Część 17. Bonum est, quod omnes appetunt

(Bonum est, quod omnes appetunt- dobro jest tym czego wszyscy pragną)

Akademik świecił pustkami. Była w nim tylko Max i ta potworna cisza.
Cisza, która wydawała się dziewczynie dużo gorsza od słyszanych od tyłu głosów czy nagle pojawiających postaci.

Każdy jej krok rezonował w pustych pomieszczeniach. Tik tok, tik tok uderzały wskazówki zegarka. Telefon zgasł, więc musiała liczyć tylko na siebie.

Spojrzała w lustro. Miała jakieś 8 lat i była w swojej ulubionej, kwiatowej sukieneczce.

"-Nie zjeżdżaj! Bo mnie wydasz!-szepnęła konspiracyjnie mała Chloe.
Nie wiedziała przed czym niby miała ją wydać, ale stanęła w bezruchu.

-Chloe, wiem, że tam jesteś. Znalazłem Cię. -powiedział uśmiechnięty William.
Bawili się w chowanego, a ona nie chciała przegrać.

-Jestem Chloe. - wyciągnęła swoją rękę.
-Ja Max. - przyjęła uścisk."

Mała Chloe zaczęła iść przed siebie ciągnąc Max za rękę.
Ich ciała wyciągały się i rosły aż dziewczyna stanęła i obróciła się. Puściła rękę Max wchodząc do któregoś z pokoi.
Weszła za nią.

" Oślepił ją palący flesz.
Otworzyła oczy znajdując się w domu Chloe.
Flesz znów błysnął a ona odwróciła się. Mała, dziecięca Cloe pozowała  Williamowi przed aparatem.

-Pokarz mi pierwszej! Mi pierwszej! - rzuciła się na ojca Chloe podskakując by dostać się do drukowanej fotografii. Ojciec spokojnie pogłaskał dziewczynę po głowie i czekali razem na pełne pokazanie się zdjęcia.
Dziś był dzień śmierci Williama.

-Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha Max. - powiedziała do niej Chloe.
Spojrzała na nich. Takich uśmiechniętych, współobjętych i, co najważniejsze, żywych.
Podbiegła do Chloe mocno ją przytulając. "

Scenografia znów się zmieniła.
Max była w damskiej łazience swojej szkoły.  Spojrzała w lustro. W końcu była w odpowiednim wieku i miała na sobie swoje ubrania. Uśmiechnęła się spokojnie przemywając twarz.
Choć chwila spokoju od tego niekończącego się koszmaru.

"Przeszła się wzdłóż kabin, które kończyły się małą wypustką na rzeczy gospodarcze. Mały, błękitny motyl wyleciał przez okno siadając na krawędzi wiadra.
Wyjęła aparat i już po chwili machała wydrukowanym zdjęciem.
Drzwi toalety trzasnęły, a Max schowała się za winklem.
Męski głos zaczął uspokajać sam siebie.
-Możesz rozwalić tą szkołę.-mówił do siebie-Jesteś tu jebanym mistrzem.
Drzwi trzasnęły.
-Co ty sobie kurwa myślisz? Oddaj kasę psycholu.
-Moja rodzina ma kasę, nie ja.
-Pieprzenie. - powiedziała błękitnowłosa dziewczyna.- Chcesz żeby Twój tatuś dowiedział się co robisz z dziewczynami? A może prasa chętnie o tym napisze?
Atmoswera stawała się ciężka, elektrtzująca wręcz. Max wychyliła się zza winkla trochę za mocno, ale nie mogła się powstrzymać.
Chłopak sięgnął za typowo amerykańską bluzę i wyciągnął lśniący pistolet.
Max zdusiła krzyk dłonią.
Błękitnowłosa uderzyła plecami o ścianę, a chłopak wbił jej gnata w brzuch.
-Rozniosę Cię szmato!
I w tym momencie Max Caulfied robiła krok w przód, nie wiedząc za bardzo co chce zrobić, i potknęła się, uderzając o mokrą podłogę.
-Co ku... - chłopak odwrócił się i dostał soczystego kopniaka od niebieskowłosej. Pistolet wypalił samoistnie, a pocisk wbił się w sufit z ogromnym hukiem. 
Drzwi znów raptownie się otworzyły.
-Nathan Prescott. Ciebie bym się tu nie spodziewał. Do dyrektora, ale już!
Szef ochrony postawił chłopaka do pionu i zabrał broń.
-Co tu się stało dziewczyny?
-Nic nie wiemy. - wypaliła znów Max.
-Powiedzmy, że wam wierzę. - zwrócił się do niebieskowłosej.
Dziewczyna odwróciła się i Max zobaczyła jej twarz.
-Chloe Price."

Chloe uśmiechnęła się tylko bez radości, odwróciła i wybiegła z pomieszczenia.

Max wyszła za nią przechodząc coraz to nowe pokoje złożone z ich wspólnych wzpomnień...

" -Więc... Jak długo jesteś w mieście?
-Od września.-zobaczyła grymas przebiegających po twarzy przyjaciółki- Mieszkam w akademiku, rodzice zostali w...
-Blackwell zajęło Cię w całości, tak?...
To miał być tylko niewinny komentarz, jednak Max poczuła w nim wyrzut." rozmawiały w vanie Chloe.

Chloe zaszła ją od tyłu i zasłoniła oczy.
-Wystaw ręce.
Na ręce Max spoczęło coś ciężkiego o regularnym kształcie.
Otworzyła oczy i natychmiast napłynęły do niej mnóstwo wspomnień. W dłoniach miała old schoolowy aparat Taty Chole. To on utrwalił wszystkie radosne chwile z ich dzieciństwa. To do niego szczerzyły się z głośnym "chees". To on był świadkiem ostatniego szczęśliwego dnia życia rodziny Chloe.
-Ja... Nie mogę go przyjąć.
-Niedawno miałaś urodziny. Potraktuj to jako prezent. " uśmiechnęła się przypominając sobie jak ucieszyła się z tego podarunku.

-Dlaczego mi to zrobiłaś Rachel...
Wyraz twarzy przyjaciółki zmienił się diametralnie. Nie zdążyła jej przytrzymać.
- Ty sukinkocie nie waż się wypowiadać jej imienia!- powiedziała, a wręcz krzyknęła rzucając się z pięściami na chłopaka i przewracając go.
-Ty szmato jak śmiesz mnie dotykać! - zza pazuchy wyciągnął pistolet, który wycelował w niebieskowłosą- Śledziłyście mnie?! Jakim prawem? Mogę was za to pozwać!
-Nie pierdol tylko odpowiadaj! - nie odpuszcza Chloe- Co cię łączyło z Rachel? Może też coś podałeś na imprezie?
Pistolet zacząć się w niepewnej dłoni. - Odejdź, bo w ciebie strzelę.
-Gadaj o Rachel! - w oczach niebieskowłosej pojawiły się łzy.

I w tym momencie Nathan Prescott strzelił w brzuch Chloe Price." znów krzyknęła z bólu widząc tą scenę.

" -Chloe-wymachnęła jej przed oczami zaproszeniem do klubu, który był znany z pijackich burd Nathana. - Idziemy na imprezę klubu Vortex. " to tu zaczęły się problemy." Muzyka się zmieniła. Naturalnie, bez myślenia, złapały się za dłonie i zaczęły tańczyć. Na początku śmiały się i wygłupiały, ale z każdą chwilą sprawa stawała się coraz to poważniejsza. Podeszłym do siebie.
Jej twarz oświetało migoczące fioletowe światło, oczy lśniły.
Przytuliły się i w tej niesamowicie ciasnej przestrzeni kołysały w rytm. Cloe przerwała to na chwilę każąc mniejszej wirować i znów wracać w swoje ramiona.
Muzyka zakończyła się, a Cloe odchyliła partnerkę do tyłu żartobliwie układając usta w dziubek.
Max szybko przyłożyła do nich swoje.
-Dziękuję za taniec Madmłazele. "

Uśmiechała się na to wspomnienie. Nie chciała iść dalej, a jednak...

" Zapuściły się dość głęboko w labirynt korytarzy, ale zdały sobie z tego sprawę dopiero gdy usłyszały głosy. I to nie byle jakie- Prescott znów gadał do siebie, a bardziej majaczył idąc wyraźnie w ich stronę" odkryły ciemnię Prescotta. Nadal była przerażona widząc ją.

" Kaszel przerwał jej i wstrząsnął całym ciałem. Max starała się być silna, ale łzy same pociekły z jej oczu. Rozumiała decyzję przyjaciółki, ale... ale to nie miało być teraz, nie w ten sposób. Nie tak!

-Max Caufield?

-Tak?

-Nie zapomnij o mnie.

-Nigdy. "

Nigdy. Tego była pewna.

" -To... - zakrztusiła się własnymi słowami- Nie prawda. Nie prawda Max. Mój ojciec mógł żyć, ta ciężarówka to był tylko wypadek. Gdyby nie to byłby tutaj ze mną. Pożar... To nie mogło tak być rozumiesz?! - jej oczy przeszły łzami- Kłamiesz Max Caulfied. Jefferson Cię czymś naszpikował. Mój ojciec umarł przypadkiem, a ja... Ja go nie zabiłam! I nie kocham Cię od żadnej wizyty na plaży. Kocham Cię od kąd pamiętam! Kocham Cię od zawsze, ale nie chcę Cię więcej widzieć, bo kłamiesz. - odwróciła się i w progu dodała:- Mogłam odwzajemnić uczucia Rachel. Wtedy nie spotkałabym Cię znowu. Nie chcę Cię więcej widzieć. "

Otworzyła ostatnie drzwi.

Znalazła się w czarnej przestrzeni. Przypominała ona pokój, ale nie widziała ani sufitu ani podłogi,a jedynie wszechobecną ciemność. Co dziwniejsze cała jej postać jaśniała  światłem.
Jej but uderzył o grunt, a pusta przestrzeń rezonowała dźwiękiem.
Wszystko rozjaśniło się delikatnym światłem. Podeszła do jego źródła.

Wszędzie mieściły się napisy. Długie linie, rysunki, szybko nabazgrane pojedyncze litery. Zajmowały całą przestrzeń i, gdy tak na nie patrzeć bez kontekstu, nie znaczyły nic.
Ale Max rozumiała. To była linia czasu.
A tak naprawdę setki, jak nie tysiące linii narysowanych przez nią samą we wcześniejszych próbach odmienienienia czasu.
Były miliony kombinacji- mogła cofnąć się do dnia śmierci Williama, do dnia odurzenia Cloe, Kate lub Rachel, mogła do rozwodu swoich rodziców, śmierci Cloe w tysiącu różnych wariantów, do każdego gorszego momentu. A jej reakcje decydowały o dalszej linii czasu.
Szelest skrzydeł motyla w jednym miejscu tworzył tornado w drugim.
Na przykład tornado w Arkadia Bay. Jak nikt inny rozumiała swoje notatki-zaburzyła struktury świata, więc on zostanie teraz zniszczony przez tornado.
Chyba że odwróci bieg wydarzeń.

Świat zamazywał się, a ona spojrzała nań po raz ostatni.
Max Caulfied pojęła jak może uratować Arkadia Bay i przy okazji cały świat.

---

Zostały 2 rozdziały. Bądźcie ze mną w tych ostatnich chwilach świata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top