Rozdział 27, czyli medyk Deceptikonów.
Tak, to prawda, żyjemy!
Odrodzone jak Feniksy z popiołu!
Zapraszamy!
***
Mikołaj POV.
Ok. To był zły pomysł. To był w cholerę zły pomysł!!!! Zapamiętać: nastawianie ramienia boli. W pierona. I najlepiej nie robić tego samemu. Chyba wtedy boli mocniej. Co więcej nie polecam szczególnie wtedy, gdy nie umie się tego robić. Serio. Lepiej sobie odpuścić.
Ale wracając. Po moim siarczystym pokazie ojczyźnianej łaciny podwórkowej, Megatron spojrzał na mnie że zdziwieniem. Prawdopodobnie nie zrozumiał ani słowa, ale może domyślił się sensu. Choć to w końcu gigantyczny robot z kosmosu. Kto go tam wie.
-Co. To. Miało. Być. Mik...Mikolalaju?- zapytał domagając się prędkiej odpowiedzi. Zapamiętać. Nie za bardzo wskazane jest darcie japy na pół Nemezis niedaleko miejsca, gdzie powinno znajdować się ucho kosmicznego władcy. A może tam serio jest jakiś narząd słuchu? No to wtedy odpowiedź jest prosta zgrabna, choć niezbyt przyjemna.
Mam przesrane.
Uznałem jednak, że to nieodpowiednia pora dowiadywać się czegoś więcej o anatomii kosmitów. Odpuszczę sobie. Na chwilę.
Co do ręki, zacząłem nią ruszać. Fakt bolało to, ale znacznie mniej. Nie wiem, czy powinienem był tak postąpić, no cóż. Stało się. Przynajmniej mam powód aby czasem posłuchać co dzieje się na EDB. Choć ta baba tak nudno nawija, że trudno nie usnąć. Każdy w życiu staje przed wyzwaniami. Może to jedno z nich? Nie uśnij na EDB challange? Okej. Niech będzie..!
W czasie mojej rozkminy zdążyłem oderwać kolejny pasek z żałośnie wyglądającej już koszulki. Obwiązując ranę z radością stwierdziłem iż chyba zaczyna się zasklepiać. W sumie to nie wiem. Przespałem tą lekcję biologii. Chyba dobrze, że czerwona posoka leci słabiej? Ale facetka nawijała coś o zakażeniach. No dobra. Niech się dzieje co chce.
Megatron popatrzył na mnie zniecierpliwiony. Postanowiłem nie nadużywać już dłużej jego cierpliwości. W sumie prawdopodobnie nie za wiele mu jej zostało. A nawet nie chcę myśleć co stanie się, gdy ona całkowicie się wyczerpie. Chyba lepiej nie wiedzieć.
-To przez twojego żołnierza... żołnierkę? Nie... to obraza dla tego słowa. Od nowa. To przez twoją dziwkę. Jak zdążyłeś zauważyć, łatwo nas, ludzi, zranić. On wybił mi bark ze stawu i musiałem go nastawić. Boli to jak cholera, ale bez tego ani rusz. Teraz tamuję krwotok, jednak na moją nogę będzie musiał spojrzeć lekarz, taki wasz medyk. A co do tej waszej Gwiazduni, byłbym wdzięczny gdybyś się nią zajął.- powiedziałem na jednym wydechu. Sam nie wiem dlaczego pod koniec mojej wypowiedzi Megatron uśmiechnął się do siebie i niedostrzegalnie, kiwając głową spojrzał na leżącego pod ścianą Seeker'a.
-Rozumiem -odparł Megatron w zamyśleniu- W takim razie idź do tego swojego lekarza. Już. Soundwave! Otwórz most w podanym przez Mikolalaja miejscu.
-Dziękuję lordzie Megatronie. Pozwól, że się oddalę.
Sam nie mam pojęcia jakim kurde cudem wstałem i przeszedłem przez most ziemny. Nie mam pojęcia. Doczołgałem się do drzwi szpitala. Chyba wtedy straciłem przytomność. Nie za bardzo mnie to obchodzi. No ale. Gdy się ocknąłem, jakaś miła pielęgniarka(kazała mówić na siebie June) powiedziała, że dowiedziała się od moich rodziców, że niestety nie przyjadą z powodu istotnej sprawy biznesowej.
W sumie jak zawsze. Nigdy nie mają dla nie czasu. A potem się czepiają. A gdy zaczyna ich gryźć sumienie, sypią kapuchą i dalej ich nie ma. Po prostu świetnie. Uwielbiam moje życie.
Tak czy siak w nie wiem jakim cudem wypisano mnie ze szpitala już nazajutrz, gdzie po dokładniejszym nastawieniu ramienia, ogarnięciu kostki i ran, po kroplówkach i pod zastrzeżeniem, że będę leżeć, wróciłem do domu. Dalej nie mogę uwierzyć, że oni złapali kit jaki im wcisnąłem. Głupie dzbany. Bo jaka jest szansa, że podczas schodzenia że schodów człowiek się potknie, stoczy na sam dół, rozbije doniczkę z kwatkiem, nadzieję się na nóż kuchenny i stórla do piwnicy, a potem samodzielnie dojdzie do szpitala?
No raczej nie za duża.
Powróciłem do domu kiedy na mój telefon(tak jakimś cudem go nie zgubiłem) przyszedł SMS. Sądząc, że to pewnie któryś z chłopaków rozjaśniłem ekran i nagle widzę... O kurwa.
"Tu Lord Megatron.
Człowieku, na Nemezis, już. Za dwa minicykle(2 minuty- dla niedoinformowanych- dop. Aut.). Pojawi się most ziemny do Twojej pozycji. Bądź gotów"
Ehh... Czyli z urlopu nici?
Życie.
Ciekawe co to minicykl. Że godzina? Dzień? A może minuta? Ok. Załóżmy, najgorszą ewentualność, czyli ostatnią. Życie to suka i pewnie z chęcią wykorzysta tą okazję do pokazania swojej mocy.
Ile mnie nie było na statku... Z trzy godziny? Cztery? Nie ważne. Teraz, gdy mam wolne jest okej. Ale w szkole to nie przejdzie. Będę musiał wyjaśnić to Lordowi. Obym tylko nie skończył wyglądając jak nie dokończony rodzaj krwistej pasztetowej. O tak. To nie byłoby za przyjemne.
Choć zastanawia mnie jeszcze jeden fakt. Skąd deceptikony w ogóle mój numer telefonu?! Pewnie schakowali internetową bazę danych. Muszą dobrze znać się na tych klockach. Ciekawe czy też mnie tego nauczą..! Bo będę się tam uczył, prawda??? Cholera! Druga szkoła! Koszmar!!!
Ale może nie będzie tak źle? Oby. Choć pewnie będzie, tylko dlatego, że właśnie pomyślałem inaczej. Lepiej nie poddawać pomysłów przeznaczeniu.
Szkoda, że każą mi wracać tak wcześnie. Przecież mogłem być jeszcze w szpitalu, albo leżeć w łóżku! No dobra. W sumie nie jest mi jakoś strasznie źle.
Ba! Czuję się nawet lepiej niż powinienem, jak na mój stan. To dobrze? Chyba nie... Napromieniowani mnie czymś? Może kontakty z kosmitami to był zły pomysł? No cóż. Przekonam się najpewniej w bliskiej przyszłości.
Most ziemny pojawił się tuż przede mną. Przeszedłem przez niego wolno. Lord już czekał. Ale nie był on sam. Nie towarzyszył mu Slenderman, ani prostytutka... Na widok małej niebieskiej plamki nieznanego pochodzenia, znającej się na udzie lorda niespodziewanie się uśmiechnąłem. Pewnie było ciekawie
Pomimo braku dwóch znanych mi z widzenia deceptikonów, ich miejsce zajął jakiś inny. Był to mech o oczojebnym czerwono wiśniowym lakierze.
-Mikola...ju poznaj jedynego medyka na tym statku, Knockout'a.
***
Thunder POV.
Most ziemny zabrał mnie dla Nemezis. Wszędzie dobrze, ale na międzygalaktycznym statku wojennym najlepiej.
Po tym co zrobił mi wielki M... Po tym jak mało kulturalnie rozpierdolił mi mózg... Po prostu musiałem się przejechać. Po prostu. Prędkość łagodzi wszystko.(Przynajmniej tak twierdzi Knocki) Wycisza emocje, przyćmiewa ból... To źródło relaksu i powrót do pierwotnych instynktów. O ile ja w ogóle je posiadam. Czy klon może mieć naturalne odruchy? Chyba sztuczne. Co jest trochę nielogiczne... Cholera!
Kiedy Schockwave wchodzi za mocno...
W sumie nawet nie miałby kiedy, nie znam za bardzo doktorka. Siedzi w tym swoim laboratorium i tyle. Nie interesują go znajomości z tak zwanym. niższym sortem. A czy ja prosiłem aby zaistnieć? Nie!
Ale jednak zaistniałem. Bywa.
A skoro już jestem i mam się względnie dobrze, to dlaczego by z tego nie skorzystać?
Choć lepiej narazie nie ryzykować...
Może kiedy indziej? Czeka mnie jeszcze poważna pogadanka z Megsem. Nie powiedział co chce ze mną zrobić. Obejrzał przecież moje wspomnien... FUCK.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
MIKOŁAJ!!!!!
Megatron o nim wie! Pewnie już nie żyje! Ale on nie zawinił! To ja go w to wplątałem!
Hej... Ja nie powinienem tak myśleć. Ja nie mogę tak myśleć. To jest nie zgodne z niezapisany kodeksem deceptikonów!!
Może zapisanym? Chuj tam wie!!!
Zapisany, czy nie, jeśli ktoś by się o tym dowiedział miałbym przesrane. U Megsa... I u w sumie wszystkich. Jakbym już nie miał. Vehicony mnie nie cierpią, Scrimi nienawidzi, Schockwave uważa za nielogiczną pomyłkę, Megatron nie wie co robić, Soundwave- kto go tam wie??-,a Knockout i Breakdown... No dobra. W sumie to oni chyba mnie lubią.
Więc nie jest tak źle. Chyba.
Tak czy siak jestem na statku. Skoro i tak nie mam nic do roboty- Soundwave powiedział mi wcześniej abym spotkał się z nim po zachodzie ziemskiego słońca... Megatron chyba wreszcie ujawnił ukrywaną przez siebie iskrę i po tym wszystkim co przeszedłem dał mi chwilę odpoczynku. Zasłużyem po tylu misjach. Wracając. Zdanie Gwiazdki nigdy mnie nie obchodziło- chyba pójdę porozmawiać z Knockout'em. W sumie i tak nie mam niczego lepszego do roboty.
Patrząc na to teraz mam wrażenie, że moja rozkmina nie miała większego sensu. Choć wiem przynajmniej co.chcę teraz robić.
Droga niezmiernie mi się dłużyła, ale nie ukrywajmy- stęskniłem się za moim przyjacielem. Choć mam wrażenie, że ciągnie mnie tam coś innego. Iskra karze mi tam podążać, a wcześniej chciała tylko znaleźć...
Stop! Nie mam prawa tak myśleć!
Jestem wiernym deceptikonem!
Nie wiem co to poczucie winy!
AGH! Muszę pogadać z Knockout'em!!
Sam nie wiem dlaczego, zacząłem biec. Nie zwracałem już uwagi nawet na w pół zdenerwowanie na w pół zdziwione, potrącone przeze mnie klony. Poczułem, że muszę szybko dojść do zabiegówki... Czułem jakby miało się coś stać...
Poczułem jakby iskra zerwała się z jakiejś uwięzi, ciągnęła mnie ona wprost do pokoju medycznego.
Wraz z energonem czułem, jak jakieś dziwne ciepło rozlewa się po całym moim ciele.
Z każdą chwilą stawało się ono mocniejsze i zaczynało nieprzyjemnie palić. Jakby piec ze strachu. Nie wiedziałem o co chodzi. Przecież nic mi nie grozi. Raczej...
Jednak biegłem.
Jeszcze tylko ostatnia prosta i...
Kurdę, brzmię jak na wyścigu!
Już!
Gwałtownie wychamowałem tuż przed drzwiami do zabiegówki. Uspokoiłem oddech i przekroczyłem próg.
Moim oczom ukazał się Knockout robiący chyba coś przy stole, stał do mnie plecami. Całkiem możliwe jest to iż mówił coś do siebie pod nosem, nie słyszałem dokładnie, ale ta teza mogłaby wytłumaczyć niezrozumiałe mamrotanie ewidentnie przypominające te Knockout'a.
-Hejo Knocki!- krzyknąłem! Mech na mój głos szybko się obrócił jednocześnie ukazując cały blat. Tknięty jakimś dziwnym uczuciem spojrzałem właśnie w to miejsce. Ów stół nie był pusty, choć o dziwo to nie narzędzia zajmowały znaczną jego powierzchnię. W centrum tego wszystkiego coś było. Albo raczej ktoś...
-MIKOŁAJ?!?!?!?!
***
Hejka!
Tak. Wiemy. Nie bijcie. Nie pisałyśmy szmat czasu. Co z resztą widać po jakości tego rozdziału. Powiem wam jedno. Pewnie większość mnie zrozumie. Szkoła to zło. No ale. Już jesteśmy.
Prywatnie uprzedzam, że jeśli nie nastąpi cud rozdziały będą się pojawiały co miesiąc. Tak tak. To nasz fail. Ale ja piszę w tym roku egzamin, a w poniedziałek kuratoryjny z biosi, a tęczowykarton też zawalona jest nauką.
Masakra.
No ale cóż. Komu w drogę temu w czas.
Komentujecie, gwiazdkujcie, ja się żegnam... Pa!
Magdanna& Tęczowykarton
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top