok i naburmuszył się, a jego policzki stały się lekko czerwone.
- Zawsze mamy czas po szkole, Hilton. - moja dłoń zjechała na jego ramię. Zacząłem je delikatnie gładzić. Przygryzłem wargę, bo myśl, że po szkole mogliśmy znów przeżyć kilka namiętnych chwil była... Bardzo rozgrzewająca.
- Jasne... - mruknął. - Przepraszam. - znów spojrzał mi w oczy i zrobił minę, niczym zbity kundel. Nie miałem pojęcia o co mu chodziło. Przecież było tak cudownie.
- Co? - zmarszczyłem brwi.
- Nic nie spierdoliłem?
- Spierdolić, to ja zaraz spierdolę ciebie z tego łóżka. - pokręciłem głową. On uśmiechnął się do mnie w naprawdę słodki sposób, po czym cmoknął mnie w usta i położył głowę na mojej klacie.
- Ja pierdolę, ale ja cię mocno kocham, Rene. - wymruczał głośno. Położyłem dłonie na jego plecach i zacząłem powoli go gładzić. Oczekiwał odpowiedzi? Na pewno. Tyle, że ja nie byłem gotowy mu jej dać.
- Mac, zrobisz mi kąpiel? - zmieniłem zwinnie temat. Bardzo zwinnie, bo po chwili Mac zapomniał o tym... O czym chciał pogadać. Omijałem niewygodne tematy. To było logiczne. Chociaż czy temat naszej miłości, a raczej mojego wyznania był niewygodny?
- Jasne. - uśmiechnął się szeroko, szczerząc swoje zęby. Bardzo ostre zęby, byłem o tym doskonale przekonany.
- Śniadanie też możesz zrobić. Nie pogardzę naleśnikami, Hilton. - wsunąłem palce w jego włosy, które swoją drogą były trochę posklejane od potu. No cóż. Życie to nie film. Oboje wyglądaliśmy jak gówna po gorącym seksie.
Nie obrzydzało mnie to. Mac był cały mój i całego go kochałem. Nieważne, czy śmierdział, czy nie. To nazywała się prawdziwa miłość.
- A przyjdziesz do mnie po szkole? Będę mieć wolny dom. - złapał za moje udo i pogładził je czule. - Posiedzimy w jacuzzi... - ułożył usta w dziubek i spojrzał na mnie bardzo... Dogłębnie.
Uśmiechnąłem się delikatnie i musnąłem niegrzeczne wargi mojego mężczyzny. Mac był kochany. Zachowywał się, jak dziecko i śmierdział, ale nie potrafiłem mu odmówić.
- Musisz zagadać z moją mamą. - powiedziałem cicho, a mój głos zabrzmiał bardzo łagodnie.
- Jasne. Wezmę szybki prysznic i zajmę się wszystkim. - zamruczał i teraz to on mnie pocałował. Przymknął oczy i uśmiechnął się, a ja aż się zaśmiałem. Mac Hilton był seksowną bestią, a jednocześnie najbardziej słodką istotą na ziemii.
- I ogól się, Hilton. Trochę drapiesz.
- Goliłem się wczoraj.
- To nie moja wina, że ci włosy tak szybko rosną. - zaśmiałem się i potarłem nasze nosy o siebie.
- To nie moja wina, że lubisz gładkich chłopczyków, kochanie. - a teraz dziabnął mnie w nos, na co jęknąłem z zaskoczenia.
- Nie powiedziałem, że nie lubię, kiedy drapiesz, mój delikatny chłopczyku. - to była prawda. Kiedy Mac Hilton miał lekki zarost i mnie całował zawsze mnie drapał. Ale bardzo mnie to nakręcało. Podniecało. Cokolwiek. Uwielbiałem to. Mac był bardziej dorosłym facetem, niż nastolatkiem i zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie spodziewałem się, że to może być tak bardzo pociągające. Totalnie leciałem na Maca Hiltona i nic nie potrafiłem zrobić faktem, że uwielbiałem kiedy miał zarost i mnie całował. Plus wyglądał bardzo seksownie w zaroście.
- Więc czemu mam się golić?
- Bo jutro rano twoja broda będzie za długa, kotku. - moje usta ułożyły się w dziubek. - A co za dużo... To nie seksownie i nieprzyjemnie. - tak. Długość zarostu Hiltona musiała być określona. Nie za duży. Po prostu drobny. On chyba nie załapał, bo zmarszczyłem brwi i spojrzał na mnie w pytająco. Ja zacząłem się śmiać. Czemu Hilton robił się z minuty na minutę coraz słodszy?
Zarzuciłem mu ręce na kark i zamykając oczy, pocałowałem go bardzo czule.
- Idź już, Mac, bo spóźnimy się do szkoły.
*
Czy Mac Hilton się zmienił?
Ciągle się do mnie uśmiechał. Gryzł wargę. Był bardziej nieśmiały. Traktował mnie delikatniej, niż zazwyczaj. Pokazywał, że to co zaszło między nami było dla niego ważne. Bardzo ważne. Sam stał się poważny. Nie wiem czy wolałem starego Maca Hiltona, który cisnął ze wszystkiego, co się ruszało, czy obecnego, który był dojrzały. O ile można dojrzeć w jedną noc... Po seksie z jakimś przykurczem metr sześćdziesiąt cztery, który ma wieczny problem z włosami, oraz duże i ciągle rosnące kompleksy.
Kontynuując, Mac naprawdę zachowywał się inaczej. Nie był taki wygadany. Ciągle na mnie patrzył. Był... Dziwny, a jednocześnie bardzo słodki. Nie rozumiałem dlaczego tak na mnie reagował. Rano było wszystko w porządku, w szkole zaczęło mu odbijać. Ale... Ale on naprawdę był słodki. I chyba czytał mi w myślach, bo kiedy gadałem z Mery o Chrisie na przerwie, Mac przyniósł mi ze sklepiku kanapkę z kurczakiem, na którą miałem ochotę. I soczek. Mój ulubiony, pomarańczowy soczek. Z lodówki oczywiście. Nie wtrącał się do rozmowy, tylko grzecznie usiadł pod salą i zaczął udawać, że gra na telefonie. W rzeczywistości patrzył na mnie. Obserwował? Nie miałem pojęcia. W każdym razie jego zachowanie było bardzo kochane. Cały on.
Ale zacząłem się niepokoić. Nagła zmiana Maca na takiego aniołka była podejrzana. I to bardzo. Musiałem z nim pogadać, bo mimo wszystko się martwiłem. Może znów wymyślił sobie te swoje historie i w nie wierzył. A może chciał odpokutować za mój bolący tyłek? Szczerze nie było tak źle, znośnie, a ból przechodził dziwnie szybko, może ewentualnie się do niego przyzwyczaiłem. Jakoś mi nie wadził. Bardziej bolało mnie gardło.
Gardło mnie napierdalało w chuj.
Była ostatnia lekcja. Zleciała dość szybko. Kiedy zadzwonił dzwonek natychmiast wstałem i zacząłem się pakować. Zrobiłem to pierwszy i jako że siedziałem od okna, musiałem poczekać, aż Mac skończy się pakować. Jego ruchy były wolniejsze, niż zazwyczaj. Sam Mac wydawał się bardziej zamyślony. Był zmęczony? Nie miałem pojęcia. Wiedziałem tylko tyle, że musimy pogadać.
Oparłem się plecami o parapet i zacząłem wpatrywać w mojego chłopaka. On spojrzał na mnie, kiedy zapinał plecak i jego reakcja... Zaskoczył mnie. Uśmiechnął się trochę nieśmiało i przygryzł wargę w seksowny sposób. Jego policzki stały się troszkę czerwone, a jego dłonie nerwowo zacisnęły się na plecaku.
- Co jest? - uniosłem brwi. Nie miałem pojęcia co się dzieje, a bardzo się martwiłem. Aczkolwiek... Taki Mac całkiem mi pasował. Był słodki. Uwielbiałem wszystko, co słodkie.
- Nic. - odpowiedział powoli. - Chyba muszę do łazienki. - dodał szybko. Mówił dość... Dziwnie? Bardzo dziwnie. Ale zrozumiałem o co mu chodzi, kiedy znowu przygryzł wargę. Idiota był napalony i chyba nie wiedział, jak mi o tym powiedzieć.
- Iść z tobą, czy poczekać w...
- Tak. - przerwał mi wypowiedź, mówiąc szybko. Przez chwilę patrzyłem na niego, a potem uśmiechnąłem się szeroko, zaraz po tym gryząc wargę. Nie dotykaliśmy się cały dzień. Nawet jednym palcem. Tylko nogami pod ławką, ale to się nie liczyło, mimo że było przyjemne. Mac odchrząknął i zarzucił plecak na swoje ramię. Spojrzał na mnie i uśmiechając się seksownie puścił mi oczko. Ugięły się pode mną nogi, bo to był najbardziej seksowny widok, jaki widziałem w życiu. On zaśmiał się pod nosem i ruszył w stronę wyjścia z sali. A ja za nim oczywiście. Kibel był zaraz obok, dlatego droga minęła szybko. I przyjemnie, bo mogłem popatrzeć sobie na tyłeczek Maca.
Weszliśmy do środka razem. Toaleta była jednoosobowa, dlatego nie musieliśmy martwić się o prywatność, której było tam w opór. Mac oczywiście przepuścił mnie w drzwiach, dlatego wszedłem pierwszy.
On zamknął szybko drzwi i jeszcze szybciej podszedł do mnie. Nie zdążyłem nic powiedzieć, a on złapał mnie za biodra i mocno do siebie przyciągnął. Nie pocałował mnie. Znaczy pocałował. Bardzo krótko, ale mocno. Zamknął oczy i przytulił się do mnie. Byłem zaskoczony. Mac był idiotą, ale teraz przeszedł samego siebie. Znaczy... Po prostu dziwnie się zachowywał.
Objąłem go powoli i pocałowałem w policzek. Złapałem go za tył głowy i przycisnąłem delikatnie do siebie. Coś się działo i musiałem dowiedzieć się co. Nie mogłem patrzeć, jak mój chłopak... Ma okres?
- Co jest, Mac? Odkąd przyszliśmy do szkoły dziwnie się zachowujesz. - powiedziałem cicho do jego ucha, zaraz po tym je całując. On mruknął cicho i tylko mocniej się we mnie wtulił.
- Jestem zły.
- Ah, jesteś zły. Na co?
- Na siebie. Nie, właściwie to nie do końca. Ale jednak tak. - Mac Hilton był skomplikowany. W chuj. Nie zrozumiałem nic z tego, co próbował mi powiedzieć. Chyba nie dziwne. No i nadal się martwiłem.
- Boli cię? - zapytał nagle i kompletnie wybił mnie z rytmu tego dnia chyba po raz enty. - Czujesz się niekomfortowo?
- W chuj. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Ale jeszcze bardziej ty mnie denerwujesz. Było cudownie, Mac. Zrozum to w końcu. W każdym razie to, jak czuje się teraz jest warte takiej ceny. - mówiłem spokojnie. Mac odsunął się ode mnie trochę. Nadal mnie nie puszczał, ale spojrzał mi w oczy. Martwił się. Bardzo się martwił. Nie miał o co, bo nie czułem się psychicznie źle. Wręcz przeciwnie. Byłem cały w skowronkach i innych ptaszkach. Mój pierwszy raz był tym wymarzonym. Przeżyłem go z ukochaną osobą i tylko to się liczyło. Nieważne w jaki sposób uprawialiśmy seks... Po prostu było niesamowicie. I ten fakt nie docierał do małego móżdżka Maca Hiltona.
- Jeżeli coś robię źle, to mi powiedz. Tracę przy tobie zmysły. Boje się, że cię skrzywdzę. - położył dłoń na moim policzku i pogładził go czule. Rozpływałem się. Rozpływałem. Rozpływałem.
- Wszystko, co mi robisz jest cudowne. - wtuliłem się w jego dłoń i przymknąłem oczy. - Rób mi tego więcej, Mac. - tym razem Mac Hilton załapał, aż za dobrze. Jego policzki stały się lekko rumiane, a jego usta rozchyliły się. Swoje spojrzenie pokierował prosto w moje oczy, a jego dłoń mocniej zacisnęła się na moim biodrze.
To źle, że chciałem swojego i tylko swojego chłopaka, tak bardzo, że prosiłem go o to, aby robił mi takie rzeczy?
- Mały idiota. - głos Maca zadrżał. A ja się uśmiechnąłem. Złapał mnie za tył głowy i czule pocałował w czoło. - Nie mów takich rzeczy, bo nie wytrzymam. - wyszeptał.
- Nikt nie każe ci się pilnować, Hilton. - mruknąłem i stając na palcach ugryzłem go w nos. On jęknął zaskoczony, a po chwili zamruczał głośno, składając bardzo słodkiego buziaka na moich ustach.
- Powiedz mi to w łóżku, kochanie. - położył dłonie na moich pośladkach i ścisnął je delikatnie. Zamruczałem z przyjemności. Dotykał mnie mój chłopak. Jak to mogłoby nie być przyjemne?
- Myślisz, że tego nie zrobię? Jeszcze sam cię do niego zaciągnę. Ale to po obiadku, bo masz zaproszenie od mamy.
---
W następnym rozdziale będzie się działo 😂♥️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top