Nieznajomy
Jedyna rzecz w mojej głowie, to to aby ten dzień nie był taki nudny jak prawie całe moje życie. Ale znając mnie, nigdy się to nie zmieni, w sumie co by miało. Na takim zadupiu atrakcją jest nawet jak gęś ucieknie przez bramkę, nie wspominajac co się dzieje, jak zrobi to jakieś większe zwierzę. Oczywiście, jak każdego dnia, muszę siedzieć w sklepie, który podkreślę jest jedynym na tej wsi, mamy w sumie dość dużo różnych produktów, które nie mam pojęcia skąd się biorą. Raz na tydzień przy naszym domu staje wielka ciężarówka i tam znajdują się te rzeczy, zakładam, że są z miasta, ale nigdy tam nie byłem, więc nie wiem jak to tam wygląda.
Wstając z łóżka i zabierając ciuchy na przebranie modliłem się, aby za drzwiami nie było tam gbura, z którym moja matka randkuje. Na moje nieszczęście przechodził akurat obok mojego pokoju, wymieniliśmy się tylko zirytowanym spojrzeniem i ruszyłem w stronę łazienki. Zamykając drzwi na klucz rozebrałem się i położyłem ciuchy na koszu do prania. Patrząc w lustro jedyne co rzucało się w oczy to moje niebieskie włosy, które pofarbowałem kilka tygodni temu. W sumie nie miały one zostać tak na długo, wziąłem ze sklepu farbę mającą na celu trzymania koloru niby na maksymalnie pięć zmyć, jak widać, się myliłem. Ale na szczęście bardzo mi się podobają, jak i innym ludziom, dzięki czemu nie muszę się o to aż tak martwić. Moje oczy również były dość nienaturalnego koloru, od urodzenia miałem bardzo jasny odcień, niby brązowe ale są jednak żółte. O skórę nie ma się co bać, była gładka i dość równo opalona, przez co można powiedzieć, że nawet podobałem się samemu sobie, brzmi to może dość narcystycznie, ale po prostu nie chce myśleć o sobie negatywnie i próbuje żyć optymistycznie.
Na tym nudnym zadupiu mam jakimś cudem dwóch cudownych przyjaciół, Jamiego i Gabbie, którzy mieszkają dosłownie obok siebie. Przez jakiś czas widać jednak jakby ich relacja trochę osłabła i zachowują się jakby obydwoje o coś walczyli. Znamy się już od dzieciństwa i prawie nigdy się nie kłóciliśmy, tak, NIGDY, dobrze to słyszeliście. Jamie gra w naszej małej Wiejskiej drużynie do koszykówki, jest w niej tylko 7 graczy, prosił mnie kilka razy żebym do niej dołączył przez swój wzrost, ale jestem zbyt leniwy na takie pierdoły. Gabbie natomiast gra w siatkówkę, albo sama albo z nami, oczywiście jeśli nie ma już nic do roboty i jest to jedyne wyjście.
Ja i sport to całkowicie dwie różne rzeczy, dosłownie w nic nie jestem dobry, może czasami uda mi się dobrze strzelić kosza lub odbić piłkę za siatkę, ale w większości nie dolatuje ona nawet do moich rąk. Najlepiej co mi wychodzi to wspinanie na drzewa, co jest dziecinne ale robiłem to od dzieciństwa i ten nawyk został mi jakoś tak do teraz.
Wychodząc z łazienki skierowałem się w dół schodów czując cudowny zapach świeżo usmażonych naleśników, moja mama dobrze wie, że nieważne ile będzie je robić i tak nigdy mi się one nie znudzą. Ten smak podobny do chleba, mimo, że jest jednak od niego o wiele lepszy, ten dodatek owocowego dżemu (najlepiej różanego bez żadnych kawałków owoców) i szklanka przepysznego mleka to wszystko czego potrzebuje na cały dzień. Ale dosyć pisania o naleśnikach, wchodząc do jadalni usiadłem przy stole czekając aż naleśniki magicznie pojawią się za chwilę na talerzu przede mną i się nie myliłem.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że się wyspałeś -powiedziała moja mama kierując się w moim kierunku z talerzem a na nim wieża z naleśników.
- Cześć Mamo -powiedziałem głośno z cieknącą ślinką patrząc na te piękności, które są już tak blisko mnie. Kładąc talerz na przeciwko mnie, nie potrwało to długo zanim z niego zniknęła połowa mych cudownych pancake'ów.
Jedząc śniadanie przez dłuższą chwilę w ciszy moja mama w końcu postanowiła ją zakończyć mówiąc o jednym dziadzie, z którym randkuje.
- Odwiedzi nas dzisiaj Marian, zostanie na noc, spróbuj być dla niego miły chociaż trochę -powiedziała łagodnym, ale stanowczym głosem patrząc mi w oczy. Widziałem, że jest to szczera prośba, dobrze wiedziała, że nienawidzę tego człowieka, nie dość, że nie traktuje związku z moją mamą na serio, to mówi do niej co chwile zboczone teksty, nawet przy mnie, co czasami jest bardzo obrzydliwe. Nie akceptowałem go od samego początku i za bardzo nie mam zamiaru.
Kończąc śniadanie wstałem i poszedłem do swojego pokoju aby przygotować się na dzisiejszy dzień. Szkoły tutaj nie mamy, więc każdy jest nauczony wszystkiego od swoich rodziców lub opiekunów prawnych, zależnie od sytuacji w domu. Otwierając szafę zobaczyłem o wiele za dużo ciuchów, których nie noszę, ale których naraz nie umiem się pozbyć, oprócz gaci, te wszystkie lubię, jakby to miało chociaż dla innych jakieś znaczenie. Wziąłem byle jakie ciuchy z brzegu, które szczęśliwym trafem jak z Biedronki i Czarnego Kota się dopasowały, czarna koszulka z białym napisem, wygodne, dość modnie wyglądające również czarne dresy i skarpetki, jak można zgadnąć, też czarne. O swojej bieliźnie już wolę za bardzo nie wspominać, ale jako jedyna była ciemno szara i dosyć obcisła. Założyłem na siebie wybrany ubiór i przygotowałem się do wyjścia do sklepu, w którym pracuje. Moja mama prowadzi 'rodzinny' sklepik, który jest jednym z dwóch na tej wsi, drugi prowadzi Marian, tak, ten dupek, z którym się umawia, jest to jeden z powodów dlaczego mu nie ufam, z rywalizacji nie ma szans wyjść dobra miłość, prędzej czy później jedna osoba wsadzi drugiej nóż w plecy.
Wychodząc przed drzwi frontowe czekałem aż właścicielka sklepu wyjdzie ze swojego domu i zdecyduje się skierować w stronę swojego przecudownego przedsiębiorstwa. Pogoda była niewyobrażalnie beznadziejna, gorąco było na około 30°C przez co poczułem się trochę głupio zakładając czarne ciuchy, ale czytałem kiedyś, że kolor czarny chroni przed oparzeniami i jakoś to utkwiło mi w głowie. Siadając na niewielkim kamieniu w cieniu, na którym mój tyłek się ledwo mieścił czekałem dalej. W końcu usłyszałem otwierane się drzwi, z których wyszedł nie kto inny jak moja mama trzymając kluczyki do sklepu i poranną kawę, którą zawsze pije w drodze do niego. Ruszając w stronę dzisiejszej kolejnie nudnej roboty nie dowierzałem, że w słońcu potrafi być aż tak gorąco, czułem się jakby moja skóra miała za chwilę ze mnie spłynąć. Na szczęście budynek nie znajdował się aż tak daleko, droga nie trwała dłużej niż z jakieś dziesięć minut, w sumie jak na takie zadupie to ta wieś była dość obszerna i mieszkało w niej kilkaset mieszkańców, dalej nie rozumiem dlaczego mamy tutaj tak mało rzeczy.
Docierając do jakże pięknie wyglądającego sklepu, który był małym dwupiętrowym domkiem, który sekretnie miał też piwnice, ale o tym wiem tylko ja i moja mama, więc zapomnijcie, że o tym wspomniałem. Moja mama otworzyła drzwi, a ja szybkim wszedłem środka, znalazłem włącznik klimatyzacji i przełączyłem na najwyższy poziom, przez co po chwili poczułem cudowne chłodne powietrze, które dosłownie mnien uratowało. Przygotowując kasę i sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu czekałem aż właścicielka będzie gotowa przełożyć małą zawieszkę na drzwiach na napis 'otwarte'.
Słysząc dzwonek nad drzwiami wiedziałem, że moja praca się już zaczęła, więc stanąłem przed kasą czekając na swoich dzisiejszych pierwszych klientów, którymi pewnie będą te same babcie plotkary co zawsze. I ku memu zdziwieniu, nie były to one, do klimatyzowanego pomieszczenia wszedł wysoki chłopak, którego nigdy nie widziałem, wyglądał zbyt ładnie jak na taką wioskę, więc co on tu w ogóle robi? Miał jasno brązowe, lekko roztrzepane, ale jednak ułożone włosy, delikatne ale naraz mocne rysy twarzy, lekko różowe usta, dosyć bladą skórę, dzięki której wyglądał jeszcze lepiej i jego oczy, były cudowne, brązowo-zielone, prawie piwne, ale jednak było w nich coś czego nigdy jeszcze nie widziałem. Z lekkim rumieńcem czekałem aż chłopak szybko weźmie to co potrzebuje, idąc do kasy trzymał w rękach tylko paczkę żelków i bandaże, nic innego, nie wiem czy powinienem być zaskoczony czy zawiedziony, że kupuje tylko tyle.
Chłopak położył swoje produkty na ladzie, które szybko zeskanowałem.
- C-coś jeszcze? -spytalem się z załamanym głosem, niezłe pierwsze wrażenie debilu, słysząc to spojrzał się na mnie lekko zdziwionym wzrokiem, a po chwili się uśmiechnął.
- Nie masz co się stresować, widzę, że nie jesteś przyzwyczajony do nowych ludzi? Kiedyś miałem podobnie pracując w podobnym sklepie, może będzie łatwiej jak się przedstawię, jestem Jayden -powiedział spokojnie podając mi rękę, która wisiała tak chwilę przede mną aż w końcu zrozumiałem, że chłopak chce się przywitać. Łapiąc go za dłoń czułem się jakbym dotykał coś gladkiego i miękkiego naraz, przez chwilę miałem uczucie jakbym nie chciał jej nigdy puszczać- I odpowiadając na twoje pytanie, tak, to będzie wszystko -oznajmił puszczając mnie za rękę, a po chwili wyciągając kartę, który jednym szybkim ruchem znalazła się nad terminalem.
Łapiąc swoje rzeczy odwrócił się i skierował się w stronę wyjścia, ale kilka kroków dalej zatrzymał się i spojrzał ostatni raz na mnie.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy -powiedział ostatecznie opuszczając sklep, wtedy zrozumiałem, że ja sam się nie przedstawiłem, oby nadarzyła się jeszcze szansa żeby to nadrobić.
Kilka minut później do sklepu weszły dwie największe plotkary na wsi, które chyba ani trochę nie wstydziły się głośno mówić o ludziach, nawet jeśli stoją obok.
- Słyszałaś, że ostatnio wprowadzili się do naszej wsi ludzie z miasta? -powiedziała jedna tak głośno, że myślałem, że ma problemy ze słuchem.
- Oj taaak, słyszałam, boję się, że będą z nimi same problemy, taki bogacze poproszą o jedną rzecz a potem pragną coraz więcej, aż zabiorą nam wszystko. Ich syn wydaje się chociaż przyzwoity i uprzejmy, dzisiaj rano powiedział mi nawet 'dzień dobry' -mówiła druga jakby nie mogła przestać.
- Oh tak? To widzę, że dobrze go wychowali, z tej sprawie mogę im tylko gratulować, coraz mniej mamy tutaj kulturalnych osób, szczególnie w tych nastolatkach i dzieciakach biegających wszędzie gdzie tylko im się chce -gdakała tak monotonnie, że aż głowa prawie zaczęła mnie boleć.
- Dobra, koniec pogaduszek, mój mężuś czeka na śniadanko, a wiesz jaki jest kiedy jest głodny -śmiała się szybko biorąc jakiekolwiek żarcie z półek i wrzucając je do koszyka- Muszę ci powiedzieć, że ta fasola-
Boże, to się chyba nigdy nie skończy...
____________________________
Wow! W końcu! Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale w końcu się doczekaliście, mam nadzieję, że się wam podoba ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top