Część 16. Accusare nemo se debet

(Accusare nemo se debet- nikt nie musi oskarżać siebie samego)

Była na imprezie.
Tak! Trafiła w dobre miejsce i ten ostatni raz może zmienić bieg historii.
Oby jej się tylko udało.

Dziewczyny szalały pod sceną. Grał jakiś ostry, metalowy zespół, cała szopa trząsła się skrzypiąc. Setka butów uderzała rytmicznie o podłogę.
Nie mogła się do nich  przedostać przez podchmielony tłum.
W pidżamie i na boso mogłaby przyciągać spojrzenia, a jednak nikt na nią nie patrzył. Gorzej, że nadepnięcie glanem gołej stopy mogłoby się skończyć tragicznie.
Postanowiła poczekać.
Dwie piosenki później obejmujące się dziewczyny skierowały się w bok. Nim do nich doszła Cloe weszła do toalety, a Rachel opierała się o ścianę trochę dalej.

-Rachel?!

Gdy tylko krzyknęła jej imię cała sala zamilkła.

-Max Caulfied? - uśmiechnęła się doń Rachel.

-Skąd... znasz moje imię?

-Cloe w kółko o Tobie mówiła. Miała pełno zdjęć i filmów. Max to... Max tamto...

Ta rozmowa wydawała się dziewczynie coraz dziwniejsza.

-Rachel, nie możesz opuścić Cloe.

-A Ty mogłaś? 5 lat się do niej nie odzywałaś. Ja też musiałam odejść. Wyjechałam z miejscowym dilerem, Frankiem, który jest już moim narzeczonym i żyjemy sobie spokojnie. Z dala od Arkadia Bay, od moich rodziców i pieprzonego Jeffersona. Zabrałabym Cloe że sobą, ale ona była w stanie czekać aż wrócisz nawet całe życie.

Max czuła, że ta rozmowa nie prowadzi do nikąd. Szybkim krokiem przeszła obok Rachel i z impetem otworzyła drzwi.

Była na korytarzu Akademi Blacwell.

***

Wiedziała już co nie pasowało jej od samego początku tej wyprawy w czasie.

Tłum mówił do siebie od tyłu.

Dialogi przepuszczały się przez ludzkie usta jako niezrozumiały, złowrogi bełkot. Wzmagał się on i spadał jak sinusoida, a wargi uczniów wykrzywiały bezwiednie.
Czuła się jakby ktoś puścił film od tyłu. Ludzie szli do tyłu, wkładali podręczniki do szafek i zakładali tornistry. Dziewczyny śmiały się radośnie, a chłopcy opierali o szawkk, a to wszystko odwrotnie niż w jej rzeczywistości działo się od tyłu do przodu. Nawet muzyka zamieniła się w niezrozumiały bełkot...
Zdezorientowana weszła do klasy i zajęła swoje miejsce. To tu obudziła się kilka dni temu. To tu odkryła swoją moc.
A teraz czuła, że znów musi tu być.

-Max Caulfied.- w klasie niespodziewanie pojawił się Jefferson.-Wiem,że przyszłaś do Blackwell też dla mnie. Nadal podziwiasz mój geniusz?

-Tak. - odparła zgodnie z prawdą.
Jefferson usiadł na jej ławce przysówając się do dziewczyny.

-Jesteś taka utalentowana... Nie to co ta pankówa, którą stąd wywalili. Uczyłem ją rok... Była trudnym przypadkiem. Ale z Ciebie mógłbym zrobić gwiazdę.
Gdybyś tylko odcięła korzenie...

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy znikł nagle. Zanim zareagowała w jego miejscu wyrósł zapłakany Prescott.

-Wybacz mi Max. Nie chciałem jej zrobić krzywdy. Ja... Jestem bardzo ciężko chory. Fizycznie i psychicznie... Nie planuję nad sobą... Czasami...

Naprawdę było jej go żal. Podeszła do skulonego chłopaka i kucnęła naprzeciwko, obejmując go ramieniem.

-Nathan, spokojnie. Nie płacz. Z Cloe wszystko w porządku.

-Cloe wiecznie sprawiała problemy... - mówił dalej jakby jej nie słyszał.- Nie to co Ty. Zawsze podobały mi się takie jak Ty, wiesz? Jesteś... Niesamowita Max Caulfied.
Moglibyśmy się zaprzyjaźnić gdybyś pozbyła się pewnych osób...

Chłopak zbliżył się do niej, a ona nie mogła protestować. Objął jej twarz i plecy, a dziewczyna czuła od niego  dziewczęce perfumy i kadzidełka.
Miękkie, acz łapczywe wargi otaczały jej. Machinalnie przymknęła oczy.

Gdy je otworzyła stała przed nią Kate.

-Zawsze Cię lubiłam.

-Ja Ciebie też.

- Ale olewałaś mnie od kąd pojawiła się Cloe. Ty nie jesteś taka jak ona Max. Jesteś porządna i spokojna, nie nadajesz się do jej zapitego i imprezowego świata. Wiesz to, prawda? Co ona Cię wogóle obchodzi?
Byłabym lepszą przyjaciółką niż ona.
Byłoby Ci lepiej bez Cloe Price.

Kate uśmiechnęła się przyjaźnie i zniknęła.

Komórka Max nagle zawibrowała.
Esemesy. Mnóstwo wylewających się esemesów od mnóstwa ludzi...

Mama: "Właśnie dostałam telefon z Twojej szkoły... To oburzające! Wagary, imprezy, bójki?! To wszystko przez tą Twoją przyjaciółeczkę... Twoja noga więcej nie powstanie w Akademii Black Well. Pójdziesz do normalnej szkoły, z przyszłościowym zawodem. Fotografii Ci się zachciało i jak skończyłaś"

Tata:" Mama złożyła pozew do sądu o zabranie mi opieki nad Tobą. Uważa, że źle się Tobą zajmuję, że to ja pozwoliłem Ci wagarować i wpaść w złe towarzystwo... Źle się stało, że wróciłaś do Arkadia Bay córeczko. Źle się stało, że odnowiłaś dawne znajomości. Teraz już nic nie będzie takie samo"

Ciotka Margo:" Dzwoniłaś do mnie pijana o 2 krzycząc, że jestem dz##ką. Potem przyjechałaś pod mój dom z jakąś dziewuchą i zniszczyłyście moją skrzynkę na listy. Mam nagrania i świadków, będziesz miała proces Max."

Mr. D: "Jutro o 20 pod złomowiskiem. Kasa albo wpierdol"

CeDriKk: "Ostatnia noc była cudowna... Bardzo chciałbym to powtórzyć. Tylko tym razem bądź bardziej trzeźwa, bo czułem się trochę jak nekrofil.. Hehe"

Max znalazła się nagle na korytarzu akademika.

---

Czuję potrzebę wytłumaczenia się.
Tak jak w LiS: najpierw gra pokazuje nam to jaka Cloe jest zła, potem-jaka dobra. Ta część, która nas przekona decyduje co wybierzemy pod koniec.
Też chciałam tak zrobić.
Mózg Max próbuje jej pokazać, że bez Cloe spełniłaby marzenia, była w heteroseksualnym związku i miała przyjaciół. Jednak gdyby została z nią spadłaby na samo dno przysparzając wszystkim problemów.
Ale czy na pewno?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top