Rozdział 12

Wybaczcie, że tak późno, ale problemy miałam małe... Ale jest!

XD <33

Ps. Chciałam dodać 23:59 ale wattpad zrobił problem

---

Nasza znajomość rozwijała się dość szybko. Byliśmy blisko. Bardzo blisko. Czasem zastanawiałem się, czy nie za bardzo, ale znaliśmy granicę. I wszystkie moje wątpliwości odeszły, bo Mac był jak taki drugi Logan. W sensie, był dla mnie jak brat, bo do bycia takim aniołem brakowało mu naprawdę dużo.
Była lekcja wychowawcza... A nas na niej nie było, bo poszliśmy nażreć się do sklepiku. Do sali weszliśmy dopiero po dziesięciu minutach, ale pani Parker nawet nie ogarnęła, więc nie mieliśmy spóźnień. I było tylko jedno krzesło wolne i ławka, tuż przed naszą wychowawczynią. A na tym krześle usiadł Mac bo jakże by inaczej, a ja musiałem zapylać do sali obok, aby jakieś pożyczyć. A przynajmniej taki miałem zamiar.
- Nie ma krzesła? - Mac natychmiast wstał. - Siadaj. Przyniosę sobie. - pogładził moje plecy, a ja tylko wzruszyłem ramionami. Miałem dobry wpływ na Hiltona, bo stał się niezwykle kulturalny. Ah, ten ja.
Usiadłem na miejscu, które mi ustąpił i zadowolony otworzyłem torebkę ze swoim zakupem. A moim zakupem był wielki różowy donut, którym zacząłem się rozkoszować. Jak się okazało truskawkowy. I wtedy poczułem na sobie wzrok... Wścibski wzrok osób z mojej klasy. Wiedziałem, że nie rozchodzi się o mojego paczka, a o to, że przyjaźnie się z Hiltonem. Już od dłuższego czasu tak się zachowywali... To znaczy interesowali się mną bardziej niż powinni, a nie powinni w ogóle. Ale miałem ich w dupie i zająłem się jedzeniem, bo było ważniejsze od nich. Podobnie jak gierka w moim telefonie. Zarąbista gierka.
Mac wrócił już po chwili i zanim do mnie doszedł zaczepiło go mnóstwo osób. Ale to też miałem w dupie. Bo ta gra naprawdę była wciągająca. Ale mimo wszystko zerknąłem na niego, bo usiadł obok Chrisa na tym swoim krześle i zaczęli o czymś zawzięcie dyskutować. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie spojrzeli na mnie w tym samym momencie. I już wiedziałem, że mnie obgadują. Jednak Hilton zawiesił na mnie swoje spojrzenie na trochę dłużej. Potem znów spojrzał na Chrisa i mocno się zdenerwował, bo napiął mięśnie na szyi, a robił tak zawsze, kiedy właśnie się denerwował. Po chwili wstał i powiedział głośniej. - Nie wiem o co ci chodzi, ale daj spokój, bo szukasz dziury w całym. - warknął wręcz i wziął to biedne krzesło i zaczął iść w moją stronę. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie tak poważnie, aż się wystraszyłem. - Spierdalamy z wf-u. - oznajmił bardziej, niż zapytał, a ja wzruszyłem ramionami.
- Coś się stało? - zapytałem, patrząc na niego dociekliwie. Próbowałem cokolwiek wyczytać z jego twarzy, ale to na nic się zdało. Bo dobrze się krył.
Za dobrze. On odwrócił wzrok i nie odpowiedział mi. Naprawdę był zły, bo na skroni wyszła mu żyła.
- Nie denerwuj się, Mac. - złapałem go za ramię i spojrzałem na Chrisa, który bacznie nas obserwował.
- Potrzebuję z tobą porozmawiać. - wyznał cicho i spojrzał w dół.
- Proszę pani, Mac się źle czuje. Mogę iść z nim do pielęgniarki? - skłamałem bez skrupułów, pytając pani Parker, która siedziała tuż przed nami. Mac skarcił mnie wzrokiem. To on chciał zerwać się z ostatniej lekcji, nie ja.
- Tak, tak. - odpowiedziała, mrucząc sobie pod nosem. Nawet na nas nie spojrzała.
- Dziękujemy. - uśmiechnąłem się do niej sztucznie i wstałem, a Mac zaraz po mnie. Szybko ulotniliśmy się z sali. Złapałem Maca za rękę i zacząłem prowadzić go do wyjścia... A raczej do okna przy sali gimnastycznej, bo woźny w środku lekcji nie wypuściłby nas ze szkoły. Sprawnie wymknęliśmy się ze szkoły i udaliśmy się do pobliskiej pizzeri. Zajęliśmy miejsce przy najbardziej oddalonym stoliku, tak aby nikt inny nas nie widział. Wysokie oparcia nas zasłaniały, dlatego było dość, że tak to ujmę, intymnie. Zamówiliśmy największą pizzę Peperoni, bo Hilton to był żarłok. Kiedy kelner zostawił nas samych on od razu się do mnie przytulił i nie krył swojego smutku.
- Mów. - objąłem go w miarę możliwości i złapałem go za brzuszek. Lubiłem go, bo kiedy trzeba było służył mi za poduszkę i był miękki, mimo rozbudowanych mięśni. Przesadnie rozbudowanych moim zdaniem. Skromnym zdaniem.
- Ja chyba dostanę depresji, kurwa. - zaczął i zamknął oczy. - Chris się przypierdala, że zacząłem go olewać... Issaca i Natta też.
- Ta? - uniosłem brwi. - Niby czemu?
- Ten gnojek obwinia ciebie. - cały się spiął. - Myślałem, że mu zapierdolę.
- A to zazdrosna, kurwa. - oburzyłem się. - Jak ma do mnie problem to niech przyjdzie do mnie, tchórz jebany. Nie martw się, Mac. Ja załatwię te sprawę. - zacząłem nawijać jak najęty, ale przerwał mi chichot Maca. - Co? - zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co mu chodzi. Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- To takie zabawne, kiedy się tak złościsz. - odsunął się ode mnie trochę i uśmiechnął się jak aniołek. - I miłe, kiedy robisz to że względu na mnie. - spoważniał trochę. Zawstydziłem się, bo to wcale nie miało tak wyglądać, jak wyglądało. Chris był fałszywy, tak jak reszta koleżków Hiltona. To było jasne, że tylko go wykorzystywali. Nie wiedząc czemu, bardzo denerwował mnie ten fakt... Może dlatego, że Mac był moim przyjacielem, kurwa, brawo Rene inteligencie.
Odwróciłem od niego głowę, czując jak się czerwienię. Bo moja porywczości była zbyt porywcza.
- Bo Chris to chuj. - wytłumaczyłem krótko i parsknąłem pod nosem.
- Aż lepiej mi się zrobiło. - odetchnął. - Bo nie dźwigam tego sam... Dziękuję, że jesteś Rene. - złapał mnie za rękę pod stołem i zrobiło się w cholere pedalsko. Cały się spiąłem i zestresowałem. Bo była mowa o Chrisie, dlatego sobie przypomniałem, że podejrzewał mnie i Hiltona o bycie razem. To było jeszcze bardziej krępujące. I jeszcze bardziej się zaczerwieniem. W dodatku, kurwa, kelner przyszedł. I spojrzał na nas dziwnie. A my siedzieliśmy tak blisko i się przytulaliśmy. To sobie porę wybrał. Kurwa.
- Dziękujemy. - odpowiedział wesoło Mac, a ja się załamałem, bo on kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co myślą o nas ludzie. A rozmowa z nim na ten temat mogłaby być tylko bardziej zawstydzająca, więc nie chciałem go o tym uświadamiać. Bo nienawidziłem się zawstydzać! Załamałem się i schowałem twarz w wolnej dłoni. A Hilton idiota nie załapał. Nie. Załapał, kiedy kelner dodał swoje dwa grosze od siebie.
- Ładnie razem wyglądacie. - uśmiechnął się miło i zawinął się jeszcze szybciej, niż nam tą pizzę przyniósł. I wtedy poczułem, jak Hilton się spina, bo zbyt mocno ścisnął mi dłoń.

***

- Przepraszam, cholera... - Mac podrapał się w tył głowy, oglądając moją dłoń. Zrobił mi parę siniaczków. Naprawdę nie miał poczucia siły. Widziałem, że było mu głupio. Głupio z dwóch powodów. Że zrobił mi siniaki i że ta sytuacja z pizzerii wyglądała tak dwuznacznie, że nawet kelner zwrócił na to uwagę... Ale nie potrafiłem się na niego gniewać. Miał w sobie coś takiego, co rozczulało moje serce. Po prostu nie potrafiłem.
- Zagoi się. - powiedziałem cicho, uśmiechając się do niego delikatnie. - Na przyszłość po prostu... Panuj nad emocjami i bądź w stosunku mnie delikatniejszy. - złapałem się za ramię.
- Może wejdziesz? Posmaruje cię czymś? - zapytał, bo staliśmy pod jego domem. Postanowiłem go odprowadzić, bo to on zawsze odprowadzał mnie i uznałem, że teraz moja kolej.
- Nie tam. - machnąłem ręką. - Nie trzeba. Idź odpocznij, bo wyglądasz jak trup.
- A może...
- Mac. - przerwałem mu. - Masz iść spać. Odpocząć. Przewietrzyć łepek. Zjeść. I pouczyć się do sprawdzianu z polskiego. - złapałem go za ramiona. On był widocznie niezadowolony... Wręcz smutny. Skrzywił się i spojrzał gdzieś w bok.
- Ale zadzwonisz...? - mruknął cicho.
- Tak. - przewróciłem oczami. - A teraz do domu. - rozkazałem. Mac spojrzał na mnie jak zbity pies. Wiedziałem czego chciał. Przytulasa!
- Jak dziecko. - zaśmiałem się i powoli go objąłem. On chętnie odwzajemnił gest i zaczął gładzić moje plecy. Ja trzymałem się jego koszulki. Jak zwykle miał ładne perfumy. Takie świeże, a jednocześnie słodkie i męskie. Delikatnie nas bujał. Nie chciał mnie puścić, nawet kiedy poluzowałem uścisk. Idiota. Za bardzo się przyzwyczaił. Ale było mi przyjemnie. Bezpiecznie. Ciepło.
Powoli odsunęliśmy się od siebie. Teraz byłem stanowczy, bo wręcz go odepchnąłem. Jeszcze nie daj Boże ktoś by nas zobaczył i wtedy... Nie chciałem nawet o tym myśleć. Zrobiłem krok w tył i posłałem mu uśmiech. - To hej. - i ulotniłem się zanim cokolwiek zdążył powiedzieć. Bo znów tak dziwnie się poczułem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top