Część 6 Hentai cz. 2

Prescott pojawił się oczywiście z wielkim hukiem. Wszedł z butelką, zaciągając się z niej raz po raz, już z lekka chwiejnym krokiem. Jego "drink" wylał się nagle na ubrania całującej się pary, a oblany chłopak wymierzył soczyste uderzenie w znietrzeźwionego Prescotta.
Rozpętała się bójka, którą otoczył równie nietrzeźwy tłumek. Dziewczyny jednak pozostały z daleka od bójki uważne obserwując.

-Dobła to speldaraj.- odburknął coraz to bardziej pijany Nathan, trochę obity, ale nadal na chodzie.

Pierwszą godzinę spędził siedząc i pijąc coraz to więcej i więcej. Naprzeciwko mierzyły go czujnie dwie pary damskich oczu.

Drugą godzinę raz tańczył, raz wybuchał złością. Kilka dziewczyn pochodziło do niego kręcąc erotycznie biodrami czy skacząc po parkiecie. Koledzy kręcili się cały czas obok niego, tamując jego wybuchy.

Trzecia godzina była pełna wrażeń. Max nie rozumiała jak tyle alkoholu może zmieścić w człowieku i całkowicie go nie odurzyć.
Chłopak jednak nie był jednak nieporuszony,  bełkotał coraz bardziej i spierał się z kolegami. Na początku powstrzymywał go jeden, potem podeszło jeszcze dwóch. Musieli czymś go wkurzyć, nie słyszała, ale jeden z jego kolegów pięknie wylądował w basenie na środku sali. Dwaj pozostali rzucili się mu na ratunek, a Prescott zaczął iść przed siebie. Max spojrzała na przysypiającą już Cloe.
W końcu nadszedł ich czas.

- Co teraz?-zapytała zmieszana Max, gdy razem z Cloe obserwowały zataczającego się do auta Prescotta.

- Będziemy go śledzić.-szepnęła konspiracyjnie Cloe.
Oczywiście nie spodobało się to Max, a jednak milczała. Nie zapomniała jeszcze jak widziała niedawną śmierć przyjaciółki, jak ją wtedy zawiodła. Nie była pewna swoich mocy, ale to dawało przynajmniej jakąś iskrę nadziei, większą na pewno niż chodzenie za wątpliwe stabilnym psychicznie nastolatkiem samemu po nocy. Dlatego wiedziała, że będzie trwać u boku Chloe. Cokolwiek by się nie stało.

Milczały podczas jazdy,a atmosferę można było kroić norzem. Były tylko one i jeap i ciemność. Wlokły się bardzo wolno po jakiejś polnej drodze coraz to bardziej oddalając się od miasta.
W głowie Max co chwilę pojawiały się najróżniejsze obrazy. Po co tam jedzie? Ma zwłoki w bagażniku? Wie, że go śledzą? Wyjdzie zaraz z auta, wyciągnie gnata zza pazuchy i je rozstrzela? A może będą tak za nim krążyć aż do rana bez celu?
Nie wiedziała co z tego było najlepsze.

W końcu stanął. Słyszała wręcz jak Chloe głośno przełknęła ślinę.
Zaparkowały w krzakach, kilkanaście metrów od auta chłopaka.

-Idziemy za nim. - szepnęła Cloe.
Max spojrzała na swoje dłonie.
"Nie zaiwedźcie, gdy przyjdzie nasz czas."

Nim doszły do budynku, do którego podążał Nathan on już zniknął za rogiem. Okazało się, że była to szopa na skraju niczego. Cicho ukryły się za rogiem nasłuchując najmniejszego dźwięku.
Głośny huk i... Nic.
Stały tam jeszcze trochę, bez ruchu, z płytki i oddechami. W końcu to Cloe postanowiła się lekko wychylić i sprawić co się tam dzieje.
I... nic.
Nathan zniknął gdzieś w przepastnej szopie nie dając znaku życia. Dziewczyny coraz to śmielej poruszały się po budynku szukając ukrytego wyjścia czy choćby śladu, gdzie mógł pójść.
Max miała tego powoli dosyć. Impreza imprezą, śledzenie śledzeniem, to było nawet przyjemne, ale teraz tułały się po szopie poszukując niebezpiecznego, pijanego wariata. A zaplanowała sobie naukę na ten wieczór!
Wkurzona nie zauważyła odsłoniętej klapy w podłodze, o którą się potknęła robiąc spektakularny huk. Cloe aż podskoczyła i rzuciła się na pomoc przyjaciółce.

-Max, znalazłaś chyba coś ważnego.
Błękitnowłosa odsłoniła klapę i geltelmańskim ruchem zaprosiła Panią fotograf do środka.
Otwór był zrobiony na wzór bunkra czy bardzo porządnej piwnicy. Betonowe schody prowadziły do wielu korytarzy i pokoi, większych i mniejszych, z widoczną rotacją powietrza i jakimiś rurami. Max była pewna, że gdyby wybuchła apokalipsa, a człowiek znalazłby się tu z zapasami przeżyłby praktycznie wszystko.
Zapuściły się dość głęboko w labirynt korytarzy, ale zdały sobie z tego sprawę dopiero gdy usłyszały głosy. I to nie byle jakie- Prescott znów gadał do siebie, a bardziej majaczył idąc wyraźnie w ich stronę. Cloe zaciągnęła Max za róg, tak, że chłopak na razie ich nie widział, ale mogło się to wydarzyć w każdej chwili. A uciec też nie miały jak-pokoje skręcała i wiły się ponuro, a Prescott na pewno znał je o niebo lepiej od nich.
Cloe spojrzała na towarzyszkę przerażonymi oczami.

-Cofnij nas.

Przez chwilę miała wrażenie, że nic z tego, nie czuła kompletnie nic oprócz narastającej paniki i niemocy.
Na szczęście...

<<

-Idziemy za nim. - szepnęła Cloe.
Max jednak przyyomnie złapała ją za rąbek koszuli.

-Poczekajmy aż wyjdzie. Tam na dole ma jakiś podejrzany bunkier, który warto sprawdzić, ale lepiej bez niego.

-Max przepowiadająca przyszłość. Znając fakty, których nikt nie zna. Mogłabyś nieźle zarobić na tej mocy młoda.

Max prychnęła tylko, bo nagle rozbolała ją głowa, a łuk kupidyna stał się podejrzanie mokry.

-Kurwa, krwawisz Max. - Chloe szybko pochyliła się do schowka od strony pasażera i wyjęła materiałową chusteczkę. - Siedź spokojnie, ja potrzymam. Za dużo wrażeń na dziś, co?
Siedziały więc spokojnie, bez słowa obserwując starą szopę, a Cloe przyciskała kawałek szmatki do twarzy Max. Drugą ręką przytrzywała jej twarz, a po ciele Max rozchodziło się przyjemne ciepło.
To zapewne wina zmęczenia.

Weszły do bunkra niedługo później, bo Prescott nie zabawił tam długo. Nie zasunął dobrze klapy, więc spokojnie ją przesunęły.
Na początku kręciły się po korytarzach nie znajdując nic wartego uwagi.
Aż przeszły do ostatniego z pokoi.

Nie unosił się w nim sfąt wilgoci, tak jak w reszcie pokoi. Nie czuć było, że ktoś o to dba i regularnie tu bywa. Max się temu nie dziwiła-tyle bajecznie drogiego fotograficznego sprzętu także sprawiłoby, że często odwiedzałaby nawet bunkier po środku pola. Wszystkie te przyrządzenia porozkładane były pomiędzy metalowymi szafami, biórkiem i długą rolką czarnego materiału na stojakach przy ścianie, jakich to używało się do sesji fotograficznych.
Cloe zaczęła grzebać po szafkach, ale Max tylko przechadzała się po pomieszczeniu. Ciemnia bajecznie bogatego dzieciaka? Niby dziwne miejsce na ciemnię, ale co kto woli. Może robił tu nagie sesje swoim pijanym koleżankom czy portrety bardziej to lubianym kolegom.
Dziwne są te bajecznie bogate dzieciaki.

-Max. Chodź tu. - usłyszała w jej głosie wściekłość i przerażenie.
Podeszła do biurka, gdzie w teczce znajdowały się zdjęcia. Od razu rozpoznała:znietrzeźwiona Kate. Żal ścisnął jej serce- była skulona, jej oczy były puste, a makijaż rozmazany. Zdjęcia zrobiono tu, w bunkrze, acz Kate na pewno wtedy nie kontaktowała.
Odurzył ją i przywiózł tutaj?...Była całkiem ubrana, ale co jeżeli także...

Dla Max to było za wiele. Wyrwała jedno ze zdjęć z segregatora wkładając je do kieszeni.
-Spadamy stąd Cloe.

-Zaraz Max...

-Już!

Cloe że zdziwieniem spojrzała na współtowarzyszkę, ale przyśpieszyła ruchy. Znalazła swój segregator, wyjęła zdjęcia i odłożył wszystko na miejsce.
Jak najszybciej ulotniły się z tego miejsca przepełnione strachem.

-Trzęsiesz się mała. - Cloe próbowała złapać ją za rękę czy przytulić, ale Max odtrąciła ją i obróciła się do szyby.

-Odwieź mnie do akademika.
Po jej twarzy zaczęły spływać łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top