Rozdział 12- Opera domowej roboty

Rozdział dedykuję dla @Tajemnicza_12321 za twoją niecierpliwość i aktywne komentowanie ;)))
***

*Cofamy się w czasie. Przed chwilą Thunder oberwał od Bulkhead'a*

Głuchy odgłos rozniósł się po tunelach. Dziwny Vehicon upadł, a takim jak on nie wolno upadać.

Wielki Optimus Prime... Lider autobotów... Można by było pokusić się o stwierdzenie, że kogoś takiego jak on nic już nie zdziwi. Jednak spotkanie z pozoru zwykłym klonem spowodawało u niego chwilę zadumy, oraz bitwę myśli. Przepływały one i rozchodziły się po cały procesorze, niczym ziemski sztorm na oceanie pełnym myśli, wspomnień i obrazów...

 
Autoboty zniknęły w seledynowej poświacie wysoce zaawansowanego technicznie tunelu pozostawiając go w przytłaczającej ciszy, na zimnej powierzchni pod wysokim stropem podziemnej przestrzeni. Vehicon leżał pośród swoich martwych braci w oddali widząc pomału wyenerganiającego się Steve'a.

Autoboty z pewnością zabrałyby go na przesłuchanie, ale większym skarbem i nadzieją na zwycięstwo był relikt, najwyższa cena, jak i nagroda, której Prime nie może narażać. Nie może stracić. Jeśli nie chce do tego dopuścić nie ma prawa marnować czasu. Dowódca autobotów wiedział, że wrogie wsparcie już było w drodze...

Nikt, nawet ja, narrator, nie przewidział jednej rzeczy. Jednego malutkiego, ale jakże istotnego fragmentu układanki... A mianowicie wszystkim umknął fakt, że czerwony deceptikoński medyk... Do końca nie zemdlał…

***
Thunder POV.

Wszystko rozmazane matko wszechiskro czyżbym był na kacu?! To niemożliwe...

Więc co?! Co tu się do ciemnej ciasnej... emm... Jasnej ciasnej, czy ciemnej??? A z resztą... Nieważne! Trzeba jeszcze trochę w wolnym czasie poserfować po internecie. Czerwonooki medyk nie opuszczał że mnie wzroku. Zauważył, że się nad czymś zastanawiam i mi nie przerwał... To miłe, choć jego badawczy wzrok... Właśnie... Wygląda jakby się  czymś martwił... o co może chodzić? Chyba stało się coś złego... Ymm... Nie wiem. Gwiazdką zakosiła mu polerkę? Breakdown coś sobie zrobił? Nie... Nie ma go tutaj obok mnie, a więc odpada. Nie liczmy oprócz polerki ona jak członek rodziny. Gdyby to o nią chodziło Knocki najprawdopodobniej biegałby tam i spowrotem ciągle jej szukając.  Może się coś stało, coś co bardzo go obchodzi, może jest dla niego ważne...

Nie mam już pomysłów... Pozostaje mi go spytać. Jego minka była tak zmartwiona, że aż chciałem go przytulić.

Podniosłem się na łokciach, jednak moje plany zniweczył przechodzący brzóch piekielny ból. Tak silny, że wzrok mi się rozmył. Spojrzałem w tamtą stronę. Ujrzałem ogromny, świeży ślad spawania.

-Leżeć.- Knockout złapał mnie za ramię i siłą przycisnął do szpitalnego łóżka.-Niezle oberwałeś cud, że cię nie dobili, czy zabrali. 

-Ale udało się Knockout, mamy kolejny relikt, który pogrzebie te autościerwa.-Kącik moich ust powędrował do góry. Na pewno wygraliśmy. Jeśli byłoby inaczej przecież dawno już leżałbym u lorda na podeście koło tronu jako kupa części zamiennych. Spojrzałem na Knocki'ego. On nic się nie mówił, tylko patrzył w ścianę spięty, jakby ktoś mu kija w dupę wsadził. Na jego facjacie zauważyłem spływające drobne kropelki płynu chłodniczego.

Otworzył usta aby coś powiedzieć. Przerwało mu jednak wtargnięcie zdyszanego Breakdown'a.

-Thunder do Megatrona czeka cię ‘’Opera’’.- powiedział dysząc i patrząc na mnie współczująco. O CO CHODZI? CZEMU? PO CO? JAK?! Opera oznacza u nas, w naszej nemezistowskiej gwarze, czy raczej łacińsko konspiracyjnym języku, ale mniejsza już o to. Tak czy siak ‘’Opera’’ oznacza opierdol w wykonaniu Lorda, a "Teatr" to opierdol w wykonaniu Kremika.
A czemu opera, spokojnie już tłumaczę. Jeden drze ryja, a reszta słucha i nie ma prawa pisnąć. W teatrze dochodzą jeszcze ruchy baletowe, ale to tak na marginesie.

Spojrzałem wymownie na Knockiego on obrócił się i nic nie powiedział. Dla mnie jednak oznaczało to jedno. Grycz i przyznanie się do błędu. Robił tak kiedy coś mu się nie udawało, lub okazało się, że nie miał racji.

Wstałem i poszedłem na moją prywatną ‘’operę’’. Już wiem czego będzie dotyczyć. Pewnie naszej, lub bardziej mojej sromotnej porażki. Przecież nie będzie się karać jedynego medyka na statku! Ehh...

Pomimo protestów Knockout'a nie wziąłem metalowej laski do chodzenia. Co jak co, ale taki stary jeszcze nie jestem. Szedłem utykając. Korytarz oczywiście klimatyczny, a mianowicie ciemno jak w umyśle Gwiazdeczki. Co do niego, lub może powinienem powiedzieć, do niej, stała napuszona jeszcze bardziej niż zwykle i mierzyła mnie spojrzeniem pełnym pogardy... Wręcz mówiącym coś w stylu: "Dalej jesteś mierną podróbką Vehicon'a. Z awansem czy nie. Niech to będzie przestroga dla twych braci aby nie buntować się MNIE".

Przeszedłem przez wrota stawiając  czoła zagrożeniu. Na końcu pomieszczenia stał lord. Stał on tyłem do mnie i wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo. Poczułem chłód wchodząc do pomieszczenia. Mimowolnie zadrżałem po części że strachu, a po części z zimną tam panującego. Śluza zamknęła się za mną gwałtownie strasząc moje wyczulone na każdy dźwięk audioreceptory. Bałem się. Może nie opierdolu, ale tylko tego co z niego wyniknie. Czy mnie zabije czy wywali. A może przebaczy? Nadzieja matką głupich.

Czułem na sobie wzrok Soudwave'a, chyba wariuję, bo nawet on wydał mi się współczujący. Jego gładki ekran świdrował mnie na wylot, wręcz przyprawiał o ciarki, jednak miał w sobie coś innego niż zwykle. Nie wiem co.

Najgorsza chwila z każdym momentem się zbliżała. Nastała gdy lord obrócił się do mnie i gdy przez ułamek sekundy spojrzałem w jego kontrastujące z ciemnością krwistoczerwone, pełne gniewu optyki. Pora umierać.

Najbardziej mnie przerażał mnie jeszcze jeden fakt. Mianowicie to, że byłem sam. Żadnego vehicona, ba! Nawet wielkiego i jakże szanownego komandora!  No nic! Zero! Jak mnie poturbuje to mi nikt i nic mi nie pomoże.

-Powiedz mi Thunder-moje imię wymówił w ten sam sposób co mówi się "scarplet"- Co ja mam z tobą zrobić..?- mruknął lord mrożącym energon w przewodach głosem. Zaczął schodzić po schodach do mnie. Jego ciężkie kroki niosły się echem po pustym mostku.

Nie wiem panie- uklęknąłem, a moje nogi były jak z waty. Zaczął się TEN moment. Najgorszy z najgorszych.

NO JA TEŻ NIE WIEM THUNDER!!!- ryknął, a ja zesztywniałem. Wręcz mógłbym powiedzieć, że czułem fale dźwiękowe przeszywające moją skuloną sylwetkę.- Zabić cię, czy dać szansę...- powiedział łagodnym głosem pełnym zadumy tak jakby wybuch który wystąpił przed chwilą nigdy nie nastąpił. Megatron zmienny jest.

-Panie już nigdy cię nie zawiodę, proszę, Lordzie!- przysiągłem w duchu modląc się do Primusa, Unicorn'a i każdego innego bóstwa które mógł mnie wtedy wysłuchać. Oby się udało... Oby się udało!

MILCZ JAK DO MNIE MÓWISZ!! -ryknął prawie prosto do mojego audioreceptora. Jego głos przez chwilę pobrzmiewał w mojej głowie jak irytujące echo.

- To było zbyt piękne. Zbyt doskonałe że niby zwykły vehicon dokonał takich czynów. Czyżby twój łud szczęścia się skończył?! TH-2ND-3R?!- mówił podwyższonym i pełnym pogardy głosem, a ja czułem szpilki wbijające się w iskrę. Czułem się jak gówno, niczemu nie potrzebne gówno, pustka w isktrze, tak jak kiedyś... Znów nie mam imienia...

Widzę że odebrało ci mowę- mruknął zimno- Dobrze, może się czegoś nauczysz. Jedynym powodem dla którego nadal twoja iskra świeci- pochylił się nade mną. Czuję jakby moja iskra miała zaraz sobie uciec. Im dalej tym lepiej.- Jest to że masz ten miecz.

Ostatnie zdanie szepnął cicho prosto do mojego lewego audioreceptora. Mimowolnie po moich plecach przeszedł dreszcz.

-Dam ci szansę. Jest ona pierwszą, a zarazem ostarnią. Znajdź moją litość Vehiconie. Jeśli ci się uda odzyskasz swoje imię, stanowisko, a co najważniejszę odrobinę mojego  zaufania. Jeśli nie podołasz możesz  uznać się za zwykłego vehicona, a  dokładniej martwego zwykłego vehicona. Twoim zadaniem jest odnieść czy jak wolisz podarować Optimusowi naszą sex taśmę. Tak z tą autościerwką którą złapałeś. Soundwave przekaże ci resztę instrukcji za ziemską godzinę. Teraz odejdź.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Automatycznie wyszedłem z pomieszczenia i prawie nic nie myśląc skierowałem się do pokojuedycznego. Jedyne co mi przychodziło do procesora to takie: OOOOOOO CHUJ!!!!! CO KURWAAA?!?!?!?!?!

***
Hejka! Wiem, wiem rozdział się spóźnił. Dużo się spóźnił, nie zabijajcie! Schowajcie te widły i pochodnie! Już, taak, spokojnie. Już ok.
Jak wiecie jest majówka i dużo czasu! Chcielibyście maraton? Istnieje opcja, że razem z @teczowykarton uda nam się to ogarnąć. Puki co nie będę przedłużać :)

Rozdział autorstwa także @teczowykarton z moją korektą.(1313 słów)

Komentujcie, gwiazdkujcie, ja się żegnam... Pa!

Magda:D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top