Rozdział 15- Gry Strategiczne(maraton 3/5)

Thunder POV.

-Jestem Thunder i bez obaw
Nie zabiję cię...

Przynajmniej narazie

-To fajnie?? Dzięki??- odparł chłopak i położył się na plecach obok mnie, w cieniu.

-Tja...- westchnąłem. Tym razem ogarnęłam mnie nostalgia... Nie chcę umierać, lecz to prawie nieuniknione... Ale taki los klona. Oparłem się plecami o kamień dający cień.

Siedziałem bez ruchu. Nie zwróciłem nawet zbytniej uwagi na to, że Mikołaj przygląda mi się zafascynowany. A niech se patrzy. Niech ogląda marny zmierzch życia podróby klona. Taki już mój los, poetycko mówiąc, to moja dola, tak, mam doła. Nic z tym nie zrobię. Nie mogę, ba! Nawet nie wiem jak... Westchnąłem po raz kolejny, a z mojej lewej optyki wyłoniła się jedna jedyna oleista łza. Spływała ona po moim policzku. Nie pofatygowałem się nawet aby ją zetrzeć. Mikołaj zauważył ją i już trochę pewniejszym głosem zaczął.

-Dlaczego się smucisz? Co cię tak martwi? - zapytał. Wyrażenie oczekiwał odpowiedzi. Sam nie wiem dlaczego mu jej udzieliłem. Chyba głupieję na starość, a może młodość? Nie ważne.

-Moja śmierć.- odparłem krótko i zwięźle.

-Jak to?! Przecież żyjesz! C...co się stało? Co się stało Thunder???- dalej drążył temat.

-Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego ci to mówię, ale w uproszczeniu wygląda to tak:
Przeze mnie i mojego przyjaciela mój lord utracił ważny artefakt na rzecz wroga i ja za to płacę. Bo przecież nie skrzywdzi jedynego medyka na statku. Za to mi dostało się po pełni. Dziwię się, że jeszcze żyję. Choć i tak nie długo- urwałem i przygotowałem się na powiedzenie najgorszej części opowieści.- Ja jestem klonem. Nie ma już wielu prawdziwych transformerów w kosmosie. Jesteśmy na wymarciu, przez wojnę która zniszczyła naszą rodziną planetę, Cybertron.  Nasz naukowiec, Shockwave skonstrułował maszynę klonowniczą. Choć spójrzmy prawdzie w oczy. Normalne Vehicon'y padają jak muchy. Zawsze jesteśmy rzucani na pierwszą linię ataku! Najczęściej jako mięso armatnie, bez doświadczenia, tylko zimne schematy i komputerowa wiedza. Zero praktyki. A gdy masz szczęście przeznaczają idę cię do wykopalisk, jako tanią siłę roboczą. Ja tymczasem jestem inny. Jestem nikim. Pomyłką. Mutacją genetyczną. I jako, że zawiodłem, powinienem zginąć, jestem tylko mierną podróbką zwyczajnego klona. Ale mój pan z racji na moją niecodzienność dał mi szansę. Jeśli wykonam to zadanie zwróci mi moją pozycję. Jeśli nie... Mogę już uznać się za martwego.
Ta misja jest awykonalna..

-Jaka? Jeśli mogę spytać...- zapytał niepewnie, choć jego głos przestał zupełnie drżeć.

-Niech już Ci będzie... Moim zadaniem jest dostarczyć to video wrogowi.

-A co o nim wiesz? Jakieś informacje?-  kontynuował

-Tja, wiem bardzo dużo... Tylko wygląd pupilków i ich samych. Popatrz.- pokazałem mu obrazy, które dostałem od Soundwave'a. Przy ostatnim zdjęciu przedstawiającym trójkę ziemian Mikołaj wytrzeszczył oczy.

Opowiedziałem mu o każdym transformerze tyle ile sam wiedziałem równocześnie pozazując ich na obrazie. Gdy doszedłem do zdjęcia z pupilkami nie zdążyłem zacząć o nich mówić, gdy chłopak wykrzyknął.

-Derby i te jego bachory?!?! Ja ich znam, przynajmniej z widzenia..! Nie jakoś dobrze, Derby'iego wręcz nieznoszę, a bachorów nie znam. Choć chyba nazywają się... Ymm... A tak. Miko Nadakai i Rafael Exquviel(nwm. Jak się to pisze) ale nigdy nie spodziewałbym się po nich kontaktów z WAMI. Jack to typowa szara masa, bez ambicji, Miko to typowa buntowniczka, a Rafael to młodociany geniusz. Cała trójka skrajnie odmienna, a jednak są w jednej drużynie! Nie do pomyślenia. Dobra, wracając do planu. Masz jakieś wyposażenie oprócz blastera? Może jakieś nadzwyczajne umiejętności?

Chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Co on kombinuje?

-Znaj moją dobroć. Ale jeśli spróbujesz uciec obiecuję, że wszystko zużyję na ciebie.- lekko zadrżał po mojej groźbie - To może od początku. Oprócz blastera posiadam miecz, którym, uwież na słowo, dobrze radzę, umiem się posługiwać, oraz mini bombę z detonatorem. Aha. I jeszcze tryb alternatywny.

-Tryb alternatywny? Co przez to rozumiesz? - zapytał zaciekawiony.

-To. - uciąłem krótko i zaprezentowałem swój alt-mode.

-Woow- rzekł cicho. Jego optyki ponownie się powiększyły i chwycił za te swoje białe cośki na głowie.

-Po co chciałeś to wiedzieć?

-To proste. Zaraz ci wytłumaczę. A te Autoboty... Jakie mają słabe punkty?

-Liczę, że zrobią to szybko. Co do słabych punktów... Hmm... A, tak bardzo dbają o swoich i nie opuszczają nikogo w potrzebie. W sumie ja jestem Deceptikonem. Gdybym był tak jak powinienem nigdy nie zamienilibyśmy ze sobą słowa.

-To... Dobrze? A co do autobotów, to da się wykorzystać. Mam plan...

-Ty?! Jesteś strategiem??? Serio?!

-Nie. Ale gram w gry. Gry ze strategią. Ale mniejsza o to. Skoro te Autoboty tak bardzo chronią niewinnych, wykożystajmy to. Plan wygląda tak. Jedź przez miasto ze mną w środku. Będę krzyczeć i prosić abyś mnie wypuścił. To powinno zwrócić ich uwagę. Następnie zwabimy autoboty za miasto, gdzie przetransformujesz się i będziesz trzymał mnie w ręce. Zapodasz jakiś słaby tekst typu "jeszcze krok, a chłopak zmieni stan skupienia". Następnie rozkażesz odejść temu silniejszemu, pod pretekstem: chciałbym wreszcie powalczyć, a dwóch na jednego to niesprawiedliwie. Jeden krok i chłopak zginie, czy coś w tym rodzaju. Następnie pozostałemu karzesz odłożyć broń i go ogłuszysz. Nie zwracaj uwagi na moje zachowanie, ani na to co mówię ponieważ będę grał, aby wyszło realistycznie. Potem zamontujesz mu bombę przy waszym źródle zasilania i będziesz miał detonator. Dzięki niemu zmusisz go aby dostarczył swojemu dowódcy przesyłkę, cały czas grożąc mu zabiciem mnie, lub detonacją bąby. Może być?

-Dobrze. Zrobimy jak powiedziałeś.- starałem się zachować kamienną twarz, ale w środku skakałem z radości.

To ma szansę się udać!

***
Hejka!
To już trzeci rozdział! Standardowo napisany przez naszą dwójkę! Do zoba za 30 minut! Pa!

Magda i teczowykarton :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top