Rozdział 2


Sporo się zeszło z napisaniem go, bo dopadł mnie brak weny, życie prywatne i sprawa z Ukrainą... no i tak potem naprawdę jakoś słabo mi szło pisanie, teraz jakoś też czuję, że ten rozdział wymuszony, ale no jakoś z tym trzeba ruszyć.

To miłego!

~~~~~~~~~~~~~~

Słowniczek terminów z Naruto:

Kakashi (u góry), Sasuke (po lewej), Sakura, Naruto (po prawej)

dattebayo - kiedy Naruto bardzo się ekscytuje lub denerwuje to często powtarza na końcu to słówko, które na polski tłumaczą "ten teges", ja tego nie robię, bo uważam, że po japońsku brzmi uroczo. Innymi słowy, Naruto ma wadę wymowy.

usuratonkachi - na polski często tłumaczą jako "młotek", gdyż jest to obraźliwe przezwisko, którym Sasuke obrzuca Naruto.


Tu powyżej rasengan Naruto.


Sekretna technika Kakashiego-sensei'a, tzw. lewatywka (według Sakury), czyli Technika 1000 Lat Bólu


ramen, czyli taki jakby japoński rosół, ulubiona potrawa Naruto. Ichiraku to budka z jedzeniem, w której Naruto i reszta ekipy często się stołuje

~~~~~~~~~~~~~~~~~~


— Marinette!

Usłyszałam znajomy krzyk, więc szybko otarłam dłońmi policzki i oczy, by osuszyć je z łez, po czym szybko przywołałam na twarz uśmiech, by odwrócić się w stronę zmierzającego do mnie chłopaka.

— Tak?

Blondyn zatrzymał się tuż przede mną, kładąc dłoń na moim ramieniu.

— Co się stało, dattebayo?

Nie mogłam uwierzyć w to, że wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie rzucone na moją twarz, by wybadać, że coś było nie tak. Wbrew temu, co mówił Sasuke, Naruto naprawdę nie był głupi... no, może trochę, ale za to bardzo spostrzegawczy.

— N-nic — wyjąkałam, ale on nie dawał się tak łatwo zbyć.

— No przecież widzę, że płakałaś... — Naruto podrapał się wolną ręką po głowie i zerknął w stronę windy. — To przez tamtego chłopaka? Mam go potraktować rasenganem?

Mimo wszystko udało mu się wywołać na mojej twarzy uśmiech, więc kiedy odwzajemniłam spojrzenie jego niebieskich oczu, powiedziałam:

— Szkoda zachodu. — I machnęłam lekceważąco ręką.

Naruto pokręcił przecząco głową.

— To był Adrien, prawda?

Zwiesiłam bezradnie ramiona. Naprawdę powoli przestawałam rozumieć, dlaczego zarówno Sakura, jak i Sasuke nazywali swojego przyjaciela kretynem, skoro tak wiele potrafił odczytać z samej postawy. Poczułam, jak gorąco uderza mnie w twarz, jako jawna oznaka, że zapewne przypominałam teraz barwą bardziej dorodnego buraka, gdy rumieńce wpełzły na moje policzki.

— Tak, to był on.

— Czekaj, lepsza tutaj będzie sekretna technika Kakashiego-sensei'a, dattebayo!

Wybałuszyłam oczy, wpatrując się w niego, kompletnie nie rozumiejąc o czym on mówił.

— Co...? — zdołałam jedynie wymamrotać, gdy on już dawno odpłynął, kompletnie mnie nie słuchając.

— Ależ, bym mu pokazał — zarechotał blondyn. — Albo lepiej! Kakashi-sensei, by to zrobił najlepiej!

Zamrugałam zdziwiona i niezdolna, by powiedzieć cokolwiek.

— O czym ty mówisz, Naruto?

Zapytany uśmiechnął się tajemniczo i poruszył znacząco brwiami, zanim wskazał na siebie dumnie kciukiem.

— Technika Tysiąc Lat Bólu, dattebayo — oznajmił radośnie.

Potrząsnęłam głową, próbując nie wyobrażać sobie, co taka nazwa mogła oznaczać, a Tiki drgnęła w mojej torebeczce.

— Zabawny jesteś — bąknęłam jedynie, a kiedy to sprawiło, że na twarzy Naruto pojawił się ten szeroki uśmiech, poczułam się o niebo lepiej.

Jak to dobrze było mieć u swego boku przyjaciół, którzy potrafili rozweselić nawet najgorszy dzień. Słowa Adriena powoli blakły w towarzystwie Naruto.

— A tak właściwie to, co ty tu robisz, Marinette?

Z zakłopotaniem potarłam dłonią swój kark, uśmiechając się niewinnie.

— Cóż... zapomniałam telefonu i pomyślałam sobie, że wrócę się do apartamentu po niego — odparłam i zaśmiałam się z zakłopotania.

Naruto pokiwał głową ze zrozumieniem i wyszczerzył się do mnie w tym swoim słynnym uśmiechu z przymrużonymi oczami.

— W takim razie, pójdę z tobą — oznajmił, a ja machnęłam lekceważąco ręką.

— Daj spokój, nie trzeba — odpowiedziałam. — Powinieneś teraz dołączyć... tak właściwie to gdzie jest Sasuke?

— Na dole. Zajął nam stolik, a ja właśnie szedłem zapytać cię o to, czy nie widziałaś gdzieś Sakury, bo znaleźć Kakashiego-sensei'a graniczy z cudem, dattebayo...

Zastanowiłam się nad jego słowami, natomiast w tym czasie z jego brzucha dobiegło bulgotanie. Naruto aż się zarumienił, zaś ja zachichotałam na ten widok.

— Dobra, to zróbmy tak. Ja wrócę się po mój telefon i sprawdzę, czy Sakury nie ma czasem w naszym pokoju, a ty idź już na śniadanie, bo mi zaraz padniesz z głodu. — Z tym ostatnim to akurat żartowałam, ale wiedziałam, że Naruto lubił dużo zjeść i nie czekać z tym na innych, było to ściśle związane z tym, iż zazwyczaj tracił sporo energii w trakcie walki, którą potem uzupełniał jedzeniem.

Tu w Nowym Jorku raczej nie musieli się martwić o jakikolwiek atak ze strony wroga. Władcy Ciem nie było już pośród nich, a skradzione miracula wróciły pod opiekę Mistrza Fu. Biedronka i Czarny Kot również powinni byli zwrócić swoje, ale wtedy pojawili się Naruto, Sasuke, Sakura i Kakashi. I wyglądało na to, że będą musieli połączyć siły w walce. Choć jeszcze niewiele wiedziałam na ten temat. Póki co, Mistrz Fu kazał mi się trzymać w pobliżu nowych przyjaciół, by razem zebrać potrzebne doświadczenie bojowe. Podobno wiele mogłam się od nich nauczyć i tego się trzymałam, a poza tym, naprawdę dobrze spędzało mi się czas w ich towarzystwie.

— Dobra, niech ci będzie! Ale wracaj zaraz do nas na dół! — rzucił Naruto, po czym obrócił się i odszedł, a kiedy po drodze potknął się, ale zaraz odzyskał równowagę, jęknął: — Ite, dattebayo!

Skrzywiłam się na ten widok, bo doskonale wiedziałam jakie to uczucie co chwilę potykać się o własne nogi, a jeszcze ten zbolały jęk, który rzucił Naruto, gdy o mało co nie wylądował twarzą na dywanie. Pokręciłam głową, kiedy chłopak w ostatniej chwili złapał równowagę i popędził do windy.

Gdy tak stał i czekał na jej przyjazd, odwrócił się jeszcze, przy czym podniósł rękę, by mi pomachać, a kiedy odpowiedziałam na jego gest, wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Nie mogłam go nie odwzajemnić, zanim się obróciłam i ruszyłam w stronę naszego apartamentu.

Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, rozglądając po ogromnym pomieszczeniu, by przypomnieć sobie lokalizację mojego urządzenia.

Pamiętałam, że przed wyjściem rozmawiałam z Sakurą, która to opisywała jak to ciężko było podróżować w towarzystwie trójki mężczyzn. W sumie nic dziwnego, ci zazwyczaj nie rozumieli kobiecych potrzeb. W dodatku żaliła mi się już przy pierwszym spotkaniu, że Naruto chrapał tak głośno, iż skutecznie udaremniał jej wszelkie próby zaśnięcia. I faktycznie miała rację, bo tej nocy jego głośne chrapanie, które dobiegało z jego pokoju dało i mi się we znaki.

Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Nie wiedzieć czemu, czułam się swobodnie w ich towarzystwie, byli dla mnie niemal jak rodzina. Z kolei ta myśl sprawiła, że w moim sercu na nowo zakiełkował ból, gdy pod moimi powiekami zatańczył obraz moich rodziców.

Potrząsnęłam głową, żeby o tym nie myśleć i postąpiłam kilka kroków naprzód, omiótłszy spojrzeniem wszelkie możliwe miejsca, gdzie mógł się znajdować telefon.

Nasz apartament składał się z salonu z dużą kanapą pośrodku i ogromnym telewizorem na ścianie. Z tego wielkiego pomieszczenia można było przejść do łazienki oraz trzech mniejszych pokoi. Jeden służył jako sypialnia Kakashiego, drugi zajmowałyśmy z Sakurą, zaś ostatni po przeciwnej stronie, by jak najbardziej wyciszyć nieznośne chrapanie, zajmowali Naruto z Sasuke.

Jak Sasuke znosił to jego charczenie, nie miałam pojęcia.

Kiedy tak przyglądałam się poduszkom na kanapie rozrzuconym w nieładzie, pustej butelce po wodzie stojącej pośrodku stolika i gazetce porzuconej na podłodze, zdałam sobie sprawę, że przez cały ranek odkąd doprowadziłam się do porządku w łazience, nie miałam go w ręku. A więc zapewne pozostał na szafce nocnej, wciąż podpięty pod ładowarkę.

Ruszyłam w kierunku drzwi prowadzących do zajmowanego przeze mnie pokoju, gdy nagle Tikki pisnęła cicho:

— Marinette, nie wchodź tam!

— Co... czemu? — spytałam szeptem w tym samym czasie, co pchnęłam delikatnie drzwi.

Przed wejściem do środka powstrzymał mnie widok dwóch spleconych w namiętnym uścisku sylwetek, a wówczas zrozumiałam przed czym próbowała mnie ostrzec moja przyjaciółka.

Moja dłoń od razu powędrowała do ust, które z szoku samoistnie się rozwarły. I pomimo tego, że doskonale wiedziałam, aby ewakuować się stąd najszybciej jak tylko mogłam, nie potrafiłam zmusić swoich nóg do ruchu.

Zamarłam.

Otóż, w pomieszczeniu, owszem, znajdowała się Sakura, ale przyparta do ściany przez Kakashiego. Ich usta były złączone w namiętnym pocałunku. Widziałam jego dłonie zaciśnięte na jej biodrach i sposób w jaki Sakura szarpała za jego włosy tylko po to, by wydobyć z jego gardła ciche warknięcie, zanim zniżył się z pocałunkami na jej szyję. Obserwowałam z duszą na ramieniu, jak Sakura odrzuciła głowę w tył i jęknęła.

Objęła go ciaśniej nogami, poruszając biodrami, by naprzeć na jego krocze. A ja nic nie mogłam poradzić na to, że na ich widok zaczęłam wspominać moje jedyne doświadczenie w tej dziedzinie, zaś to wspomnienie sprawiło okropny ból w moim sercu. Dlatego, że od lat nikt nie dotykał mnie w taki sposób w jaki Kakashi właśnie to robił. Przez ten jego zapał zaczęłam z fascynacją przyglądać się ich dwójce.

Widok Sakury jęczącej swoją aprobatę, gdy Kakashi z prawdziwym oddaniem całował ją po szyi, by potem wrócić do jej ust, sprawił, że moje serce zatłukło się mocno. Jego noga wsunęła się pomiędzy jej uda, by utrzymać ją w miejscu, gdy podciągał jej spódnicę do góry. Dopiero teraz zauważyłam, że Sakura miała rozpięty top, a jego poły, rozłożone na boki, odsłaniały jej piersi skryte za sportowym stanikiem. I pomimo tej mało wyszukanej bielizny, miałam wrażenie, że Kakashi pożerał ją swym wygłodniałym wzrokiem, jak najwspanialszy cud świata.

Kiedy przeniosłam wzrok na niego, dostrzegłam, że nie miał na twarzy maski i był nagi od pasa w górę, a jego ochraniacz leżał na podłodze u jego stóp.

Chłonęłam wzrokiem tę chwilę, gdy Sakura zapamiętale całowała Kakashiego z ciasno oplecionymi rękoma wokół jego szyi oraz nogami mocno napierającymi na jego pośladki, raz po raz jęcząc wprost w jego usta. Dostrzegłam grę ich języków, kiedy ich pocałunki z chwilą zapłonęły prawdziwym ogniem namiętności, kiedy Kakashi zaczął rytmicznie poruszać biodrami, wprawiając tym samym swoją partnerkę w stan kompletnej błogości.

Starałam się nie wpatrywać w miejsce, gdzie ich sylwetki splotły się w jedność, ale moje oczy wprost pożerały sposób w jaki ta dwójka na siebie oddziaływała. Przyglądałam się jak Sakura z prawdziwym uwielbieniem oddawała każdy jego pocałunek, każde pchnięcie jego bioder, każdą drobną pieszczotę, którą ją uraczył. Odwdzięczała mu się jęcząc jego imię, zanim zacisnęła dłonie na jego dobrze zbudowanych ramionach, wpijając w nie paznokcie, gdy na jej twarzy zagościło skupienie. Gonitwa za spełnieniem niemal dobiegała końca, przynajmniej dla niej. Mimowolnie przesunęłam wzrokiem po nagich plecach Kakashiego, sycąc swoje oczy widokiem wielu blizn, jak i grą mięśni pod skórą tak poznaczoną od lat ciężkiej pracy.

Kiedy Kakashi zaklął po japońsku, zdałam sobie sprawę, że powinnam się ewakuować najszybciej jak to możliwe. Błyskawicznie zmieniając też zdanie w kwestii telefonu. W końcu na co mógł mi się przydać przy śniadaniu?

Sięgnęłam dłonią do klamki i bezgłośnie przymknęłam drzwi, po czym powoli wycofałam. Obróciłam się na wykładzinie, a następnie ruszyłam w stronę wyjścia tak cicho, jak potrafiłam. Przynajmniej dopóki nie zahaczyłam stopą o łączenie wykładzin. Straciłam równowagę i runęłam jak długa. Zanim jednak z łoskotem wylądowałam na podłodze, udało mi się w miarę cicho zamortyzować upadek rękoma, przez co nie uderzyłam kolanami w twarde podłoże, a jedynie przykucnęłam.

Chwilę później wybiegłam z apartamentu i popędziłam na dół, gdzie czekali na mnie Naruto i Sasuke, mając nadzieję, że Sakura i Kakashi nadal byli zbyt pochłonięci sobą nawzajem, by usłyszeć mój popisowy upadek.


~*~


Zasiadłam do stolika obok Naruto, naprzeciw którego siedział Sasuke z wciąż tym samym znudzonym wyrazem twarzy, co zawsze.

— Sakura-chan już idzie? — zainteresował się blondyn, a ja poczułam jak nagle gorąco uderza w moje policzki, gdy przed oczami wciąż na nowo rozgrywała się scena, której byłam świadkiem.

— N-nie znalazłam j-jej w p-pokoju — bąknęłam, rozglądając się po stoliku, by wybadać, co ciekawego przynieśli do niego Naruto z Sasuke. — Co polecicie dziś na śniadanie?

Sasuke jak zwykle milczał, bo zazwyczaj odzywał się tylko wtedy, kiedy musiał. Zaś Naruto miał pełną buzię, co akurat nie przeszkadzało mu w mówieniu.

— Gdybyśmy byli u nas, poleciłbym ci ramen w Ichiraku, a że tu go nie ma, ale coś zjeść trzeba... — Pomijając fakt, że ledwie zrozumiałam, co do mnie mówił, to przynajmniej odpowiedziałam uprzejmym uśmiechem, gdy wskazał na swój wypchany po brzegi talerz.

Ten widok naprawdę mnie rozbawił, dlatego że Naruto wcale nie wyglądał jak ktoś, kto byłby w stanie zjeść to wszystko sam. Zapewne miał bardzo dobrą przemianę materii, nie żebym jakoś narzekała na swoją własną wagę, ale ja często musiałam się pilnować z jedzeniem, by nie przybrać tu i ówdzie, gdyż odkąd Władca Ciem został pokonany, rzadko przemieniałam się w Biedronkę, co wpłynęło na osłabienie mojej sprawności fizycznej. Stąd też Mistrz Fu oraz Piąta Hokage wpadli na pomysł, abym podszkoliła się w treningach z drużyną siódmą. Na całe szczęście nie wspominali nic o Czarnym Kocie, o którym w ogóle nie chciałam myśleć. Jeśli się szkolił miałam to gdzieś. Byłam tu tylko dlatego, że moja mama i pani Agreste zmówiły się przeciwko mnie. Ja miałam odbyć kurs pod okiem pani Bourgeois, a co tu robił Adrien...? Nie miałam pojęcia.

Sięgnęłam po słodką bułeczkę z nadzieniem czekoladowym i zerknęłam na Sasuke, który coraz to bardziej marszczył brwi, wpatrując się w Naruto, gdy ten mlaskał.

— Mógłbyś przeżuwać ciszej, usuratonkachi?! — warknął Uchiha.

— Zamknij się, dattebayo — zirytował się Naruto, a ja położyłam dłoń na jego ramieniu, by jakoś utrzymać go w miejscu, gdy próbował wstać od stołu i przyłożyć z pięści przyjacielowi.

— Zawsze siorbiesz ramen i myślałem, że nic tego nie przebije, ale twoje mlaskanie doprowadza mnie do szału.

— Nic nie poradzę na to, że to jedzenie jest takie pyszne. Nie da się tego inaczej przeżuwać, dattebayo!

Sasuke prychnął i odwrócił wzrok, gdy zauważył, jak Naruto po raz kolejny próbował wstać ze swojego miejsca, ale skutecznie udaremniłam mu tę próbę.

— Uspokójcie się oboje, bo jeszcze nas wyrzucą z hotelu — syknęłam do nich.

Uchiha prychnął, a Uzumaki zaczął jeszcze głośniej mlaskać. Ja zaś wzniosłam oczy do sufitu, błagając o jakiś cud, który potrafiłby ujarzmić tę dwójkę i ich mordercze zapędy względem siebie nawzajem.

Oi, Sakura-chan! — wykrzyknął Naruto, machając radośnie ręką w jej stronę, a ja szybko podążyłam spojrzeniem do różowo-włosej kobiety, która to właśnie zmierzała w kierunku naszego stolika, zaś kilka kroków za nią podążał Kakashi z nosem w książce.

Poczułam jak włoski na karku stanęły mi dęba na widok tej dwójki i miałam nadzieję, że nikt nie zauważy mojego zakłopotania. Zwłaszcza Naruto, czy Sasuke, którzy za bardzo interesowali się Sakurą.

— Gdzie byłaś? — rzucił sucho Uchiha, gdy Sakura zajęła miejsce obok niego.

— Czy to ważne? — oznajmiła oschle i sama sięgnęła po bułeczkę z czekoladą.

Sasuke prychnął i przeniósł spojrzenie na szaro-włosego mężczyznę, który to właśnie zajął miejsce u szczytu stołu, nie oderwawszy spojrzenia od tekstu.

— A ty, Kakashi? — Zauważyłam, jak z pogardą wymówił imię swojego dawnego nauczyciela i pominął przyrostek 'sensei'.

Pomimo tego, że naprawdę starałam się nie rzucać zbytnio w oczy ze swoją obserwacją Sakury i Kakashiego, to przy drugiej próbie obadania zachowania mężczyzny, zostałam przez niego przyłapana, przez co speszona odwróciłam wzrok.

— W ogóle miałem nie schodzić na śniadanie. Jakoś nie jestem głodny — mruknął, uśmiechając się do Sasuke, mrużąc swoje jedyne widoczne oko.

Zastanawiałam się, co takiego łączyło Sakurę i Kakashiego, a także starałam się dopatrzeć jakichkolwiek oznak ich związku przy stole, ale takowe po prostu nie istniały. Ona najzwyczajniej w świecie raczyła się słodką bułeczką, a on swoją książką. Na jego twarzy na powrót zagościła słynna maska, która Naruto i Sasuke jakoś niespecjalnie przeszkadzała.

— A co cię skłoniło do zmiany decyzji? — Sasuke dalej nie ustępował.

Kakashi powoli podniósł wzrok znad książki na młodego ciemnowłosego mężczyznę.

— Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że ci na mnie zależy w jakikolwiek sposób — rzucił sarkastycznie Hatake, na co Uchiha prychnął, a ja zdusiłam śmiech, udając napad kaszlu.

Kątem oka dostrzegłam pełen aprobaty uśmiech Sakury, siedzącej naprzeciw mnie.

Znałam historię Sakury zbyt dokładnie, bo odkąd się spotkałyśmy, przegadałyśmy mnóstwo spraw razem, a ona zwierzyła mi się ze swoich rozterek sercowych, ale słowem nie wspomniała o romansie z byłym nauczycielem. No, cóż... nie powinnam była w to wnikać, jak się sprawy miały, ale gdyby wszystko wyszło na jaw, byłam niemal pewna, że rozpętałoby się piekło. Po pierwsze, dlatego, że Naruto od lat był w niej zakochany. Po drugie, dlatego, że Sasuke w pewien pokrętny sposób również był nią zainteresowany, zwłaszcza w chwilach, kiedy go olewała i parła dalej naprzód swoją własną drogą. Coś, co raczej nigdy nie będzie mi dane doświadczyć. A mianowicie chłopak, któremu schlebiało, jeśli dziewczyna się za nim oglądała, ale kiedy zbyt blisko do niego podeszła, to zaraz robił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i ją olewał, by potem zaś za nią biegać, gdy tylko okazało się, że przestaje na niego zwracać uwagę... To wszystko nadal było dla mnie dziwne, bo skoro jeszcze kilka lat temu był skłonny zabić Sakurę z zimną krwią, nie rozumiałam, co takiego sprawiło, że nagle chciał, aby za nim latała jak za dziecięcych lat. W życiu nie pokochałabym kogoś, kto próbowałby mnie zabić, ale... moja historia nie była wiele gorsza od jej, dlatego nie powinnam była oceniać. Choć i tak szanowałam za wybór kogoś innego, niż własnego niedoszłego mordercy z rozdwojeniem jaźni.

Sakura natomiast wysłuchała mojej historii i obiecała, że jeśli Adrien Agreste stanie na jej drodze to osobiście rozkwasi mu gębę swoją własną pięścią. Szczerze? Po dzisiejszej scenie nie miałam nic przeciwko. Gorzej, że po takim przyłożeniu z Adriena raczej nic, by nie pozostało.

— Jakie plany na dziś, Marinette? — zagaiła Sakura, a ja odwzajemniłam jej spojrzenie speszona, jakby faktycznie przyłapali mnie wtedy na podglądaniu ich.

Zamrugałam zdziwiona i zaraz uśmiechnęłam niewinnie, gdy Tikki szturchnęła mnie poprzez torebeczkę, w której ją ukrywałam.

— Cóż... m-miałam odbyć rozmowę z tą projektantką... w sprawie stażu — odparłam, zaś Sakura pokiwała ze zrozumieniem głową.

— Chcesz, żebyśmy ci towarzyszyli?

Oczy wszystkich zwróciły się ku mnie, nawet Kakashi uniósł wzrok znad swojej lektury.

— A-ale p-po co? — palnęłam, zanim dobrze zastanowiłam się nad słowami różowo-włosej kunoichi. — Ach, no tak! Cóż, ja wiem, że prawdopodobnie on... tam będzie, ale jakoś chyba dam radę. Ale jeśli nie macie nic ciekawego do roboty, to możecie się wybrać ze mną.

Sakura zacisnęła prawą dłoń w pięść i uderzyła w lewą, którą ją nakryła.

— Już nie mogę się doczekać aż go poznam.


~*~


— Cóż, wygląda na to, że Marinette świetnie sobie radzi beze mnie — palnąłem bez zastanowienia po długiej chwili milczenia.

Nie bardzo miałem ochotę rozmawiać o tym, ale jakoś tak te słowa same ze mnie wyszły. Być może nie potrafiłem sobie poradzić z jej stratą pomimo tego, jak usilnie starałem się do tego doprowadzić.

— Co masz na myśli?

Plagg, który właśnie wpychał do pyszczka winogrono, zerknął na mnie, po czym przeniósł spojrzenie z powrotem na Annie i wzruszył ramionami.

— Zauważył ją w towarzystwie dwóch chłopaków w jego wieku — stwierdziło kwami.

Annie zanotowała coś w mojej karcie, by zaraz potem przyjrzeć mi się badawczo.

— I jak się z tym czujesz?

Nie odpowiedziałem.

Chciałem coś rozwalić, ale nie bardzo miałem co, a rzucanie kwami wydawało się niezbyt humanitarnym zachowaniem. Nieważne, jak irytujące by nie było.

Poza tym, nie bardzo miałem ochotę na tego typu rozmowę, bo wyglądało na to, że wpadam w błędne koło.

— Rozumiem — odparła Annie, ale tym razem odłożyła swój notes i wpatrzyła we mnie, przez co odwróciłem wzrok zakłopotany. — Zabolało cię to, bo nie sądziłeś, że nastąpi to tak szybko, czy może, że kiedykolwiek to nastąpi?

Czasami, w przypływie sadystycznych myśli, uwielbiałem wyobrażać sobie, że zagrodziłem drogę każdemu. Przeżyliśmy z Marinette wiele wspólnych chwil, w większości tych dobrych. I liczyłem na to...

— Byłeś świadomy tego, co może się wydarzyć już w chwili, gdy zaczynałeś swoją gierkę.

Zacisnąłem szczękę, wpatrując się w okno, za którym malowała się ruchliwa uliczka biedniejszej dzielnicy.

— Sam do tego dążyłeś, Adrien. Miałeś się cieszyć jej szczęściem.

Pokręciłem przecząco głową.

— Nie boli mnie to, że ułożyła sobie życie... i tak jak mówisz, cieszę się jej szczęściem.

— To w czym tkwi problem?

Zwiesiłem ramiona i wbiłem wzrok w swoje tatuaże.

— Chodzi o to, że... nie czuję, aby ona była naprawdę szczęśliwa z którymkolwiek z nich.

— Bo być może wcale nie jest. Być może nikt jej nie zastąpi ciebie.

Drgnąłem na te słowa, a Annie zdawała się zauważyć tę drobną reakcję mojego ciała.

— Ten związek był dla was toksyczny, jednak przeżyliście wiele. Być może odtrącanie Marinette nie jest dobrym rozwiązaniem.

Wzdrygnąłem się na wspomniane imię, a potem prychnąłem w odpowiedzi.

— Rozmowa, Adrien. Powinniście porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić.

— Nie ma już czego wyjaśniać — odparłem, zerkając na zegar wiszący na ścianie. — Nie ma już nas.

Po tych słowach wstałem i ruszyłem do wyjścia, nie dbając o to, czy Plagg podąży za mną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top