Rozdział 13

  Gdy się obudziłem, było po dziesiątej godzinie. Najpierw poszedłem wziąć prysznic, później się ubrałem w jakieś ładniejsze ciuchy i poszedłem zjeść śniadanie. Na dole mama wraz z tatą krzątali się w kuchni. Zrobiłem sobie miskę płatków i usunąłem się z kuchni by im nie przeszkadzać.

Gdy zjadłem śniadanie, chciałem pomóc, chociaż trochę w przygotowywaniu urodzin, lecz nic nie było do zrobienia. Dom był wysprzątany, a o przygotowywaniu jedzenia nawet nie myślałem pomagać, bo prawdopodobnie tylko bym przeszkadzał.

Siedziałem znudzony w salonie i z niecierpliwością czekałem na przybycie gości.

Po godzinie trzeciej rozległ się dzwonek do drzwi.

- Otworzę!- Krzyknąłem i poszedłem otworzyć drzwi.

Jako pierwszy zjawił się Satoru wraz z nieznaną mi osobą.

- Wszystkiego najlepszego!- Krzyknęli oboje, gdy tylko mnie zobaczyli.

- Witajcie, wchodźcie- zaprosiłem ich do środka.

Ściągnęli buty i wszyscy udaliśmy się do salonu.

- Siadajcie- powiedziałem wskazując na kanapę.

- To jest Hiroki- powiedział Satoru przedstawiając chłopaka siedzącego koło niego.

- Cześć, jestem Akira- przywitałem się.

Hiroki był niższy od blondyna, miał on krótkie brązowe włosy i brązowe oczy. Wydawał się być w moim wieku lub o rok młodszy. W sposobie, w jaki patrzył na Satoru było coś słodkiego i rozczulającego. Byłem bardzo ciekawy, kim oni są dla siebie.

- Mam nadzieje, że się nie obrazisz, że go przyprowadziłem.

- Nie, nie obrażę. Miło, że przyprowadziłeś go ze sobą. To jest...

- To mój chłopak- powiedział blondyn jak gdyby nigdy nic.

Słysząc to Hiroki lekko się zarumienił i spojrzał na mnie.

- To bardzo miło mi poznać.

Siedzieliśmy razem w salonie, gdy nagle przyszli rodzice.

- Witaj Satoru. To skoro ty przyszedłeś, to inni też niedługo powinni przyjść- powiedział ojciec.- W takim razie my już sobie pójdziemy. Satoru, wszystko jest w kuchni.

- Wrócimy jutro rano- powiedziała mama.

Spojrzeli jeszcze chwilę na nas i wyszli. Patrzałem zszokowany na rodziców zamykających drzwi za sobą, a następnie na Satoru.

- O co chodzi?- Spytałem lekko zszokowany tym wszystkim.

- Pod ich nieobecność ja zajmuję się organizacją. No i masz wolną chatę do jutra rana.

Posiedzieliśmy jeszcze chwilkę sami i po chwili zaczęli schodzić się goście. Przyszli wszyscy moi przyjaciele. Każdy przy wejściu składał mi życzenia urodzinowe i wręczał mi prezent. Zebraliśmy się wszyscy w salonie, a po chwili Satoru wniósł tort. Wyglądał on wspaniale. Czekoladowy z wiśniami i bitą śmietaną. Jak się okazało upiekł on go wraz ze swoim chłopakiem. Wszyscy zaśpiewali mi „Sto lat" i jeszcze raz zaczęli mi składać życzenia. Pokroiłem ciasto i rozdałem wszystkim po kawałku. Okazał się on smakować równie świetnie, co wyglądał. Naprawdę się postarali.

Po zjedzeniu tortu zaczęły się rozmowy, różne gry i tańce. Oczywiście nie zabrakło tak prostej, ale świetnej zabawy jak „gra w butelkę". Zaczęło się niewinnie na pytania, a później było coraz bardziej odważnie. Poprzez zadania, do fantów itp. Wyobraźnia, co niektórych okazała się naprawdę duża. W międzyczasie Satoru przynosił coś do jedzenia i picia.

Impreza skończyła się gdzieś o godzinie dwudziestej trzeciej. Blondyn i jego chłopak zostali i pomagali mi sprzątać. Na szczęście było czyściej niż się spodziewałem. Po pół godzinie wszystko było już sprzątnięte.

- My już chyba pójdziemy- odezwał się w końcu Satoru.

- Jak chcesz, to możecie przenocować tutaj.

- Nie chcemy robić kłopotu- zaczął.

- Żaden problem. Przygotuję wam pokój gościnny.

- No niech ci będzie. Pójdziemy w takim razie teraz do łazienki się umyć i pójdziemy już spać.

- Dobra.

Gdy byłem już w pokoju gościnnym i ścieliłem im łóżko dopiero zauważyłem, że powiedział, że pójdą się umyć w liczbie mnogiej. Jako że razem udali się na górę, byłem bardzo ciekawy, co teraz dzieje się w mojej łazience.

Skończywszy ścielić im łóżko udałem się do swojego pokoju. Po drodze, gdy mijałem łazienkę nie mogłem się powstrzymać od podsłuchania, co się tam dzieje. Po odgłosach, jakie dosłyszałem, gdy się porządnie wsłuchałem, wnioskuję, że było im bardzo przyjemnie pod moim prysznicem. Poszedłem dalej wzdłuż korytarza i do swojego pokoju. Z zamkniętymi ze zmęczenia oczami wszedłem do siebie i opierając się o drzwi zamknąłem je. Osunąłem się na ziemię i usiadłem na podłodze opierając czoło o kolana.

- Zmęczony?

- Tak, nawet bardzo- odpowiedziałem.

Chwila! Kto to powiedział?!

Błyskawicznie podniosłem głowę i ujrzałem Kazume opierającego się plecami o ścianę naprzeciwko mnie. Serce zamarło mi w piersi. Siedziałem jak sparaliżowany nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Co on tu robi?!

Stał tam, tak po prostu ubrany w dżinsowe rurki i czarną koszulkę Ciasno opinającą jego dobrze zbudowane ciało. Jego wyraz twarzy zdawał się nie wyrażać żadnych emocji. Miał wzrok utkwiony w podłogę.

- Ty powinieneś teraz siedzieć w więzieniu- wyjąkałem.

Nie usłyszałem z jego strony żadnej odpowiedzi.

- Dlaczego ty...

- Zostałem zwolniony za dobre sprawowanie- wtrącił.

Nie mogłem w to uwierzyć. On, zwolniony za dobre sprawowanie?!

- Ale nie mogę opuszczać miasta oraz nie wolno mi się zbliżać do ciebie i pozostałych porwanych na odległość pięciuset metrów- dodał.

- To gdzie te pięćset metrów?!

- Było jeszcze dwie minuty temu.

Podniosłem się powoli z podłogi nie spuszczając z niego oka. Nie miałem pojęcia, co robić. Jak on się w ogóle znalazł w moim pokoju?!

- Po co tu przyszedłeś?- zapytałem cały czas mając się na baczności.

Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i zaczął powoli zmierzać w moim kierunku.

- Masz dzisiaj urodziny i chciałem ci złożyć życzenia.

Zatrzymał się jakieś pół metra ode mnie. Czułem jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi.

- Słuchaj, jest mi naprawdę przykro. Przepraszam cię za...

Nie zdążył dokończyć. Uderzyłem go w twarz. Wyglądał na dość zdziwionego moim posunięciem. Dotknął lekko swojego policzka i spojrzał na mnie.

- Zasłużyłem- powiedział.

Czułem jak krew się we mnie gotowała. Co z tego, że mu przykro. Nie zdoła wymazać tego, co przeżyłem oraz nie przywróci do życia Daisuke. Starałem się uspokoić, by móc trzeźwo myśleć. Szczerze mówiąc, uderzenie go było bardzo ryzykownym posunięciem.

- Porozmawiajmy- poprosił mnie.

Patrzyłem na niego gniewnym wzrokiem. Podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu, poklepując miejsce koło siebie i dając mi znak, bym tam usiadł. Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Sam nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem.

- Naprawdę chciałbym, by tamte zdarzenie nie miały miejsca. Proszę, zapomnijmy o tym.

- Jak mam zapomnieć?!

Spuścił wzrok i zaczął się wpatrywać w podłogę. Przeczesał ręką swoje włosy i znów spojrzał na mnie.

- Chciałbym móc wymazać tamte chwilę. Zależy mi na tobie.

W jego oczach wzbierały się łzy. Schował głowę w ramionach i oparł na kolanach.

Widząc go w takim stanie czułem, jakby coś w moim sercu pękło. Miałem ochotę go pocieszyć, ale zarazem nadal byłem zły na niego. Nie mogłem wyjść z szoku, jak on potrafił sprawić, że czułem do niego tyle różnych emocji. Gdy podchodził do mnie spod okna, czułem zarazem strach i niecierpliwość. Kiedy kochaliśmy się około rok temu w piwnic, wiedziałem, że powinienem się bardziej opierać, ale jakaś część mnie pragnęła bliskości jego ciała.

Przybliżyłem się do niego, usiadłem za nim i przytuliłem się do jego pleców. Szlochał jeszcze przez chwilę. Gdy się uspokoił, przetarł wilgotne oczy i wyprostował się. Siedzieliśmy tak przez pewien czas. Gdy zaczął odwraca się do mnie, zwróciłem twarz w inną stronę, by na niego nie patrzeć.

- Akira- szepnął.

Na dźwięk swojego imienia, spojrzałem na białowłosego. Twarz miał znacznie bliżej niż przypuszczałem. Jedną ręką delikatnie chwycił mój podbródek i przyciągnął do siebie.

Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Wiedziałem, że powinienem zaprotestować, ale w głębi duszy pragnąłem dotyku jego warg. Czułem przyśpieszone bicie swojego serca. Nasze pocałunki zaczęły się robić coraz bardziej namiętne. W pewnym momencie zielonooki chwycił brzegi mojej koszulki i jednym zwinnym ruchem pozbył się jej ze mnie. Jego usta zaczęły schodzić na moją szyję i obojczyk. Ich dotyk skórze wywoływał przyjemne dreszcze. Odchyliłem głowę do tyłu ułatwiając mu dostęp. Wargi białowłosego poczęły wędrówkę w dół, zostawiając za sobą wilgotny ślad. On sam przeniósł się z łóżka na podłogę. Doszedł do bioder. Zaczął rozpinać pasek od moich spodni, a ja czekałem na to, co zaraz miało nastąpić.

Lekko się zdziwiłem, gdy Kazuma nie wykonywał żadnego ruchu. Spojrzałem na niego. Siedział na podłodze wpatrując się pustym wzrokiem na podłogę. Wyglądał na trochę przygnębionego.

- Co jest?- Spytałem lekko zmartwiony.

- Zapomnijmy o wcześniejszym. Zacznijmy od nowa. Proszę- mówił unikając mojego wzroku.

- Jak ty to sobie wyobrażasz? Że zapomnę o tym jak mnie wykorzystywałeś w piwnicy i poznamy się od nowa?!- Powiedziałem oburzony.

- Mniej więcej tak. Naprawdę jest mi przykro- powiedział, spojrzawszy na mnie.

- Jak ja mam ci niby zaufać po tym wszystkim? Poza tym są między nami cztery lata różnicy.

- Obiecuję ci, że więcej cię już nie skrzywdzę. I nie cztery lata, tylko trzy i pół.

- Poza tym skąd ta pewność, że w ogóle mi się podobasz?! Nie pasujemy do siebie- mówiłem do niego mając nadzieję, że odpuści.

- Po pierwsze, zawsze ci stoi, gdy jestem blisko ciebie- oznajmił pewnym siebie tonem.- A po drugie, przed chwilą nie miałaś nic przeciwko całowaniu się oraz żebym ci obciągnął. Nie ma możliwości, żebym ci się chociaż trochę nie podobał.

Zarumieniłem się i odwróciłem twarz w inną stronę by uniknąć jego wzroku. Wiedziałem, że to, co mówi jest prawdą oraz to, co mówiłem wcześniej nią nie było. Zawsze podniecała mnie bliskość jego ciała. Wiedziałem, że w głębi pragnąłem Kazumy, ale usilnie starałem się to wypierać.

- Jeśli nie mam racji, powiedz mi to prosto w oczy!

Skierowałem twarz w jego stronę. Intensywnie wpatrywałem się w niego. Otworzyłem usta, lecz nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Po dłuższej chwili białowłosy nie usłyszawszy ode mnie żadnej odpowiedzi uśmiechnął się z ulgą.

- Tak myślałem. Proszę, daj mi drugą szansę- błagał.

Chciałem mu ją dać, ale obawiałem się, że okaże się to błędną decyzją, której później mógłbym bardzo żałować. Siedziałem i patrzyłem się na niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Widziałem, jak wpatruje się we mnie błagalnym wzrokiem.

- Nie rozumiem, jak możesz mnie o to prosić po zgwałceniu mnie rok temu- dziwiłem się sam sobie, że powiedziałem to na głos. Słysząc to spojrzał na mnie lekko zdziwiony.

- Chyba sam nie rozumiesz, w jakiej sytuacji byłeś i jesteś oraz co czujesz... Zgoda, porwałem cię i już cię za to przepraszałem. Poza jakimiś dwoma razami dobrowolnie mi się oddawałeś rok temu i z tego co pamiętam, obu nam było przyjemnie- mówiąc podniósł się z podłogi i usiadł na łóżku.- Teraz jestem tutaj, oboje jesteśmy podnieceni, a ty w połowie nagi. Jak na razie nie dawałeś mi żadnego znaku, żebym przestał cię całować lub dotykać.

Niestety w większości miał racje. Nie zgadzam się z tym, że tylko dwa razy się mu stawiałem rok temu. Było tego więcej, ale po jakimś czasie zaprzestawałem z powodu przyjemności, jakiej mi dostarczał. Po dwóch razach, o których wspomniał pozostawił na moim ciele rany i siniaki.

- Nic do ciebie nie czuje!

- Nie zaprzeczaj samemu sobie!

Robiłem się coraz bardziej zły.

- Daj mi drugą szanse. Proszę!

- To nie jest decyzja, którą mogę od tak podjąć. Musze się zastanowić- powiedziałem dając po części za wygraną.

- Dobrze.

Siedzieliśmy w ciszy nie wiedząc, co więcej powiedzieć. Spojrzałem na zegar. Było już pięć po północy. Ziewnąłem przeciągle. Dopiero teraz odczułem jak bardzo byłem wykończony dzisiejszym dniem.

- Powinieneś się już położyć spać- powiedział odchylając się i kładąc na łóżku, równocześnie pociągając mnie ze sobą.

- Co ty robisz?!

- Pozwól mi zostać na noc.

- Co?!

- Proszę... Obiecuje, że nie będę nic kombinował.

- O dużo rzeczy mnie dzisiaj prosisz- wspomniałem.- A jeśli ktoś tu wejdzie i cię zobaczy.

- Ci dwaj na dole są zbyt zajęci sobą, a wyjdę z domu zanim twoi rodzice wrócą. Poza tym martwiłbym się raczej tym, czy nie będzie trzeba zmienić pościeli u nich w pokoju przed przyjazdem twoich rodziców.

Całkiem o nich zapomniałem. Ciekawe czy już śpią, czy jeszcze są pochłonięci sobą nawzajem. Nie wiedziałem, co robić w sprawie Kazumy. Z jednej strony istniało duże ryzyko, że ktoś może wejść do pokoju i zastać nas razem, chociaż powiedział, że wyjdzie zanim rodzice wrócą. Z drugiej strony spędzenie nocy z kimś, a nie jak zawsze samemu wydawała się dość kusząca.

- No dobra, niech ci będzie. Ale masz zniknąć zanim cie ktoś zobaczy, rozumiesz?

- Tak- odpowiedział z uśmiechem na twarzy.

- A teraz cicho- powiedziałem wtulając się niego.

Wiedziałem, że na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Otulił mnie swoimi ramionami. O dziwo czułem się przy nim bezpieczny.

Zasnąłem niemal natychmiast. Byłem naprawdę wykończony dzisiejszym dniem.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top