Rozdział 19- Bomba, dyktafon i montaż, czyli medycyna level hard
Młody mech upadł na piach wzburzając jego nienaruszoną strukturę i zmuszając go do uniesienia się w powietrze. Na lakierze poszkodowanego pojawiło się kilka szpecących, nowych zadrapań, jednak były one prawie niedostrzegalne nawet dla uważnego oka, choć może powinnam rzec optyki.
W sumie co wielkiego mogą zrobić maluteńkie drobinki złocistego piasku na kilka nieprzytomnych już teraz ton wyjątkowego metalu. Jednak to nie one stanowiły najbardziej wyróżniający się element krajobrazu. Zdecydowanie najdziwniejszą
rzeczą był stojący nad otwartą piersią autobota fioletawo-czarny deceptikon wyjmujący ze swej skrytki jedną najnowocześniejszych zdobyczy dosłownie kosmicznej technologii.
Choć dalej wcześniejsze pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Może jednak w którymś z cieni jednej z tysiąca skał czai się któryś z tych milionów bezimiennych obserwatorów? Może jednak ciemność tym razem nie skrywała nikogo? Niestety tym razem tego nie wie nikt. Pozostają nam tylko domysły...
Thunder POV.
Powstrzymałem swoją niezwykle intensywną rządzę kopnięcia autościerwa w tą jego zapyziałą mordę. Próbować zastrzelić kogoś z zaskoczenia?! No dobrze, iście deceptikońskie zachowanie, nie mam mu tego za złe. Po prostu chciał wygrać... Ale serio?! Nie odliczenie czasu na nagrznie się blastera?! To poniżej wszelkiej krytyki. Żenada.
Nie było z nim prawie żadnej zabawy. A na serio chciałem sobie powalczyć... No cóż... Życie. Puki co skupię się na bardziej pilnych rzeczach. On może się w każdej chwili obudzić, a czeka nas delikatna i nieco... hmm... Niebezpieczna operacja. Weźmy pod uwagę, że nigdy nie dotknąłem końcem, jak to ludzie mówią, końcem miotły folderów o anatomii, czy medycynie transformerów. No cóż... Pora uzupełnić swoją wiedzę. Dowiem się wszystkiego... Krojąc go na żywca.
Ehh... Kusząca perspektywa, ale puki co nie mam zamiaru wygryzać Knocki'ego z posady. Dla tego ta wiedza nie jest mi potrzebna nie jest mi potrzebna. W przeciwieństwie odo niewyrwanej iskry, więc może wreszcie zabiorę się do roboty?! Ah... Te rozkminy kiedyś mnie wykończą...
Dobra. Bez pardonu udało mi się (lekko na siłę, ale co tam) otworzyć "schowek" ZasłonyDymnej. Primusie... Jak to kijowo brzmi. Serio. Mam wrażenie, że ktoś łączył dwa losowe słowa i jak ładnie się wymawiały zostawiał jako imię. Niezbyt fajnie. Ale mniejsza o to.
Dzięki mojej, okojonej, ale co tam, wiedzy o anatomii cybertronian, odnalazłem wzrokiem obudowę iskry i uśmiechnąłem się złowieszczo. Tak bardzo, że Mikołaj przestąpił krok w tył. Dla pewności udeżyłem wroga jeszcze raz w głowę, ponieważ gdyby choć drgnął mógłbym coś skiepścić. Choć i tak wielka szkoda by się nie stała, ale... Puki co ten autobot jest mi potrzebny i co za tym idzie jest onbezpieczny... Na razie.
Nikt nie wie co przyniesie przyszłość. Ani Megatron, ani Prime, ani Knockout, ani Primus... No dobra. Może ten ostatni wie, ale jego nie liczymy.
Okej...
To od czego by tu zacząć? Pomyślmy... A, tak. Wyjąłem z mojego schowka bombę wraz z detonatorem. No cóż. Nie zdejmując z ładunku wybuchowego zabezpieczenia, za pomocą specjalnych przyssawek i jakże dobrego spoiwa o wdzięcznej nazwie: specjalistyczna substancja organiczna lub nieorganiczna służąca do łączenia powierzchni ciał stałych wskutek kohezji i adhezji, aka klej, przytwierdziłem bombę do osłony iskry mecha.
Zaraz obok przyłożyłem dyktafon w taki sposób, że choćby minimalne jego poruszenie uruchomi mechanizm spustowy bomby skutkujący jej nieuchronnym zdetonowaniem... :) No i to ja rozumiem! Nie no. Gdyby wszystko poszło tak jak to opisałem byłoby zbyt łatwo. Z przytwierdzeniem bomby nie miałem większych problemów, nie ucierpiało nic oprócz moich i tak już nadszarpnietych nerwów, lecz z zamontowaniem dyktafonu z ukrytą kamerką w odpowiedni sposób, cóż... Było ciężko... Ale się NIE udało. Po prostu nie potrafię tego zrobić! Za trudne... Co nic... C'est la vie.(zaznaczyć: "Życie" z franc.)
Lekko zrezygnowany opuściłem głowę, już mentalnie podłamany... Widząc moje zachowanie Mikołaj zapytał:
-A może ja spróbuję... Mogę?
Popatrzyłem na niego oceniająco. No cóż... Chyba należy mu się ta minimalna dawka zaufania...
Niech mu będzie. Kiwnąłem twierdząco głową i podałem mu stosunkowo małe, jednak dla niego ogromne narzędzie wraz z innymi potrzebnymi rzeczami, bez których wykonanie "operacji" stałoby się niemożliwe.
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu chłopak bez słowa, czy jęku sprzeciwu zabrał się do pracy nie zwarzając na ciężar niesionego urządzenia. Jednak oczywiście szło mu za łatwo. Po pierwsze, głównym problemem było dostanie się do samej klatki mecha.
Patrząc na jego nieudolne samodzielne próby, postanowiłem się zlitować i mu pomóc. W miarę delikatnie chwyciłem go w pasie i uniosłem ku górze. Jego niespodziewany krzyk bez litości wdarł się w moje audioreceptory. On ma jakąś wbudowaną broń soniczną?! Nie wiedziałem, że ludzie tak mogą!
-THUNDER! DLACZEGO MNIE NIE OSTRZEGŁEŚ!WYSTRASZYŁEM SIĘ!
Aaa... Czyli o to mu chodzi. No cóż, trudno.
-No nic, trudno się mówi i przyczepia dyktafon z kamerką do obudowy bomby dalej! Działaj!
Ten tylko westchnął... No co?! Chciał abym go przeprosił??? Dobre sobie! Przecież nic nie zrobiłem... Prawda? W dodatku decepty nie przepraszają... W sumie to od kiedy ja tak bardzo trzymam się kodeksu mojej frakcji??? Nie mam pojęcia.
W tym czasie człowieczek przybrał skupioną minę i ostrożnie zaczął montowane skomplikowanego wynalazku Shockwave'a. Jego znacznie drobniejsze ręce bez większych problemów wykonały to, co chwilę temu doprowadziło mnie prawie do stanu zarysowanego Knockout'a. Na koniec pomogłem mu zejść z mecha. Spojrzałem na swoją dłoń... Chwila... Ja mam jeszcze jedną bombę! Powinienem zostawić ją na potem, gdyby akcja się nie powiodła, ale... Może mi ona zagwarantować potem przetrwanie. Bo jeśli autobot zrobi to o co go proszę i wykona wszystko według planu, ja zdejmę mu bombę. Wtedy będzie mnie mógł zaatakować bez strachu o swoją iskrę... Chyba, że przyczepię mu drugą bombę z nietestowany jeszcze najnowszym lokalizatorem. Powinien się on przedrzeć przez ich liche zabezpieczenia. Okej... Gdzie by to umieścić, aby nie zauważyli...
Wiem! Na pewno sprawdzą obudowę iskry, ale nikt nie zajrzy... Niżej... Mogę ją przyczepić o bak, pomiędzy pasem i podbrzuszem! Tam nikt inny nie zagląda. Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Bąba znajduje się obok hmm... Osłony intymnej części mecha. Smokescreen'a. Zobaczymy czy młodzik się po tym podniesie.
Jeśli nie, cóż... O jedno auto ścierwo mniej.
Jeśli tak, będę miał nowego, wroga. Nemezis.
Wtedy zacznie się prawdziwa zabawa.
Teraz pozostaje tylko czekać na jego ocknięcie...
***
Hejka! Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo moim zdaniem jest strasznie niedopracowany. Prawie nic w nim nie poprawiałam, się widzicie taką wersję "na brudno".
Niestety rozłożyło mnie choróbsko, a w przyszłym tygodniu mam dwa sprawdzany, poprawy i kartkówki jeśli pojawi się rozdział, to w najbliższą niedzielę.
Lub dopiero za tydzień.
Ok, trochę się tu rozpisałam, więc zakończę tą jakże długą notkę...
Komentujcie, gwiazdkujcie, ja się żegnam... Pa!
Magda:)
Ps: Myślę, że już dostatecznie poznaliśmy bohaterów... Pytania do nich zadawajcie...
Tu!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top