Rozdział 9
Obudziłem się dosyć wcześnie. Schodząc po cichu na dół nie zauważyłem obecności rodziców. Pewnie jeszcze spali. Będą na dole udałem się w stronę tylnych drzwi. Chwyciłem za klamkę chcąc sprawdzić czy są zamknięte. Na szczęści były. Wracając do pokoju minąłem kuchnię. Już od dwóch dni nic nie jadłem, ale całkowicie straciłem apetyt. Nie miałem na nic ochoty.
Będąc już bezpieczny w swoim pokoju podszedłem do biurka, gdzie znajdowała się moja zamykana na klucz szufladka. Wyciągnąłem kluczyk i otworzyłem ją. Wpatrywałem się w jej zawartość nie mogąc uwierzyć, że ktoś oprócz mnie przeglądał jej strony. Wszystko leżało na swoim miejscu. Kazuma widocznie się postarał, żeby odłożyć wszystko na swoje miejsce. Byłem ciekawy, kiedy on się wkradł do mojego pokoju. Nigdy nie zauważyłem, by coś znajdywało się nie na swoim miejscu.
Wyciągnąłem swój pamiętnik i położyłem się na łóżku. Zacząłem w nim opisywać wszystkie te dni w piwnicy. Od patrzenia na śmierć Daisuke po utratę przytomności podczas ucieczki. Drżącą ręką opisywałem to wszystko do momentu, aż usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Szybko schowałem pamiętnik pod siebie i zwróciłem wzrok ku drzwiom. Do pokoju weszła mama wraz z tatą. Rany, czy oni nie mogą zostawić mnie w spokoju.
- Już wstałeś. Jak się czujesz?- Spytała mama z zatroskanym wyrazem twarzy.
Nic nie odpowiedziałem. Wpatrywałem się w nich chcąc, by już wyszli.
- Jakbyś czegoś potrzebował będziemy na dole- powiedział ojciec wychodząc z pokoju.
Mama westchnęła i wyszła za tatą. Gdy usłyszałem ich kroki na schodach, wyciągnąłem swój pamiętnik i wróciłem do pisania. Zajęło mi to trochę czasu, bo gdy spojrzałem za okno słońce było już wysoko na niebie. W międzyczasie mama przyniosła mi talerz kanapek i postawiła mi je na biurku z nadzieją, że zostaną one zjedzone. Odłożyłem pamiętnik do szuflady i wróciłem na łóżko. Od powrotu do domu zacząłem spędzać na nim całe dnie. Na biurku nadal leżało nietknięte jedzenie.
W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Zignorowałem go i leżałem dalej na swoim łóżku wtulony w poduszkę. Pewnie przyszedł listonosz z jakąś paczką dla rodziców lub coś w tym stylu.
Nagle usłyszałem czyjeś kroki na schodach, a po chwili drzwi mojego pokoju otworzył ojciec.
- Ktoś do ciebie. Mówi, że jest twoim znajomym. Ale szczerze mówiąc, widzę go pierwszy raz.
Zaskoczyły mnie jego słowa. Patrzyłem na niego z pytającym wzrokiem
- Nie wiem czy mam go wpuścić, czy... Może pójdź zobaczyć kto to.
Niepewnie zszedłem łóżka i ruszyłem na dół. Nie miałem pojęcia, kto mógł przyjść mnie odwiedzić. Gdy tylko zobaczyłem, kto stoi w drzwiach wejściowych stanąłem osłupiały.
- Hej, pamiętasz mnie?- Powiedział.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Skąd on znał mój adres?
- Mogę wejść czy może mam...
Nie dałem mu dokończyć. Podbiegłem do niego, chwyciłem go za rękaw i zaciągnąłem do środka. Ruchem głowy dałem mu znać, żeby poszedł za mną. Udaliśmy się d mojego pokoju zostawiając za sobą osłupiałych ze zdziwienia rodziców. Gdy byliśmy już u mnie usiedliśmy na łóżku.
- Co tutaj robisz?- Spytałem.
Trochę zaskoczył mnie dźwięk własnego głosu. Od powrotu do domu nie odezwałem się ani słowem do rodziców. Nie licząc tego jednego razu, gdy wrzeszczałem na tatę, widząc zamiast niego białowłosego.
- Przyszedłem zobaczyć jak się masz, a przede wszystkim ci podziękować- powiedział z uśmiechem- Coś taki zdziwiony?
- Nie spodziewałem się żadnych gości, a już na pewno nie ciebie.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy.
- Satoru, co się działo, gdy uciekłem- powiedziałem niepewnie.
- Na korytarzy zaczął panować chaos, lecz trwał on tyko chwilkę. Później wszystko ucichło. Do wieczora nikt do mnie nie zajrzał. Zasnąłem głodny, ale już chyba przyzwyczaiłem się do tego uczucia. Rano obudziły mnie krzyki dochodzące z góry. Zdziwiłem się, że słychać jakiś hałas dochodzący stamtąd. Nie brzmiało to jakby nasi Panowie się kłócili. Siadłem na materacu i wsłuchiwałem się. Po chwili na korytarzu było słychać kroki kilkorga osób i drzwi do celi otworzył mi policjant. Całą naszą czwórkę odwieźli do szpitala na oględziny. Podobno wypisali nas ze szpitala tego samego dnia. Z tego, co wiem, to pozostałej trójce nic poważnego nie jest.
Uciszyłem się, że wszyscy porwani wyszli z tego cało.
- Widzę, że jednak trafiłeś na najgorszego- powiedział przyglądając mi się.
Spojrzałem na siebie. Byłem ubrany w koszulkę z krótkim rękawem i wszystkie moje zadrapania oraz siniaki były doskonale widoczne. Satoru też miał na sobie zadrapania i siniaki, lecz było one o wiele mniejsze od moich.
- W sumie to chyba nie. Ogólnie to był miły i zawsze trochę razem porozmawialiśmy, ale coś ostatniego razu mu odbiło, no i...
- Rękę też tam sobie rozwaliłeś?- Spytał zdziwiony.
- Nie- odpowiedziałem trochę zawstydzony.
- Aha. To rzeczywiście miałeś szczęście z właścicielem, no z znaczy do czasu... Do wszystkich tylko przychodzili, robili swoje i wychodzili- powiedział.- Jak nie chcesz to nie mów, ale... o czym z nim rozmawiałeś?
- W sumie to o...- przerwałem, gdy usłyszałem odgłos otwieranych drzwi.
Zza drzwi wychyliła się głowa taty. Patrzył na nas lekko zdziwiony.
- Przedstawiłbyś może kolegę.
Nie miałem zamiaru odpowiadać. Patrzyłem na niego z wzrokiem każącym mu wyjść.
- Jestem Satoru- przedstawił się sam.
- Tak, więc Satoru, mógłbym cię prosić na słówko.
Blondyn popatrzył się na mnie. Wzruszyłem tylko ramionami. Chłopak wstał i wyszedł z pokoju za moim tatą. Byłem ciekawy, o czym chciał z nim porozmawiać. Gdy tylko drzwi się zamknęły podszedłem do nich, żeby podsłuchać rozmowę. Niestety oddalili się na tyle, że nic nie mogłem usłyszeć. Wróciłem na łóżko i usiadłem na jego krawędzi zrezygnowany.
W końcu drzwi się otworzyły. Do pokoju wszedł blondyn zamykając drzwi za sobą. Usiadł koło mnie na łóżku, a jak patrzyłem na niego ciekawskim wzrokiem.
- Co?
- Co od ciebie chciał?
- Nic ciekawego...
Wiedziałem, że to nie prawda. To, że rozmawiali na mój temat jest pewne. Kwestia tylko, o czym dokładnie.
- Na czym skończyliśmy rozmowę?- Zapytał ciekawy odpowiedzi blondyn.- A, już pamiętam to, o czym z nim rozmawiałeś.
- O mnie, o nim. Czasem zadawałem pytania, a on na nie odpowiadał. Innym razem to on zaczynał na jakiś temat rozmowę. Ogólnie chyba zawsze chwilę pogadaliśmy, oprócz tego jednego razu...- powiedziałem spuszczając wzrok.
- To miałeś w większej mierze szczęście- powiedział starając się mnie pocieszyć.
Kątem oka zauważyłem, że jego dłoń zmierza w moją stronę. Automatycznie się odsunąłem i spojrzałem na niego. Patrzył ma mnie, próbując zrozumieć moją reakcję.
Nagle poczułem na swoim ramieniu jego dłoń. Nie zauważyłem, kiedy wykonał ruch. Po chwili obraz Satoru, na którego cały czas patrzyłem zamienił się w obraz Kazumy. Widziałem go siedzącego koło mnie. Już miałem zamiar krzyczeć, żeby mnie puścił, lecz jego dłoń zasłoniła mi usta. Patrzyłem na niego przestraszonym wzrokiem. Pchnął mnie, w efekcie, czego znalazłem się w pozycji leżącej. Usiadł na moich biodrach cały czas zasłaniając mi jedną dłonią usta. Gdy poczułem ciężar innego ciała na sobie zrobiło mi się gorąco, a serce zaczęło mi mocniej bić. Westchnąłem cicho, gdy poczułem jak ociera się o moją męskość. Usłyszawszy to zszedł ze mnie i usiadł obok. Ja nadal pozostawałem w tej samej pozycji.
Spojrzałem na niego i zamiast Kazumy ujrzałem Satoru.
- Widzisz go, prawda?- Odezwał się.
Nic nie odpowiedziałem. Leżałem wpatrując się w sufit. Teraz wiedziałem, że ojciec powiedział mu o moim niepokojącym zachowaniu. Pewnie uznali, że skoro też został porwany to mu się zwierzę i dowiedzą się od niego, co mi jest.
- Twój wzrok całkowicie się zmienił, gdy cię dotknąłem.
- Masz u mnie minusa- odezwałem się w końcu.
- Za co?- Spytał zdziwiony.
- Za to, co zrobiłeś. Rodzice ci coś powiedzieli, prawda?
- Niepokoili się twoim zachowaniem. Chcieli żebym trochę z tobą pogadał i dowiedział się czegoś.
- To, dlaczego nie zapytałeś, tylko... Poza tym, za psychologa robisz, czy co...
- Heh, może trochę. Mój ojciec jest psychologiem, więc jakieś pojecie o tym mam. No i jestem dość spostrzegawczy, wiec po zachowaniu mogę już coś wywnioskować.
Patrzyłem na niego zdziwionym wzrokiem.
- Nie mów o tym rodzicom- poprosiłem.
- Dobra, ale pewnie mnie spytają czy czegoś się dowiedziałem. Coś wykombinuję.
- Wielkie dzięki.
Nastała chwila ciszy. Żadne z nas się nie odzywał. On patrzył na mnie, a ja patrzyłem w sufit. Byłem zły na rodziców, że wykorzystali go do dowiedzenia się czegoś.
- Podobał ci się- odezwał się nagle blondyn.
- Co?!- Nie miałem pojęcia, o co mu chodzi.
- Kazuma- mówił pewnym siebie tonem.
- Nie!
Blondyn patrzył na mnie, jakby mi nie wierzył. Jak on mógł coś takiego pomyśleć.
- To, że wolisz mężczyzn widać po twoich spodnia. Nie każdemu staje, gdy siedzi na nim jakiś chłopka.
Gdy to usłyszałem lekko się zarumieniłem. Usiadłem szybko, by ukryć wybrzuszenie w moich spodniach. Nawet tego nie zauważyłem, dopóki mi nie powiedział.
- No i zamiast mnie widziałeś siedzącego na tobie Kazume oraz nie stawiłeś się zbytnio.
Patrzyłem na niego zszokowany. Niby w tym, co mówił, było jakieś ziarenko prawdy, ale to jeszcze nie znaczy, że leciałem na gościa, który mnie porwał i wykorzystywał.
- To jeszcze nie oznacza, że mi się on podoba- powiedziałem naburmuszony.- Ale nie powiesz rodzicom, że jestem gejem?
- Spoko, to zostanie między nami- powiedział z uśmiechem.- A jeszcze jedno, podobno nic jeszcze nie jadłeś. Rozumiem, że możesz nie mieć apetytu, ale musisz jeść.
Spojrzałem na talerz kanapek na biurku, który wcześniej przyniosła mi mama
- Niech ci będzie.- Podszedłem i przyniosłem talerz na łóżko.- Ale ty zjesz ze mną.
- Heh, nie ma sprawy.
Chwyciłem pierwszą z brzegu kanapkę i wziąłem mały gryz. Gdy poczułem smak pierwszej z nich, zdałem sobie sprawę jak bardzo jestem głodny. Zjadałem ze smakiem kolejne kanapki, aż został tylko pusty talerz. Gdy skończyłem jeść Satoru patrzył na mnie z lekkim rozbawieniem.
- Chyba będę musiał już lecieć- powiedział patrząc na zegarek.
- Odprowadzę cię do drzwi.
Wstaliśmy i zeszliśmy na dół.
- Wpadnę jutro- powiedział blondyn wychodząc.
- Nie ma sprawy. Do jutra- pożegnałem go.
- Do jutra.
Patrzyłem jak idzie wzdłuż drogi, aż w końcu straciłem go z oczu. Zamknąłem drzwi i poszedłem do swojego pokoju. Na łóżku nie było już talerza. Widocznie, gdy odprowadzałem Satoru, rodzice weszli sprawdzić czy jednak coś zjadłem.
Do wieczora nic konkretnego nie robiłem. Wierciłem się na łóżku nie mając, co robić, a równocześnie nie chcąc schodzić na dół, by uniknąć spotkania z rodzicami. Jedyny moment, w którym wyszedłem z pokoju był wtedy, gdy poszedłem do łazienki wziąć prysznic.
Gdy leżałem już pod kołdrą rozmyślałem nad tym co mi powiedział Satoru. Czy ja naprawdę leciałem na Kazume? Wiedziałem, że ja się jemu podobam, ale czy on mógł mi? Zawsze, gdy przychodził miałem, jakby to on powiedział „ciasno w spodniach". Dotyk jego dłoni na mojej skórze wywoływał przyjemny dreszcz. Nienawidziłem tego gościa, a zarazem coś w nim było takiego, że robiło mi się cieplej w środku. Gdy nie próbował się do mnie dobierać, wydawał się być nawet fajny. Mimo wszystko muszę pamiętać, że głównie próbował się do mnie dobrać oraz to przez niego mam siniaki i rany na szyi.
Rozmyślałem tak, dopóki nie dopadł mnie sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top