Rozdział 30

Siedzieliśmy u Maca w pokoju, na tym zajebiście miękkim dywanie, przytulając się do siebie. Kupił nam po piwie, tak jak chciałem. On swoje wypił dość szybko, a ja nadal męczyłem się ze swoim.
Kiedy odstawiliśmy Logana do domu, rodzice nie protestowali, abym wyszedł. Wręcz przeciwnie. Pożyczyli mi miłej zabawy i nawet dali trochę kasy. Byłem na nich zły i było mi przykro. Właściwie nie chciało mi się z nimi gadać, dlatego szybko się ulotniłem.
Zdjąłem z siebie spodnie i siedziałem w samej koszulce. Po pierwsze było mi za ciepło, a po drugie chciałem zadowolić Maca. W końcu zrobił dla mnie tyle, że czułem, że nie odwdzięczę mu się do końca życia. W każdym razie miział mnie i dotykał gdzie chciał. A ja tylko siedziałem, wtulając się głową w jego ramię i trochę biernie uczestnicząc w tych pieszczotach. Ale trochę nie miałem humoru. Trochę bardzo. Ale nie potrafiłem odmówić Hiltonowi. Bo był moim kochanym idiotą, a świadomość, że mnie pożądał była bardzo przyjemna.
Ale Mac ślepy nie był. Widział, że coś się działo. Bo starał się mnie ciągle zagadywać. A ja odpowiadałem mu na wszystko mruczeniem. W prawdzie nawet nie słuchałem. Dopiero, kiedy pierdolnął coś naprawdę głupiego.
- Zrobisz mi króliczkowy striptiz?
- O czym ty pierdolisz?
- Nie słuchałeś mnie, Rene. - burknął z wyrzutem, jak obrażone dziecko. Uśmiechnąłem się do niego głupio, bo to, co powiedział naprawdę było idiotyczne. W stylu Hiltona.
- Przepraszam. - westchnąłem. A moja dłoń wylądowała na jego udzie. Musiałem go jakoś udobruchać. Wściekły Hilton był straszny. I przeklinał. - Po prostu trochę...
- Wiem. - uciął mi w połowie zdania i pochylił się do mnie, kompletnie ignorując to, że go miziałem. - Nie myśl o tym. Teraz jesteśmy tylko my. - uśmiechnął się do mnie delikatnie i zaczesał moje włosy do tyłu.
- To trudne. - przymknąłem oczy i wtuliłem się w jego dłoń, która zjechała na mój policzek.
- Sugerujesz mi, że jestem nudny? - zaczął się śmiać jak idiota.
- Sam to powiedziałeś! - uśmiechnąłem się, po chwili też cicho się śmiejąc.
- Potrzebujesz odpoczynku. - złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. - Masz tak dużo problemów, a tak mało lat.
- Właśnie, kurwa, Hilton. Ty stara dupo. Jesteś starszy ode mnie o dwa lata! - dostałem dziwnego olśnienia i przypływu ekscytacji. Przecież starszy chłopak to było coś zajebistego! Mógł bronić mnie jak lew i opiekować się mną. Zajmować wszystkim i... Stop. Przecież Mac Hilton był jak dziecko. I to prędzej ja się nim opiekowałem. Przegryw.
- A no tak... - pacnął się ręką w łepetynę. - Przecież przyszedłeś do szkoły wcześniej o rok.
- A ty nie zdałeś. - ułożyłem swoje usta w literę o. - A byłem pewien, że mamy tyle samo lat. Ale mi się posrało. - zachwyciłem się. Dość łatwo. W sumie to było pociągające w Hiltonie, że był starszy. No kręciło mnie to.
- Mi też. - uśmiechnął się głupio. - Czyli moje maleństwo jest mniejsze i bardziej bezbronne, niż myślałem. - mówił dziwnie poważnie. A ja myślałem, że się zesikam. Mój chłopak naprawdę był idiotą, a jego rozkminy, wręcz urzekały moje serduszko.
- Nie takie bez...
- To znaczy, że muszę opiekować się tobą dwa razy bardziej! - przerwał mi, mówiąc to naprawdę poważnie. A ja zacząłem z niego cisnąć. Bo naprawdę był idiotą. I rozśmieszał mnie na każdym kroku. I to nieświadomie!
- Jesteś idiotą. - zacząłem się śmiać. Właściwe to śmiałem się ciągle. Bez przerwy. Bo czułem się przy nim cudownie. I nawet w sumie beztrosko.
Przełożyłem przez niego nogę i usiadłem mu na biodrach. On uśmiechnął się zadowolony. I to bardzo. Aż mu się uszy zatrzęsły. A raczej ręce, które wylądowały tak na moich plecach. Dość nisko. Tak pół plecy, pół pośladki. Żeby nie mówić pół dupa.
- To... Mówiłeś, że masz jacuzzi w domu. - spojrzałem mu w oczy i zagryzłem wargę.
- A no mam. - zamruczał jak kot, a jego niebieskiego tęczówki zalśniły.
- To... Idziemy? - zarzuciłem mu dłonie na ramiona i przysunąłem się do niego, unosząc trochę swoje biodra.
- No nie wiem. - delikatnie uderzył mnie w pośladek. Jęknąłem cicho, ale nie dałem wybić się z rytmu. - Musisz mnie jakoś przekonać.
- Samo to, że będę nagi powinno być przekonujące. - wplątałem dłoń w jego ciemne włosy i pociągnąłem za nie.
- Będziesz nago?!
- No, raczej. Chyba nie założę na dupę worka.

***

Siedziałem w jacuzzi i czekałem na tego głupka, który po tym, jak zobaczył mnie nago, tak się zawstydził, że stwierdził, że musi iść po czipsy. Nie miałem pojęcia po cholere mu były czipsy, ale nie wnikałem. Zbytnio mnie to nie interesowało. Widziałem oczywiście, że była to tylko wymówka, aby się ulotnić. Nigdy bym nie przypuszczał, że Hilton może być tak tchórzliwą pchłą. Ale był. I nic nie mogłem z tym zrobić.
No i zostawił mnie samego. A ja siedziałem z zamkniętymi oczami, oparty o taką fajną ściankę. Hilton miał wypasiony dom. Taki nowoczesny i w ogóle. W każdym razie moi rodzice przez całe życie by tyle nie zarobili, aby pozwolić sobie na coś takiego. Ale na jacuzzi w domku, może ojca bym naciągnął. Może. Jakieś pięć procent szans na powodzenie planu. Czyli praktycznie żadne.
Było mi tak dobrze, że wcale nie miałem ochoty wychodzić. Była pierwsza w nocy, a ja czułem się jak król. A zazwyczaj o tej godzinie spałem dupą do góry.
Gryzłem wargę i wzdychalem co chwila. Te bąbelki robiły swoje. Oj tak... W dodatku było mi tak cieplutko. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko Hiltona i tych jego czipsów.
- Mac! Idziesz czy ja mam się po ciebie przejść?! - krzyknąłem, a mój głos zabrzmiał trochę strasznie. No zdenerwował mnie. Nie było go dobre dziesięć minut, a ja go potrzebowałem. Zresztą... Co on robił z tymi czipsami, że go tyle nie było?
Jak na zawołanie usłyszałem jego kroki. Dość szybkie.
- Idę! Idę! - powiedział donośnie i podbiegł do mnie. Położył na wodzie niewielką deseczkę, na której stała miseczka z czipsami i dwa kieliszki z szampanem. Sam Hilton, nadal ubrany w gacie Hilton, usiadł na brzegu jacuzzi i spuścił jedną nogę do środka.
- Nie wchodzisz? - odwróciłem się do niego przodem i położyłem brode na jego udzie, wtulając się w nie, tak trochę. On położył dłoń na mojej głowie i zaczął mnie głaskać. Zamruczałem głośno, bo robił to zajebiście. Uwielbiałem go. Cholernie.
Mac zaśmiał się cicho pod nosem i zagryzł wargę. - Zawstydzasz mnie... - powiedział bardzo cicho, patrząc w dół. Na jego policzki wstąpił rumieniec. I był to najsłodszy widok na całym świecie.
- Chodź, skarbie. - pocałowałem go w udo i znów zanurzyłem ciało pod taflę wody. - Nie będę patrzeć. - sam zagryzłem wargę. Mac był przystojny. I bardzo słodki. Poczułem coś dziwnego. Bardzo. Strasznie mnie rozpieszczał. Pokazywał jak mu zależy. Dbał o mnie. Robił wszystko na co miałem ochotę. Facet marzeń. Serduszko zabiło mi szybciej, kiedy usiadł obok mnie. Pragnąłem go dotknąć. Bardzo. Więc od razu się do niego przytuliłem. On objął mnie i pocałował w skroń. Zamknąłem oczy i powąchałem go. A on drugą dłonią zaczął głaskać moją nogę pod wodą. Myślałem, że odlecę.
- Mac... - westchnąłem cały w skowronkach. - Tak mi z tobą dobrze, że nawet sobie nie wyobrażasz.
- Mi z tobą lepiej. - pocałował mnie w policzek. - Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś dla mnie ważny. - powiedział do mojego ucha. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Bo jego głos był seksowny. Cholernie!
- Ty dla mnie też. - spojrzałem w jego oczy. - Gdybyś dzisiaj nie...
- Sshh... - położył palec na moich ustach. - Zrobiłem to, bo... Rene. - zaczął dość poważnie i złapał mnie za policzek. Spojrzał głęboko w moje oczy i uśmiechnął się. Bardzo słodko.
- Tak? - pogłaskałem jego tors i również się uśmiechałem.
- Miałem poczekać do jutra, do randki, ale nie wytrzymam. - zagryzł wargę i znów się zawstydził.
- Wal. Biorę to na klatę. - zaśmiałem się.
- Okey... - wziął głęboki wdech. - To... Nie wiem od czego zacząć. - mówił jak jakiś niedoupośledz. O ile takie coś istnieje. Był bardzo zdenerwowany. Trochę drżał. Trochę bardzo. Ciągle się rumienił. Był słodki. Ale nie chciałem, aby czuł się źle.
Przymknąłem oczy i powoli załączyłem całe usta. On momentalnie się rozluźnił i zamruczał głośno. Jak jakich kot. Pocałowałem go. Krótko i delikatnie. Chciałem po prostu go trochę rozluźnić. Po moim ciele przeszedł dreszcz, a oddech załamał się. Szalałem na punkcie tego faceta. Samo to, że był obok dawało mi nieziemskią radość i przyjemność. W końcu byłem dla niego najważniejszy. I chciałem, aby zostało tak jak najdłużej.
Znów spojrzeliśmy sobie w oczy. Uśmiechnąłem się do niego czule i na popitkę, musnąłem jego nos.
- Nie denerwuj się tak. Wiesz, że nigdy cię nie zostawię.
-W-wiem. - pokiwał głową.
- Mów.
- Rene, ja... Ja czuję, że to nie jest tylko szczeniacka miłość. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą, jaką mam. Nikt nie jest mi bliższy. - złapał mnie za policzek i jeszcze bardziej się do mnie zbliżył. - Ja... Zakochałem się w tobie.
- C-co? - otworzyłem szerzej oczy.
- Kocham cię, Rene. - powiedział niemalże w moje usta. I znów mnie pocałował. A mi kopara opadła. Ni chuja, w życiu bym się nie spodziewał, że Hilton powie to, po tak krótkim czasie naszego związku. Byłem w szoku. W cholernym szoku. W końcu nie codziennie słyszy się takie wyznania. Nie wiedziałem, co zrobić. Narazie po porostu zacząłem się z nim całować. A po mojej głowie chodziła masa myśli. A głównie ta z różnymi rozwiązaniami tej sytuacji. Bo nie wiedziałem co zrobić. Nie miałem bladego pojęcia. Zszokował mnie, a potem zaczął całować. Bardzo w stylu Maca.
Był delikatny, jak zwykle, ale teraz tak inaczej. Po prostu czułem, jak każda część jego ciała krzyczy, że mnie kocha. A szczególnie głośno krzyczały usta, które dawały mi cudowną przyjemność. Były takie miękkie. A ich ruchy sprawiały, że motylki w moim brzuchu budziły się ze snu zimowego. O ile motylki się hibernują.
Hilton powoli się odsunął. Spojrzał w moje oczy, czekając aż odpowiem. No i kaplica. Bo ja nie miałem pojecia jak się zachować.
- Mac, j-ja nie wiem co powiedzieć. - spojrzałem gdzieś w dół. On zaśmiał się cicho i szepnął mi do ucha. - Nic nie mów. - musnął je wargami. - Zakochaj się we mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top