Rozdział 24- Bo zepsute rzeczy się wyrzuca... Nie naprawia
Jeszcze przed początkiem pragnę przeprosić was za to, że nie było rozdziału.Ten jednak jest kilka razy dłuższy, ma ponad 4000 słów! Jak na mnie to bardzo dużo. Ale nie przedłużając. Miłego czytania...
***
Thunder POV.
Powoli przeszłem przez portal. Było to dla mnie niczym upragnione zbawienie.
A w szczególności on...
Piękny, wyjątkowy, choć niedostrzegalny...
To on opatulił mój pancerz kładąc kres jego gorącu i studząc energon wrzejący w przewodach...
Łagodzący chłód statku podziałał na mnie niczym zimny, miękki pled i wygodna koja po całym dniu zasuwania w kopalni. Niczym szklanka energonu dla gasnącego z pragnienia.... Każdy, nawet najmniejszy kabel zadrżał delikatnie z przyjemności, gdy wdarł się on swoją siłą między rozgrzane dotychczas części. Tego mi było trzeba.
W sumie... Przeżyłem. Przetrwałem niemożliwe. Nie mam zacieszu, ponieważ to jeszcze do mnie nie dociera. Sam nie mogę w to uwierzyć.
Swoją drogą, jak postanowiłem, koniecznie muszę zmienić lakier, bo jeśli taka sytuacja uległaby powtórzeniu i rozkażą mi jeździć, czy patrolować dalej w tym miejscu, albo jego okolicach, normalnie się roztopię i zamiast Thunder'a będzie kałuża ciekłego metalu. Tam jest kurwa cieplej niż w kwaterze Knockout'a kiedy suszy lakier! Po prostu przetapiania. Nie wiem jak on może to wytrzymywać. Tak, czy siak nie znam jego metod, więc wejście tam dla biednego Thunder'a kończy się niechybnym zmierzchem egzystencji. Jeżeli oczywiście Megs nie zapewni mu tego wcześniej. W sumie ciekwi mnie jedna rzecz. Dlaczego do kurwy nędzy mówię o sobie w trzeciej osobie?!
Nie wiem i nie jestem pewny, czy chcę wiedzieć.
Może gorąco, rzuciło mi się na procesor. Nie mam pojęcia.
Nie mam teraz czasu na rozkminy. Muszę stawić się przecie na prywatną operę u Lorda. Choć raczej obejdzie się bez krzyku. W końcu wykonałem zadanie, prawda?
Stanąłem jak wryty po środku korytarza. Muszę tam iść. Ale...
Jeśli on mi nie uwierzy? W końcu nie mam żadnego dowodu oprócz swoich słów! Może pomyśli, że go zdradziłem, albo dowie się o Mikołaju!! Te spostrzeżenia przeleciały mi w procesorze niczym torpeda, pozostawiając za sobą wzburzone myśli, dociekania i czarne scenariusze coraz to barwniejszego końca egzystencji. Tak, czy siak, wszystko kończyło się na jednym uczuciu.
Wszech panującym strachu.
A jeśli na prawdę Megatron zabije mnie za kontakty z ludźmi, Mikołaja i w zemście wybije miasto, czy nawet całą ludzkość???
Muszę przyznać, że pewnie gdyby naprawdę się wkurzył, z mieszkańców ziemi nie pozostałby nawet strzępek karmy dla scarplet'ów. Jego ogromny gniew. Porywisty jak... jak... Morze... jak wiatr, huragan...
Przyznaję, ledwo mogę sobie to wyobrazić.
Wiatr, czy silne fale które pochłaniały by każdą kolonie insektów, niszcząc ją doszczętnie, zabijając, gniotąc niczym mrówki... a one nie mogłyby nic z tym zrobić.
Na myśl zagłady tej lichej raski zrobiło mi się jakoś podejrzanie, dziwnie pusto tam... Tam w środku...
Może jeszcze niedawno, wręcz kilka godzin temu pomyślał bym: PŁOŃCIE SZMATY!- ale...
ale... ze mnie hejter xddd. Poprawka, my wszyscy jesteśmy hejterami. Dobra... Co mnie to, jebać życie...
Wracając. Kiedyś bym się cieszył, że te gówna nie żyją i nareszcie nie plątją się pod nogami, ale teraz... no cóż. Już tak nie za bardzo.
Mikołaj udowodnił, że mają oni prawo do bycia, w sumie całkiem niezły z niego ziomek, pomijając wady produkcyjne. W sumie każdy takie ma. Ja na przykład jestem jebaną bezużyteczną mutacją. Przygarnął scarplet Mechowi.
Ale nie teraz o tym.
Rozejrzałem się dookoła i oganąłem, że posiadam nadprzyrodzoną moc!
Mam własny, orginalny i niepowtarzalny... Opero-naprowadzacz! Taki GPS automatyczny! Sprawdza się wręcz idealnie!
A tak na serio nawet głupi by się domyślił. Szedłem w ciszy rozkoszując się widokiem moich kochanych lekko poturbowanych pobratymców, Vehicon'ów których optyki chciały tak trochę wylecieć. Widać plotki o mojej misji szybko się rozchodzą.
Na mojej twarzyszce automatycznie pojawił się szeroki, aczkolwiek chytry uśmieszek.
I CO KURWY!!! ZDZIWKO TROCHĘ?!?!?! THUNDI ŻYJE PIZDY JEBANE KURWA MAĆ!!- Pomyślałem... O Luu... ale klnę. Czy aby na pewno nie jestem pijany lub na kacu? Nie mam pojęcia. Może pomału do mnie dochodzi, że mi się udało i naćpałem się szczęściem, ale póki co nic nie jest przesądzone. Sądząc po ich obrażeniach, lord ma niezbyt dobry humor. Chwila... Patrzą się na mnie, jakbym zabił im matkę której nie mają. To nie znaczy, że wcześniej się tak nie patrzyli, ale teraz jakby bardziej, tylko ciekawe dlaczeg... Fuck.
Chyba wykrzyczałem to na głos. Świetnie. Choć i tak jestem już u nich spalony. Chyba naprawdę zaproponuję Knocki'emu zgłębienie tajników psychologii. Przysłuży się Deceptikonom jeszcze bardziej niż dotychczas.
Nie wiem kiedy doszedłem do siebie i przypomniałem sobie co czeka mnie dalej. Mianowicie, opera. Ciekawe kto będzie grał pierwsze skrzypce. I tak znając moje szczęście zajmie się tym Megs, kułde, znaczy się Magatron.
To tutaj. Stanąłem przed śluzą prowadzącą na mostek. Wziąłem głęboki oddech, chłodząc iskrę po raz ostatni i wszedłem do pomieszczenia.
Po wejściu od razu poczułem na sobie TEN wzrok, jego skanujący i oceniający wzrok. Normalnie jakby ktoś mnie postrzelił i poraził wszystkie moje układy prądem!
To było naprawdę złe uczucie, prawie bolesne fizycznie, a psychicznie doprowadzające do szału. Bałem się oddychać w jego obecności, więc iskra pomału zaczęła się przegrzewać. Moja psychika długo nie zdzierży jego obecności.
Lord siedział dostojnie na swoim tronie.
W pomieszczeniu panowała wszechogarniająca ciemność. Była ona wręcz namacalna, choć po przystosowaniu optyki do oświetlenia bez większych problemów można było rozróżniać poszczególne zarysy rzeczy i osób. W tym JEGO. Siedział na tronie dumnie, niczym król ciemności. Ciemności z której wyłamywała się jaskrawa, czerwona łuna pochodząca z jego optyk płonących gniewem. Był w jeszcze gorszym stanie niż wcześniej. Po co się cieszyłem i robiłem sobie nadzieję??? Teraz mnie zgasi. Na wspólnej to procent.
Choć osobiście nie boję się ciemności, ale wtedy... No może byłem troszkę niepewny... Ok. Niech wam będzie. Bałem się.
W huj.
Wręcz szkoda gadać.
Boje się ruszyć. Nie mam siły się ruszyć. Iskra pomału zaczęła mnie piec więc wziąłem szybki płytki wdech, zaspokajając swoją potrzebę jak i nie irytując przy tym lorda. Zgromił mnie spojrzeniem.
Dlaczego mam wrażenie, że mi się nie udało?
Megatron POV.
Siedząc na mym tronie myślałem o TAMTYCH czasach. Kiedy wszyscy mnie kochali, liczyli się ze mną, bo w końcu po coś byłem najpopularniejszym gladiatorem Kanonu. Ahh... Dawne dobre czasy... Wtedy wszyscy mnie uwielbiali i nie mogłem opędzić się od fanów i fanek... Stare życie posiadało jeszcze jeden świetny aspekt... Mojego dawnego przyjaciela, nawet kochanka Oriona. Tak Oriona, nie cholernego Optimusa Prime'a.
Kiedyś wierzyłem że są to dwa osobne mechy, że jego przemiana w Prime'a nie zabiła mojego ukochanego, jednak zrobiła coś znacznie gorszego. Scaliła Oriona i dar Primusa z sobą tworząc mojego Nemezis- Optimusa. Gdyby nie ten pieprzony Bóg, Orion byłby ze mną!! Nienawidzę go! Nienawidzę! Zniszczę, Autoboty, Primusa i skolonizuję Ziemię! Niekoniecznie w tej kolejności, ale przyłączę się do Unicorna i rozwalę to pieperzone bóstwo "dobra"!!!
Jednak to nie on wkurzył mnie najbardziej.
On. Orion Pax, czy tam raczej już Optimus, dla mnie teraz to obojętne, zignorował nasz związek i za moimi plecami zaręczył z jebaną Solus Prime. Potem, już jawnie, ożenił się z tą suką, primówną.
Oj... aż szkoda że niechcący umarła. Wtedy popełniłem mój ostatni dobry uczynek pozbawiając świat ciężaru. Jak się pewnie łatwo domyślić, oczywiście pomogłem jej w opuszczeniu tego świata w tym rozczłonkowując dokładnie jej ciało, zostawiając tylko części zamienne i wyrywając iskrę. Na samą myśl o niej pochłania mnie gniew...
Całe szczęście Starscream spierdolił ochronę kopalni i mogłem się na nim wyżyć. Choć nie tylko on oberwał. Całkiem możliwe, że ucierpiało kilka Vehicon'ów... Kilkanaście? Kilkadziesiąt? Nawet lakiernik ucierpiał. Choć dalej czuję ogromną złość.
Nagle usłyszałem otwierającą się śluzę. Pomimo wszech panującej ciemności, widziałem w niej w miarę dobrze i na przerywający ciszę, obcy dźwięk momentalnie odwróciłem głowę w jego kierunku.
Ooo... już widzę kto przyszedł...
Zauważyłem tą mierną podróbkę Cona. Wbiłem w niego swój wzrok. Czyżby miał na tyle odwagi, czy też głupoty aby się tu pokazywać? A już myślałem, że sobie zapoluję... Widocznie chce przyspieszyć swoją śmierć. W końcu nie wykonał misji. Nie miał szans. Ale, może...
Nawet jeśli mu się udało, powiem jedno.
Nie wierzyłem że przeżyje.
Dotychczas, życie na Nemezis toczyło się zwykłym tokiem. Starscream coś zjebał, dostał karę, po raz kolejny zrobił zamach na moje życie, po raz kolejny dałem mu ostatnią szansę, Breakdown rozwalił coś potrzebnego, Knockout poszedł na nielegalne wyścigi, Shockwave mówił coś o logice, a Soundwave pracował... Potem walka z autobotami, potem z Optimusem, któryś wygrywa, zdobywa przewagę tylko po to aby ją stracić, następnie odzyskać, rozmaite,.choć z czasem żmudne potyczki, wygrane, przegrane... I tak od eonów.
Ale teraz...
Po raz pierwszy od stuleci coś mnie zaskoczyło. Ktoś.
Nareszcie jakieś urozmaicenie po latach.
W prawdzie wysłałem go na misje samobójczą, bo myślę, albo też raczej myślałem że nasz drogi TH-2N-D3R się wypalił, a zrobił i tak dużo jak na Vehicon'ński pomiot.
Przepalony trybik się wyrzuca, a nie naprawia, czy też daje szanse, żeby sam się jakimś cudem naprawił... Nieprawdaż?
W tym samym czasie klon uklęknął na jedno kolano przed moim tronem. Postanowiłem wtedy się odezwać.
- Proszę, proszę... A kto do nas wrócił???- podparłem głowę o dłoń w głębi podekscytowany, czy też zaciekawiony, jednak mój głos sprawił, że to uczucie było ostatnim które wskazał by patrząc na mnie poboczny świadek - Jak misja?
Zauważyłem jak skulił się na mój głos. Hmm... Interesujące... Jednak ma w sobie trochę pokory, czy też strachu do mnie. Wolałbym aby to było to pierwsze, jednak drugim odczuciem też nie pogardzę, szczególnie kiedy jest ono w dobrych ilościach. Na tyle aby nie podważali rozkazów, ale mogli wyrazić własne zdanie... Czasem... Hmm...
Niestety przemyślenia przerwał mi głos przestraszonego Vehicon'a.
-Czcigodny lordzie Megat....- zaczął, jednak nie podobała mi się jego postawa, więc mu przerwałem.
- NIE SŁÓDŹ MI!!! DO RZECZY!!- krzyknąłem podirytowany- Z tego co mi wiadomo ważą się teraz losy twojego zderzaka...- mruknąłem cicho przeciągłym, ciepłym głosem, jakby mój poprzedni wybuch nie miał przed chwilą miejsca.
Czasem nawet sam się sobą zadziwiam.
- W-więc lordzie... To całkiem ciekawa historia... - zaczął cicho, co z lekka mnie zirytowało?
-Ah tak?! Proszę, TH-2N-D3R pokaż mi co w tym TAKIEGO interesującego...- wybuchnąłem po raz kolejny, na co ten się skulił. Jak tak dalej pójdzie to dziś nie dowiem się o co chodzi.
Wstałem z tronu (który swoją drogą do najwygodniejszych nie należał) i podszedłem do drżącego ze strachu Deceptikona.
-No, Thunder... Już, opowiadaj- rzekłem łagodnie- Chyba nie chcesz abyśmy porozmawiali... INACZEJ...- Dodałem zimno akcentując ostatnie słowo, na co ten ponownie zadrżał.
Już myślałem, że zabawa się skończyła, nic nie powie, a mi pozostanie do wyrwania tylko jego iskra, gdy klon przemówił.
-U...udało mi się pokonać i schwytać autobota, odebrać mu relikt, podłączyć dwie bomby do iskry i krocza, zaszantażować by zaniósł sex taśm....znaczy nośnik do Prime'a, uciec przed piątką autobotów, oraz dostać się tutaj względnie w jednym kawałku... Jeśli lord mi nie wierzy to tylko spojrzeć im w oczy i widać, tą nienawiść... złość...- wyrzucił z siebie szybko bombardując mnie coraz to ciekawszymi nowinami bojąc się zgaszenia.
- Hmmm- przeciągłem wzdychajac i majestatycznie marszcząc brwi - Drogi Vehicon'ie... Coś mi tu nie pasuje, a właściwie to nawet dwie rzeczy... Po pierwsze. Jak udało się samodzielnie wykonać tak wymagające zadanie?! A po drugie gdzie relikt?!?- rzekłem twardo grubszym głosem. Vehicon na moje oświadczenie spiął wszystkie swoje siłowniki. Coś ukrywa ja to czuje i widzę to nie pierwszy krętacz którego spotykam na swojej drodze.
- Co do r...r...reliktu to jest t...tutaj. N...naz...nazywa się z...zmieniacz fa...fazy. Umożliwia prze...przenikanie p...przez wszys...wszystko i n...ni...nie ty...tylko...- podał mi na drżących rękach półkoliste urządzenie montowane na przedramieniu. Popatrzyłem na grawerunki. Tak. To zdecydowanie był autentyk i cenny dodatek do mojej kolekcji... No cóż. Klon teoretycznie odpokutował swoje winy... Patrząc na to z tej strony, zirytowałem się ponieważ stracił relikt, a teraz odniósł mi go jeszcze wykonując awykonalne zadanie... Jednak coś mi tu nie pasuje... Zbyt wiele razy wbito mi nóż w plecy, nie zapominajmy. To TYLKO zwykły klon, ba, nawet gorzej, to zwyczajna POMYŁKA. Nie mogło mu pójść tak dobrze. Może on to wszystko zmyślił, a relikt otrzymał od autobotów aby mnie zmylić? Cóż to? W dodatku odpowiedział tylko na jedno z moich pytań. Po jego nieosłoniętej maską twarzy, co swoją drogą nie jest zgodne z zasadami, przemykały najróżniejsze emocje. Wyczytałem z nich takie jak wszechpanujący strach, lekkie zmieszanie, chęć opuszczenia tego miejsca jak najszybciej, ciekawość, przebłyski instynktu samozachowawczego, oraz jeszcze dość słabo kamuflowaną... Troskę? O tak. Teraz zdecydowanie coś tu nie gra. Lecz robi się ciekawie! Zobaczmy jak dalej potoczy się sytuacja.
-To tylko część odpowiedzi klonie. To twoja ostatnia szansa na wyjawienie prawdy. - rzekłem dziwnym głosem. Dokładnie takim jaki miewam tuż przed wybuchem. Rozpoznał go także i Vehicon, więc zadrżał, po czym podjął temat.
-Lordzie... U...użyłem wszystkich dostępnych środków, aby jak naj...najlepiej wypełnić nakazane mi przez ciebie po...polecenie...- rzekł cicho
Wszystkie środki powiadasz? Zaraz dowiem się prawdy... Całej, czystej, prawdy. Jeśli spiskował przeciw mnie, marny jego los. Ale teraz narazie decyzja nie zapadła, jest szansa. Przyznam, lekko mi zaimponował, burząc gwałtownie schemat szarej codzienności, trwającej już od eonów.
Jednak jeśli jest szpiegiem. Jeden z nas nie przeżyje.
I nawet wiem kto.
Nie zastanawiając się dłużej właśnie swój prywatny komunikator i ostrym głosem nadałem do Deceptikońskiego medyka.
- Knockout przygotuj łącze psychokorowe!- rozkazałem szorstko nie spuszczając wzroku z naszego ulubionego ciemnifioletowego bohatera prywatnego komedio-dramatu. Myślałem że mu ze zdziwienia, czy też strachu, wylecą optyki, o ile to w ogóle możliwe i, że się zadygocze na śmierć. Powiem jedno. Może być ciekawie. Oby.
Thunder POV.
Soundwave podszedł do mnie. Poczekał aż wstanę, po czym na swoim wyświetlacz ukazał dwa słowa "za mną". Pokiwałem bezgłośnie głową na co as wywiadu ruszył przed siebie. Ja za nim. Nawet się nie obejrzał. Pewnie słyszał odgłos moich kroków, ale mniejsza o to.
Korytarze Nemezis opustoszały. W sumie zastanawiające jest dlaczego sam Soundwave prowadzi mnie do Knockout'a. W końcu zdegradowali mnie do zwykłego Vehicon'a po mojej porażce że zmieniaczem fazy. Może jednak jest jakaś nadzieja? Ehh... Marzenia.
Wraz z asem wywiadu podążałem cichymi korytarzami statku. Na swojej drodze nie zauważyłem ani jednego klona, ba! Nawet ich nie usłyszałem. Towarzyszył mi tylko stukot wydawany przez własne kroki. Właśnie wsłuchując się w ten dźwięk i własną szumiącą głośno iskrę doszła do mnie powaga sytuacji. Lada chwila Megatron zobaczy moje wspomnienia! Ja nie mogę! Gdy dowie się o Mikołaju to... Nie! Nie może go zabić za to, że mi pomógł! I to nawet nie do końca z własnej woli! Ja w to nie wierzę! On zginie! Nikt mu nie pomoże! Megatron nie zna litości, a on taki mały ziemski robaczek... Lord go normalnie rozgniecie!!!
Chyba nie powinno mnie to nawet obchodzić! Powinienem martwić się o siebie, ale tak jakoś... Nie umiem. To przez to jebane ciepło! Ja nie wierzę! O co z nim chodzi?? Jak się nie uspokoi pójdę z tym do Knockout'a! O ile w ogóle przeżyję to co zaraz zafunduję mi Lord. Ej...
A może by uciec?
Nie... To czyste szaleństwo, jak nie zwykłe samobójstwo.
Niestety nie miałem czasu nawet przemyśleć tego szalonego pomysłu, ponieważ dotarliśmy do zabiegówki.
Nim się obejrzałam kazano mi położyć zająć najbliższą koję i poczekać aż Knockout podłączy wszystkie potrzebne kabelki. Lord także już na to czekał.
Czerwony medyk podszedł do mnie jako do pierwszego i przypiął mi do głowy naprawdę podejrzanego pochodzenia elektronikę. Następnie poczułem jakbym spadał z wysokości. Ciemność otoczyła mnie z każdej strony, jednak widziałem pod sobą powiększające się światło. Nie minęła chwila.gdy z całym impetem w nie wpadłem.
Oczywiście zgrabnie wylądowałem, pomijając oczywiście fakt, że lakier na moim zderzaku lekko się porysował. Hmm... Troszkę się tu zmieniło od moich ostatnich, niekoniecznie miłych odwiedzin. Mianowicie zobaczyłem jakoś dziwnie jaśniejszą zbrojownię ze szklano-metalowymi stojakami na miecze, czy tam inne bronie których nazwy nawet nie znam.
Podłoga i sufit wykonane z kryształu odbijając światło niczym tafla wody w ziemskim jeziorze. Mogłem się nawet w nich przejrzeć.
W pomieszczeniu widać też było czwórkę filarów wykonanych z nieznanego mi materiału o stalowej barwie. Okalały go światłogenne niebieskie kryształy wyglądające jak energon, przypominające kwiaty i rosnące na zielonkawej łodydze w odcieniu toxenu, jednak nie była ona na pewno szkodliwa.
Stojaki zapełnione były różnorodnymi broniami. Jedne stare, wyszczerbione, czy pokryte rdzą, a inne natomiast wyglądające jakby właśnie wyszły spod wprawnej ręki zbrojmistrza.
Przejechałem wzrokiem po otoczeniu , po czym doszedłem do wniosku, że muszę poszukać tych najnowszych i mieniących się różnymi barwami. Pewnie reprezentują one świeże wspomnienia. Oby. Nie chcę znosić więcej bólu niż to konieczne. Lada chwila pojawi się tu Megatron i mam zamiar nie kazać mu szukać wspomnienia na własną rękę.
Swoją drogą zauważyłem, że z sufitu gdzieniegdzie zwisały różnorakiej maści łańcuchy. Ciągnęły się one aż do ziemi, gdzie przekształcały się w płonące żywym, choć nieaturalnie niebieskim ogniem dającym dużą świetlistą łunę.
Gdybym miał ją do czegoś porównać powiem jedno. Wyglądała jak ta wata cukrowa węglowców, choć może dało by się ją zrobić z energonu? W sumie to jestem nawet głodny. Jebać to, że zaraz nasz drogi lord rozjebie mi psychikę.
Drugi raz.
Wracając do tematu. Światło z podstaw i kryształowych kwiatów nie docierało wszędzie. W rogach pokoju pozostawały ciemniejsze, mroczniejsze zakamarki mej podświadomości. Szczególnie druga połowa, ta za filarami gdzie pośród nienaprawioych po ostatnim wspomnień, królowała ciemność.
Ciemno tam jak w duszy Knockout'a gdy ktoś zarysuje mu lakier. Albo jak w procesorze Shockwave'a gdy powie mu się, że jest nielogiczny, albo w Starscream'a... W sumie?- Zawsze.
Niespodziewanie moją optykę przyciągną nadnaturalny jak na środowisko błysk. Wyprodukowało go srebrne ostrze leżące na jednym z licznych stojaków. Ujrzałem miecz, topór, lancę i łuk z kołczanem, które emanowały zieloną poświatą.
Podeszłem do wcześniej zaopserwowanych broni. W sumie ostatnim razem nie miałem się kiedy, ani jak tutaj rozejrzeć. Może coś się zepsuło? Nie sądzę. Pewnie Knockout kupuje mi trochę czasu. Moje kroki powodowały echo. Odbijało się ono od ścian pomieszczenia powodując dziwne skierwczenie kryształów.
Mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Dokładnie śledzi mój każdy krok. Przeszywa spojrzeniem, choć nawet nie wiem skąd. To naprawdę dziwne i głupie. Lecz ten wzrok... nie był taki straszny jak Megatrona bardziej matczyny, gdy karciła swoje iskrzątko. Chciałbym mieć mamę. Bo chyba Shockwave nią nie jest??? Jeśli tak, to gratuluję wytrwałości w wychowywaniu dzieci. Albo raczej braku wychowania. Ta rozkmina jest dziwna. Wolę już jej nie kontynuować. Jaki ona ma sens? Czy Shockwave jest moją mamą, a Megatron tatą? Niee... Lepiej nie wiedzieć...
Co do lorda. Usłyszałem huk. Obok mnie zgrabnie(tym razem na prawdę zgrabnie) wylądował Megatron, po czym spojrzał na mnie złowieszczo.
-To jak TH-2N-D3R pora zacząć poszukiwania??
Megatron POV.
Po podłączeniu Vehicon'a wynikł jakiś drobny problem z łączem. Przez chwilę nie chciało wpuścić mnie do jego umysłu. Jakby jego podświadomość, czy coś innego broniło go przede mną. To... Doprawdy podejrzane. Tym dogłębniej zbadam jego, jak to węglowcy mówią "mózg".
Pojawiłem się w ciemnym tunelu i zacząłem spadać. Nie minęła chwila, a z gracją wylądowałem po środku jakiejś zbrojowni. Jest ona jakaś taka... Jasna. O wiele jaśniejsza niż była. Doprawdy, wielce niespodziewane. Zauważyłem, że Vehicon stał obok jakiegoś stojaka z bronią wydzielającą jasno zielone światło. Widząc.jego minę uśmiechnąłem się złowieszczo.
-To jak TH-2N-D3R pora zacząć poszukiwania???
Nie odpowiedział. No cóż. Jego sprawa. Podszedłem do niego bliżej, a on podświadomie stanął w pozycji obronnej widocznie ochraniając niezwykłe bronie. Postanowiłem od nich zacząć.
-Lordzie! Nie!- krzykną, co lekko mnie zirytowało
-Czy ty mi właśnie rozkazałeś, klonie??- wyszeptałam złowieszczo błyskawicznie przemieżając dzielacą nas odległość.
-Broń Primusie! Nie!- Vehicon przypadkowi wspomniał JEGO. To przez niego straciłem Oriona!! Pieprzony bożek!!!
Zirytowany zignorowałem marny opór klona i chwyciłem pierwszą z brzegu zielonkawą broń. Poprawka. Chciałem chwycić jednak ona za każdym razem wyślizgiwała mi się z rąk. Okej. Czyżby naturalna obrona? Dobrze TH-2N-D3R. Na to też jestem przygotowany.
-Vehiconie. Złap jedną z tych broni. Najlepiej miecz- ten nie chcąc bardziej mnie irytować, wykonał zadanie.- dobrze. Teraz go złam.
-A...ale...- zaczął
-MILCZ! Czy ty lekceważysz mój rozkaz???- krzyknąłem na wystraszonego klona
-N...ni...nie...- rzekł po czym z wachaniem przełamał klingę. Momentalnie skulił się z bólu. On jest taki słaby, czy to wspomnienie takie silne, ważne? Tak czy siak na pewno dowiem się czegoś ciekawego z życia klona.
Ignorując jego jęki bólu zanużyłem twarz w wydobywającej się że złamania mgiełce. Przede mną zaczęła rozgrywać się scenka.
Na początku z dymu ukształtował się pustynny kanion i nasz drogi Vehicon pochylający się nad młodzikiem autobotów. Były tam tylko dwie postacie. Chwila! Trzy! Człowiek! Ciekawe, nie powiem, ciekawe...
Po chwili klon zaczął montować bombę leżącemu autobotowi, a gdy nie mógł wykonać jakiejś czynności człowieczek mu pomagał. Doprawdy interesujące. Widocznie musiał być naprawdę zdesperowany. Tak bardzo że nie zważając na srogie konsekwencje odważył się posunąć do uzyskania pomocy od człowieka. W każdym innym przypadku od razu kazałbym zabić tą istotę ludzką, ale akurat ten człowiek pomógł Vehicon'owi z wcale nie tak łatwą sprawą. Załadował autobotowi bombę.
Ciekawy jest ten ludź. Chyba posiada jakąś tam wiedzę. Wezwę go na statek i utnę miłą pogawętkę przy energonie.
Jeśli będzie tak jak myślę, czyli człowiek okaże się zupełnie bezużyteczny, a to wszystko nie wiedzą, a wypełnionymi poleceniami Thundera, zabiję go. Nie potrzebny mi nowy pachołek. Szczególnie taki słaby. Za to klonowi wyrwę przetwornik, może zrobię coś jeszcze, ale względnie się spisał i raczej go nie zabiję. Raczej.
Apopros, idąc już tym tematem: Mojemu drogiemu Optimusowi przydała by się taką bomba szokowa. Jego kochani i dobrzy ludzie przeciwko niego.
Po zakończeniu retrospekcji wspomnienie rozpłynęło się dymną mgłą, a ja nadal byłem w pomieszczeniu przypominającą doprawdy dziwną zbrojownię.
Hmm... Dalej czuję niedosyt. Kazałem klonowi sięgnąć po kolejną broń. Tym razem był to łuk. Gdy go przełamał ponownie zobaczyłem szafirową mgiełkę. Zanurzyłem w niej twarz i przede mną ukształtował się nowy obraz.
No no no... Ten insekt może okazać się całkiem przydatny. Wymyślił plan godny dobrego stratega na poczekaniu. Ma predyspozycje. Tym bardziej go do siebie zaproszę i istnieje cień szansy, że podaduję mu życie. Zobaczymy co przyniesie los.
Po zakończeniu naprawdę krótkiego wspomnienia nie czułem potrzeby dalszego gmerania w procesorze klona który teraz zwijał się z bólu na podłodze. Skoro jest niewinny i wcale nie spiskował nie będę sprawiał mu się więcej bólu, oraz mogę też go nazywać Thunder.
Niespodziewanie poczułem, że ktoś mnie obserwuje, wręcz przeszywa, oceniającym, wściekłym spojrzeniem.
Moje niezawodne przeczucie podpowiedziało mi, że to coś z ciemniejszego końca pokoju. Tego za filarami. Momentalnie odwróciłem się w ich kierunku. Przez chwilę wydawało mi się, że z boku błysnęło coś niebieskiego, jednak po dłuższej chwili wzruszylem ramionami. Widocznie przedwczesna paranoja. Przebłyski z czasów w których walczyłem z różnymi potworami, Insekticonami, czy Predaconami o błyszczących ślepiach... To były czasy.
Moja obawa jest jednak bezpodstawna, czy jakby to powiedział Shockwave "nielogiczna". Nikt poza mną i Thunder'em nie może tutaj przebywać. Nie ma jak się tu dostać.
- Knockout, odłącz- rzekłem do komunikatora, po czym poczułem dziwne uczucie ogarniające iskrę, procesor i ich okolice. Typowe podczas odłączania. Wyszczerzyłem się, jednak dla osób postronnych nie mógł to być miły uśmiech.
Zaczyna się robić ciekawie. Szala zwycięstwa nareszcie przechyla się na naszą stronę....
W końcu...
Dalej złowieszczo uśmiechniętu podniosłe.rękę.do komunikatora:
-STARSCREAM!!! Do mnie!!! Mam dla ciebie zadanie!!!! Sprowadzisz mi człowieka, więcej informacji dostaniesz od Soundwave'a. Nie obchodzi mnie co robisz!! Zajmij się tym TERAZ!!1!!!1!!1!!!
+bonus+
Megatron zniknął z umysłu niewykłego Vehicon'a. Niemądry, niemądry, gladiator. Zignorował TO spojrzenie, nie zauważył obcej istoty. Istoty zamieszkującej to co stworzył. Siedzi i obserwuje, nie wnika, chociaż próbuje. Próbuje pozbyć się chłódu ogarniającego procesor i iskrę klona. Stopić okalający ją lód i wykorzenić to całe "deceptikońskie" życie. Owa istota poznała go. Niegdyś Megatronusa, legendę, gladiatora, każdy go znał, a który stoczył się tak bardzo, że niżej praktycznie się nie da. Jednak należy pamiętać, że nawet na dnie, podłoga może się zapaść...
Niebieska postać czeka na odpowiedni moment. Moment nadejdzie, a optyki wszystkich rozszerzą się na wieść o czystej prawdzie niepowleczonej żadnym kłamstwem.
***
Siemka!!! To. Oficjalnie. Jest. Szczyt. Moich. Możliwości. To 4 tysiące słów. Wiem, że dla jednych to dużo, dla innych mało, jednak dla mnie to ogromna ilość, ale nie rozwodźmy się nad tym.
Mam nadzieję, że wam się podobało. Zwycięzcom konkursu przypominam o ich nagrodach, a reszcie dziękuję za przeczytanie. :)
A, jeszcze jedno.
Wolicie rozdziały co tydzień 1-2 tys. Słów, czy raczej co dwa tygodnie i 3-4 tys.? Ja osobiście wolę opcję pierwszą, więc to wam zostawiam wybór!
Komentujcie, gwiazdkujcie, ja się żegnam...
Pa!
Magdanna& Teczowykarton.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top