4. Jedziemy


Rozdział nie sprawdzony...
_____________________________________

Po powrocie zastaliśmy Sama przeglądającego coś na komputerze na nasz a raczej Deana widok wstał zabierając ze sobą jakieś papiery
-Dzwonił Garth- stwierdził Sammy-mamy sprawę
-Co się stało- zapytałam
-Pojechał z dziewczyną na wakacje i oczywiście natrafił na jakąś sprawę, stawiał na Tulpę... ale to Garth...ludzie i zwierzęta znikają z dnia na dzień, w okolicy starego domu na obrzeżach miasta, takiej miejskiej legendy, musiał wracać ale mamy adresy paru zaginionych- stwierdził rzeczowo Sam któremu przerwało otworzenie się drzwi w których stanął Cass
-dobrze ze jesteś własnie wyjeżdżamy
- mam jechać z wami ? - zapytał
- tak i Kira też, ale zostaniecie w pokoju
-mam jechać tylko po to żeby zostać w pokoju? I to niańczona przez byłego "sługę bożego" ?
-nie zostawimy cię samej-stwierdził Sam

_______________________________

Dojechaliśmy do miasteczka, był tylko jeden motel.Dean podszedł do recepcjonistki.
-pokój 4 osobowy.
-Bardzo mi przykro ale obecnie zostały nam tylko dwie dwójki
-To poprosimy-Weszliśmy do jednego z pokoi
-To jak robimy? - zapytał Dean
-Ty i Kira tu, a ja i Cass w tamtym pokoju
-Nie, co to to nie-Zaprotestowałam
-Co czemu?-Sam był zdezorientowany-Myślałem że się polubiliście.
-Niby tak ale...w czasie kiedy ja pójdę do łazienki Dean pewnie zdąży przyprowadzić do pokoju jakąś barmankę, wole oszczędzić sobie niektórych rzeczy.- stwierdziłam wchodząc z nimi do jednego z pokoi

-Ma trochę racji- stwierdził ze śmiechem Dean

-To jak dzielimy pokoje?-Sam już wyraźnie był zmęczony

-Ja i ty, Dean i Cass-Dean popatrzył na mnie znacząco,pewnie myślał o naszej rozmowie w samochodzie-Cass i tak przecież nie musi spać-stwierdziłam po chwili i wzruszyłam ramionami. Odebrałam Deanowi klucze od pokoju i wyszłam, a zaraz za mną Sammy.

-Sądziłem że wybierzesz Casa-powiedział kiedy próbowałam otworzyć drzwi
-Co? Czemu?

-Bo mnie nie lubisz- uniosłam brew i popatrzyłam się na niego
-Skąd taki pomysł?
-Po prostu odniosłem takie wrażenie.-wzruszył ramionami.Cały czas nie mogłam ich otworzyć, zacięły się- Daj mi to-Wręczyłam wielkoludowi klucze.Z łatwością otworzył zamek.Wywróciłam oczami kiedy przepuścił mnie w wejściu
-To co robimy?
-Idziemy spać?-zapytał sarkastycznie

-Ok- poszłam pod prysznic i przebrać się do łazienki,po powrocie zaczęłam bawić się telefonem,przeglądałam galerie, zdjęcia z wakacji, szkoły, z przyjaciółmi, rodziną...-oczy zaczęły mnie piec, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę kogokolwiek z nich? Cholernie tęskniłam za tymi wszystkimi idiotami. Sam to zauważył i przysiadł się koło mnie na łóżku
-Co się stało?-Zapytał z troską, pokazałam mu zdjęcia które przeglądałam , ja z przyjaciółmi na wakacjach nad jeziorem, wepchnęłam koleżankę do wody. Rozpłakałam się już całkiem, tęskniłam za swoim życiem, tym samym które paradoksalne jeszcze parę dni temu nienawidziłam, które przez naprawdę głupie, jak na to teraz patrzę, powody,chciałam zostawić za sobą, wyjechać i już nigdy do niego nie wrócić. Sam przytulił mnie do siebie, oparłam głowę na jego klatce piersiowej i tak cicho łkając zasnęłam.

__________________________________
Tak wiem... krótkie, prawie same dialogi, no i ta końcówka... przynudzam... zwale winę na brak weny :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top