Przeszłość lubi powracać
Stella przymierzyła się do lądowania, opuszczając kopyta w dół. Złapałam się mocniej jej szyi i pochyliłam dla bezpieczeństwa. Abraksan złożył skrzydła i zatrzymał się na soczysto zielonej polanie. Wróciłam do poprzedniej pozycji i zeskoczyłam z końskiego grzbietu.
— Dziękuję za przejażdżkę, kochanie – pocałowałam ją czule w głowę – Musimy ci znaleźć jakieś miejsce do odpoczynku. Trawki masz pod dostatkiem – rozejrzałam się, kiedy usłyszałam szelest. Natychmiast sięgnęłam po różdżkę, gotowa rzucić jakieś zaklęcie obronne, gdy ujrzałam znajomą postać.
— Cholibka, wszędzie rozpoznam abraksana – zza drzew wyłonił się Hagrid – Savannah, czy ja dobrze widzę? – jego oczy rozszerzyły się raptownie, gdy zarejestrował, że Stella ma towarzystwo.
— Tak myślę – uśmiechnęłam się na powitanie. Widziałam tego pół—olbrzyma tylko raz, podczas Turnieju Trójmagicznego. Koleżanki kibicowały Fleur, a ja w tym czasie zwiedzałam szkołę i spędzałam czas z tatą. Przedstawił mnie min. Hagridowi, Dumbledorowi, McGonagall i Potterowi, a raczej to Potter przedstawił się mnie, na co ojciec reagował niezadowoleniem. Znałam tę tragiczną historię niespełnionej miłości ojca do matki Pottera. Z moją miał jedynie krótki romans, zresztą potem ich drogi się rozeszły, gdy tylko mu mnie podrzuciła po porodzie. Taka jest przynajmniej oficjalna wersja.
— Nie poznałem cię, kochanieńka – zaśmiał się donośnie – Wyrosłaś, wyładniałaś – komplementował mnie.
— Dziękuję – odwzajemniłam uśmiech – Chociaż to były raptem trzy lata – przypomniałam.
— W trzy lata może się dużo zmienić, Savannah – rzucił gajowy – A właściwie, to co cię sprowadza do nas, do Hogwartu? – zagaił, przyglądając się to mi, to Stelli.
— Chciałam odwiedzić tatę. Muszę z nim porozmawiać – oznajmiłam.
— Coś ci leży na wątrobie? – spytał troskliwie.
— Powiedzmy – ucięłam i spojrzałam na zwierzaka – Hagrid, czy mógłbyś się na ten czas zaopiekować Stellą? – poprosiłam.
— Oczywiście. Żaden problem – zgodził się – Będzie jej u mnie dobrze – zapewnił.
— Nie wątpię – ucieszyłam się – Którędy to było do zamku? – zapytałam głupio.
— Prosto i na lewo – odpowiedział – Mogę cię zaprowadzić, jeśli chcesz.
— Nie trzeba, poradzę sobie – odmówiłam – Muszę poćwiczyć orientację – dodałam – Pa, Hagrid.
— Do zobaczenia, Savannah – pożegnał się. Spojrzałam na oddalającego się abraksana i podążyłam w kierunku drogi do zamku. Miałam okazję być tutaj tylko raz w życiu, ale zapamiętałam najważniejsze wskazówki dotyczące dojścia do Hogwartu. W niecałe dziesięć minut stanęłam pod bramami szkoły. Weszłam pewnym krokiem, próbując sobie przypomnieć, na którym piętrze jest sala z eliksirami, kiedy obok mnie przeszła grupa pierwszoroczniaków. W Beauxbatons też mieliśmy młodszych, ale ja nie byłam wybiórcza. Gardziłam każdym rocznikiem.
Ich szaty w złoto-czerwonych barwach załopotały delikatnie.
Gryffindor. Siedlisko szlam...
Skrzywiłam się na widok potencjalnych zdrajców krwi i otrzepałam ubranie na wypadek, gdyby ich obecność mnie skaziła.
— Savannah? – dobiegł mnie kobiecy głos. Odwróciłam głowę i zauważyłam, że mam towarzystwo – Co ty tutaj robisz, dziecko? – zapytała z troską.
— Profesor McGonnagall – przywitałam się – Muszę porozmawiać z ojcem i szukam jego sali – wytłumaczyłam pokrótce – Przypomni mi pani, gdzie ona jest? – poprosiłam.
— Ten korytarz to zły kierunek – odpowiedziała czarownica – Musisz zejść do lochów. Właśnie tam Severus ma najczęściej swoje zajęcia – dodała i już jej nie było. Zostawiła mnie w zamyśleniu. Nie uśmiechało mi się błądzenie po korytarzach, dlatego wytężyłam wzrok w poszukiwaniu kozła ofiarnego, który zaprowadzi mnie na miejsce.
Okazja nadarzyła się, kiedy jakiś mało urodziwy gryfon upuścił swoje książki i panicznie rzucił się do ich zbierania. Normalnie bym go olała, ale gość wyglądał jak typowy przegryw, który nie odmówi dziewczynie, więc przywołałam na twarz sztuczny uśmiech i podeszłam do niego.
— Często ci się to zdarza? – zagaiłam, podając chłopakowi jeden z podręczników.
— C-C-Co? – wyjąkał przestraszony.
— Upuściłeś książki i zastanawiam się, czy często ci się to zdarza – powtórzyłam.
— T-T-Tak... — natychmiast się zawstydził – D-Dziękuję – wydukał, zabierając swoje rzeczy.
— Spoko. Możesz się odwdzięczyć i zaprowadzić mnie do klasy profesora Snape'a – nie brałam jeńców.
— Profesora S-S—Snape'a? – trząsł się jak galaretka, ale nie było mi go żal. Wzbudzał raczej zażenowanie.
— To jakiś problem? – uniosłam brwi.
— N-Nie – zaprzeczył, spuszczając wzrok.
— Świetnie. Zatem prowadź – niecierpliwiłam się.
— Jestem Neville tak w ogóle – przedstawił się, wyciągając w moim kierunku dłoń. Jeszcze czego. Mam dotknąć tego ucieleśnienia żałosności? Dziękuję, postoję.
— Savannah – mruknęłam niechętnie, krzyżując ręce na piersiach – Nie ściskam dłoni na przywitanie. Prowadź do sali, Neville – ponagliłam go, na co speszony cofnął rękę.
— Tak, jasne – kiwnął głową – Chodź – przeszedł obok, a ja udałam się za nim.
***
Schodziliśmy do jakichś ponurych lochów i od razu wiedziałam, że idę w dobrym kierunku. Mroczne klimaty były sygnaturą ojca, pasowały do niego. Był dystyngowanym, potężnym czarodziejem i mistrzem eliksirów. Powłóczyste, ciemne szaty idealnie dopełniały jego autorytarny wizerunek. Ja również lubowałam się w czarnych odcieniach, które dominowały w mojej garderobie. Uważałam, że czerń jest niezwykle szykowna i dodaje tajemniczości.
— T-To tutaj – chłopak wskazał na drzwi, zza których niczym duch wyłonił się mój ojciec.
— Czyżbyś szukał tu czegoś, Longbottom? – syknął na niego nieprzyjemnie, mierząc od stóp do głów pogardliwym wzrokiem.
— Nie, p-panie p-profesorze, ja...
— Pewnie znowu czegoś zapomniałeś, a teraz udajesz nieświadomego głupca – prychnął z wyższością, a gryfona wmurowało w podłogę ze strachu.
— Właściwie, to robi za mojego przewodnika – wychyliłam się, doprowadzając do konfrontacji z tatą.
— Savannah? – jego oczy rozszerzyły się kilkukrotnie, po czym z powrotem spoczęły na przerażonym uczniu – Co wyczyniasz z moją córką, Longbottom?! – wycedził ze złością.
A gdyby tak coś zasugerować? Dobra, nie dodawajmy chłopaczkowi stresu.
— A racja. Zapomniałam wspomnieć, że moje nazwisko to Snape. Drobny szczególik – uśmiechnęłam się „przepraszająco" do chłopaka.
— To ja już p—pójdę – wyksztusił przez ściśnięte gardło i ulotnił się, prawie wpadając na ścianę za sobą.
— Żałosne – skomentował mój ojciec.
— Trudno się nie zgodzić – poparłam go, po czym przytuliłam na powitanie – Miło cię widzieć, ojcze.
— Ciebie również, Savannah – zacisnął na mnie mocniej swoje ramiona. Byłam jedyną, przy której pokazywał swoją delikatną stronę – Jednakże, o ile się nie mylę, powinnaś być teraz w Beauxbatons – wrócił mu jego poważny tembr – Wobec tego, co robisz w Hogwarcie? – odsunął się i posłał mi jedno ze swoich surowych spojrzeń.
— Musimy porozmawiać – oznajmiłam, zaciskając usta w wąską kreskę.
— Bezdyskusyjnie musimy – potwierdził z irytacją – Do sali, Savannah. W tej chwili – rozkazał powoli.
— Tak jest, ojcze – kiwnęłam głową i przekroczyłam próg prowadzący do klasy eliksirów. Świetnie zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie będzie łatwa rozmowa...
***
Ojciec zamknął zaklęciem drzwi i rzucił czar wyciszający, na wypadek, gdyby ktoś nas chciał podsłuchiwać. Po chwili usiadł przy swoim biurku i rzucił mi ponaglające spojrzenie.
— Czekam na wyjaśnienia – dał mi przyzwolenie na mówienie.
— Ok – zeskoczyłam z jednej z ławek – Miałam dzisiaj rozmowę z dyrektorką – zaczęłam, nie mogąc się powstrzymać i zaglądając do jednego z kotłów.
— Zdaje się, że pomijasz główną część – westchnął ostentacyjnie, na co złączyłam swój wzrok z jego.
— Zawiesili mnie w prawach ucznia i prawdopodobnie wywalą ze szkoły – wypaliłam, przygotowując się na kazanie. Zamiast tego uderzyła mnie cisza, która była bardziej dramatyczna niż chciałam.
— Zawiesili cię w prawach ucznia i prawdopodobnie wywalą ze szkoły? – powtórzył każde moje słowo, potęgując napięcie.
— Mhm – kiwnęłam głową.
— A mogę wiedzieć, dlaczego? – podniósł nieco głos. Ojciec kochał mnie bezgranicznie, lecz jego metody wychowawcze bywały surowe, a ja często spuszczałam przy nim wzrok, obawiając się reakcji.
— Bo się na mnie uwzięli – wyłożyłam karty na stół – Mówiłam ci, że wysłanie mnie do szkoły dla francuskich pudli to poroniony pomysł! – zmarszczyłam brwi – Urodziłam się Brytyjką i moje miejsce jest w Hogwarcie – wydęłam pretensjonalnie usta.
— Savannah, nie tym tonem – syknął.
— Taka prawda, tato – nie ustępowałam – Patrzą tam na mnie wilkiem, bo nie pasuję do ich oczekiwań – naburmuszyłam się. Odrobina aktorstwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
— To nie jest żaden argument – powiedział powoli.
— Właśnie, że jest. A jakby tego było mało, to moi rówieśnicy dzielą jedną komórkę mózgową na spółę – kontynuowałam.
— Coś jeszcze? – zadrwił, marszcząc czoło.
— W mojej klasie są szlamy – dodałam z obrzydzeniem.
— Jak to? – osłupiał – Przecież zostałaś wybrana do klasy dla pół i czysto—krwistych – przypomniał.
— No i co z tego, skoro dyrektorka uważa, że trzeba wspierać tolerancję i zrobiła klasowe roszady – burknęłam ze znudzeniem.
— Zwyczajny irracjonalizm – stwierdził z pogardą – Po coś powstały klasy dla nie—mugoli, a teraz to wszystko ma zostać zmienione?
— Tam są sami idioci – krytykowałam – Dobrze, że już nie muszę się tym przejmować.
— A skąd ta pewność?
— Dyrektorka wprost mi powiedziała, że mam sobie szukać nowej szkoły, zresztą i tak dostaniesz list od tej głupiej rady pedagogicznej – wlepiłam wzrok w podłogę.
— Nie mogę się doczekać – zakpił, wstając z fotela.
— To co? Przeniesiesz mnie do Hogwartu? Proszę? – wykorzystałam manewr Maritime i przytuliłam się do ojca – Proszę, proszę, proszę? Dało się słyszeć głośne westchnięcie.
— Zostały ci dwa lata nauki, a Beauxbatons ma świetną renomę – próbował mnie przekonać – W Hogwarcie działa to wszystko inaczej. Musiałabyś zaliczyć przedmioty, których nie miałaś, przerobić sześć lat w rok – robił wszystko, żebym zmieniła zdanie.
— Nie widzę żadnego problemu – odparłam – Tato, mam geny Księcia Półkrwi i naturalne predyspozycje do magii – kąciki jego ust drgnęły prawie niezauważalnie. Mówienie do niego „ojcze" było wyrazem szacunku, natomiast nazywanie go „tatą" oznaką bliskości i więzi —Jestem zdolna, przewyższam większość swoją inteligencją i sprytem – puszyłam się. Skromność nigdy nie należała do moich zalet, co w szczególności przeszkadzało Delacour.
Rywalizacja to mój ulubiony powód, żeby ktoś tobą gardził, bo nie jest już najlepszy. By było śmieszniej, Fleur i ja miałyśmy szansę, by zostać przyjaciółkami, do czasu, gdy okazało się, że jestem od niej bardziej utalentowana. I wtedy czar prysł. Zaczęła mi zazdrościć, a że miała większą popularność i wpływ na ludzi, stopniowo nastawiała innych przeciwko mnie. Wytknęłam jej kilkukrotnie brak umiejętności opanowania zaklęć, podkreśliłam swoje atuty i stałam się wrogiem numer jeden.
— Księcia Półkrwi? – zmarszczył czoło – Savannah, czy ty brałaś mój dziennik? – zmienił ton na chłodniejszy.
— Nie, nie brałam – zanegowałam – Znalazłam go kiedyś i przepisałam zaklęcia, które mi się najbardziej spodobały. Stworzyłam swój własny dziennik – pochwaliłam się, ale ojciec nie był dumny. Odsunął się i zaczął chodzić po sali.
— Które zaklęcia przepisałaś? – drążył.
— Nie pamiętam – wzruszyłam ramionami – Dużo ich było – zakręciłam kosmyk włosów na palcu.
— Czy kiedykolwiek użyłaś któregoś z zaklęć z mojego dziennika? – spytał.
— Zdarzyło się – przyznałam.
— Czy użycie któregoś z tych zaklęć mogło być przyczyną zawieszenia? – kontynuował.
No raczej, że było.
— Mogło przeważyć – przyznałam, czując, że zaraz padnie pytanie ostateczne.
— Jakie to było zaklęcie? – stało się. Musiałam to z siebie wyksztusić.
— Sectumsempra – odpowiedziałam.
— Co?! – huknął, aż się skuliłam.
— Użyłam Sectumsempry na Delacour, bo sobie na to zasłużyła. Rzuciłabym na nią Crucio, gdybym je znała – prychnęłam, uśmiechając się na wspomnienie wykrzywionej bólem twarzy Fleur, kiedy wykrwawiała się w ogrodzie za szkołą.
— Dosyć! – przerwał mi – Zabraniam ci używania tego zaklęcia, zrozumiano? I innych zaklęć z zakresu czarnej magii – warknął. Zauważyłam tu pewną niesprawiedliwość.
— Dlaczego? – nie spodobały mi się jego słowa – Przecież ty znałeś podstawy czarnej magii, zanim trafiłeś do Hogwartu. Co złego w tym, że zwyczajnie idę w twoje ślady?
— Nie usprawiedliwiaj się moimi pobudkami. To nie jest to samo – spłynął na mnie jego ponury ton. W dzieciństwie się go bałam, teraz też wzbudzał dyskomfort.
— Nie każdy potrafiłby opanować takie zaklęcia – obstawiałam przy swoim – A w naszej rodzinie to widocznie dziedziczne – uśmiechnęłam się zwycięsko.
— Skoro tak świetnie ci idzie z czarną magią, to może przeniesiesz się do Durmstrangu? – zadrwił – Nie musi to być Hogwart.
— Ja chcę, żeby to był Hogwart – wpatrywałam się w niego wyczekująco – Mam spełnić jakieś warunki? – dopytywałam. Ojciec bywał okropnie zacięty.
— Twój upór w dążeniu do celu jest nieskończony, jak mniemam? – spojrzał na mnie twardo.
— Tak sądzę – kiwnęłam głową.
– Może rzeczywiście przeniesienie cię do Hogwartu, to najlepszy sposób, by mieć oko na ciebie i twoje wybryki – namyślał się.
— Będę grzeczna – zapewniłam – Nie przyniosę ci wstydu – urabiałam go.
— W porządku – poddał się – Porozmawiam o tym z dyrektorem i zobaczę, co uda się zrobić – złączył dłonie za plecami.
— Jesteś najlepszy – wyszczerzyłam się.
— Staram się – maska powagi opadła na sekundę i odsłoniła ciepły uśmiech. Jednak szybko wróciła — Savannah, jak się tutaj dostałaś? Szkocję i Francję dzieli więcej niż kilka godzin drogi – mruknął podejrzliwie.
— Przyleciałam na Stelli – odrzekłam, na co ojciec się zdenerwował.
— Czy nie pomyślałaś o tym, że mogli cię widzieć jacyś mugole? – zacisnął nerwowo szczękę.
— Wątpię, bo leciałyśmy naprawdę szybko, poza tym rzuciłam na nas zaklęcie maskujące w razie wypadku.
— Doprawdy? – uniósł brwi.
— Nie jestem amatorką – prychnęłam.
— Dobrze. A gdzie teraz jest Stella? – burknął.
— Hagrid się nią opiekuje. Wszystko jest pod kontrolą, tato – dodałam.
— Chciałbym w to wierzyć, Savannah – siłował się na spokój – Mam teraz zajęcia, a ty nie możesz się pałętać po szkole, dopóki nie znajdziemy wyjścia z tej sytuacji – zadecydował – Będę musiał cię zamknąć w swoim gabinecie.
— Co? Nie! – sprzeciwiłam się – Tato, daj spokój. Nie będę robić za więźnia – marudziłam – Pójdę sobie do Hogsmeade, pozwiedzam, wstąpię do jakiejś knajpy – wyliczałam.
— Niech będzie – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia – Tylko żadnego alkoholu – zastrzegł.
— W takim razie, po co żyć? – jęknęłam teatralnie.
— Savannah, ja nie żartuję.
— A ja tak – zachichotałam niewinnie – Dobrze. Przysięgam, że będę grzeczna – westchnęłam – Z małym wyjątkiem... — ojciec posłał mi piorunujące spojrzenie – Jeśli trafię na szlamę...
— Zignorujesz ją w milczeniu – dokończył za mnie.
— Zignoruję ją w milczeniu – powtórzyłam z ociąganiem.
— Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, idź już i nie rzucaj się w oczy – polecił.
— Postaram się – burknęłam i odwróciłam w kierunku drzwi – Alohomora – wyjęłam różdżkę i opuściłam salę eliksirów. Pod klasą zrobiło się tłoczno. Widocznie kolejna grupa czekała na zajęcia. Ledwo zrobiłam kilka kroków, a wyrósł przede mną ten cały Longbottom – Co? – warknęłam.
— P-Pomyślałem, że może potrzebujesz pomocy z wyjściem – stanął za blisko, powodując u mnie odruch wymiotny.
— Obejdzie się – zmierzyłam go pogardliwym wzrokiem. Nie miałam już z niego żadnych korzyści i nie musiałam być miła – A teraz suń się, bo zagradzasz mi przejście – syknęłam, omijając gryfona. Czułam na sobie dziesiątki spojrzeń.
— Savannah? – usłyszałam znajomy głos.
— Kopę lat, Potter – posłałam mu cierpki uśmiech i poszłam w swoją stronę.
***
Dziewczyna zniknęła z pola widzenia, jednak Harry wciąż nie mógł dojść do siebie. Nie spodziewał się spotkać Savanny w Hogwarcie, właściwie, to po ostatnim w ogóle nie przypuszczał, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy. Co było dziwniejsze, Potter praktycznie jej nie znał. Mieli okazję zamienić ze sobą parę słów, a mimo to nieznajoma zaintrygowała Wybrańca.
Niczym mgła, bruneta ogarnęły wspomnienia, kiedy pierwszy raz ujrzał Savannę Snape.
Turniej Trójmagiczny ledwo się rozpoczął, a Hogwart przeżywał to wydarzenie na całego. Korytarze roiły się od uczniów, zarówno tych zwykłych jak i przyjezdnych.
Harry był otoczony przez wianuszek gryfonów, którzy gorliwie mu kibicowali. Krukoni i puchoni także cieszyli się z uczestnictwa Pottera, mimo że ci drudzy bardziej dopingowali Cedrica Diggory'ego. Jedynie ślizgoni, z Draco na czele, obstawiali zakłady kiedy Wybraniec przegra. Konkurencja była silna, wbrew pozorom Harry obawiał się zdeterminowanej Fleur Delacour, aniżeli Viktora Kruma. Francuzka miała silną osobowość i wsparcie ze strony koleżanek.
Dziewczęta z Beauxbatons robiły na innych spore wrażenie. Zawsze eleganckie i kulturalne chodziły w niewielkich grupkach i dopingowały swoją koleżankę. Fleur nie mogła narzekać na brak wsparcia. Nie licząc jednej osoby, która nie pozwalała się zarazić duchem rywalizacji. Pewna uczennica izolowała się od reszty, spoglądała na innych z góry i często była widziana ze Snapem. Zielonooki coś podejrzewał, tym bardziej, że nie poznał wszystkich dziewczyn, ale mimo to widywał je częściej niż pannę tajemniczą.
***
Harry zmierzał w kierunku pokoju wspólnego, gdy zauważył tajemniczą nieznajomą w towarzystwie mistrza eliksirów. Podszedł do nich i postanowił się przedstawić.
— Chyba jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać — wystawił rękę — Harry Potter.
— Nie wydaje mi się, Potter, żeby zachodziła konieczność spoufalania się z każdym z osobna — wtrącił się nauczyciel. Dziewczyna przewróciła oczami i uścisnęła dłoń chłopaka.
— Może i nie zachodzi, ale mogę tym razem zrobić wyjątek — popatrzyła przyjaźnie na bruneta — Savannah Snape — rzuciła oficjalnie. Wymówiła swoje nazwisko z dumą. Poczucie własnej wartości nie było jej obce. Wybraniec zaniemówił. Znienawidzony nauczyciel nie pasował do roli ojca, a tu się okazało, że Snape miał córkę...
— Bardzo miło mi cię poznać — odzyskał głos.
— Wystarczy tego dobrego — Severus nie potrafił znieść widoku ich złączonych rąk — Nie chcę cię więcej widzieć w pobliżu mojej córki, Potter — zastrzegł surowo.
— Czyli jak wpadniemy na siebie na korytarzu, to mam udawać ślepotę? — zironizowała dziewczyna.
— Zapewniam, profesorze, że nie mam złych intencji — dodał chłopak.
— Nie mógłbyś mieć. Byłabym pierwsza — rzuciła z kąśliwym uśmieszkiem. Harry nieśmiało go odwzajemnił.
— Dosyć. Savannah, może dołączysz do koleżanek? — zasugerował Snape. Nie podobało mu się, że jego córka i Wybraniec nawiązują nić porozumienia.
— Wolę rzucić na siebie Drętwotę — prychnęła — Idę na spacer, jeśli wolno — zadarła nos do góry i odeszła.
— Nawet nie myśl o zbliżaniu się do niej, Potter. Inaczej gorzko tego pożałujesz — syknął Severus i poszedł w przeciwnym kierunku. Harry uwielbiał robić na przekór mistrzowi eliksirów. Wiedział, że prędzej czy później trafi na dziedziczkę mroku.
Tak wyglądało pierwsze spotkanie z Savanną. Drugi raz natknęli się na siebie w bibliotece.
***
Wybraniec miał za sobą ciężki dzień, a Snape postanowił go jeszcze bardziej uatrakcyjnić i zadać im zadanie domowe. Zrezygnowany chłopak poszedł w kierunku biblioteki, spodziewając się tam Hermiony. Zamiast niej zobaczył błękitny mundurek i stanął jak wryty.
— O, hej, cześć... — założył rękę za głowę.
— Cześć, Potter. Co cię sprowadza do biblioteki? Przymus czy raczej ochota? — zagaiła czarownica, sięgając po jedną z książek.
— Cóż, twój ojciec zadał nam trudne zadanie domowe — wypalił.
— Jest wymagający. To się nie zmieni — wzruszyła ramionami.
— A ty co robisz w bibliotece? — spytał.
— Szukam rozrywki. To miłe widzieć książki w ojczystym języku. Niecodzienne.
— Wybacz wścibskość, ale dlaczego chodzisz do Beauxbatons, zamiast do Hogwartu? — zmieszał się lekko.
— Hmm. Też mnie to zastanawia — ożywiła się — Powiem ci w sekrecie, Potter, że zrobiłabym wszystko, by tutaj uczęszczać, ale ojciec z jakiegoś absurdalnego powodu się na to nie zgadza — ściszyła głos — Nie znoszę Beauxbatons. Nie pasuję tam. Nienawidzę tego paskudnego mundurka, a zwłaszcza Fleur i jej kółka wzajemnej adoracji — zwierzyła się.
— Nie wiedziałem, że aż tak ci tam źle. Przykro mi, Savannah...
— Niepotrzebne mi twoje współczucie, Potter — wyrolowała oczami — Zrób coś dla mnie i wygraj ten turniej, żebym mogła napawać się widokiem płaczącej Delacour — obnażyła złośliwy uśmieszek — A teraz wybacz mi, ale idę na randkę z tą oto książką — pomachała mu okładką przed twarzą i odeszła bez pożegnania. Miała ten sam arogancki styl, co jej ojciec. Fizycznie od niego odstawała, jednak charakter ewidentnie odziedziczyła.
***
To było drugie i ostatnie spotkanie z córką Snape'a. Do końca turnieju nie wpadli już na siebie ani razu. Savannah nie pojawiła się również na Balu Bożonarodzeniowym, Harry nie dostrzegł jej nawet na uroczystej ceremonii zamknięcia i pożegnania. Od tamtego czasu minęły trzy lata, a dziewczyna nie zawitała w progi Hogwartu. Wybraniec zaakceptował myśl, , że już nigdy jej nie zobaczy, domyślił się, co mógłby zrobić Snape by uniemożliwić córce ponowny kontakt z angielską szkołą magii.
***
Nie wierzył własnym oczom, kiedy ją zobaczył. Zmieniła się. Wyglądem bardziej przypominała ojca, w oczach gościł u niej pogardliwy i autorytarny błysk. Potraktowała Neville'a z wyższością, a kiedy przechodziła obok, Harry poczuł chłód. Wyglądało na to, że wdała się w Snape'a, a lekcje manier chyba brała od Malfoy'a. Chociaż, poniekąd się przywitała.
Uczniowie weszli do sali i usiedli w swoich ławkach.
— Harry, kim była ta dziewczyna? — szepnęła Hermiona, widząc zdezorientowanie przyjaciela.
— Nie pamiętam jej — wtrącił Ron — A takiej jak ona nie da się przeoczyć — dodał, pijąc do mrocznej, acz intrygującej aury, jaką rozsiewała nieznajoma.
— To Savannah. Córka Snape'a — rzucił wymijająco wybraniec.
— Snape ma córkę?! – rzucił trochę za głośno Weasley.
— Nie musisz tego ogłaszać całemu światu! – upomniała go Granger.
— To znaczy, jakaś kobieta poszła z nim do łóżka z własnej woli? – nachylił się do Harry'ego.
— To musiała być ładna kobieta, bo Savannah jest... – odparł gryfon.
— Gorąca? Seksowna? – rudowłosy sprzedał przyjacielowi kuksańca. Hermiona przewróciła oczami i wypakowała podręczniki. Faceci i ich uprzedmiatawianie kobiet.
— Niebrzydka – mruknął niby od niechcenia Potter. Według niego dziewczyna była więcej niż niebrzydka, ale nie chciał stać się obiektem żartów Rona — Co ona tu robi, przecież uczęszcza do Beauxbatons — zastanawiał się na głos, zmieniając jednocześnie temat. W tym samym momencie poczuł ból czaszki, kiedy ciężka książka spadła mu na głowę.
— Wielce wątpię, Potter, że informacja, którą się dzielisz ma związek z moimi zajęciami — lodowaty głos mistrza eliksirów spłynął na czarodzieja niczym kubeł zimnej wody — Jeśli usłyszę kolejne mamrotanie, bądź pewien, że zadbam o uatrakcyjnienie twojego czasu wolnego — ostrzegł, odchodząc w stronę biurka.
— On mnie przeraża... — przełknął nerwowo rudowłosy.
— Ucisz się lepiej — Hermiona obawiała się, że oberwie cała trójka.
Severus zaczął zajęcia, lecz Harry był kompletnie zaabsorbowany myśleniem o Savannie. Chciał wierzyć, że czarownica nie jest taka jak jej ojciec, ale nie mógł tego wykluczyć. Co jeśli dziewczyna odwiedziła Hogwart, bo razem ze Snapem coś knują?
Ok, nie spodziewałam się, że powtórki HP na TVN zainspirują mnie do stworzenia książki w tym universum, ale stało się 🤷♀️ Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
CDN
JCBellworte
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top