Część 7 Veni Vidi Vici

Światła latarni zgasły powoli. Noc rozkwitła w pełni wachlarzem czerni.

Max siedziała przy biórku przy jasnym świetle lampy, jedyną jasnością w nocnym świecie. W palcach obracała zdjęcie.
Biedna, biedna Kate.
Kolejne łzy popłynęły po jej twarzy.
Wolała nie wiedzieć, co miało miejsce. Tak bardzo chciała zapomnieć i zdjąć z ramion tą wiedzę. Nie mogła tego zostawić samemu sobie-wiedziała, że pójdzie do Kate i pokaże jej to zdjęcie. A jak inaczej. Ale co jej powie?
Co jeżeli Kate kompletnie tego nie pamięta? Będzie się nieprzytomnie wpatrywała w zdjęcie szukając utraconych godzin, których nie dane jej było zapamiętać.
Albo, co gorza, coś jej się przypomni. W koszarach będzie czuła smak alkoholu w ustach i dotyk obcych dłoni. Max tak naprawdę nie wiedziała co on jej zrobił- może tylko robił zdjęcia, ale mógł też dotykać, czy... zgwałcić. Kate mogła zostać zgwałcona, a nic już teraz nie zrobią. Prescott za pewne nie poniesie kary, a ona będzie cierpieć.
Przez to jedno zdjęcie.

Telefon rozświetlił się nagle agresywnym, białym światłem.

-Halo...
Nie miała pojęcia kto mógłby dzwonić o 1 w nocy, ale wolała sprawiać pozory, że wszystko jest w porządku.

-Hella- odparł, niby luźno znajomy głos- Obudziłam? Z resztą... będę się streszczać. Przepraszam, że zmusiłam Cię do tego psełdo śledztwa ze mną. To był pojebany pomysł. Nie wracamy do tego...
Max nie wytrzymała i wybuchła łkaniem. Najpierw cicho, potem zachłystując się wręcz powietrzem.

-Jezu... Siedź tam mała, zaraz do Ciebie przyjadę. Nigdzie się nie ruszaj...

I rzeczywiście, za niecałe pół godziny usłyszała ciche pukanie. Nie wstała osłabiona rozmyślaniami i płaczem.

-Paskudnie wyglądasz. - nachyliła się nad nią błękitna czupryna.

-Ty to potrafisz pocieszyć.

-No wiem, hehe-Max próbowała wstać, ale nogi się pod nią ugięły. Cloe wzięła ją,nie bez wysiłku, na ręce i przeniosła do łóżka-I już leżysz. Zo... Zostać z Tobą?

-Tak.-wyszeptała.

-Dobrze.-Cloe rozglądnęła się. Ściągnęła poduszkę z łóżka obok i rzuciła na podłogę. Położyła się na niej i zapadła krępująca cisza.
Potrzebowała Cloe obok. Potrzebowała czyjegoś ciepła i wsparcia. Nie rozumiała tego co się dzieje, czuła jakby życie przeciekało jej między palcami.
A Cloe leżała zdecydowanie za daleko.

-Chodź-chwyciła ją za nadgarstek.-Chodź i mnie przytul.

Cloe nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaraz łóżko ugięło się, a Max poczuła czyjeś silne, ciepłe ramiona.

-Śpij dobrze Maxine.

-I Ty Cloe.
Max tej nocy spała najlepiej od wielu lat. W jej sercu zapanował spokój.

  Podjechały pod dom Cloe. Obudziły się dość wcześnie ale drzwi pokoju Kate były zamknięte-wyszła lub nie chciała nikogo widzieć. Max była zbyt zmęczona i rozkojarzona żeby iść na lekcje, więc Cloe zaproponowała, że pojadą do niej.
Max miała wyrzuty, że znów opuszcza szkołę, ale znikały one z biegiem czasu. Cloe zwodziła ją na złą drogę. Nie żeby jej się to nie podobało.

-Chodź młoda.
Wysiadły więc z auta i weszły przez frontowe drzwi rozmawiając że sobą.

-Kto to... O dziewczynki, nie spodziewałam się was tutaj!-mama Cloe wytarła mokre ręce w fartuszek do gotowania i szybko przytuliła Max.

Cloe miała coś ze swojej matki. Była niezłomna, twarda i prostolinijna, ale kobiety gorzej dogadywały się po śmierci ojca Cloe,Williama.

-Cloe, weszłam dziś do Twojego pokoju i myślałam, że zemdleje. Mam nadzieję, że tylko się przywidziałam.

-Tak mamo. - odparła niby potulnie i pobiegła do swojego pokoju posprzątać..
Max przypatrywała się jak Joyce wstawia makaron na gaz i miesza mięso do spagetti. Tyle lat, a nic się tu nie zmieniło...

-Cloe nie spodziewała się mnie tutaj. Normalnie jestem o tej godzinie w pracy, ale remontują restaurację i dziś nie byłam potrzebna.
Joyce pracowała w "Dwóch wielorybach", restauracji niedaleko od plaży.

-Chętnie się tam wybiorę po remoncie. Tęsknię za Twoimi naleśnikami. Są najlepsze na świecie.

-Pochlebiasz mi. - odparła, ale z uśmiechem. - Wiedziałam, że wróciłaś do Arkadia Bay, ale nie wiedziałam, że przyjaźnisz się znów z Cloe. To taka dobra nowina! Cloe jest taka zagubiona... Było dobrze, gdy była Rachel, ale po jej zniknięciu... Eh, nie zanudzam Cię już. Opowiadaj jak tam w szkole.

Max opowiedziała o kilku ogólnikach przemialczając śledztwo z Cloe i poprzednią noc.
Kobieta cały czas szukała czegoś na dnie szafy.

-Mam!-obwieściła radośnie-Tu są wasze wszystkie młode lata.

Otworzyła album na którejś z kolejnych stron. Stary album rodziny utrwalił nie tylko ich twarze, ale też wspomnienia-zabawy w piratów, wspinaczki na drzewa i wspólne wyjazdy. Praktycznie cały czas spędzały ze sobą, a w wakacje wogóle się nie rozstawały. Album był więc wypełniony aż po brzegi i dziewczyna nieraz uśmiechała się widząc ich głupie miny czy roześmiane twarze. Przewróciła na ostatnią stronę- pamiętała doskonale ten dzień. Dzień śmierci Williama i ostatniego szczerego uśmiechu Cloe.
Kobieta wyjęła zdjęcie z albumu i podała przyszłej pani fotograf.

-Weź je.

-Nie mogę...

-Proszę weź. Cieszę się, że jesteście znów przyjaciółkami. Pilnuj jej dobrze? Niech to zdjęcie Ci przypomina jak cudownie było kiedyś.
W oczach Joyce pojawiły się łzy. Otarła je jednak szybko. Dziewczyna podeszła doń i mocno przytuliła.

-Dziękuję Ci, to piękny prezent.

-Odwróć na pierwszą stronę.
Dziewczyna posłuchała, a Joyce ukradkiem otarła oczy.
Lipiec przed 1 klasą szkoły podstawowej. Te wakacje, w które spotkały się po raz pierwszy.
Max była bardzo cichym i nieśmiałym dzieckiem, nie miała żadnych przyjaciół. Mama jednak kazała jej chodzić na plac zabaw, gdzie pozjeżdżała trochę na zjeżdżalniach czy pokręciła na karuzeli. Jej ulubioną zjeżdżalnią była wielka rura w środku placu zabaw, która miała tylko wejście i zamkniętą od góry zjeżdżalnię. Dla dziewczynki wyglądała jak mieszkanie kosmitów czy coś. Tego lipcowego dnia spotkała tam Cloe.

-Nie zjeżdżaj! Bo mnie wydasz!-szepnęła konspiracyjnie.
Nie wiedziała przed czym niby miała ją wydać, ale stanęła w bezruchu.

-Cloe, wiem, że tam jesteś. Znalazłem Cię. - mówił William ze strony zjeżdżalni. Bawili się w chowanego, ale mężczyzna ją znalazł, a nie chciała przegrać.

-Jestem Cloe. - wyciągnęła swoją rękę.

-Ja Max. - przyjęła uścisk.

-Zjedź i powiedz, że mnie tu nie ma, dobrze?
Max przełknęła nerwowo ślinę.

-Tak. - wydusiła tylko.
Oczywiście 8 latki nie potrafią przekonująco kłamać, więc Cloe została złapana. Frank uwiecznił je na tej fotografii przed pamiętną zjeżdżalnią.

...

Maxine chciała się położyć do łóżka, a jednak jej wzrok przykuło coś na biurku. Zdjęcie Kate, no tak. Leżało tam przypominając o sobie.
Cały dzień spędziła u Cloe rozmawiając z kobietami, pomagając sprzątać i gotować. Potem przejechały się trochę po wybrzeżu, poleżały na plaży. Na do widzenia Cloe złapała ją za rękę i popatrzyła głęboko w oczy, a jednak nic nie powiedziała tylko szybko odwróciła speszona.
Nie wiedziała co o tym myśleć.
Podniosła zdjęcie Kate.

-Biedna, biedna...

Tak bardzo chciałaby móc cofnąć czas i nie dopuścić, by Kate została skrzywdzona.

<<

---

Jak się cieszę, że skończyłam ten rozdział! Przyjemnie się go pisało, ale jakoś tak baaardzo długo i mozolnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top