Część 8 Ab equis ad asinos

*Ab equis ad asinos-z deszczu pod rynnę*

Migoczące światła. Dym papierosów i zaduch zatłoczonego pomieszczenia.
Głośna muzyka.

Max stała przed klubem Vortex, a w środku odbywała się zakrapiana impreza. Impreza, na której wydarzyła się tragedia Kate.

Z kąd to wiedziała? Dlatego, bo w noc, gdy śledziły Prescotta, po powrocie do internatu prześledziła wszystkie portale internetowe i na jednym z prywatnych kont jednej z chelederek znalazła zdjęcia z Kate właśnie przed tym klubem. Było to jednak bardzo ciemne zdjęcie, a całe towarzystwo było już dość pijane.
Więc mogła mieć jeszcze trochę czasu.

Zaczęła iść przed siebie, wprost do baramki do klubu. Stał tam oczywiście nieciekawie wyglądający goryl cały czas mierzący ją wzrokiem.
"Bądź dzielna Max"-szepnęła sama sobie.
Od drzwi dzieliło ją zaledwie kilka metrów gdy wielkie ciało goryla przesłoniło jej widok.

-Zaproszenie.-ryknął.

-Znają mnie tutaj, nie potrzebuję zaproszenia. Nie pamiętasz mnie z wcześniejszych imprez? - próbowała kłamać, a jednak było to wyjątkowo nieumiejętne.

-Zaproszenie albo życzę miłego wieczora gdzie indziej.
Nim zdążyła odpowiedzieć zza jej pleców ryknął turbalny głos:

-Chodź tu skurwielu! Pogadamy sobie inaczej!
Odwróciła się tylko na chwilę by zauważyć zataczającego się ogromnego i pijanego goryla ze zbitą butelką po piwie w dłoni.
Mężczyzna zatoczył się lekko i szerokim ruchem zamachnął zbitą butelką.
Odruchowo wyciągnęła rękę.

<<

Znajomość przyszłych wydarzeń dawała jej władzę nad teraźniejszością.
Poczekała sekund trzy, a rozpętała się regularna bójka. Goryl z którym rozmawiała oberwał potężnie i mocno krwawił z głowy, ale nie poddał się. Uderzył napastnika w tył głowy i dobiegł trochę od wejścia. Spokojnie i bez pośpiechu przestąpiła próg imprezy Klubu Vortex.
Nie myślała, że to kiedykolwiek nastąpi.

Szybko przemykała się przez tłum wyginających się do muzyki ludzi czując niesamowity de ja vu. Szybko przeknęła pod mięsistą kotarą znajdując się w części klubu wyłącznie dla Vortexu. Ta część wyglądała całkiem inaczej- przy ścianie stały długie stoły z obszernymi kanapami po bokach. Siedziały przy nich znudzeni nastolatkowie popijając piwo czy palących bliżej nieokreślone substancje. Za barem stał barman, a przy nim...
Kate.
Kate stała jak zagubiona owieczka próbując ściągnąć na siebie uwagę Victorii, która to rozmawiała że wszystkimi i śmiała się najgłośniej.
Max wzięła głęboki oddech i przystąpiła do akcji.

-Kate, kochania, Ty tu? - zdziwiła się sztucznie i objęła zdziwioną dziewczynę.

-Co Ty tu robisz? To prywatna impreza klubu Vortex. - powiedziała mierząc ją Victoria.

-Jeden sportowiec mnie tu zaprosił, ale zniknął w tłumie. - Rozejrzała się niby kogoś szukając.-Na szczęście spotkałam Ciebie przyjaciółko!

Znów objęła Kate, która błagalnie spojrzała na Victorię.

-No dobra, możesz z nami zostać. - pozwoliła łaskawie królowa.

Grupa Victorii nie tańczyła ani się nie całowała. Praktycznie nic nie robili oprócz sączenia powolnie drinków i obgadywania innych ludzi. Zastanawiała się po co wogóle przychodzić na taką imprezę, a potem tylko siedzieć i pić.
No cóż,Kate też nie wyglądała na zachwyconą. Była nerwowa, smutna i raz po raz spoglądała na Maxine zachodząc w głowę co ona tu robi.
"Spokojnie, Kate, tylko ratuję Ci życie."

-Wypijmy za to! - powiedział nagle Prescott, który jak kamfora pojawił się przy ich krzesłach.

-Masz paprocha we włosach!-krzyknęła Max i sięgnęła do Kate oczywiście wylewając jej drinka.
Prescott ledwo zauważalnie zaklnął pod nosem.

Siedli przy stoliku, gdzie Max bacznie obserwowała poczynania Nathana. Miał narkotyki, to pewne i chciał otruć Kate, ale nie mogła do tego dopuścić. Nie chciała też mówić tego głośno.
Wiedzieli o tym tylko on i ona, to była ich prywatna gra.

Odwróciła się tylko na chwilkę, patrząc na tańczącą w oddali parkę. Dziewczyna była ogromnie pijana, bełkotała coś o tym, że nie chce, ale tańczący z nią chłopak nie słuchał ciągle łapiąc ją za pośladki.
Chciała podejść i pomóc, a z tyłu usłyszał tylko:

-Pijemy kochani!

Nie było czasu na takie próby jak wcześniej. Jej ręką automatycznie się wyciągnęła.
Jednym haustem wypiła całego drinka  Kate.

-Uuu, Max, wariatka z Ciebie. - powiedziała jedna z przydupasek Victorii.

Max nie odpowiedziała, bo natychmiast uderzyła w nią fala bólu.
Jedyna myśl zakiełkowała w jej głowie.
Musi stąd wyjść.

Wstała chwiejnym krokiem i skierowała się do wyjścia.
Byłoby prościej, gdyby nie musiała lawirować między grupkami pijanych, tańczących ciał. Potykała się o swoje nogi, a co chwilę robiło się tak ciemno i nieostro.
Świerze powietrze uderzyło w jej twarz przez chwilę ją otrzeźwiając.
Podbiegła do swojego auta, sięgnęła do kieszeni wyciągając kluczyki i...
Potknęła się i upadła.
A za nią pojawił się cień mężczyzny.

----

W mojej wersji opowieści cofanie się w czasie ze zdjęć działa trochę inaczej. Max cofa się nie do momentu zrobienia zdjęcia, tylko w moment, gdy może jeszcze wszystko zmienić. Retrospekcja kończy się na momencie zrobienia zdjęcia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top