Rozdział 32- Zemsta jest słodka...
Wiem, długo nas nie było... Nie bijcie... Niestety nie czuję tego fandomu tak jak kiedyś, rozdziały będą, ale naprawdę rzadko. W dodatku teraz doszła jeszcze nowa szkoła... Będzie ciężko, ale jakoś się uda.
***
Mikołaj POV.
-Uważaj jak jedziesz!!- krzyknąłem
Ta kupa złomu chyba naprawdę próbuje mnie zabić! Thunder ledwo uniknął czołowego zderzenia z blisko dwa razy większym od siebie podrasowanym mustangiem. No ja nie mogę. Z takim się nie dogadasz. Mówisz mu- zwolnij, nie wyprzedzaj go, bo zginiemy- a ten na to przyspiesza i ledwo wykonuje samobójczy manewr. Było blisko. ZA blisko.
Odkąd rozpoczął się wyścig Thunder'owi coś odwaliło. Zaczął wyprzedzać wszystkich i absolutnie nie reagować na żadne porady. Był "fajny" na siłę.
Pomijając fakt, że dalej nie wiem czy ten przestarzały toster mnie wydał, zachowuje się on teraz gorzej niż zwykle. Dokładnie tak jak dorośli próbujący używać języka potocznego po drodze jeszcze go kalecząc.
W skrócie, Thunder był strasznie sztuczny, a jego teksty typu "-Wdychaj moje spaliny frajerze!"-dopełniały dzieła.
Nie skomentuję.
-Ej! Nie tak szybko złomie!- krzyknąłem
Thunder rozpędzał się powoli do maksymalnej prędkości, aby wyprzedzić ostatniego przeciwnika... Niestety jak można się domyślić,nie poszło to ani po mojej, ani po jego myśli.
Ziup! Puff! Wrryń!
Złapałem za pasy idealnie w momencie gwałtownego skrętu. Oczywiście logika przewożącego mnie deceptikona, także była zajebiście mądra.
-Uderzyć/zadrapać/popchnąć przeciwnika- nic takiego!
-Przejechać/potrącić jakieś zwierzątko- nigdy, nie do wybaczenia
Kurna, 200 IQ..!
Tak oto przez pewną małą czarną wiewiórkę(nie wiem co tam żyje w Kasper, załóżmy, że istnieją pustynne wiewiórki) całkowicie opuściliśmy trasę wyścigu. Aby go nie potrącić Thunder ostro skręcił w boczną, jednokierunkową uliczkę. Była na tyle wąska, że nie minęłyby się w niej dwa auta, ale dwa mechy raczej tak.
Westchnąłem głęboko. Ok. Żyję.~to dobrze.
Sprawdziłem swoje rany, spoko, z nimi też nic się nie stało... Głowa~ dotkąłem jej~ cała, raczej...
Aha. Czyli w miarę w porządku(siniaków to już nie liczę).
Czyli na mej zacnej liście pozostało tylko jedno.
-THUNDER! Cud, że skończyło się to tylko twoim trochę zarysowanym lakierem!!! Co ty sobie myślałeś?! Ja też tu jestem i w przeciwieństwie do niektórych nie jestem kilkumetrowym metalowym kolosem!! Nie mam części zamiennych! W dodatku te manewry, co to miało być?! Mówiłem NIE!- pozostało mi wydrzeć się.
Sam się o to prosił. Było nie ryzykować.
O dziwo mech lekko skulił się na moje słowa. Może jestem za surowy? No ale kurde! Ile można się certolić! Już nie długo.
-Ehh...-Thunder podrapał się ręką po potylicy- może letko przesadziłem..?
-NIE letko! Znaczy się LEKKO!! KURWA! -wrzasnąłem, lecz z chyba większym zapałem niż wcześniej. Zdecydowanie, nie mam zamiaru się strzelać o wszystko, ale mogłem zginąć! A na przyszłość ten toster powinien to wiedzieć.
Widocznie ten też już pomału zaczynał się wkurzać. Ale nie! Ja nie odpuszczę! Nie dzisiaj! Nie przegram walki słownej! (No bo kurde, raczej nie mam szans wygrać takiej zwykłej)
-TY... Ty... ty...-zaczął, jednak zanim zdążył powiedzieć coś więcej, oczywiście mu przerwałem.
-NO?! Ja, co?! Co. Mi. Powiesz. Złomie!?!- No czekam, wyrzuć z siebie to co tak naprawdę o mnie myślisz!
-Szszszsz...- starał się zapobiec mojemu dalszemu wkurwowi, jednak nie miałem zamiaru tak łatwo się poddać
-Nie uciszaj mn..!- tym razem to on przerwał mi w środku zdania
-Cicho! Też to słyszysz?- na chwilę uspokoiłem emocje. Najwyżej wygarnę mu później. Skupiłem się i... Ewidentnie miał rację. Słychać było delikatne, aczkolwiek narastające dudnienie. Takie jakby... Kroki? Może nawet więcej niż jednej osoby. Choć trafniejszym byłoby stwierdzenie- transformera. Mam wątpliwości co do istnienia takiej wielkości ludzi. Choć kto tam wie. W końcu rządowe eksperymenty owiane są tajemnicą. Może istnieje ktoś pokroju tej siwej laski z Potwory vs. Obcy? Ale raczej nie pora aby się nad tym zastanawiać. Mamy zdecydowanie ważniejsze, wymagające natychmiastowej reakcji sprawy.
Kto może do nas biec? Każdy deceptikon prawdopodobie powiadomiłby nas wcześniej (raczej).
Co jeżeli to... Wróg?
-Thunder słuchaj! To może być wró...- nie dokończyłem. Przerwał mi wystrzał z blastera niszczący śmietnik koło nas. Kurde! Ostatnio ciągle ktoś mi przerywa. To jest dramat!
Jednakże nie pora na tego typu przemyślenia... Jesteśmy kurwa atakowani!
Thunder POV.
Wiązka z blastera trafiła w stojący obok mnie kontener. Jak każdy normalny, albo chociaż częściowo normalny mech, nie byłem z tego zadowolony. Lekko spanikowałem. Rozumiem przez to natychmiastową transformację, złapanie Mikołaja lewą kończyną, prawą zamienienie w blaster i instynktowne rozglądanie się na wszystkie strony. Niezbyt ciekawie.
Dokładnie tak jak sytuacja po krótkim rozeznaniu. Wkurwiony Autoboty przede mną, za mną uśmiechający się ironicznie jakiś mech. Zauważyłem u niego zniszczony emblemat deceptikonów.
Dezerter?
Nie mam pojęcia, choć jest na to duża szansa. Jeśli Megaton się o tym dowie, wynagrodzi mnie! Chyba...
Spojrzałem na Mikołaja. Lekko zczerwieniał i patrzył na mnie jakbym mu zrobił coś niewybaczalnego. Ups. Chyba trzymałem go trochę za mocno... Rozluźniłem uścisk. Ten odetchnął z ulgą. Tym razem mam szczęście. Po jego twarzy widziałem, że gdyby nie sytuacja dostałbym ostry opierdziel. Heh, nie wiem czy powinienem się cieszyć, czy raczej martwić.
Niestety nie zdążyłem zadecydować o tym jakże ważnym problemie bo chamsko przerwał mi żółty Autobot.
-Thunder! Zapłacisz dziś za to co zrobiłeś Arcee i Smokescreenowi! Nie znamy losu pierwszej, a drugi ledwo żyje!- wydarł się na mnie mech.
Poczułem ucisk w iskrze. Nie wiem dlaczego. Przecież to zajebiście! O dwóch wrogów mniej! Ignorując niedogodność postanowiłem dowiedzieć się więcej. Oczywiście starym dobrym deceptikońkim sposobem.
-Buhahahaha!! Te małe bombki coś mu zrobiły? Dobrego deceptikona pewnie by nawet nie połaskotały! No? Co mu niby jest? Ból bagażnika? Co do tej Autobotki to sam nie wiem. Jak ostatnio sprawdzałem wolne terminy ma dopiero za trzy tygodnie! Bo rozumiesz...-oczywiście nie dano mi dokończyć zdania. Takie niekoleżeńskie zachowanie. Nie wypada przerywać komuś gdy mówi.
-ZAMILCZ!- wrzasnął Autobot ze łzami w optykach... Hmm... Ciekawe dlaczego płacze? Może jest głodny? Możliwe, podobno u nich w bazie trudno o energon.
-Barricade! Atakuj! - dodał krzykiem mech sam na mnie szarżując
W tamtej chwili na wpół przestraszony, na wpół dumny wyciągnąłem miecz z pokrowca. Dlaczego dumny? Albowiem były deceptikon jak na siebie przystało zaczął się targować.
-Czy ja wiem? Może oferujesz mi za mało? Trochę energonu i przysługa... Dwie przysługi zamiast jednej załatwią sprawę...- uśmiechnął się diabolicznie- I prawie zapomniałem. Pomimo iż moją alternatywną formą jest radiowóz, nie jestem psem. Poproś.
Gdybym mógł, otarłbym niewidzialną łezkę z polika.
-Niech ci będzie, zgadzam się, tylko atakuj go! Proszę!- wkurzony Autobot chyba nie przemyślał swojej decyzji. No ale to już nie mój problem.
Jak każdy rozsądny strażnik kazałem Mikołajowi gdzieś się schować zanim poleciałem do walki. Nie zarejestrowałem tego dokładnie, jednak prawdopodobnie kryje się on gdzieś po prawej stronie uliczki. Dobra, teraz czas na walkę.
Momentalnie spoważniałem. Dwóch na jednego. Samego żółtka z pewnością bym pokonał, jednak nie wiem nic o aktualnie rozpędzonym w moją stronę dezerterze.
Jedyne co zauważyłem to fakt iż zamiast miecza ma w dłoni kiścień*. Obróciłem się tyłem do lewej strony uliczki. Tym sposobem kątem oka zobaczę Mikołaja, a pozostała dwójka dostaje tą samą ilość uwagi.
Zgodnie z moimi szacunkami, Autobot dotarł do mnie pierwszy. Zablokowałem jego ciosy mieczem i odebchnąłem kilka kroków w tym tylko po to aby uchylić się przed nadlatującym z boku kiścieniem. Już wtedy wyczułem, że będzie ciężko.
Narrator
Pomimo najszczerszych prób, uniknięcie wszystkiego było niemożliwe. Miano najgorszego zdobył fakt iż miecz- choć w całkiem umiejętnych rękach, był tylko jeden. Druga ręka zamieniona w blaster nie dorównywała znacznie większemu doświadczeniu deceptikona, czy też zapalczywej złości żółtego młodzika. W dodatku otoczenie uniemożliwiało mu wiele- jeśli nie zdecydowaną większość- uników.
Pomimo bezadziejnej sytuacji(jak można się domyślać z boku), wyjątkowy Vehicon dawał radę unikać śmiertelnych obrażeń. Fakt, faktem. Jego lakier chyba nigdy nie wyglądał gorzej, obie nogi, ręce i korpus miał pełne płytkich zranień, lub wgnieceń, czy też ran od naszpikowanych kolcami kul.
Przez obwody Cona przepływał gorący, wypełniony czymś w rodzaju adrenaliny energon, a jego samego otaczała dziwna ledwo dostrzegalna poświata. Zamiast tego co zazwyczaj, w jego niebieskim płynie dało się zauważyć gdzieniegdzie rozmieszczone złote okruchy. Choć kto by się tym przejmował w trakcie walki..?
Ciekawe co one oznaczają? Nawet mi- narratorowi- nie dane jest tego wiedzieć, a tym bardziej- powiedzieć.
Oddalając się odrobinę od dwójki walczących, zwróćmy uwagę na ukrywającego się w kącie człowieczka.
Ten skulony szybko przeglądał kontakty w telefonie. Gdyby zapisał sobie wcześniej numer(bo najpewniej takowy postarali) jakiegoś Cona z Nemezis, prawdopodobnie ta sytuacja skończyłaby się zupełnie inaczej. Jedyne co mógł zrobić to szybko wymknąć się z zaułka i włączyć lokalizację w telefonie. Nie żeby ktoś na nią zareagował. Bo w końcu skąd załoga Nemezis mogłaby wiedzieć iż to ten, a nie inny węglowiec?
Człowiek nie marnując czasu oddalił się od miejsca walki, jednak nie że strachu. Uznał iż Thunderowi potrzebna będzie pomoc, a on ją zdobędzie.
Choć jeszcze nie wie jak...
Podoła.
Kontynuując relację z zaułka.
Podczas naszej nieobecności kilka rzeczy uległo zmianie. Thunder- zdecydowanie dysząc bardziej niż powinien przygotowywał się na kolejną serię ciosów. Wiedział, że przetrzyma jeszcze maks cztery komplikacje cięć i uderzeń.
Niestety nie zawsze wszystko idzie nam po myśli tak jak chcemy. Stereotypy nie powinny być pewne w 100%. Podobno Autoboty nie oszukują, wybierając honorową walkę. Jednak Bumblebee udał że odpoczywa, a widząc to Thunder obrócił się do niego plecami, skupiając się całkowicie na Barricade'idzie. Nawet wygrywał przez chwilę!
Jednakże...
Autobot podstępnym ciosem uciął lewą rękę Cona. Zdezorientowany decept otworzył szeroko optyki i powstrzymał się od krzyku bólu, choć nie do końca mu to wyszło. Dobra- bądźmy szczerzy. Nie udało mu się wcale.
-AAAAAAAAŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁAAAAAAAA!!1!1!
Autobot napawał się tym dźwiękiem. W tamtej chwili jednak ciężko było go zaliczyć do "tych dobrych".
Satysfakcja z zemsty, radość z cudzego bólu, nieszczęścia..? To nie autobockie wartości.
Następna trafiona kiścieniem została lewa stopa Vehicona. Prawa za to dostała wystrzał z blastera.
Nie mogąc już stać, deceptikon upadł na kolana. Pomimo zapalczywego ducha, nie udało mu się wygrać. Co prawda jego wrogowie też nie byli w dobrym stanie. Bee z pewnością dostanie opierdziel od Ratchet'a. Ale w tej chwili to nie nasze zmartwienie.
Bumblebee stanął nad Conem i ostrzem wytrącił mu miecz z ręki. Ten wbił się w ziemię blisko sprawnej ręki Thundera. Ten jednak postanowił narazie go nie używać i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń.
Z mojej strony to tyle, dziękuję za uwagę.
Thunder POV.
Upadłem. Prawie wszystkie kończyny drżały ogarnięte bólem. Zostałem pokonany. Spojrzałem w bok. Dobrze, nigdzie nie widać Mikołaja, mam nadzieję, że uciekł.
Przyznaję, trochę przywiązałem się do węglowca.
Autobot zaczął tam jakąś super evil przemowę o tym że mi się należało, ja zły, podły niedobry bla bla bla... I tak przez kilkanaście minut. Pod koniec skapnął się że go nie słuchałem. Siłą poderwał moją szczękę do góry i spoliczkował. Raz... dwa... trzy... cztery...
Przy siedemnastu chyba mu się znudziło. Prawdopodobnie coś mówił, ale przez uderzenia, albo po prostu ból, najzwyczajniej go nie rozumiałem. Zwróciłem uwagę, że uniósł swoje ostrze nad moją głowę.
Czy ja tutaj... Zginę?
Nie wiem.
Obraz stawał się coraz mniej wyraźny, zamazany. Wypływający z ran i kikuta energon wcale nie pomagał.
Bot zaczął opuszczać ostrze...
Czuję się jakby wszystko działo się w spowolnionym tempie.
Nagle dostaję olśnienia. Zupełnie jakby ktoś przesłał mi myśl do mojego zamglonego umysłu.
To jeszcze nie twój czas! Masz tu sporo do zrobienia!
Bojąc się utraty tego przebłysku świadomości, jedyną pozostałą sprawną dłonią wyrwałem miecz z podłoża i sparowałem cios wymierzony w moją iskrę.
Mam wrażenie że coś się zmieniło. Nieodwracalnie. Choć nie wiem co.
Po chwili lekko spanikowany stwierdziłem iż ręka mi słabnie, a świadomość opuszcza. Na szczęście prawdopodobnie wytrzymałem wystarczająco dużo. U ujścia zaułka zauważyłem kilkumetrową krwistoczerwoną i większą niebieską sylwetkę...
Knockout? Breakdown?
Są tutaj?
To... Mikołaj!
Tylko on mógł ich tu jakoś zawołać...
Podziękowałem mu na zaś w myślach, bo nie wiedziałem, czy jeszcze kiedyś wogóle się obudzę.
Tym razem na dobre straciłem przytomność...
***
Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba :33
To koniec rozdziału!
Kiścień- ta broń składa się z długiego patyka (rękojeści i przedłużenia) na górze wbity jest taki okrągły haczyk do którego przytwierdzany jest łańcuch (jeden bądź więcej) na którego końcu jest metalowa, naszpikowana kolcami kula.
Ten rozdział ma około 2k słów.
Gratuluję wytrwałym do tego momentu, tym którzy nie opuścili tej serii pomimo mojej niekompetencji..!
A teraz...
Komentujecie, gwiazdkujcie, ja się żegnam...
Pa!
Magdanna & Tęczowykarton
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top