Rozdział 18

Dobrz... Przekonaliście mnie, Aniołki! ❣️
Dzisiaj jeszcze jeden, ostatni tak na maxa xD

***

Mac wrócił do mnie z kukurydzą w puszce, kiedy kończyłem ścierać ser do miseczki. Niby było znów normalnie... Ale jednak nie. Bo ten idiota rozpraszał mnie bardziej, niż powinien, czyli o wiele bardziej, niż zwykle. Nie potrafiłem przestać o nim myśleć. To co mówił było miłe, ale też zawstydzające. I totalnie zawróciło mi w głowie. Totalnie!
- Hej. - Hilton przywitał się jak gdyby nigdy nic i podszedł do mnie. Zaszedł mnie od tyłu i postawił zakupy tuż przede mną. - Żono... - dokończył, śmiejąc się cicho.
- No hej, mężuś. - zironizowałem, kręcąc głową.
- Widzę, że dobrze ci idzie. - stanął obok i potarł swoje ręce. Złapał się pod bok jak stara baba, tylko tak bardziej seksi i zaczął dokładnie mnie obserwować. - Ale mógłbyś tak trochę szybciej.
- Mam ci przypomnieć, jak tu przed chwilą ryczałeś, głupia pchło? - uniosłem brwi i spojrzałem na niego. Wmurowało go w podłogę. Centralnie, generalnie to ja wygrałem tę malutką bitewkę.
- Ej, nie patrz tak na mnie. - palnął. A ja nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
- Jak? - przekręciłem delikatnie głowę na prawą stronę. Taki odruch został mi z dzieciństwa. Zawsze, kiedy to robiłem mama wrzeszczała na cały dom, że jestem jej malutką dzidzią... Oj zły nawyk.
Mac uśmiechnął się do mnie dziwnie. Szit. Nie dziwnie, tylko dziwnie uwodzicielsko. I spojrzał na mnie tak jakby chciał mnie zjeść. A ja nie byłem pizzą. O nie.
- Ale idiota. - odwróciłem się od niego, czując, że robi mi się cieplej, przy okazji kręcąc głową. Wziąłem kukurydzę z szafki i podszedłem do zlewu. Odlałem z niej wodę, a Hilton... Jak Hilton.
- A może dzisiaj dasz mi odpowiedź, co? - niecierpliwy idiota, który zwalił na mnie całą odpowiedzialność.
- Spierdalaj. Może ty mi powiesz? - chciałem brzmieć groźnie, ale nie wyszło. Za to wyszło, że śmiałem się z niego dyskretnie, bo po chwili dostałem napadu śmiechu. No nie mogłem z nim wytrzymać. Bo to chodząca głupota była. Cyrk na nóżkach.
- Jutro. - przeciągnął się i wskoczył na blat. Zaczął bujać nogami, a ja podszedłem do niego i podałem mu miseczkę z kukurydzą.
- Syp. - posłałem mu przygłupi uśmiech. Czemu przygłupi? Bo tylko Mac Hilton potrafił go wywołać. Ja nawet go nie chciałem. Tego uśmiechu. Ale to posrane.
- Nie. - wyszczerzył się jak idiota, bo nim był oczywiście, po czym pstryknął mnie w nos.
- Ał... - skrzywiłem się. - Ty dupku. - byłem dziwnie spokojny, mimo że zazwyczaj doprowadzał mnie do szału i już powinien to zrobić dawno. - Zaraz cię tak strzelę, pacanie, że cię nawet bestia nie pozna.
- Zrobisz to jeszcze raz, Rene? - zapytał, a ja od razu skumałem o co mu chodziło.
- Nie. - odpowiedziałem, niemalże natychmiast i odwróciłem się od niego, w miarę możliwości i zacząłem zdobić naszą pizzę kukurydzą. W sumie to innymi składnikami też.
- Twoje usta są słodkie. - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Spierdalaj. Robię coś. - starałem się ukryć zawstydzenie, za ostrymi słowami.
- Wilgotne i cieplutkie. I strasznie miękkie takie... Delikatne. Zupełnie jak płatek róży. No i ślinisz się trochę, ale to takie miłe, że mógłbym dać ci się wylizać i wycałować. Calusieńki. - zaczął nawijać, a ja modliłem się, aby się nie załamać. Ewentualnie przeżyć ten szok zawstydzenia. Co. W sensie, że takie duże zawstydzenie. No chuj, Hilton był słodkim idiotą.
- Ty się tak ślinisz, że mi nadal policzek nie wyschnął. - dogryzłem, mimo że jego słowa były naprawdę miłe. Aż zrobiło mi się ciepło w moim wykończonym serduszku.
Hilton zaczął się śmiać i bujać na tym blacie, jak nienormalny, a ja w tym czasie szybko włożyłem pizzę do piekarnika. - Będzie gotowa za trzydzieści minut. - zakomunikowałem i spojrzałem na tego idiotę, który nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Możemy się na chwilę położyć. Chce się przytulić.
- To znajdź sobie laskę. - prychnąłem. - Ona dobrze cię przytuli.
- Po co mi laska? Przecież mam ciebie. - zeskoczył z blatu i złapał mnie za rękę. - Chcesz potem do basenu? Albo jacuzzi! - ucieszył się jak dziecko.
- Masz w domu jacuzzi? - uniosłem brwi. Naprawdę się zdziwiłem. Bo kto normalny ma takie rzeczy w domu w takim miejscu. O ile ma.
- Tak! Na dole. - ucieszył się jak dziecko. Naprawdę wyglądał jak dziecko. Bardzo słodkiego dziecko. Matko. Jak Logan.
- To wieczorem. - ziewnąłem i to teraz ja wskoczyłem na blat. Byłem dziwnie zmęczony tym wszystkim. Miałem ochotę położyć się do łóżka i iść spać.
- Zmęczony? - Hilton podszedł do mnie i oparł się o blat kładąc ręce po obu stronach moich bioder.
- Głupi. - zaśmiałem się i klepnąłem go w policzek. - Bardzo.
Mac uśmiechnął się i zaczął się we mnie wpatrywać. A ja naprawdę nie miałem pojęcia co zrobić.
- Pooglądajmy dziś filmy, nażryjmy się i chodźmy spać.
- Chcesz piwo? - Hilton odszedł ode mnie trochę, aby otworzyć lodówkę. Naprawdę trochę bo stała dosłownie obok.
- Nie. Dzięki. - mimo mojej odmowy on i tak mi jedno podał.
- Jesteś zbyt grzeczny. Ze mną możesz pić. - otworzył swoje i od razu wziął dużego łyka.
- Tata ci pozwala? - zapytałem i zacząłem przekręcać puszkę w ręce, oglądając ją dokładnie.
- Ma na mnie wyjebke. Robię co chcę. Żyje jak chcę. I mam wszystko w dupie. No oprócz ciebie. - oparł się plecami o szafkę obok mnie. - To przecież pani Bett mnie wychowała. Była dla mnie jak mama. - dodał ciszej i uśmiechnął się. - Ale mam już skończone osiemnaście lat, więc już mnie nie pilnuje.
- Dlaczego pani Bett? A mama? - zmarszczyłem brwi.
- Mamy nie widziałem odkąd rodzice się rozwiedli. W sumie taty praktycznie też. - prychnął. - No może oprócz w telewizji. - zadrwił i pokręcił głową, po chwili biorąc kolejny łyk piwa. Jakby z nerwów.
- Dlaczego? - zmarszczyłem brwi. - Przecież jesteś ich dzieckiem i...
- Nie. To praca jest ich dzieckiem. - westchnął, a jego oddech zadrżał. - Kurwa... Jesteś pierwszą osobą, jakiej to mówię. Trochę mi ciężko.
- Jak chcesz to możesz płakać, a ja cię przytulę. - zeskoczyłem z blatu i stanąłem na przeciwko niego. Znaczy tylko na chwilę, bo od razu objąłem go i położyłem głowę na jego torsie. A on odwzajemnił gest.
- Dziękuję, że poświęcasz mi tyle uwagi. To dla mnie bardzo ważne. Dziękuję nawet za to, że się na mnie drzesz. - przycisnął mnie do siebie bardziej. Myślałem, że flaki mi wyjdą nosem. On naprawdę nie miał poczucia siły. Za cholere.
- Jesteś dla mnie bardzo ważny. To chyba normalne... - przymknąłem oczy i zamruczałem cicho. Bo był taki ciepły i przyjemny. Doskonały.
- Jak bardzo? - wplątał dłoń w moje włosy i zaczął mnie delikatnie drapać.
- Tak. - powiedziałem nawet o tym nie myśląc. I tak cudownie pachniał, że nie mogłem skupić się na niczym innym.
- Fajną odpowiedz, Rene. - zaśmiał się i objął mnie ręką, w której trzymał piwo. A mi zrobiło się jeszcze przyjemniej.
- Cholernie, Mac. - odpowiedziałem w końcu normalnie, tak w miarę, bo nadal nie potrafiłem się skupić.
- Ty dla mnie najważniejszy, Rene. - szepnął mi do ucha, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Bo jego oddech mnie łaskotał.
- Ale idiota. - zawstydziłem się trochę. Okej. W chuj. A raczej zrobiło mi się bardzo miło. Bo byłem... najważniejszy. A zawsze chciałem stać u kogoś na pierwszym miejscu.
Byliśmy za blisko. Jak na przyjaciół za blisko. Oboje to wiedzieliśmy. Nawet o tym rozmawialiśmy. Chcieliśmy wyznaczyć granicę, a tymczasem Hilton mnie podrywał. Widziałem, że robił to celowo. A ja nie potrafiłem się oprzeć. Mężuś, kurwa, kochaniutki.
- Nie lubię cię. - wyburczałem, i oparłem się o niego, zamykając oczy.
- Ja ciebie też, Rene.

---

W następnym rozdziale będzie ta długa noc 😂 naprawdę 😂❣️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top