Rozdział 7

Nie wiem, czy ten rozdział ma ręce i nogi, ale go dodaję, bo ktoś mi dupę męczy XD

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Podciągnęłam kolana pod brodę, otaczając nogi swoimi rękoma. Nie wiedziałam, czy powinnam opuścić jego pokój, czy może z nim porozmawiać i wszystko mu wyjaśnić.

– Przepraszam, ale jeszcze nigdy tego nie robiłam i...

Zerknęłam na niego ukradkiem, a on obdarzył mnie takim spojrzeniem, że poczułam jak każdy mięsień mojego ciała się napina, gotowy na atak.

– Prędzej, czy później to i tak nastąpi – oznajmił, a ja poczułam rumieńce wpełzające na moje policzki.

Westchnęłam zrezygnowana, spuszczając nogi z łóżka.

– Wybacz, ale nie wiem, co we mnie wstąpiło... Nie powinnam była robić czegoś takiego – mruknęłam, niezadowolona ze swojego postępowania. – Nie chcę być kolejną zaliczoną.

Odwróciłam od niego wzrok i może lepiej, że nie widziałam wyrazu jego twarzy, kiedy powiedział do mnie:

– Kiedyś wreszcie ulegniesz, niczym specjalnym się nie wyróżniasz. Jesteś taka jak wszystkie inne, a one wprost pchają mi się do łóżka, a niebawem i ty będziesz to robić.

Zamrugałam, czując pod powiekami zbierające się łzy. Odwróciłam się na pięcie, odnalazłam na podłodze klucz, otworzyłam drzwi i już miałam przekroczyć próg, kiedy jego chłodna dłoń zacisnęła się na moim łokciu.

Zerknęłam na niego przez ramię.

– Ja... – wymamrotał, nie wiedząc co powiedzieć.

Spuścił wzrok.

Wyrwałam rękę z jego uścisku, wypadając na korytarz. Chwilę później, z innego pokoju dobiegł mnie znajomy krzyk. Zwróciłam twarz w tamtym kierunku, dostrzegając roztrzęsioną dziewczynę. Rzuciła się biegiem przez korytarz.

– Alya – szepnęłam, kiedy mnie minęła i popędziła do schodów.

W następnej chwili odnotowałam Nino, opuszczającego owy pokój w towarzystwie półnagiej dziewczyny.

Spojrzałam w jego kierunku z wyrzutem.

– Nino! Jak mogłeś? – osądziłam go od razu.

– Ale ona po prostu sama do mnie przyszła, ja tam nic nie robiłem, tylko spałem... Zrozum! – bronił się.

Wierzyłam mu, ponieważ nie widziałam jeszcze tak szczerze oddanego chłopaka. Położyłam dłoń na jego ramieniu, gdy znalazł się już koło mnie.

– Postaram się ją przekonać – pocieszyłam przyjaciela, a kiedy już miałam ruszyć w ślad za przyjaciółką, czyjaś dłoń znów chwyciła mnie za łokieć ciągnąc delikatnie w tył.

Rzuciłam Agreste'owi ostrzegawcze spojrzenie.

– Trzymaj te łapska przy sobie! – rzuciłam.

Przewrócił oczami.

– To nie ja się na ciebie rzuciłem pierwszy – prychnął, a ja zazgrzytałam zębami z wściekłości, zanim dodał: – Nie idź za nią. Staniesz się wtedy ich kolejną ofiarą...

Nie dałam mu dokończyć, wyrwałam rękę z jego uścisku. Spojrzałam wyzywająco w jego zielone oczy.

– To moja przyjaciółka. Nie dbam o konsekwencje.

Po tym oświadczeniu, zbiegłam po schodach, a Nino i Adrien ruszyli w ślad za mną. Kiedy wpadłam do salonu, dostrzegłam Alyę otoczoną przez trzech osiłków. Rozejrzałam się po reszcie towarzystwa, które leżało nieprzytomne na podłodze, wymiotowało bądź kopulowało na kanapie.

A potem wróciłam spojrzeniem do oprawców mojej przyjaciółki, marszcząc groźnie brwi.

– Zostawcie ją w spokoju! – ryknęłam, słysząc wpadających do salonu Adriena i Nino.

Trzech szemranych typów odsunęło się od Alyi, mierząc mnie wzrokiem.

– Dajcie spokój tej okularnicy, tamta pyskata dużo ładniejsza – powiedział jeden i wszyscy trzej ruszyli w moją stronę.

Kątem oka dostrzegłam jak Adrien zaciska dłonie w pięści, ale nie miałam zamiaru dać się złapać na te jego bicepsy! Sama potrafiłam sobie poradzić i mu to udowodnię. Jestem silną i niezależną kobietą, pomyślałam wtedy.

Cofając się przed chłopakami, potknęłam się o jakiegoś imprezowego niedobitka, więc postanowiłam zmienić otoczenie. Uśmiechnęłam się zmysłowo do chłopców, którzy pod wpływem alkoholu, albo, Bóg jeden wie czego jeszcze, ruszyli za mną. Widziałam jak Adrien niemal trząsł się z wściekłości. Dziwne, że jeszcze im nie przyłożył. Czyżby na coś czekał?

Kiedy podeszli bliżej, rzuciłam się w stronę drzwi balkonowych. Przeskoczyłam ponad progiem lądując na trawie w tylnej części ogrodu. Osiłki wypadły zaraz za mną. Jeden z nich potknął się o próg i wylądował w osikanych wcześniej przeze mnie krzaczkach. Uśmiechnęłam się zjadliwie na ten widok.

Skinęłam na chłopaczków dłonią, zachęcając ich do ataku. Ruszyli na mnie, a ja zauważyłam jak do ogrodu wpadli moi przyjaciele w towarzystwie pewnego blondyna. Ale się przyczepił, pomyślałam.

Nagle pole widzenia zostało mi zasłonięte przez jednego z osiłków. Zmierzyłam go wzrokiem, a on uśmiechnął się zwycięsko.

– Jeden na mnie? Czuję się urażona – oznajmiłam.

Kiedy tylko jego ręce wystrzeliły w moją stronę, wykonałam obrót, unikając jego chwytu. Chłopak poleciał przed siebie, padając twarzą w trawę. Chwilę później moje dłonie zostały zablokowane z tyłu poprzez drugiego typka. Trzymał moje ręce w mocnym uścisku, kiedy trzeci, który właśnie wygramolił się z krzaków, podszedł do mnie od przodu. Uśmiechnęłam się tajemniczo i kiedy już miał mnie złapać, odbiłam się od ziemi i wykonałam szybki spacerek po jego kroczu, torsie i twarzy, robiąc salto do tyłu. Przeleciałam nad trzecim osiłkiem, którego ręce wykręciłam aż zawył z bólu, a na koniec wykonałam kopniaka z pół obrotu w sam środek jego pleców.

Trzech chłopaków leżało teraz w trawie, a ja nie byłam pewna, czy pokonała ich moja siła, czy może ilość spożytego alkoholu, bądź wziętych narkotyków.

– Mamy w Paryżu nową bohaterkę! Przed państwem Marinette Dupain-Cheng, nasza druga Biedronka! – wykrzyknęła rozradowana Alya, chowając twarz za ekranem swojego smartfona.

Po jednej stronie swojej przyjaciółki, dostrzegłam Nino z rozdziawioną buzią, a po drugiej Adriena, uśmiechającego się w dziwny sposób.

Odwzajemnił moje spojrzenie, a ja spostrzegłam dziwny błysk w jego zielonych oczach.

– Brawo, Marinette! – pochwalił Nino, gdy podeszłam do nich.

Zerknęłam pytająco na Alyę, a ta odetchnęła z ulgą.

– Byłam tak roztrzęsiona po tej sytuacji z Nino, że nie zareagowałam poprawnie – oznajmiła.

Skinęłam głową, kompletnie ignorując tę trzecią osobę.

– To co, wracamy do domu? – zaproponowałam, obejmując moich przyjaciół. – Padam z nóg.

Cała nasza trójka się roześmiała. Tylko Adrien wciąż się we mnie wpatrywał. Zadziwiające, pomyślałam, może się bał?

– Myślę, że możemy zadzwonić po taksówkę – stwierdziła Alya.

– Mogę was podwieźć do akademika – zaproponował Agreste. – I tak jadę w tamtym kierunku.

Spojrzałam na niego z wyrzutem, ale moi przyjaciele wydawali się rozradowani tą propozycją.

– Jasne... Nie uśmiecha nam się zginąć, bo ktoś będzie prowadził po pijaku – oznajmiłam, a wtedy jego odpowiedź zmroziła mi krew w żyłach.

– Jestem trzeźwy. Nie piłem alkoholu.

Zerknęłam na niego przerażona, a on uśmiechnął się do mnie, poruszając znacząco brwiami. To by oznaczało, że... że... On to wszystko zapamięta! Że zapamięta ten pocałunek! O nie!

Musiałam zebrać myśli.

Kiedy znaleźliśmy się przy samochodzie, odsunęłam się od moich przyjaciół.

– Wybaczcie, ale ja chyba sobie zrobię nocny spacerek – oświadczyłam.

Adrien pokręcił przecząco głową.

– O tej porze? Nie ma mowy, nie puszczę cię samej – prychnął.

Nino go wyśmiał, mówiąc:

– Ty się o nią martwisz? Widziałeś, co zrobiła z tamtymi typami?

Adrien zazgrzytał zębami, spoglądając na mnie wyzywająco.

O co mu chodziło?

– Wracam na własną rękę – oznajmiłam, przechodząc na drugą stronę jezdni.

Zniknęłam pomiędzy drzewami, a kiedy usłyszałam ryk silnika samochodu Agreste'a, przemieniłam się w Biedronkę i uciekłam z lasu. Jednak nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś mnie obserwował.

Gdy wreszcie znalazłam się w swoim pokoju w akademiku, z ulgą powitałam puste pomieszczenie. Zebrałam potrzebne rzeczy i ruszyłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic przed snem.

Kiedy poczułam ciepłe strumienie spływające po moim napiętym ciele, do mojej głowy uderzyły wspomnienia z dzisiejszego dnia. To był tylko jeden dzień, a tyle się już wydarzyło. Westchnęłam cicho. Zakręciłam wodę i sięgnęłam po ręcznik. Materiał zaplątał się w moje ubrania, które pacnęły w kałużę wody na podłodze nieopodal odpływu. Wzniosłam oczy do nieba, czując ogarniającą mnie złość.

Z cichym prychnięciem podniosłam przemoczone rzeczy, a potem owinęłam się ręcznikiem i wyszłam ostrożnie z kabiny, rozglądając się dookoła. Nikogo nie było. Uff.

Wydostałam się z łazienki, a wychodząc na korytarz zamarłam. Która była godzina? Nawet nie zerknęłam na zegar, kiedy byłam w pokoju. Miałam nadzieję, że było wystarczająco późno, aby część studentów spała, bądź imprezowała poza akademikiem. Szybko przeszłam przez korytarz – na szczęście mój pokój znajdował się niedaleko łazienek, więc z uczuciem ulgi nacisnęłam klamkę i skryłam się w swoim pokoju.

Oparłam się o drzwi, wzdychając z ulgą.

– No, no. Całkiem niezłe widoki – usłyszałam znajomy głos.

Otworzyłam oczy, wpatrując się w rozwalonego na łóżku mojej współlokatorki Agreste'a.

– Wiedziałem, że Lily tu nie ma i liczyłem na to, że będę mógł się tu przespać... Nie miałem pojęcia, że jesteście współlokatorkami – uśmiechnął się złośliwie.

Odepchnęłam się od drzwi, nie czując, że mój ręcznik zahaczył o klamkę.

– Nie czuj się mile widziany – prychnęłam.

Postąpiłam kolejny krok i materiał, który owijał me ciało, zsunął się na podłogę. Z wrażenia wypuściłam swoje mokre ubrania z ręki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top