Część 2 Duo
Chloe Price. Dziewczyna, której nie widziała ostatnie 5 lat, chodź kiedyś widywały się codziennie.
Przyjaźniły się, gdy Max mieszkała jeszcze w Arkadia Bay. Były nierozłączne, tak się jej przynajmniej wydawało. Jednak, po wyjeździe chciała jak najszybciej zapomnieć o tym co wydarzyło się w dzieciństwie, a więc także o Chloe.
Chciała zapomnieć ten dzień, gdy wszystko się posypało.
-Max to ty....Nic się nie zmieniłaś.
Podeszła do niej kilka kroków, przyglądając się dziewczynie, niczym wystorowi własnej wyobraźni.
-Chloe... nie wiedziałam, że chodzisz do tego liceum. - wydusiła z siebie Max drżącym głosem.
Po wyjeździe przestała się odzywać do przyjaciółki, a od jej mamy wiedziała jak bardzo ją to zraniło.
Czasu jednak nie cofnie.
-Tak się składa, że już nie chodzę. - sprostowała przyjaciółka- Przyszłam tutaj tylko po tego gnoja. Mam do niego sprawę.
-Rozumiem...
Choć nie bardzo wiedziała co może chcieć dziewczyna od najbogatszego dzieciaka w szkole. Max była tu niedługo, ale wiedziała, że ojciec chłopaka jest sponsorem szkoły.
-Myślę, że długo tam nie posiedzi, jest w końcu uprzywilejowany. -stwierdziła Chloe lustrując wzrokiem dziewczynę naprzeciwko.
-Znikasz na 5 lat, a potem ratujesz mi życie. Przewrotność losu.
Max próbowała się uśmiechnąć, acz nie bardzo jej to wychodziło.
-Też bardzo się cieszę, że uratowałam twój chudy tyłek od tego psychola. Jaką sprawę masz do niego?
-Tutaj ściany mają uszy. Zerwijmy się do mnie, to ci opowiem.
"Nie wiem czy to dobry pomysł. Nigdy nie wagarowałam, ale czuję, że jestem jej coś winna. Mogę to zrobić ten jeden raz..."
-Dobrze. Tylko się pojawiasz i już mnie deprawujesz.
-Taka moja rola, młoda.-uśmiechnęła się niebieskowłosa niebezpiecznie i szeroko otworzyła dziewczynie drzwi.
Wan Chloe był kolorowy, niestandardowy i całkiem punk-tak jak ona. Zerknęła ukradkiem na kieroującą. Zniknęła zwyczajna, spokojna brunetka, którą znała. Jej miejsce zajęła niebieskowłosa buntowniczka w koszulce z symbolem anarchii i tatułażem rozciągniętym na całą rękę. Nie malowała się, jej ciuchy były poszarpane, a wargi ciągle nuciły zapamiętane przez głowę melodie.
Kochała tamtą Chloe, ale ta też była niczego sobie.
-Więc... Jak długo jesteś w mieście?
-Od września.-zobaczyła grymas przebiegających po twarzy przyjaciółki- Mieszkam w akademiku, rodzice zostali w...
-Blackwell zajęło Cię w całości, tak?...
To miał być tylko niewinny komentarz, jednak Max poczuła w nim wyrzut.
Oparła głowę o szybę obserwując nieostrą drogę.
-Dziwnie jest wrócić po takim czasie.
-Ale dobrze, że jesteś.
Dziewczyny spojrzały na siebie i uśmiechnęły się.
Tak, dobrze było wrócić.
Pokój Cloe także uległ poważnym zmianom. Gdy tu była ostatnim razem motywami przewodnimi były jednorożce i piraci. Teraz całe ściany wypełniały graffiti, plakaty ostrych zespołów, po podłodze walały butelki, puszki i inne śmieci. Unoszący się wszędzie zapach zwiastował iż w tym pokoju odbywały się jedne z lepszych, samotnych imprez.
Chloe walnęła się na łóżko i sięgnęła po skręta. Max usiadła niepewnie na biurowym krześle ściskając swoją torbę. Sięgnęła do niej, szukając swojego polaroida. Z przerażeniem spostrzegła, że jest poobijany, kilku elementów brakuje, a obiektyw jest zbity.
-O kurwa...
-Klnąca Max? To nowość. - zdziwiła się niebieskowłosa:- Upadł Ci?
-Chyba wtedy, gdy się przewróciłam w toalecie.
-Idź do garażu, tam powinny być narzędzia.
Widząc, że dziewczyna nie ma ochoty jej pomóc, skierowała się na dół, w stronę garażu.
Zwiesiła ręce bezwładnie przy bokach. Kręciła wszystkimi możliwymi kurkami i przykręcała co się tylko dało, a aparat nadal nie działał. Była fotografem, nie złotą rączką- awaria musiała powstać w środku, a takich rzeczy naprawiać nie umiała. Nie wiedziała jak poradzi sobie na lekcjach fotografii bez aparatu.
Chloe zaszła ją od tyłu i zasłoniła oczy.
-Wystaw ręce.
Na ręce Max spoczęło coś ciężkiego o regularnym kształcie.
Otworzyła oczy i natychmiast napłynęły do niej mnóstwo wspomnień.
W dłoniach miała old schoolowy aparat Taty Chole. To on utrwalił wszystkie radosne chwile z ich dzieciństwa. To do niego szczerzyły się z głośnym "chees". To on był świadkiem ostatniego szczęśliwego dnia życia rodziny Chloe.
-Ja... Nie mogę go przyjąć.
-Niedawno miałaś urodziny. Potraktuj to jako prezent.
-Na pewno chcesz mi to dać? - zapytała niepewnie.
-I tak już nikomu nie jest potrzebny. - odeszła i znów padła na łóżko-Niech Ci służy.
Max pogłaskała czule swoje nowe cudeńko. Wstała i przeszła po pokoju.
Tyle wspomnień...
Na tym biórku rysowały razem swoje komiksy o piratach.
W tej szafie chowały się, gdy coś spsociły, próbując powstrzymać od śmiechu.
A tu mierzyły co roku, zawsze kłucąc o to która jest wyższa. Teraz daty były nierówno pozakreślane, jakby w złości, a na górze widniała data i nierówne "Father die".
Dokładnie pamiętała ten dzień: wspólne zdjęcie, potem gotowanie i telefon od mamy Chloe aby ojciec podjechał po nią do pracy.
Tego dnia zginął w wypadku samochodowym. Gdy go znaleźli z radia nadal płynęły dźwięki jego ulubionej piosenki.
Spojrzała na przyjaciółkę zaciągającą się nieprzytomnie skrętem.
Tego dnia umarły dwie osoby.
-Nie zamulaj pankówo. - rzuciła w przyjaciółką piracki kapeluszem zawieszonym na lustrze.
Chloe wstała zdziwiona i odrzuciła kapelusz. Podeszła do wierzy i puściła jakiś punk-rockowy jazgot. Wbiegła na łóżko trzepiąc włosami i rękami naśladując ruchy grania na gitarze.
-Pokarzę Ci kto tu zamula! - krzyknęła-Rób zdjęcie Super Max.
Uśmiechnęła się. Rozbłysnął flesz, a zdjęcie wyszło z aparatu.
Odłożyła aparat i weszła na łóżko. Tańczyły tak i krzyczały, w rytm muzyki trzymając się za wyciągnięte dłonie.
Chciała aby ta chwila trwała wiecznie.
Max usłyszała tylko skrzęt zamka w drzwiach. Chloe natychmiast zeskoczyła z łóżka i zgasiła wierzę. Przyłożyła palec do ust każąc przyjaciółce milczeć.
-Ktoś tam jest? - usłyszały niski męski głos z dołu- Słyszałem muzykę!
-"Chujczym" na choryzoncie. - Chloe otworzyła okno i wystawiła przez nie nogi- Zarządzam odwrót piratko.
I widziała tylko błękitne włosy znikające w oknie.
Co mogła zrobić? W akompaniamencie kroków wspinających się po schodach przełożyła nogi tak jak przed chwilą pankówa. Odbiła się, zjechała po dachu i chwyciła rynny. Cudem wylądowała na dwóch nogach nie przewracając się. Natychmiast została zaciągnięta do tyłu, a jej usta przysłonięte dłonią.
Czuła mydło, zapach Chloe i mocny zapach narkotyków. Nie wiedziała dlaczego tak jej się on podoba.
-Poszedł już.- odparła po chwili-Chodź, zabiorę Cię w fajne miejsce.
Zatrzymały się na parkingu przy plaży. Brązowowłosa wysiadła szybko zaciągając się nadmorską bryzą. Spojrzała na przyjaciółkę oczekując tego samego zachwytu w jej oczach. Pankówa stała jednak oparta o otwarte drzwi marszcząc brwi i patrząc w dół.
Chciałaby wiedzieć o czym myśli.
- Dlaczego uciekłyśmy? - zapytała.
-To był taktyczny odwrót!
-Chloe...
-No dobra. Obiecałam mamie, że nie będę się kłucić z Davidem, więc go unikam.
Odeszła, a jej plecy czujnie śledziły jasne oczy. Nigdy nie zaakceptowała ani nie polubiła nowego męża mamy.
Oj, wiecznie niepoprawna Chloe, co z Ciebie wyrośnie...
Po niedługim spacerze dotarły do skarpy z latarnią morską. Znów tyle wspomnień...
-Pamiętam jak bawiłyśmy się tutaj jako dzieci.
-A pamiętasz berka po schodach Latarnii?-zapytała Price.
-Zawsze wygrywałam.
-Chciałabyś!
Max usiadła na ławce obok przyjaciółki obserwując zachodzące słońce. Powrót po takim czasie był...
dziwny.
-Więc... Jaką to sprawę masz do Prescotta? Co się stało w tej łazience?
Dziewczynę cały czas prześladowało wspomnienie pistoletu wbijającego się w ciało przyjaciółki.
-Kojarzysz może Rachel Amber?
Max od razu stanęły przed oczami porozwieszane po całej szkole plakaty zaginionej dziewczyny. Miała piękny uśmiech i nienaganną opinię, rozpłynęła się jak kamfora.
To zawsze wydawało jej się dziwne.
-Tak,kojarzę ze słyszenia.
-Przyjaźniłyśmy się, gdy wyjechałaś.-pogrążyła się we wspomnieniach. - Rachel była inna niż wszyscy; pilna, mądra, ale umiała się zabawić. Klub Vortex chętnie miał ją na swoich imprezach, bo była lubiana przez wszystkich. Też tam chodziłam, bynajmniej nie ze względu na Vortex. Odkąd zaginęła... nie wpadałam tam często, ale ostatnio potrzebowałam towaru.Umówiłam się z Prescottem, ale dosypał mi coś do drinka. Obudziłam się gdzieś indziej, a ten zwyrol robił mi zdjęcia. Potrzebuję kasy na spłatę dilera, dlatego go szantażuje. Ale... sama już nie wiem.
-Spokojnie Chloe...
Max nie wiedziała za bardzo co powiedzieć. Chciała tylko, aby przyjaciółka zapomniała o tych strasznych wydarzeniach. Przykro jej było, że tyle złych rzeczy się wydarzyło, gdy opuściła niebieskowłosą.
Już nigdy tego nie zrobi.
-Jak mogę ci pomóc? - zapytała.
Chloe spojrzała na nią z determinacją.
-Pomóż mi zemścić się na Prescocie i odnaleźć Rachel.
Chellange axcept.
---
Drugi rozdział kamraty :D
Nie znam się na aparatach, więc nie glanujcie. Umówmy się, że w tej wersji opowieści Max i Tata Cloe mieli polaroidy, Oki?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top