Część 4 Res Publica
Max otworzyła oczy w jeapie ustawionym w aucie. Obok siedziała Cloe Price nucąc wesoło jakąś melodię.
Rzuciła się jej w ramiona.
- Ty żyjesz! Żyjesz! Jak dobrze.
Przyjaciółka poklepała ją po plecach nie bardzo rozumiejąc zaistniałą sytuację.
-Żyję, nie żebym chciała zmienić ten stan... Dzięki za popołudniowe macanko, ale co się stało?
-Ja widziałam... Widziałam jak umierasz Cloe!
-Nie rozumiem. Przysnęłaś?
-Pojechałyśmy za Prescottem na jakieś wysypisko... On gadał coś o Rachel, zdenerwowałaś się... Zastrzelił Cię! Wszędzie była krew...
Cloe objęła trzęsącą się dziewczynę i przytuliła do siebie, gładząc po policzku.
-Już dobrze Max. Spokojnie, jestem tu z Tobą i nic mi nie jest. Spokojnie...
-Nie możemy tam jechać!
-Musimy złapać Prescotta na gorącym uczynku. Coś Ci się tylko przyśniło, spróbuj o tym zapomnieć.
Z oczu Max potoczyły się łzy. Zgarbiona, skubała rąbek swojej koszulki zastanawiając się jak to było możliwe.
To nie był sen. To się wydarzyło na prawdę.
I jeżeli czegoś nie zrobi Nathan zabije dziś Cloe.
Spojrzała na swoją dłoń. Rozczapirzyła palce czując przepływające przez nie ciepło. Gdy ona została postrzelona też wyciągnęła dłoń odgradzając się od widoków...
<<
Siedziały w aucie.
Ptak zaćwierkał.
Ktoś w czerwonym wanie przejechał przez kamienną drogę.
Speacker radiowy pomylił się i zaraz poprawił speszony.
<<
-(...) Coś Ci się tylko przyśniło, spróbuj zapomnieć...
Ale ona wiedziała co robić.
-Jeżeli powiem Ci trzy razy trafnie co się zaraz wydarzy uwierzysz mi?
-Dawaj Super-Max.-zgodziła się.
-Zaraz zaśpiewa pojedyńczy ptak.
Ptasi trel przerwał ciszę.
-Przez drogę przejedzie czerwony wan.
Zaraz zza zakrętu wyłoniło się auto.
-Speacker powie "bich" zamiast "beach" i będzie się tłumaczył.
I tak właśnie było.
Cloe spojrzała na nią jak na kosmitę.
-To... Wow, jak Ty to zrobiłaś? To zajebiste młoda! Podbijemy z tym świat!
-Na razie zemścijmy się na Prescottcie.
-Racja. - Cloe przygryzła wargę odchylając się do tyłu. - Jak chcesz tego dokonać Mistrzu?
Max zastanowiła się chwilę. Nie mogły jechać za Prescottem, to zbyt niebezpieczne. Musiała zdobyć jakieś informacje, ale jak najdalej od chłopaka.
-Skoro wiemy, że on będzie jakiś czas na wysypisku dość daleko stąd...
-Ty wiesz, mnie tam nie było.
Ta sytuacja była przedziwna, ale starała się nie komentować.
-Skoro wiemy... - kontynułowała-To może przeszukajmy jego pokój? Z tego co wiem nie ma współlokatora, a może coś znajdziemy.
-Jesteś geniuszem Max. - Cloe szybko wykręciła kierując się znów w stronę akademii Black Well- Kierunek męski akademik!
Nie naszukały się wiele, bowiem przy drzwiach do jednego z pokoi narysowana była wiadoma część ciała mężczyzny z dopiskiem "Nathan to kutas". Fotografka miała wrażenie, że każdy szmer i odgłos to znak ich demaskacji, więc musiały się spieszyć.
Pokój chłopaka był projekcją wyobrażeń o pokoju typowego, bogatego nastolatka. W powietrzu unosił się zapach drogich męskich perfum, wszędzie walały potwornie drogie sprzęty przy akompaniujących im równie kosztownym dodatkom. Złowrogą atmosferę podkręcał półmrok i wielkie zdjęcia artystycznie związanych kobiet.
Dupek pełną krasą.
-Ja sprawdzę komputer, ty przeszukaj pokój-powiedziała Cloe.
Max rozglądnęła się dookoła. Wzięła kilka podręczników do ręki, ale wydawały się prawie nieużywane. Wielkie walizy kryły sprzęt fotograficzny, o którym mogła sobie tylko pomarzyć. W szafkach także nie znalazła niczego wartego uwagi.
Poruszyła łóżko, a zza niego wypadła mała flaszeczka, jak po lekach. Podniosła ją i wpisała jej nazwę w telefon.
Lek silnie uspakajający, na receptę.
Nathan Prescott, szkolny Dupek, miał większe problemy niż by się to mogło wydawać.
-Chodź tu na chwilkę Max...
Z głosu przyjaciółki nie mogła wnioskować nic dobrego.
-Co to?...
Jako dokument jpg w komputerze Nathana znajdował się zeskanowany obrazek z dziwnymi znakami, z odręcznie napisanym "Rachel w ciemni". Litery zlewały się i nachodziły na siebie, jakby pisane w ataku szału.
-Przegrzebałam się przez górę porno i memów i znalazłam to. Co on mógł wiedzieć o Rachel? Co on do niej miał? Max, może on ma coś wspólnego z jej zniknięciem?
Max objęła ramiona przyjaciółki, gładząc je delikatnie.
-Nic pochopnie mała. Spokojnie,załatwimy go w odpowiednim momencie.
-Jak? - jej głos drżał, a oczy zaszły łzami. oparła łokcie o blat przytrzymując schyloną głowę.
Max, cały czas gładząc plecy koleżanki, rozejrzała się po pokoju, szukając najmniejszej wskazówki.
Gdy już straciła nadzieję jej wzrok przyciągnęła jakaś zmięta kartka na ziemi.
To było dziwne w tak sterylnym pokoju.
Schyliła się i ją rozprostowała.
Bingo.
-Chloe-wymachnęła jej przed oczami zaproszeniem do klubu, który był znany z pijackich burd Nathana. - Idziemy na imprezę klubu Vortex.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top